Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

czwartek, 29 maja 2014

Pszczoły i cała reszta


Na początek pszczoły.
Wreszcie przyjechały, oczywiście jak to u mnie wszystko na wariata. Przyjechały znienacka z łapanki w misce, bo się u znajomego pszczelarza wyroiły, węza nieprzygotowana, nawet ramki nieodrutowane, wszystko na łapu capu, szybciutko robiliśmy przeplatając tylko węzę między druty. Udało się i zostały, dla zachęty węzę posmarowałam miodem:-) teraz siedzą w ulu, bo troszkę nas zalało i mokro, i pada, i do d... Jedna wyleciała na zwiady gdy ukucnęłam przed ulem aby zrobić zdjęcie, byłam spokojna i nie ruszałam się, więc się zawinęła i wróciła do ula:-)
Przez straszne burze nie było prądu prawie 24h, nie było internetu, ja walczę z alergią, która teraz przez opady troszkę osłabła, ale za to kończy mi się zapalenie zatok, które mnie męczyło około tygodnia. Niestety przy alergii w moim przypadku dolegliwości lubią się nakładać... Do tego wszystkiego przywieziono mi siano podczas burzy i nie wiem czy mi nie zapleśnieje... Już się przyzwyczaiłam, że nie ma lekko, Lisiak ma narów, czy jak to ja lubię nazywać nawyk wyrywania się, i idzie niestety na wszystko - każdy rodzaj ogrodzenia, obecnie testujemy siatkę i póki co działa. Niestety nie mogę z nim pracować, bo zdrowie mi nie pozwala, a pan Andrzej siedzi już od chyba roku u znajomego w stadninie, którą się opiekuje, co skutkuje tym, że konie na swoim padoczku siedzą i łąka przychodzi na padok - ok. sześciu taczek na dzień, zrywanych przeze mnie sierpem, jak sto lat temu, albo i dawniej:-) Radzimy sobie jak możemy, niestety, gdy jedna osoba zajmuje się wszystkim, to niewielki przestój spowodowany chorobą powoduje problemy, narastające niestety. Konie zostają w stajni dwa dni i zaraz robią się podniecone, bo pachnie trawa, a tu suche trzeba jeść, a to ogiery moje kochane, więc reakcje są hmmm... jak to ładnie nazwać... o charakterze dominującym:-) Na to wszystko mam już narzędzia i plan, który powinien zapobiec temu wszystkiemu, ale zdrowie mi szwankuje niestety. A z doświadczenia wiem już, że w pracy z końmi najważniejszy jest spokój, konsekwencja i zbieżność sygnałów werbalnych i niewerbalnych, a tu człowiek kicha i zasapany z krótkim oddechem mówi - spokojnie Lisiaczku, wszystko dobrze i Lisiak głupieje i przejmuje kontrolę, bo mi nie wierzy, bo mój oddech i gwałtowne zachowanie (kichanie) temu przeczą.
To tyle u mnie i znacznie więcej, ale na razie tyle musi wystarczyć:-) Co do ostatniego wpisu, to skasował mi się niestety jak próbowałam zamienić filmiki, jest dostępny nadal na FB, ale ja nie miałam już siły go umieszczać ponownie, mam też problemy z adresem mailowym, nie dochodzą wszystkie maile, zorientowałam się po blogu, gdzie połowy komentarzy nie ma:-( Mam drugi adres, z którego będę korzystać, gdyby ktoś chciał się skontaktować to podaję paulina.szulc1978@gmail.com jest bardziej prywatny, a tamten już dawno trzeba było zlikwidować, bo zaśmiecają go reklamy i nie działa jak już wspominałam poprawnie.
Idę teraz kosić łąkę dla moich koników:-) pogoda u mnie straszna, mokro, pola zalane, ale w piątek do teatru jedziemy na "Szalone nożyczki", więc może jakaś chwila miłego wytchnienia od pracy i alergii będzie:)
Zapomniałabym napisać, że włamu do pomieszczenia ze świeżutkim sianem dokonały i zdążyły jedną kostkę pożreć  zanim się zorientowałam, ale na szczęście to było dwa dni temu i nic się nie dzieje póki co niezwykłego z ich zdrowiem.
...i tak podczas koszenia myślałam - czy na pewno wszystko napisałam co chciałam i oczywiście znów zapomniałam o ważnej zmianie w naszym życiu wspomnieć, otóż od kilku miesięcy mięsa nie jemy, no może nie tak całkiem, bo ze względu na zdrowie ryby morskie jemy. To bardzo ważna zmiana dla mnie, bo długo nie mogłam się na nią zdecydować, ale to kwestia tylko i wyłącznie decyzji, oraz konsekwencji. Wszystko zaczęło się od tego, że zobaczyłam jak są hodowane lisy... i jak są podobne do mich psów... w konsekwencji w mojej szafie nie ma już futer, a w lodówce mięsa, no w porządku są ryby, ale w małej ilości - taki kompromis ;-)

sobota, 24 maja 2014

Natura. Jest niezmierna.

Ostatnio narzekałam, że pisać mi się nie chce, ale za to chociaż zdjęcia zrobić mogę i tak na łapu capu , zrobić wpisa...
Cóż, teraz to już tyle mam pracy w ogrodzie, że właściwie i czasu na zdjęcia nie ma. A natura, atakuje.

Przykłady pod spodem.

Otóż Kira, ze względu na kontuzję łapy, mało przebywała na dworze, no i od razu są tego skutki - panoszą się. Bezczel na całego. W ogóle to były 3, i mamusia.

Poza tym. One ponoć u nas tylko zimują. No cóż, ten siedzi u mnie na trawniku i wcina nasiona mleczów.
Gil jak byk. Był.
Teraz już nie, bo Nikolas, gdy płoszył lisy, udając psa, czyli szczekając przeokropnie, spłoszył i biednego ptaszka.

