Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

poniedziałek, 26 listopada 2012

Znowu, ach, znowu, zostałyśmy wyróżnione!

Wyróżnione zostałyśmy znowu - w jednym przypadku dość dawno temu (Dom pod Sosnami), w drugim (Ostoja Tupai)- też już dość dawno. Dziękujemy bardzo, bo przecież to tak przyjemnie, że ktoś nas czyta i docenia. Chociaż leniwe jesteśmy bestie dwie, i często nam się nie chce... Albo może czasu brak. Pytania jakieś trudne, trzeba pomyśleć - a ciężko chodzą tryby w mózgownicy, zacina się tam coś. Pewnie generalny remont by się przydał albo jaki przegląd techniczny. Być może Paulina się jeszcze dopisze z odpowiedziami, bo pytania są ciekawe....


Dom pod Sosnami:
1. Twój największy sukces? Nie było ich dużo, albo może inaczej, nie patrzę na świat, siebie, w kategoriach odnoszenia sukcesu. Ostatnimi czasy - że przestałam bać się koni (trochę głupio hodować konie i ich się bać, a ja na początku bałam się ich bardzo - a teraz nawet sobie nie mogę przypomnieć jakie to doznanie)
2. Jak zapamiętałaś swoją babcię? Kobieta wyzwolona, wiedźma ale najukochańsza babcia.
3. Jakie malarstwo lubisz? Za dużo żeby wymieniać. Ale niech będzie - dzisiaj - Vermeer van Delft.
4. Wolisz stare meble czy te z Ikei? I to i to.
5. Możesz dostać każdy prezent na świecie. Co wybierasz? Zdrowie dla mnie i moich bliskich.
6. Co jest najważniejsze w życiu? Miłość, prawda, uczciwość... Trudne pytanie...
7. Gdybyś jechała na wycieczkę życia, to jaki środek transportu byłby tym najlepszym, wymarzonym? Konno albo na piechotę, ewentualnie tratwą po jakiejś bardzo długiej, leniwej rzece. Zawsze mnie ciągnęło, żeby powędrować gdzieś, za horyzont.
8. Jaki sport uprawiasz, choćby czasami? Jazda na nartach, jazda konna.        
9. Twój ulubiony kwiat, dlaczego nim jest? Róża, za różnorodność form, kolorów,  i za zapach.
10. Twój największy autorytet? Był taki facet, kiedy chodziłam do ogólniaka, prowadził kursy rysunku dla młodzieży w pewnym Wojewódzkim Domu Kultury, dzięki niemu, w dużej mierze, jestem, kim jestem.
11. Twój ulubiony kolor – dlaczego? Zielony, ostatnio, chociaż skręcam trochę w stronę brązu. Może dlatego, że dużo na łonie natury przebywam, a ona głównie jest zielona. Już się ze mnie nabijają, że albo jestem militarystka, albo leśniczy.

Ostoja Tupai:
1. Literatura współczesna czy klasyka? Klasyka. Chociaż oczywiście, są wyjątki. 
2. Deszcz czy śnieg? Śnieg, zawsze śnieg.
3.  Kiedy czuję zapach siana myślę o...? Kochanych konikach.
4. Cechy charakteru, jakie chciałabym/chciałbym u siebie zmienić? Lenistwo, brak konsekwencji, brak wytrwałości... Same braki we mnie.:-)
5.  Kochasz dla czy za? Dla, za, pomimo, poprzez, pod, nad, i pomiędzy. I może jeszcze jakoś.
6. Pies to dla Ciebie...? Chciałoby się napisać przyjaciel - i może tak właśnie jest.
7. Kogo zabrałabyś/zabrałbyś do szalupy ratunkowej- swojego ukochanego zwierza czy lubianego sąsiada? Szantaż emocjonalny na dużą skalę - zwierz jest ukochany, ale sąsiada też mam bardzo fajnego. Czyżbym miała sama wyskoczyć z szalupy? Ja chcę żyć!!!
8. Kamień czy drewno? Drewno.
9. Barbie czy Xena? Jeżeli to Xena Warrior Princess - to Xena!
10. Poezja śpiewana czy gotic? Poezja śpiewana.
GDZIE JEST JEDENASTE PYTANIE?????? 

