Dziś w godzinach dopołudniowych, gdy już się wykapałam po karmieniu, pojeniu i czyszczeniu koni, dzwoni telefon, mój mąż odebrał, ja suszyłam włosy i słyszę
- Felina, chodź no, Tomek dzwoni (nasz znajomy na wsi) przejęłam więc telefon.
- Co tam Tomeczku słychać?
- Paulina! Konie twoje po polach biegają!!!
- Co? Przecież dopiero je czesałam ?
- No nie wiem, biegają, musisz je łapać!
- Poczekaj zaraz sprawdzę, Boże, jak to się stało? Wybiegłam na podwórze, głowa mokra, sprawdzam wzrokowo ogrodzenie, myślę intensywnie kto tu jeszcze ma w okolicy konie i czy Tomek mógł je pomylić z cudzymi...
- Chłopcy, chłopcy, chłopaki chodźcie tu chłopppccccyyyyyyyyy!!!!! Konie wyszły ze stajni, zdziwione, przeżuwając siano.
- Boże, Tomeczku to nie moje, na szczęście!
- Ha ha ha Prima aprilis!!!! he he he
- Ach Ty Podły, zapomniałam ha ha ha
A wczoraj byliśmy u rodziców, jak dojechaliśmy do miasta, to była już śnieżyca, przez cały obiad zerkaliśmy przez okno jak strasznie sypie, wyruszyliśmy do domu wcześniej niż zwykle w nadziei, że jakoś dotrzemy. Miasto jakoś przejezdne, ale im dalej od miasta tym gorzej, po drodze karetka, wypadek, padło ogrzewanie w samochodzie, można było jechać tylko środkiem drogi, samochód z naprzeciwka minęliśmy tylko dlatego, że znalazł zatoczkę i nas przepuścił, dojechaliśmy do szlaki i tu się niestety podróż nasza skończyła. Nie za grubo ubrani, ładnie świątecznie jak to na Wielkanoc przecież, a nie Boże Narodzenie, pożyczyliśmy od rodziców dodatkowe okrycia i jak ci ludzie na obrazkach z Syberii przez śnieg niecały kilometr do domu musieliśmy się przebić. Udało się, ale zmarznięci byliśmy strasznie, dodatkowo było tak pięknie, że aż żal, że to nie Wigilia. Powiedzcie, co to się porobiło...?
Tak wyglądały okna w domu i furteczka przed drzwiami. Dziś już śnieg jest udeptany, ale jak wczoraj po powrocie na taki świeżutki śnieg wypuściliśmy psy, to chciały oszaleć ze szczęścia, nawet Arrowka nie przypinałam, aby całkowicie swobodnie mógł pobiegać, tylko stałam i pilnowałam, aby ogrodzenia nie przeskoczył. Dziś zresztą też szaleją, tylko że Arrowek na lince 15 metrowej niestety, ale pogodził się z tym, w końcu wszędzie może dojść, tylko ogrodzenia nie przeskoczy...