Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Oj działo się!

...i to dużo! Długo mnie nie było, ale mam usprawiedliwienie, bieliłam i odkażałam ściany w stajni, w wolnej chwili pojechaliśmy na koncert muzyki kameralnej do zamku w Piotrkowie, no i mamy drugiego psa od soboty, ale nic nie mówiłam, bo jeszcze nie był całkiem nasz, a teraz jest! W sobotę rano wyglądam na podwórze przez okno i mówię - no nie Arrowek już uciekł?! Bo mignęła mi kita za ogrodzeniem, ale coś mi nie pasowało, wybiegłam z domu, patrzę a to nie mój pies, tylko inny Husky (huskopodobny?). Około godziny zajęło mi zwabianie go na podwórze z pierwszą kością uciekł na pastwisko przy drodze, kolejną już wziął z ręki i okazało się, że to suczka, w końcu dała się zwabić "na Arrowka" i wpadła do środka, zamknęłam szybko bramę aby nie mogła zwiać. Strasznie nam się spodobała, ale poczucie przyzwoitości kazało nam zgłosić na policję, że u nas jest taki pies gdyby ktoś szukał, cały czas mieliśmy nadzieję, ze nikt się nie zgłosi. Na początku bardzo bała się naszego dotyku, a teraz to jest taka miłość wielka jak nie wiem co, choć dalej nie jest tak pełna ufności jak Arrowek czy nasze koty, które można podrzucać, a one nawet się nie przekręcają bo mają pewność, że je złapiemy i na pewno nie damy im upaść. Była cisza, nikt się nie zgłaszał, aż do dziś, przyjechała sąsiadka na rowerze ze wsi sąsiedniej i pyta czy tu się nie błąkał taki właśnie pies jak ten za ogrodzeniem, nie miałam sumienia skłamać i powiedziałam, że to właśnie ten, choć postanowiliśmy już psa zatrzymać za wszelką cenę. Mówi, że to pies jej syna i że im cały czas ucieka, pytam czy odsprzedać by nie chcieli, a ona zwykle taka rozmowna  w wielkim zamyśleniu odpowiada, ze musi zapytać syna i że zadzwoni do niego, odjechała szybko bardzo zamyślona. Po pół godzinie przyjeżdża mąż tej sąsiadki i mówi że syn kazał oddać za przysłowiową złotówkę jeśli w dobre ręce z zastrzeżeniem możliwości odwiedzin psa i kazał jeszcze dać torbę karmy, radość moja była wielka! Co się okazało, pies mieszkał w bloku ale szkody robił w mieszkaniu i żona kazała wywieźć psa na wieś do rodziców męża, a oni nie byli psa w stanie upilnować i cały czas im uciekał, poza tym mają własne psy i chyba z synowego "prezentu" niezbyt się ucieszyli, tak więc wszystkim chyba spadł kamień z serca, im bo pozbyli się problemu, a my zyskaliśmy kolejne psie szczęście! Śpią razem z Arrowkiem w przedpokoju, na podwórzu są pilnowane, no i na spacery chodzimy, choć Zoe ciągnie strasznie i charczy, bo się poddusza i musi koniecznie dostać szelki takie jak ma Arrowek. Aha właśnie na imię ma Zoe  i nie wiem czy dobrze piszę, bo nie pamiętam, to imię z Najdłuższej podróży (gra PC) i pamiętam brzmienie - Zołi, ale nie pamiętam pisowni tak ją nazwałam gdy nie wiedziałam jak ma na imię i już zaczęła na nie reagować, więc przy nim zostanę, bo bardzo miło mi się kojarzy. To młodziutki chyba roczny pies, bardzo słodki, ma oba niebieskie oczka i jest srebrna, ma też charakterek, no i Arrowek ma jej już troszkę dość, bo energia ją rozpiera. Jak to jest, że czasem nic nie robimy a życzenia i marzenia same się spełniają...?