Pierwsze plony.
trybułka

rzepka majowa

Może nie całkiem pierwsze, ale ładne, i smaczne. Robiłam porządek w szklarni przed sezonem pomidorowym i musiałam wyrwać wszystko, co tam rosło od zimy. Było tego sporo.
Teraz szklarnia pusta i czeka na tomaty.

Jakkolwiek, czy całkiem pusta, sami popatrzcie:
Niby pusto, ale pozory mogą mylić.
Patrzymy dalej.

No, widzicie?
Nie???
To patrzymy dalej.

Widzicie, widzicie?
No nie, no to teraz to już musicie zobaczyć.
W moje kretyńskiej kobiałce w szklarni, w której trzymam różne śmieci. Znaczy kobiałce, nie szklarni.
Trzeba mieć nieźle poprzestawiane w garze, żeby w takim miejscu zbudować sobie gniazdo.
Pomijam już fakt, że przez ostatnich parę upalnych dni, w szklarni było tak gorąco, że bałam się, że jajka się ugotują, a potem, że pisklaki usmażą. Ale jakoś dają radę.

A tu, widok z ostatniej chwili, zdjęcie  zrobione przez okno.
Co to jest?
Powiedzieć by ktoś mógł, że to przecież padok, cholernie zarośnięty i o d razu widać, jak intensywnie my tu jeździmy konno. Wcale. Wstyd i hańba.

Ale nic , patrzymy dalej. Zbliżenie!

 Pomaga mi kosić trawę, jakże ja go lubię, tego zająca.

Kończę, bo mój ukochany drze się z góry, gdzie ta kawa. To chyba zrobię. Mam nadzieję że w ekspresie nie zagnieździło się od wczoraj jakieś zwierzę.



czwartek, 15 maja 2014

poniedziałek, 12 maja 2014

Pastwisko bis.

Inne miejsce, inne konie, inne zajęcia.
W cieniu romantycznego brzozowego zagajnika....
-"Cześć, jak się nazywasz?"-"Odwal się, wieśniaku."



-"No, co jesteś taka niemiła? Ładnie pachniesz, swoją drogą. Jakie to perfumy?-" Spadaj!"
-"Zostaw ją, przecież to ja jestem twoją dziewczyną" - "No rzeczywiście, jakoś zapomniałem"
-"Chodźmy na spacer". - "To idziemy".
-"Wiesz, ty też jakoś ładnie dzisiaj pachniesz. Zupełnie nie rozumiem, jak mogłem oglądać się za tamtą wywłoką"
-" Tu też ładnie pachniesz. Masz łaskotki? O jaka ty jesteś piękna....""Mogę cię trochę podotykać? - "No możesz."
-"Słuchaj stary, może starczy tej gry wstępnej. Przejdź do konkretów."  -  "Nie ma sprawy, wiesz, nie chciałem tak ci się zaraz narzucać."
-"Sprawny jesteś w te klocki, chłopcze." - "Dużo ćwiczę".
"Nieźle ją zbajerowałem.  Jeszcze te trzy następne i plan wykonany."

W rolach głównych wystąpili:
Galeon,
Bielanka,
Mgiełka.

niedziela, 4 maja 2014

Pastwisko

Lisiak, pochłonięty trawą, rozpoznałam go na zdjęciu tylko po przesuniętym kantarze
Aby uniknąć śmierci z ręki Agniechy, postanowiłam zebrać resztki sił na koniec dnia i zrobić wpis. Mam coraz mniej czasu na internet i prowadzenie bloga, nad czym bardzo ubolewam, ale niestety:-( proza życia powoli zabija moje dawne życie. Jest tyle do zrobienia, w dodatku dla jednej osoby niestety, a jeśli coś jeszcze wypadnie po drodze jak pęknięte żebro, czy przeziębienie, to zaległości są przytłaczające. I tak w związku z różnymi perturbacjami zdrowotnymi sezon pastwiskowy został otwarty dopiero dziś. Lisiak oszalał ze zdenerwowania, o ile na kantarze szedł spokojnie do bramy, tak już za nią zaczął się strasznie denerwować, wyrwał mi się z ręki i pognał do przodu z uwiązem, następnie przyjmując postawę broniąco - atakującą przerwał pastuszka i do domu, a tu brama zamknięta, więc z powrotem. Musiałam wejść na pastwisko i go w miarę możliwości uspokajać. Na szczęście przewidywałam problemy i wygrodziłam przejście między bramą od siedliska, a pastwiskiem, ich przeraża ta otwarta przestrzeń, na której wieje i tyle widać, a ogrodzenie jest delikatne i nie daje poczucia bezpieczeństwa, tak więc zawsze musi minąć troszkę czasu zanim się przyzwyczają. W przyszły weekend próba z wędzidłami, aby mi się Lisiak nie wyrywał, przez pięć dni próby na padoku, a w sobotę gdy będzie Michałek próba z przeprowadzeniem, jeśli będą spokojnie chodzić w sobotę i niedzielę na wędzidle, to od poniedziałku przyszłego, od świtu do zmierzchu na pastwisku, może nawet na linkach popróbuję wypasać z wędzidłem, aby wyjadły tam gdzie nie bardzo jest jak wygrodzić - zobaczymy. Dziś gdy już się uspokoiły to wcinały i były szczęśliwe, ale po dwóch czy trzech godzinach chciały już z powrotem do stajni i podchodziły do przejścia aby je przeprowadzić, zawsze tak robią gdy chcą wracać, a jak nie chcą to uciekają:-)
Dżygit
Dżygit niuchający:-)
...najlepiej smakuje razem...
mój ukochany Lisiak