Z pewnością, gdybym zastanawiała się dłużej, odpowiedzi, przynajmniej niektóre, mogłyby być inne.

I tutaj kończy się łańcuszek, bo nie mam już żadnych blogów do wyróżnienia. Wszystkie zostały wyróżnione wcześniej.
Być może wymyślimy z Pauliną jakieś pytania, ale te już będą wrzucone w sieciowy wszechświat bez żadnych zobowiązań.

A skoro Tupaja skrewiła i nie wymyśliła 11 pytania, to zadam je ja, tym, którym będzie się chciało  odpowiedzieć:

Dlaczego każdy chłop/rolnik/farmer, który trzyma żywinę na dworze, poi ją zazwyczaj ze STAREJ WANNY???

--------------------------------------------------------------------------------------------------

No to teraz kolej na mnie, a zapowiada się świetna zabawa, bo pytania trudne hmmm.... Pamiętam jak Agniecha w mailu napisała mi, że fajnie z tymi pytaniami, bo będziemy mogły się czegoś o sobie dowiedzieć, ma rację, przy tylu pytaniach i często niełatwych, na które postaram się odpowiedzieć najszczerzej jak umiem, a już widzę, że nieco siebie odsłonię:-)

Anetka - Dom Pod Sosnami:

1. Twój największy sukces? Tego największego jeszcze nie było, na razie takie drobne codzienne, o których często piszę na blogu, do tego zalicza się to o czym wspomniała Agniecha, choć u mnie było to na drugi dzień po zakupie koni, gdy samiusieńka musiałam wejść do stajni bez boksów i dać sobie radę z dwoma rozrabiającymi ogierkami.
2. Jak zapamiętałaś swoją babcię? Jako chodzącą miłość w stosunku do mnie.
3. Jakie malarstwo lubisz? Trudno odpowiedzieć, ale ostatnio jestem po lekturze "Walki kotów" Mendozy, więc Velazquez, lubię portrety, ukryte znaczenie, ale nie jest to pełna odpowiedź, jest jeszcze Bosch, malarstwo polskie, dużo tego ulubionego:-)
4. Wolisz stare meble, czy te z Ikei? Stare
5.Możesz dostać każdy prezent na świecie, co wybierasz? Moja próżność ludzka kazałaby wybrać kamień filozoficzny...
6. Co jest najważniejsze w życiu? Szczęście, mam wrażenie, że w tym słowie zawiera się wszystko.
7. Gdybyś jechała na wycieczkę życia, to jaki środek transportu byłby tym najlepszym, wymarzonym? KOŃ, aż nie mogę się przestać uśmiechać i to marzenie właśnie w te wakacje ma się spełnić:-)
8. Jaki sport uprawiasz? sprzątanie stajni:-) Tatry, przeszliśmy prawie całe, oczywiście polską stronę, została nam tylko Orla Perć, cofaliśmy się dwa razy ze względu na deszcz i mgłę, taki pech.
9. Twój ulubiony kwiat, dlaczego nim jest? Frezja, to podobno pierwsze kwiaty, które zobaczyłam po narodzeniu w szpitalu - kocham ich zapach.
10. Twój największy autorytet, takiego bezwarunkowego, to chyba nie ma, choć zbliża się do niego Leszek Kołakowski.
11. Twój ulubiony kolor? Różowy, ale taki stary róż, pudrowy, czy przydymiony jak kto woli

 Tupajka - Ostoja Tupai:

1. Literatura współczesna, czy klasyka? I ta, i ta
2. Deszcz czy śnieg? Na pewno śnieg!
3. Kiedy czuję zapach siana myślę o? Koniach i oczywiście czy ładnie pachnie, czy nie czuć zgnilizny, grzybów, czy jest dobrego gatunku, taki już skręt koński:-)
4. Cechy charakteru jakie chciałabym  u siebie zmienić? strach, naiwność, a pewnie i dużo więcej, o porywczość mi się przypomniała...
5. Kochasz za czy dla? za to, że jest co kochać
6. Pies to dla ciebie...? Magia, czysta magia, z której mogę czerpać i ładować własne baterie.
7. Kogo zabrałabyś do szalupy ratunkowej - swojego kochanego zwierza, czy ulubionego sąsiada? nie odpowiem:-))))
8. Kamień czy drewno? Najlepiej połączone razem
9. Barbie czy Xena? Jak moja matka, chciała mi kupić Barbie w pewexie gdy byłam dzieckiem, to się ponoć oburzyłam strasznie na nią, że chce mi ją kupić, bo ona jest taka chuda jak ja, w grze DiabloII zawsze byłam czarodziejką i w ognistych kulach dochodziłam do perfekcji, a i czerwony płaszczyk miałam...
10. Poezja śpiewana czy gotic? To zależy kto śpiewa.
11. Bo chłop wie co dobre, a głupia baba z miasta nie:-)

