Gdzie ten świat w kolorze toffikow, gdzie ten świat o smaku dropsów miętowych z baru mlecznego, gdzie spacery słoneczne i cudowne letnie burze oblepiające ciało jedwabną sukienką, po których zawsze pojawia się tęcza?
Gdzie ta radość wdzięczna, niewinna?
Rowlands twierdzi, że wilki potrafią być naprawdę szczęśliwe, bo żyją chwilą - teraźniejszością.
Gdy myślę o chwilach w dzieciństwie z moją siostrą, to takie one właśnie były, bez lęków przyszłości i zmartwień przeszłości. Świat po prostu był! Gdy zaglądam w przeszłość w poszukiwaniu sedna - szczęścia, to widzę chwile, chwile wypełnione słońcem, ciepłym deszczem, pieszczącym wiatrem. Dręczy mnie myśl, czy wraz z dzieciństwem tracimy bezpowrotnie możliwość odczuwania prawdziwie głębokiego szczęścia i beztroskiej radości? Tego szczęścia prostego, nie satysfakcji z osiągnięć zawodowych, materialnych, czy osobistych, ale szczęścia istnienia. Istnienia nieograniczonego kompleksami, czy wszechobecnym materializmem, szczęścia z samego aktu istnienia, możliwości oddychania i patrzenia.
Siostra, to coś cudownego, można się nie widzieć latami, można się kłócić i spierać, a gdy się choć usłyszy przez chwilę, mimo przeszkody kilometrów wraca szczęście koloru toffików. Dziś w pierwszym prawdziwie wiosennym dniu, gdy na spacerze zbierałam wspomnienie toffików, zamykałam oczy i wyciągałam rękę do mojej starszej siostry - królewny, lecz tylko wiatr oplatał chłodem moje palce i trzeba było otworzyć oczy...
Gdy po powrocie usiadłam na kamieniach pod drzewem, z każdej strony oblepiło mnie szczelnie ciepłe złoto - srebrne futro i wylizało mi całą twarz - moje toffiki - muszę się koniecznie odrobaczyć!
Kocham Cię Siostrzyczko!