Blog, który powstał z miłości do konika polskiego, jest prowadzony aktualnie przez Agnieszkę współwłaścicielkę "Stadniny Izery", oraz Paulinę posiadaczkę dwóch ogierów rasy konik polski. Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników konika polskiego, koni innych ras, jak również wiejskiego życia.
Konie
sobota, 21 stycznia 2012
szpital w domu...
Dziś dwie moje koteczki miały sterylizację... okropnie się czuję, choć wiem, że to konieczne, to jednak okropnie. Pewnie to obłudne z mojej strony zadawać sobie pytanie - czy mam prawo podejmować takie decyzje...? Przecież świnki, czy krówki nie pytam - czy miałaby szanowna krówka coś przeciw aby posłużyła mi dziś za tatarek, na który mam straszną ochotę na kolację...? hmmm... dalej nic nie rozumiem z tego świata, dlaczego jestem zdolna do takiej paradoksalnej moralności?! Nic to, wracając do kociczek, pomalutku wracają do siebie, już nawet niuchają za jedzeniem, ale to ewentualnie dopiero późnym wieczorem. Konie oczywiście siedziały dziś cały dzień w stajni (jutro mnie pewnie sklną), dziś nawet na moment u nich nie byłam, Michałek napoił je i podrzucił im kostkę siana, to samo z kozami, ja cały czas jeszcze pilnuję kotek, aby nie skakały i nie próbowały rozbierać się z ubranek ochronnych, cięcia mają nieduże, więc mam wielką nadzieję, że szybciutko wszystko się zagoi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wyglądają bardzo modnie! Chociaż miny nie do końca uśmiechnięte.
OdpowiedzUsuńPaulino - to WCALE nie jest paradoksalna moralność. Czy bardziej moralne byłoby pozwolić się im rozmnażać bez kontroli i wypuszczać kolejne mioty bezpańskich kotów albo, co gorsza, uciekać się do barbarzyńskich metod pozbywania się kociąt? Przecież wiesz to sama, bez mojego gadania. ;)
OdpowiedzUsuńA kicie na pewno jutro będa się czuły dużo lepiej, a za kilka dni w ogóle zapomną, że musiały przejść przykry zabieg.
Ubranka rzeczywiście jak dla kocich modniś! :))
Prawda, że bidy...? Czarna kotka znosi to gorzej, jest dużo słabsza, mimo że była operowana wcześniej i teoretycznie o jakąś godzinę dłużej po operacji, a jednak słabsza, mam nadzieję, że jutro będzie już znacznie lepiej.
OdpowiedzUsuńZ doświadczenia wiem, że jutro już będzie zdecydowanie lepiej. A decyzja o sterylizacji to tak naprawdę jedyna możliwa, odpowiedzialna decyzja. Bo przecież bardzo trudno o dobre domy dla małych kotków, a każda kotka może mieć młode nawet dwa razy w roku. I co dalej? Usypiać mioty, czy mieszkać z setką kotów? Moje wszystkie panienki są wysterylizowane oprócz maluchów. Ale one jeszcze nie wychodzą i sterylkę planujemy na marzec. Wygłaskaj modnisie:-)))
OdpowiedzUsuńJakie ładne panienki. A ja dałam się uwikłać w zastrzyki hormonalne. Wet tak mnie przerobił, nagadał ile wejdzie, że dla kota to lepsze. No i co pięć miesięcy są wielkie podchody jak utrzymać dwie wariatki na miejscu do przyjazdu weta (od lipca,niestety już tylko jedną). One zawsze wiedziały, że coś się święci i usiłowały czmychnąć. Co do rozterek moralnych to nie ma mocnych... Uważałam, że nie zdecyduję się na eutanazję kotki, chociaż wszyscy to wokół sugerują. Bo nie do wyleczenia, ledwo chodzi, bo stara itd. No to co, nie może sobie pożyć jako seniorka? Aż nadszedł moment, gdy doszłam do wniosku że to najlepsze co mogę dla niej zrobić...
OdpowiedzUsuńJak widzę są dwie szkoły, mnie do tej pory weterynarze tłumaczyli, że tabletki to więcej szkody niż pożytku, ale jak widzę zdania muszą być podzielone. Czarna kociczka chyba troszkę gorączkuje, będę musiała się skonsultować z weterynarzem... i mam nadzieję, że będzie wszystko dobrze...
OdpowiedzUsuńTabletki też mi odradził, natomiast zastrzyki bardzo chwalił. Wtedy ten sposób wydał się taki mniej ingerujący bo bez skalpela. Ale trzeba o tym pamiętać i nie przegapić terminu, kotki mają co kilka miesięcy nieprzyjemne spotkanie ze strzykawką (miałam ten komfort że weterynarz przyjeżdżał do domu bez problemu)no i z pewnością to droższa metoda.
OdpowiedzUsuńNo ja nie wiem jak Ty je przekonałas, żeby nie zrzuciły z siebie tych kubraczków... Moja Balbinia - w 3 sekundy sie tego pozbyła i nie dało się jej tego założyć potem, bo walczyła zawzięcie, a ja chciałam, zeby miała jak najmniej stresu. Rakija po sterylce... całe 24h chodziła w... rajstopie :D Tak, dokładnie - obciełam nogawkę z rajstop, wycięłam otworki na łapki i ubrałam w to Rakinię, bo kubreaczek zrzucała jak Balbinka - w 3 sekundy. Jednak 2 dnia po przyjściu z pracy powitała nas Rakija... bez rajstopki :) No i już nie miałam serca jej więcej maltretować. Pilnowałam tylko, zeby nie wyrywała sobie szwów. Ale co do Twojej Czarnulki - to mam nadzieję, że jest już dobrze i nie gorączkuje... Bo moja Rakinia też nagle zaczęła się źle czuć - była taka smutna, widać było, ze cierpi, nie mogłam dotknąć jej brzuszka... No to od razu do weta i kolejna operacja - było podejrzenie przepukliny, ale okazało się, że... po prostu dostała poważnego stanu zapalnego od rozpuszczalnych szwów! Do głowy by mi nie przyszło, ze to się może zdarzyć, ale lekarze mówią, że nie jest to rzadka przypadłość :( Ale wymienili jej szwy i z dnia na dzień było lepiej. Teraz już futerko odrosło i jedyne co nam przypomina o jej cierpieniu, to gdy głaszczemy ją po brzusiu, to czuć węzełki pod skórą z normalnych szwów :) Ważne, że jest zdrowiuteńka, szczęsliwa i wiecznie rozrabiająca :) Dlatego przesyłam dla Twoich Kiciuni gorące uściski i buziaki prosto między ich słodkie oczka :)
OdpowiedzUsuńNooo, tylko nie zastrzyki!!! Dałam się przekonać do zastrzyków dla mojej suni. Dostała nowotworu na sutkach od tego świństwa! Już nie ma jej z nami... :(
OdpowiedzUsuńPaulina jak tam kocice, nic nie piszesz, mam nadzieję że wszystko jest ok.
OdpowiedzUsuńBędzie coś nowego na temat twoich pięknych kotek?
OdpowiedzUsuń