Jeszcze raz dziękuję za wyróżnienie, Agnieszce za odpowiedź, no bo to tak miło bardzo jest;-))))))
                       
                                                                                                                                    Paulina

czwartek, 22 listopada 2012

Spacer z koniem i... obalanie mitów

Wczoraj odbył się mój pierwszy świadomy spacer z koniem, dlaczego mówię i podkreślam, że świadomy, już tłumaczę. Przyczyna jest prosta, uważny czytacz tego bloga wie już, ze zdarzało mi się sprowadzać uciekinierów, którzy znajdowali się w niejakiej odległości od naszego terenu, ale świadomie w kantarze i na uwiązie poszliśmy po raz pierwszy, na razie są to spacery niedługie jakieś pół kilometra od domu w jedną i potem powrót w drugą, co jest i tak wyczynem nie małym z moim Lisiakiem, któremu ciągle się myli kto jest alfą i ma pierwszy reagować na zagrożenia, więc co jakiś czas na tym spacerze trzeba go było poskramiać i tłumaczyć mu kto jest kto, gdyby zapomniał. Mimo, że jest to łagodna rasa, to jednak ogier i ani on o tym nie zapomina, ani mi nie pozwala o tym zapomnieć, dlatego też Michałek, gdy zaproponowałam mu aby nam z Dżygitem towarzyszył, to odparł stanowczo: czyśty zwariowała, ja z tym idiotą nigdzie nie idę i ty też nie idź, bo to się źle skończy, zobaczysz. Oczywiście poszłam i muszę przyznać, że była to niesamowita przyjemność, taka mała wspólna wyprawa, przygoda, zapowiedź tego wszystkiego co nas czeka...
Jesteśmy w połowie drogi powrotnej, a tu patrzymy idą w naszym kierunku, Michałek z Dźygitem, pytam: a dlaczego go nie odprowadziłeś do stajni, przecież nie chciałeś iść z nami? A Michałek na to:  A ty myślisz, że on się dał odprowadzić do stajni, jak zobaczył, że się oddalacie, to zaczął rżeć, patrzeć za wami, na mnie i nie było mowy o tym aby pójść do stajni, tylko za wami i koniec. Tak moje stado ma bardzo silne więzi, zawsze razem, wszystko razem. A dlaczego w ogóle pomysł spacerów, bo zbliża się wiosna i czas kastracji oraz zajeżdżania, plan jest taki - marzec, najpóźniej kwiecień kastracja i jak tylko dojdą do siebie, to pod siodło! Muszą do tego czasu nie bać się oddalać od domu, a później trzeba będzie je odczulić na samochody, ale to za jakiś czas, na razie chodzimy w pola, później przyjdzie czas na spacery w kierunku drogi, choć myślę, że wtedy już się bez wędzidła nie obędzie. Zdjęć nie mam, ale w sobotę, a może nawet w piątek kolejny spacer i wtedy już poproszę Michałka aby zabrał aparat, więc będą zdjęcia :)

