Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

wtorek, 21 lutego 2012

miasto i wieś

Pamiętam jak moja siostra mieszkająca we Włoszech na wsi, mówiła mi, że już nigdzie nie jest tak w pełni szczęśliwa, że będąc we Włoszech tęskni do Polski, a w Polsce tęskni do Włoch. Myślałam wtedy, że rozumiem, bo za każdym razem powracając od niej z wakacji, tęskniłam do następnego wyjazdu, ale teraz wiem, że nie zdawałam sobie sprawy z tego rozdarcia, pomiędzy jednym a drugim. Jestem dzieckiem miasta, lubiącym przesiadywać w kawiarniach i spacerować ulicami starego miasta, oglądać wystawy i chodzić na koncerty do zamku, lubię ruch, przyglądać się ludziom, to wszechobecne życie. Ale lubię też spokój, ciszę, wolność, konie, spacery z psem, samotność, tego miasto mi nie da, to może mi dać tylko wieś. Nie wszystko na wsi jest wspaniałe i nie wszystko w mieście jest cudowne, wszystko ma swoje plusy i minusy, często powtarzam sobie i mężowi, że nie ma w życiu niczego za darmo, że wszystko ma swoją cenę i kwestia jest tylko tego, czy jesteśmy skłonni ją zapłacić. Ceną posiadania zwierząt i radości jaką można z tego czerpać, jest brudna podłoga, zapach nie wszystkim odpowiadający, zniszczenia różnego typu i tak można by wymieniać w nieskończoność, co ma jaką cenę, pytanie tylko czy warto. To rozdarcie w moim przypadku polega na tym, że często gdy pojawiają się problemy zastanawiam się czy to wszystko ma sens i czy naprawdę warto, na razie gdy opadają emocje wychodzi mi na plus, ale czy na koniec życia podsumowując również będę na plusie... Chyba rozwiązaniem tych moich problemów byłby teleport, ale taki nie tylko przenoszący, ale i zmieniający mnie również w jednej chwili - Paulina w gumofilcu wiejska i Paulina w sukience i szpileczkach miejska, cóż pozostaje mi tylko cierpliwie czekać na ten wynalazek.

9 komentarzy:

  1. Z moich doświadczeń wynika, że po kilku latach człowiek wrasta w tę wieś, w nowe miejsce. Rozdarcie popiskuje czasem jeszcze, choć coraz ciszej, aż pewnego dnia, będąc w mieście łapiesz się na tym, że... chcesz DO DOMU. Wracasz i wzdychasz z ulgą: nareszcie! I to jest ten moment, kiedy masz pewność, że dokonałaś właściwego wyboru. :)) Buziaki, Kochana!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wsi spedzalam wakacje jako dziecko, pozniej przemieszkiwalam u (bylych) tesciow na wiosce mazurskiej. A w Warszawie sasiedzi za sciana, tlumy ludzi, halas... Zawsze z radoscia uciekalam z miasta. Zreszta nie jestem typowa kobitka, raczej babochlopem co zaklada dzinsy, dresy, tshirty i bluzy, unika makijazu i bizuterii, jak moj pan mowi, jestem dzika kobieta :D

    Oddychaj swiezym powietrzem, ciesz oczy przyroda i blogoslaw wies :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I produkuj brykiety z końskiego obornika w wolnych chwilach.:-), że dokończę ostatnie zdanie. ( Zajrzałam na Twoją stronę i pomysł na brykiety mnie przekonał )

      Usuń
  3. Ja wolę wieś, zdecydowanie. Chociaż lubię się przebierać i metamorfozy z babochłopa w damę zawsze mnie radują. W domu, słoma w butach, siano we włosach, gnój pod podeszwami, a w MIEŚCIE elegancja-francja i odstawiam wielką damę( chociaż nie zawsze mi się chce....) Myślę, że tego rozdarcia można doświadczać jako różnorodności, możliwości przebywania w dwóch światach, i korzystania z obu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak... musimy się cieszyć... jak przyjdzie wiosna nawet nie będzie trzeba się zmuszać, a na razie będę się zmuszać do radości!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej Paulina, brzmi to okropnie ponuro - to zmuszanie się do cieszenia... To może lepiej się autentycznie i zamaszyście powkurzać, ponudzić i pomarudzić, a ta radość sama się pojawi. Co Ci koza zżarła? Podłogę???

    OdpowiedzUsuń
  6. na razie tylko wszystko ciućka... obrus, pranie, nogawki, włosy jak się człowiek zapomni i nieopatrznie schyli, pewnie za jakiś czas coś zeżre... jak jej zęby urosną:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Paulino . widzę teraz jak ta zima dała Ci się w kość . Jak będziesz podsumowywać swoje życie za 70-80 lat :) . To powiesz że dokonałaś dobrego wyboru mieszkając na wsi , mimo trudów i ciężkiej pracy było warto,warto dla tych wiosen budzących ospałą naturę , lata kwitnień żywymi barwami , jesieni rodzącej plonami no i zimy śpiącej, śpiącej z pozoru bo jak czasami dającej we znaki :) . Tego w mieście nie zobaczysz i nie poczujesz tak z bliska . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariuszku, dzięki za proroctwo długiego życia:) od razu mi lepiej:))

      Usuń