Przyjechał weterynarz już taki praktycznie tylko od koni. Powiedział, że muszę mieć pomoc, chyba w głowie mu się nie mieściło, że mogłabym sama je czegoś nauczyć, zadzwonił do pana Andrzeja doświadczonego koniuszego z Bogusławic i mówi do niego - Ty słuchaj, mam tu takich co to ich z Tarpanami ożenili... trzeba im będzie pomóc i je wszystkiego nauczyć. Troszkę się przestraszyliśmy, no bo skoro mówi nam specjalista, że bez pomocy nie damy rady... Na szczęście cały czas byłam w kontakcie z hodowcami, od których kupiłam konie i oni byli takim buforem, uspokajali mnie, mówili że potrzeba czasu, pamiętam zwłaszcza jak jeden z nich powiedział mi - zobaczysz za parę miesięcy będziesz się z tego wszystkiego śmiać. Aha, zapomniałabym powiedzieć, że w międzyczasie jednemu zerwał się kantarek, a mieliśmy przykazane nie zdejmować im, bo nie wiadomo czy damy radę założyć z powrotem i czy one sobie pozwolą majstrować przy pysku. Ale rady nie było trzeba było kupić i założyć, pamiętam, że byłam zdziwiona, że tak łatwo poszło i dałam radę założyć sama, ręce mi się trzęsły strasznie. W tym samym czasie bardzo dużo czytałam o koniach, o naturalnym jeździectwie, jak pielęgnować konia, jak czyścić kopyta, o zabawach Pata Parelliego (jeża stosuję do dziś), czas mijał, a to nam coś wypadło a to pan Andrzej wyjechał, a to jakieś przeziębienie i tak półtora miesiąca, może dwa od wizyty pierwszej pana Andrzeja kiedy to obejrzał konie i zgodził się pomóc. Pan Andrzej przyjechał na drugą wizytę podczas to której miał już zacząć uczyć konie, ja mu mówię, że pokażę czego sama nauczyłam, zapinam uwiąz, pokazuję jak reagują na stój, choć, jak podają kopyta do czyszczenia, i pytam - to czego możemy je teraz uczyć, a pan Andrzej mówi - no chyba tylko czytać, bo jak na swój wiek to już wszystko umieją. Od tamtego czasu wszystko dalej robię sama przy moich koniach, tylko teraz z poczuciem spokoju, ze dam radę, bo to nic trudnego, wystarczy żelazna konsekwencja, ogromna dawka miłości i upór.
Blog, który powstał z miłości do konika polskiego, jest prowadzony aktualnie przez Agnieszkę współwłaścicielkę "Stadniny Izery", oraz Paulinę posiadaczkę dwóch ogierów rasy konik polski. Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników konika polskiego, koni innych ras, jak również wiejskiego życia.
Paula, Ty powinnaś w szkole uczyć. W niejednym gimnazjum przydałaby się taka żelazna i konsekwentna dama. Z tego co słyszę od nauczycieli to uczniowie, zwłaszcza gimnazjalni to stadko gorsze do opanowania od młodych ogierów:))
OdpowiedzUsuńMój Michałek pracuje również z młodzieżą i ma takie samo zdanie
OdpowiedzUsuńPamiętam, że mówiono nam w Książu,że czasem te zarodowe ogry stały bezczynnie między wyjazdami na punkty zarodowe i nie było chętnych samobójców do jeżdżenia na nich. Czasem chodziły tylko w "karuzeli" i gdy zaczynało je zbytnio rozpierać to wypożyczali je do okolicznych gospodarstw do pracy aby trochę pary z nich uszło:)))
OdpowiedzUsuńO tych ogierach zapłodowych, to mnie ktoś opowiadał straszne historie, że potrafili im zęby usuwać, aby nie gryzły, tym bardziej agresywnym, a całe ich życie wyglądało tak, że ze stajni korytarzem do punktu z klaczą i z powrotem do boksu. Ale przecież ktoś je wcześniej tak ułożył, tak z nimi postępował i dobierał takie cechy genetyczne, a nie inne. Dziś o hodowlach więcej się mówi zwłaszcza psach, jak to hodowcy zwracali uwagę na konkretne cechy genetyczne pomijając psychikę, tak ponoć zniszczono wspaniałego psa owczarka niemieckiego.
OdpowiedzUsuńŻelazna konsekwencja - cecha niezbędna dla pedagoga, rodzica i, jak widać, hodowcy też. ;)
OdpowiedzUsuńTak czytam i podziwiam - bo to niesamowite wyzwanie - nauczyć wszystkiego takiego końskiego młodzika! A jeszcze takiej rasy jak konik polski! A zdjęcie - super!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Asiu, to niesamowite wyzwanie i jak dla mnie, to moja wielka przygoda życia.
OdpowiedzUsuń