Teraz druga część dzisiejszego wpisu - obalanie mitów. Gdy różnym osobą zaczęłam mówić o pomyśle posiadania koni, słyszałam takie komentarze: czy ty wiesz ile kosztują konie? ile kosztuje ich utrzymanie? ile pracy to wymaga? ile doświadczenia? co to w ogóle za pomysł? konie? po co ci konie? Nawet próbowano buntować mojego męża, aby absolutnie nie pozwalał mi na to, ale to nie wyszło, bo jesteśmy małżeństwem, które wszystko sobie mówi, więc o wszelkich próbach manipulacji wiem! Starałam się nie dać zastraszyć, kupiłam książkę i zaczęłam wybierać rasę, oczywiście w porozumieniu z Michałkiem, stanęło na koniku polskim, okazało się, że na dodatek są tanie i od razu będzie można kupić dwa, bałam się dorosłych koni, że mogą mieć cechy, z którymi sobie nie poradzę, więc stanęło na tym, że kupimy źrebaki i wszystkiego będziemy się uczyć wspólnie. Zaczęłam dzwonić po ogłoszeniach i jednocześnie rozmawiać z hodowcami czy to dobry pomysł, mówili że jak najbardziej, bo konik polski jest jak pies, mając duże doświadczenie z dużymi psami, zaczęłam je tak traktować, okazało się, że to była słuszna droga w stosunku do tej konkretnej rasy, bo tylko o niej mam prawo się wypowiadać. Co więcej gdy podliczyliśmy koszty, to okazało się, że poza oczywiście jednorazowymi wydatkami, to koniki polskie dwa, ich pełne utrzymanie w ciągu miesiąca wynosi, już liczę: dwie do trzech kostek siana dziennie, kostka słomy, to daje ok. 350 zł miesięcznie. Nie liczę pracy, bo robię przy nich wszystko sama, natomiast trzeba doliczyć do tego dwa razy w roku pasta 65zł na robaki oczywiście, oraz ok. dwa razy w roku cięcie kopyt, to wydatek ok. 50zł od sztuki jednorazowe cięcie. Jeśli człowiek taki jak ja, nie pali, nie pije, nie chodzi do kosmetyczki, sporadycznie do fryzjera, to takie koniki nie są dużym obciążeniem finansowym. Teraz jeśli chodzi o pracę przy nich, to jest tak, że jak się je kocha, to pracą tego nazwać nie można, natomiast już sprzątanie stajni jest pewnym obciążeniem, choć z drugiej strony można powiedzieć, że dzięki temu sprzątaniu jestem w doskonałej formie fizycznej, a czesanie, czyszczenie kopyt (o ile się na mnie nie pokładają), czy nauka ich czegoś, to czysta przyjemność, pojenie, karmienie, już samo patrzenie na nie, głaskanie, to jest radość.
Konik polski je tylko paszę objętościową suchą i soczystą, no i o lizawce zapomniałam wspomnieć, ale ta to starcza na rok, do tego jabłka i marchewka jako urozmaicenie.
To wszystko na dziś w kwestii mitów obalania, może Agniecha zechce coś dopisać. Ja jeszcze od siebie dodam, że nie warto się bać i dać się zastraszać, bo często mamy do czynienia z ludźmi którzy nie mają pojęcia o danej kwestii, natomiast bardzo lubią rad udzielać. Jednym słowem - warto spełniać marzenia:)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Dawno nic nie pisałam, właściwie to powinnam sobie to zdanie gdzieś zapisać i wklejać od czasu do czasu, na szczęście mam Agniechę:) Nawet teraz nie do końca mam tak naprawdę siłę pisać - może się rozkręcę...
Nie pisałam o różnych zdarzeniach w naszym życiu, bo czasem aż mówić jest trudno, ale chyba przyszedł moment, że już można. Straciłam kotka.Walczyłam o niego kilka tygodni i nie udało się...
Był to koteczek, którego niechcący przytrzasnęłam drzwiami i od tamtego momentu mimo wysiłków weterynarza i naszych nie był w pełni sprawny. Trzy tygodnie temu, koteczek zachorował po kilku dniach, gdy nic mu nie przechodziło pojechaliśmy do weterynarza i okazało się, że to zapalenie płuc i to obustronne, choć nikt w to nie mógł uwierzyć, wyszedł z tego zapalenia płuc. Na jednej z ostatnich wizyt u weterynarza złapał koci katar i tego już jego maleńki organizm nie wytrzymał, bardzo się staraliśmy i robiliśmy co tylko można, ale niestety nie udało się. Koteczek umarł i jak o tym wszystkim myślę, to nie mogę uwierzyć, że wszystko to musiało spotkać jednego malutkiego kotka, jak w tym filmie "Oszukać przeznaczenie", cokolwiek byśmy robili i tak zawsze coś się mu przydarzyło, żadnemu innemu kotu, tylko jemu, a właściwie jej, była piękna, o przesłodkiej buzi, w chorobie cały czas kazała się nosić na ręku, czasem udawało się ją oszukać kładąc na ciepłym termoforze, jak małe dziecko. Nie jest to koniec świata w końcu to jednak nie dziecko, ale i tak zawsze coś we mnie umiera w takiej chwili i zastanawiam się ile jeszcze dam radę udźwignąć, część osób znajduje proste rozwiązanie - nigdy więcej zwierząt! ale czy ja naprawdę mogę przejść obok następnego obojętnie tylko i wyłącznie ze względu na własne przeżycia - nie mogę i nie przejdę, ale czasem zastanawiam się co ze mnie zostanie na koniec życia.
Te rude wiewiórki są z tego samego miotu, Pasia adoptowała je całkowicie, a one poddały się tej adopcji bezgranicznie, ciekawe czy wyrosną na takie kotopsy jak nasz Charlie. Agniecha w mailu powiedzała mi, że mam jeszcze przecież o kim myśleć - coś w tym stylu, ma rację, ale tamtego koteczka nie zapomnę nigdy, jak i wszystkich bliskich, którzy odeszli. Jak zwykle leczyłam się pracą i to ciężką, bo tylko ona jest nas wstanie tak wykończyć, że nie jesteśmy zdolni myśleć, efektem czego są czyściutkie okna w całym domu, świeżutkie firanki i zasłonki, oraz czyściuteńki padok. Postanowiłam również zabrać  się porządnie za swój drugi blog, a skłoniło mnie do tego pytanie Kretowatej - natura czy kultura, tak więc ten drugi blog rozszerzę o książki, generalnie będzie tam o wszystkim  co nie wiejskie, bo wiejsko-zwierzęco jest tu.

