Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

niedziela, 15 stycznia 2012

...u mnie dalej zima...

Tak, u mnie dalej zima, właśnie przypałętał się jakiś pitbulowaty pies, którego nakarmiliśmy, a teraz z kością poszedł sobie, może znów do domu, a jak nie ma domu, to pewnie przyjdzie znów na jedzenie i wtedy będziemy się zastanawiać. Strasznie się przeraziłam, ale nie samym psem, a reakcją moich kotów na tego przecież obcego psa, który mógł być niebezpieczny. Podeszłam do ogrodzenia ostrożnie, łagodnie przemawiając do gościa, a moje koty za mną podchodzą do tego obcego psa i z ciekawością obwąchują mu pyszczek, zamarłam z przerażenia, patrzę na psa, a pies przyjaźnie macha ogonem... ale przecież mogło być inaczej i dopiero wtedy tak dogłębnie zrozumiałam co miał pan Andrzej Puchała na myśli mówiąc "aż za bardzo", kiedy spytałam go (pokazując jednocześnie  ich reakcje) - czy moje konie są dobrze odczulone i czy widzi jak mi ufają i niczego się nie boją. Tak, nie zawsze jest bezpiecznie i nie wszyscy są niegroźni, dotyczy to zarówno nas ludzi jak i zwierząt, trzeba być jednak ostrożnym i zachować choć w minimalnym stopniu instynkt samozachowawczy. Moje konie - nie chcę się zagalopować, ale mam wrażenie że ufają mi "za bardzo"... ale myślę też sobie, że w tym przypadku jest inaczej, bo to moje konie do końca życia, ale gdyby miały trafić w inne ręce, mogłoby być różnie. Ale ja nie o tym chciałam dziś pisać, tylko ten pies tak mnie strasznie rozkojarzył, nic to! zaraz to naprawimy i wrócimy do tego co ma być! Chciałam dziś opisać kolejne mity, choć jak się tak zastanowię, to troszkę to o czym chcę napisać jest powiązane z tą dygresją wcześniejszą, jeszcze mi się przypomniało, podczas mojej krótkiej przygody ze studiami prawniczymi, miałam przyjemność uczestniczyć w wykładach z logiki prowadzonych przez prof. Omyłę, cudowny człowiek szalenie miły i inteligentny, jego podręczniki, świetnie się czytało, a 90% wykładu, to były różne anegdoty śmieszne z jego życia, choć był tak wybitnym wykładowcom, że 10 % wykładu wystarczało w zupełności do przekazania nam niezbędnej wiedzy, A teraz wracam do tematu!!! Moje kochane koniki już praktycznie nie są przyczyną stresu, ale pojawił się ostatnio w mojej relacji z nimi lek związany z odrobaczeniem, które miałam robić sama pierwszy raz. Najpierw pytałam wszystkich, którzy mają konie jak to się robi, usłyszałam o łapaniu za język, co mnie wpędziło w strach straszny, no bo niby jak tu konia za język złapać? Później udałam się do weterynarza u, którego zakupiłam preparat, ten ostrzegał mnie, że jeśli stanę na wprost konia, to mnie kopnie, więc z boku. Ja do tej pory miałam doświadczenie z psem i instynktownie postąpiłam tak samo, stanęłam naprzeciw konia złapałam za pysk, wepchnęłam tubkę z preparatem z boku i wstrzyknęłam, nie smakowało im, więc podniosłam mu głowę do góry żeby przełknął i po sprawie! Ja sobie zdaję sprawę, że teraz to kwestia zaufania i relacji między mną a końmi, ale tak łatwo było wszystko zepsuć... Gdybym dała się zastraszyć, zniechęcić, to tak niewiele by brakowało abym pozbyła się tak cudownych chwil i emocji związanych z hodowaniem własnych koni. Nie trzeba nikogo straszyć, ludzie nie mający pojęcia wynikającego z własnego doświadczenia nie powinni wypowiadać się z pozycji autorytetu, ferować wyroków i siać paniki. Jedyne co jest potrzebne "młodemu", dopiero zaczynającemu hodowcy, to dobra praktyczna rada i odrobina życzliwości, ale muszę przyznać z żalem, że o tą trudno w środowisku tzw. koniarzy, dopisują filozofię, a często nie mają wiedzy, posługują się sloganami, tworzą mity, chyba aby z samych siebie zrobić bardziej wyjątkowych i elitarnych, a często mają konie tylko dla zaspokojenia wybujałych ambicji, a same konie traktują bardzo przedmiotowo. Pamiętam jak mój mąż zaczął poznawać środowisko i ze zdziwieniem powiedział mi, że pasjonatów to w nim praktycznie nie ma, a sposób traktowania i podejście do tych wyjątkowych zwierząt go zszokował.  Posiadanie własnych koni, to po prostu kawał wspaniałej przygody. Na koniec ukłon w stronę Stadniny Izery, bo to chyba jedyni ludzi, na których wsparcie mogłam liczyć, szkoda że tylko oni, a wiedzę musiałam zdobywać sama czytając książki.

9 komentarzy:

  1. Dobrze, że choć książki są.
    Nie znam się na tym, ale mam koleżanki, które są koniarzami i obie mi mówiły, że to często środowisko zadufane w sobie, zamknięte, a do tego nierzadko po prostu niemiłe i wulgarne.
    Szkoda - przecież to takie piekne zwierzęta, wydawałoby się, że ludzie z nimi obcujący powinni być uwrażliwieni.
    Twoje konie mają dużo szczęścia, że trafiły właśnie na Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. To naprawdę wyjątkowe zwierzęta,a narosło tyle mitów,zwłaszcza o koniku polskim, o cenie koni i kosztach utrzymania również i właśnie następnym razem o tym chciałabym napisać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki on uśmiechnięty!