piątek, 6 kwietnia 2012

Wszystkim, którzy tu zaglądają składam Najserdeczniejsze Życzenia Zdrowych i Wesołych Świąt Wielkanocnych! Nie wysłałam w tym roku kartek, za co przepraszam wszystkich  serdecznie. Załączam zdjęciem mój koszyczek tegoroczny, a każdego roku jest inny, w tym są same jajeczka przepiórcze i kurze, na różowym sianku i białym koszyczku.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Z pamiętnika młodego koniarza

Zaczynam od przywołania ich do bramki odpinam górną sprężynę i zapinam uwiązy, następnie odpinam dolną i mówię chodźcie chłopaki
Nie pozwalam się wyprzedzać, ale trzeba być bardzo czujnym i cały czas kontrolować ich zachowanie, myślę, że najlepiej jest do nich cały czas mówić aby były skupione na mnie i nie rozpraszały się.
Uwiązy muszą być długie i luźno popuszczone, ale jednocześnie tak aby się nie zaplątały w nie konie, no i oczywiście jako samica Alfa wchodzę pierwsza
Jak widzicie na zdjęciu Kasia już całkiem wydobrzała tylko chudziutka jest strasznie, a małe już wcina siano i trawkę jak gdzie dojrzy! ...a weterynarz powiedział, że taniej kupić nową kozę niż ratować tą...
Prace polowe moich sąsiadów, naprawdę wygląda to niesamowicie jakby się człowiek cofnął w czasie
No dobra może nie metrykalnie, ale przynajmniej młodego stażem. Chciałam Wam wszystkim pokazać jak moje konie biegają ze mną razem na uwiązie, oba na raz, ale mój małżonek "słodki" zrobił tak poruszone zdjęcia, że nic nie widać. Tak więc pokarzę Wam to co daje się rozpoznać, gdzie koń a gdzie człowiek i opiszę jak do tego doszło, że zaczęłam się zachowywać tak bardzo niepodręcznikowo. Oczywiście zaczęło się z lenistwa czystego, nie chciało mi się na pastwisko chodzić dwa razy, do tego bardzo mi się kiedyś śpieszyło do czegoś bardzo ważnego i złapałam oba na raz i mówię - idziemy chłopaki! i poszły i tak się to zaczęło, że teraz je sprowadzam razem wprowadzając bieg ostrożnie, do tego są potrzebne długie uwiązy i mnóstwo uwagi, bo potrafi jeden się spłoszyć, albo zastrajkować i stanie, podczas gdy drugi idzie i tu trzeba wiedzieć i wyczuć kiedy którego popuścić, kiedy jeden uwiąz przełożyć do drugiej ręki itd. No i oczywiście nigdy nie wyprowadzam ich rano w ten sposób, bo rano są spragnione swobody, często są pobudzone, no i mam problem ostatnio z Lisiakiem, otóż podczas wyprowadzania go porannego na wybieg zaczyna mi szarpać łbem i wyprzedzać, biegnąc często. Najczęściej wtedy puszczam go na długość uwiązu i skręcam gwałtownie aby musiał wyhamować. W skrajnych jednak przypadkach gdy nie chce się uspokoić i wiem, że nie wygram, bo nie ta siła, a nie chcę aby się przekonał, że może mnie wziąć przez siłę, to zaczynam biec razem z nim, tak aby myślał, że właśnie o to mi chodziło, jeszcze go popędzając, gdy wbiegniemy już na pastwisko daję komendę stój, zwykle działa, odpinam uwiąz i chwalę go. Ale przecież nie o to chodzi, aby robić takie sztuki, tylko o to aby sam z siebie nie zaczynał biec. Nigdy wcześniej tego nie robił, zachowywał się natomiast w taki sposób Dżygit, który wydawał się niezrównoważony, a teraz Dżygit to oaza spokoju i opanowania, natomiast dobrze wychowanemu Lisiakowi odbija, mam nadzieję, że mu minie, tak jak minęło Dżygitowi, może to są właśnie te niespodzianki, których potrafią przysporzyć ogiery młode swoim właścicielom...