P.S. Czytam ten swój wpis po napisaniu i widzę, że znów się tłumaczę z miłości do zwierząt, bo boję się usłyszeć po raz kolejny: wariatka, kotem się przejmuje, a biedne dzieci w Afryce? To niczego nie zmienia, tragedie innych, większe nie umniejszają w żadnym stopniu naszych osobistych, to było małe - wielkie życie, to był mój Kot, członek mojego mieszanego stada ludzko - zwierzęcego, moja rodzina.

piątek, 16 listopada 2012

ŁUK - oraz ufff - bo jednak się udało...

wymyśleć (na szczęście na spółkę z Pauliną - połowa pracy ) tych jedenaście pytań dla wyróżnionych ulubionych przez nas blogerek i blogerów, którymi są:

http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/
http://kronikidomowe.blogspot.com/
http://klubstarejksiazki.blogspot.com/
http://30lat.blogspot.com/
http://agronauta3.blox.pl/html
http://usasiada.blogspot.com/
http://ostojatupai.blogspot.com/
http://boskawola.blogspot.com/
http://henrygreywolf2.blogspot.com/
http://mojapogezania.blogspot.com/


to właśnie wyróżnienie

jakbym nie liczyła, to nie wychodzi mi 11. No dobra, przecież nie będziemy na siłę szukać blogów, albo po raz czwarty przyznawać komuś to samo wyróżnienie.

Pytań dla wyróżnionych jest jedenaście:

1.Golenie czy depilacja?
2.Co jest bardziej sexy: wąsy czy łysina?
3.Lamborghini R3-85T  czy Ford Mustang 5610?
4.Wiosna czy jesień?
5.Na górze czy w dolinie?
6.Zosia czy Telimena?
7.Fantastycznie czy realistycznie?
8.Styl nowoczesny czy vintage?
9.Szklanka czy filiżanka?
10.Pies duży czy mały?
11.Religia czy ateizm?