    Widzę, że nie tylko ja mam taką opinię o tym koniarskim światku:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świat koniarzy jest bardzo zamknięty. To w większości surowi, zamknięci w sobie ludzie. Myślę, że młodzi ludzie zaczynający swoją przygodę z końmi przejmują wzorzec zachowania od instruktorów, którzy są szorstcy i bardzo konkretni. Tak jakby miłość do koni była niewłaściwa. Niewielu znam koniarzy o łagodniejszym obliczu. Poza tym ich świat jest równie zamknięty, jak oni sami. Robiłam kiedyś reportaż o stadninie koni w Kadynach - w życiu bym go nie zrobiła, gdyby nie to, że uznali mnie za " swoją". Bo ja w Kadynach właśnie uczyłam się jeździć, a naukę pobierałam w zamian za pracę. Nie byłam więc " rozkapryszonym dzieciakiem", tylko " babą od koni". I nauczyłam się, że w tym środowisku tylko koniarz z koniarzem się dogada, a do słabości to tam nie wolno się przyznawać. Pamiętam - wracamy kiedyś z Ewą do domu. Ja z pracy - w garsonce i na szpileczkach, Ewa też taka bardziej wyjściowa, a tu na drodze koń i przerażona kobita, która próbuje go łapać. Sznurek samochodów już się ustawił. Wysiadamy więc z córką ( a Ewa też jeździ ) i dalej łapać konia. W tym momencie podjechał facet z pobliskiej stadniny. Spojrzał na nas pogardliwie i mówi: " to paniusie konia spłoszonego chcą łapać?" A ja mu na to - " panie, ja się w Kadynach u starszego Orłosia uczyłam! Córka też. " A to przepraszam najmocniej"- On na to. "Uszanowanie paniom!". I złapaliśmy go wspólnie:-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Obserwując koniarzy oraz ich stosunek do koni, jak również swoje własne konie, dochodzę do wniosku ( jako bardzo świeży hodowca- 5 rok ), że pewna doza stanowczości i konsekwencji jest niezbędna, bo inaczej koń wejdzie na głowę. A ponieważ to duże zwierzątko i sporo waży, doświadczenie takie może być dość nieprzyjemne.:-))))))Ale wydaje mi się, że łatwo jest przesadzić z surowością i twardą ręką i wielu ludziom to się przydarza. Ja mam duże szczęście, że trafiłam na ludzi, którzy swoje konie lubią i od nich się uczyłam i uczę. W imieniu Stadniny Izery czerwienię się skromnie i dziękuję Paulinie za pozytywną opinię na nasz temat.

    OdpowiedzUsuń
  6. Agniecha, pochwała i ogromna wdzięczność z mojej strony, dla Ciebie i Grzegorza jest w pełni zasłużona, Teraz jeszcze dodam, że to właśnie Agniecha mi mówiła, że za parę miesięcy będę śmiać się, z tego wszystkiego co napawało mnie lękiem w początkach obcowania z moimi końmi. Miałaś rację, teraz są to tylko śmieszne anegdoty opowiadane znajomym. Dziękuję za wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ ja Wam zazdroszczę. Opowiadacie z taką pasja o koniach i wszystkim co z nimi związane, że aż wstyd przyznać, że w tej kwestii jestem kompletnym laikiem. A wstyd dlatego, bo mój ukochany Dziadek był w czasie wojny Ułanem, a po wojnie kowalem. Uwielbiałam siedzieć z nim w kuźni i oglądać jak konie podkuwa... A Gniadym - koniem dziadka - starałam się zawsze opiekować - zbierałam mu świeżą trawę i przynosiłam i dokarmiałam gdy stał w stajni... Miał taką piękną gwiazdę na czole - o ile konie mają czoło :) Dla mnie mają :) I nawet raz na nim siedziałam :) I mam zdjęcie z tego wydarzenia :D Ech... Mój blok leży na skraju miasta - blisko gór i terenów wypoczynkowych. Jest tam stadnina takiego bogatego dupka - sorry za wyrażenie, ale ten gościu to zwykły buc - ma ogromną stadninę i czasem z przyjaciółką, jak właściciel był poza domem, to chodziłyśmy tam pomagać przy koniach wzamian za chwilę jazdy. Tzn. przyjaciółka jeździła, ja się próbowałm wyzbyć strachu... Ciągle się bałam, ze mi konie odgryzą palce gdy im podam trawę... Ależ się cieszyłam gdy w koncu się przytuliłam do jednego konika :) A potem przyjaciolka wyjechala do irlandii i... na tym się skonczylo :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzisz jakie masz piękne wspomnienia, a ja swoje dopiero buduję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Aska, jeszcze nic straconego, ja też się koni bałam na początku, również wyobrażałam sobie, że mi palce obgryzą, ale jakoś do tej pory nie odgryzły.:-)))))Powoli mi ta odwaga przychodziła, po kawałku. Jeszcze ostatniej zimy miałam stracha, jak miałam sama karmić tych kilkanaście stworów ( wszystko w jednym, otwartym pomieszczeniu ), które oczywiście przepychają się, i kopią, żeby pierwszym być przy sianie, przy okazji przewracają taczkę z sianem, i w ogóle można nieźle oberwać w takim końskim tornado, niechcący , oczywiście. No ale , jakoś się zmusiłam, a w tym roku jest inaczej - końskie morze rozchodzi się przede mną jak przed Mojżeszem...:-))

    OdpowiedzUsuń