Następne dni były straszne. Poprosiliśmy aby do nas na konsultacje przyjechał weterynarz, który wcześniej zajmował się naszymi kozami, kotami i psem, przyjechał przywiózł pastę na odrobaczanie koni, ale bał się podejść do tych naszych dzikusków, Powiedział, że absolutnie nie mogę się końmi zajmować sama, bo na pewno sobie nie dam rady i musimy zatrudnić specjalistę, gdy wyszłam z pokoju, do mojego męża powiedział poważnym tonem, panie Michale, nie może pan żony samej z końmi zostawić, bo na pewno dojdzie do tragedii. Dni mijały końmi się zajmowałam, kolejne osoby mówiły, że nie damy rady sami, któregoś dnia przeprowadzam Lisiaka, który strasznie gryzł, co skutkowało bolesnymi siniakami, w każdym razie przeprowadzając go wyprzedziłam o krok i nagle czuję konia na plecach... odwróciłam się a on dziki pysk i wytrzeszczone oczy i dalej do przodu, nie zastanawiając się uderzyłam go z całej siły w pysk ręką, konia zdziwienie zatrzymało w miejscu, ja byłam przerażona... Zaczęłam na niego krzyczeć i ... Lisiak odpuścił, myślę, że to był krytyczny moment w naszej relacji, powiedzmy sobie szczerze ja ważę 45 kg, a Lisiak wtedy jakieś 250 kg,, gdyby nie zdecydowanie i desperacja z mojej strony nie miałabym szansy najmniejszej. Dostaliśmy namiary na weterynarza specjalizującego się w pracy z końmi i postanowiliśmy go poprosić o konsultację, oraz zastosowanie pasty przeciw robakom, w którą zaopatrzył nas nasz miły znajomy weterynarz.
Blog, który powstał z miłości do konika polskiego, jest prowadzony aktualnie przez Agnieszkę współwłaścicielkę "Stadniny Izery", oraz Paulinę posiadaczkę dwóch ogierów rasy konik polski. Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników konika polskiego, koni innych ras, jak również wiejskiego życia.
:o Matko słodka - że też Ty na zawał nie padłaś!!! Nie wiem, jak bym się zachowała w takiej sytuacji, mój starszy syn kiedyś przez kilka miesięcy pracował z ogierami wyścigowymi. Potem powiedział krótko: "Wariaty, nie konie!" Też bardzo gryzły i ogólnie jakieś... niezrównoważone były.
OdpowiedzUsuńZ koniem na plecach... Dżizas, podziwiam Cię BARDZO!!!
Konie wyścigowe są szczególnie pobudliwe, więc ja podziwiam Twojego syna. Koniki polskie mają silny instynkt stadny i ustaloną hierarchię, Lisiak miał silną pozycję, Dżygit całkowicie był mu podporządkowany, więc nie ma się co dziwić, że jak się pojawił jakiś mały człowiek, który zaczął nim rządzić, to chciał mu udowodnić, że to on jest górą, a tu takie rozczarowanie, mały człowiek postawił się mu. Ja sama się sobie dziwię, wtedy nie było czasu na zastanowienie się i chyba dzięki Bogu, że zadziałał instynkt i uderzyłam go, bo gdybym wtedy uciekła wystraszona, nawet nie wiem czy by mi się udało uciec, ale załóżmy, że tak, to byłabym na przegranej pozycji, bo skoro udało się raz...
OdpowiedzUsuńZapewne tak, miałby granitowe przekonanie, że mu podlegasz.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że jesteś kobita z jajami! :D
Wow, spoliczkowac konia! Gratuluje! :)
OdpowiedzUsuń