Zasady tego łańcuszka są raczej proste; obdarowana/y wyróżnieniem odpowiada na naszych 11 pytań u siebie na blogu, wybiera 11 blogów które ona/on uważa za wyjątkowo ciekawe i chce obdarzyć zaszczytnym wyróżnieniem, powiadamia ich o tym, i wymyśla dla tych szczęśliwych wybrańców swoje 11 pytań. Jak chce. Przecież nie musi.
Aha, zapomniałam napisać, że za wyróżnienie powinno się uniżenie dziękować, ale to chyba jasne.:-)))

Dobra , a teraz o tej broni,
zrobiłam mu zdjęcia, popatrzcie sobie,



ale poza tym to ja nic nie wiem, mam wrażenie, że oprócz cięciwy to jeszcze mu brakuje paru części... wysoki on ci, czy też długi, tak jak leży na 150 cm. Chyba za duży dla mnie z 164 cm wzrostu?
a niżej taki inny łuk, on u nas zazwyczaj nad tym słupem. Nie wiem, czy to zgodne z zasadami fizyki, ale tak to już jest.


No to lecę zawiadamiać szczęśliwców, że zostali wyróżnieni.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Wyróżnienie!



Dostałyśmy wyróżnienie! Od Kretowatej z bloga Wiejskoczarodziejsko - nie liczcie ludzie, że ja to zlinkuję i klikniecie i już tam będziecie - ja komputerowe cielę maćkowe jestem.
Więc cieszymy się bardzo, znaczy się Paulina i Agniecha, i teraz odpowiem na 11 pytań Kretowatej, a Paulina może też kiedyś odpowie.


1. kultura czy natura?
2. twarde okładki czy miękkie okładki?
3. woda płynąca czy stojąca?
4. smoki czy topielce?
5. sobota wieczór czy niedziela rano?
6. blondynki/-yni czy brunetki/-eci?
7. gotówka czy karta? - wielkie pytanie współczesności;)
8. jabłko czy gruszka?
9. obcasy czy pepegi?
10. łuk czy strzelba?
wino czy piwo?

1. Nie mogę się obejść bez obu.
2. Miękkie - nie szkoda nimi poniewierać, chociaż twarde też cenię.
3. Woda płynąca
4. Smoki
5. Niedziela rano, zdecydowanie, zwłaszcza że sobota wieczorem to zazwyczaj w domu, więc niedzielne poranki są przyjemne i leniwe, a nie boleśnie skacowane, jak to się zdarzało w czasach młodości studenckiej....
6. I jedno i drugie, a i rudym nie pogardzę. Łysy, jak przystojny, też ujdzie.
7. Gotówka - nie cierpię abstrakcyjnej rzeczywistości - już i tak materialne pieniądze to symbol i żadna prawdziwa wartość, a karta to już w ogóle jedno wielkie nic. Złotówka - powinna być z przeproszeniem, ze złota.
8. Jabłko - zdecydowanie!
9. Na wsi pepegi. Do miasta - bywają obcasy.
10. Łuk!!!! Mam!! Tylko cięciwę muszę dokupić i strzały, i potrenować i już będzie ze mnie Robin Hood. Rabować będę bogatych i dawać biednym, tak jak powinno być.                                                                                   
11.Wino.

To by było na tyle dzisiaj, postaram się wkrótce wymyśleć następnych 11 pytań i wynaleźć 11 blogów do wyróżnienia. Tu już mam nadzieję, że razem z Pauliną.

_______________________________


Kochana Agniecha odwaliła już kawał dobrej roboty za nas obie, i jestem jej za to niezmiernie wdzięczna:)
bo u mnie młyn istny, ale o tym kiedy indziej opowiem, a teraz umieszczę swoje odpowiedzi na 11 pytań, lecz najpierw jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję za wyróżnienie dla nas:) Kiedyś już blog dostał jedno od Anetki, Anetko nie zapomniałam jestem wdzięczna, tylko zawaliłam sprawę, ale zawsze będę wdzięczna, bo to było pierwsze wyróżnienie - dziękuję.
A teraz 11 pytań naszej Kretowatej:
1.  i kultura i natura, najwspanialsza w moim życiu jest właśnie możliwość połączenia obu
2. twarde zdecydowanie twarde, miękkie szybko się niszczą, a jak pozycja jest wartościowa, to straszna szkoda
3. nie wiem...
4. kurczę, też nie wiem, to zależy
5. odpowiem cytatem ze Strugackich "poniedziałek zaczyna się w sobotę"
6. no mając męża bruneta, który tu zagląda nie mogę odpowiedzieć inaczej jak - bruneci!
7. zdecydowanie gotówka!!!
8. jabłko, a najchętniej Lobo!
9. dokładnie tak jak odpowiedziała Agniecha, choć ostatnio zdarza mi się pojechać w nie najczystszych gumiakach do miasta - lenistwo...
10. łuk! zdecydowanie łuk!
11. jeśli wino to tylko półsłodkie w ostateczności półwytrawne, jeśli piwo to tylko pszeniczne niefiltrowane

Muszę przyznać, że odpowiedź na pytania sprawiła mi ogromną przyjemność - dziękuję Kretowata. Paulina.

wtorek, 6 listopada 2012

Mniammmm...

