A plany były takie wielkie.
Zaczęło się od długich i bezładnych poszukiwań czarnego ubrania, w końcu znalazłam komplecik tzw. pogrzebowy. Spodnie czarne aksamitne z lampasikiem atłasowym, bluzka czarna, buty czarne, skarpetki też, kurtka czarna, bielizna, może właściwie czernizna? Też czarna. Wsiadłam w samochód, czarny, nomen omen. I udałam się na początek protestować u Inkwi. A ona we fioletach z akcentami oranżowymi. Skarciłam surowo. Nie odniosło skutku. Dała mi kawy z mlekiem ( nie czarnej )- jak mogła! Sabotaż! Ada w szlafroku zielonym - jak mogła! Dywersantka! Protestowałyśmy wytrwale wewnątrz Inkwizycyjnej kuchni, potem pojechałam do domu na malutką chwilkę, żeby sprawdzić, jak postęp prac, a następnie pojechać protestować w Jeleniej Górze, w Mirsku, i w ogóle wszędzie.
Niestety, rzeczywistość, jak to ona potrafi, wywinęła koziołka, i zamiast w nobliwych czerniach protestować w sprawie wielkiej a słusznej, Agniecha przebrała się szybciutko, szybciutko w łachy robocze i spędziła dzień razem z Panem Zbyszkiem szuflując ziemię z kamieniami na zmianę z grzebaniem w tzw rząpiu w piwnicy, oraz z bohaterskim kręceniem spiralą ( nie tą, o której myślicie, drodzy czytelnicy, w związku z protestem i ogólnie antykoncepcją ) ale tą, którą przepycha się zatkane kible. Oraz dreny podpiwniczne, jak się okazało. I tyle wyszło z protestowania.
Ale za to, co najmniej 5 metrów rowu wykopane, parę wiader szlamu z rząpia wyciągnięte, woda z drenu spływa, jak z wodospadu Szklarka co najmniej, a piwnica do tej pory - sucha! Deszcz natomiast - leje. A woda w rzece - podnosi się.
Ale co tam będziemy się przejmować drobiazgami.
Ocet jabłkowy zrobił się w międzyczasie i zlany już do butelek, chociaż mi przybrakło paru.
 |
Martwa natura z octem jabłkowym. |
Konie łażą po pastwisku i żrą bez chwili przerwy.
Chociaż czasem zdarzy im się zrobić coś dziwnego.
Szerszenie natomiast wciąż szturmują.
 |
Jaki sympatyczny! Może da się je lubić? |
Kończę dziś, bo nic już nie mam do powiedzenia.