Mniam - błeee!
Jednym z bardziej radosnych momentów w życiu moich psów jest ten, w którym to wyjeżdżam taczką pełną obornika ze stajni. Lecą wtedy do mnie oba uśmiechnięte od ucha do ucha, ogony chcą im się pourywać i zaczynają się poszukiwania "świeżutkich pączków końskich", przoduje w tych poszukiwaniach Pasia, która nurkuje w głębinach taczki po same uszy, Arrowek nieco delikatniej, choć bardziej systematycznie prowadzi swoje poszukiwania. Trudno powiedzieć czy więcej z tego pożytku, czy szkody, ale zaradzić temu nie sposób. Szczytem jednak w dniu dzisiejszym było zakopywanie znaleziska na później, musiały dziś być te "pączki" wyjątkowo smakowite skoro się zdobyła Pasia aż na wysiłek wykopania dołka pod wisienką na swój skarb. Często jestem pytana, gdy mój pies liże mnie po twarzy, czy się nie brzydzę, no cóż zaraz po takim smacznym posiłku pewnie tak i wtedy nie integrujemy się cieleśnie, ale później mija mi i tulimy się z obopólna radością. Niesmak jednak u części osób jaki się maluje na ich twarzach śmieszy mnie i irytuje zarazem, zawsze mam ochotę zapytać czy nie brzydzą się klamek w miejscach publicznych i innych rzeczy także w miejscach publicznych, mój mąż na przykład bardzo się brzydzi, ale jak jesteśmy w drodze i musimy na szybko zjeść w jakimś barze frytki rękoma, to woda i mydło nie są pierwszymi rzeczami, których szuka. A ja często przyglądam się ludziom, ostatnio w teatrze, kobiety wychodzące z toalety rzadko myły ręce i wszystkiego dotykały, a później ja dotykam tych samych rzeczy, zastanawia mnie zawsze ile my fekaliów jemy na co dzień nawet o tym ie wiedząc. Czytałam ostatnio artykuł, w którym powoływano się na badania przeprowadzone w sklepach kosmetycznych, wykazały one obecność fekaliów na próbkach kosmetyków w sklepie, zadawałam sobie pytanie- ileż to razy ja również sprawdzałam odcień szminki na ręku... Choć najbardziej kuriozalna sytuacja dla mnie miała miejsce gdy ostatnio również z internetu dowiedziałam się, że pewna  pani przewijała dziecko, które ponoć potwornie było wymazane kałem na stole na stacji paliw, czy tak wygląda cywilizowany świat ludzi? Kupa dziecka nie różni się niczym od dorosłego człowieka, czy my mamy również zacząć załatwiać się na stołach, na których jemy... Prawda jest taka, że my ludzie jesteśmy o wiele bardziej obrzydliwi i niechlujni w swoim postępowaniu, nie myjemy rąk, podstawowe zasady higieny mamy w pogardzie, gdy kaszlemy nie zasłaniamy ust, nie licząc się z drugim człowiekiem, tylko że w naszym przypadku nie ma usprawiedliwienia. Pies, który je kupę chce zaspokoić swoje potrzeby w sposób najprostszy, a my ignorujemy postęp cywilizacyjny, osiągnięcia nauki, pogardzamy nimi nie stosując się do podstawowej wiedzy jaką zdobyliśmy, wiemy jak przenoszą się zarazki, bakterie, wirusy, ale ignorujemy to w swoim niechlujstwie i poczuciu wyższości, całkiem zresztą nieuzasadnionym. To takie moje kupne refleksje na dziś, na koniec jeszcze dodam w ramach podsumowania, ze najdroższa kawa na świecie jest wydalana z układu pokarmowego przez bodajże lisy.