Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

czwartek, 6 grudnia 2012

Ropień w kopycie, zwariowane Huskye i problem kastracji


Jak już wspominałam, do Dżygita był umówiony weterynarz na piątek, aby ustalić przyczynę jego ociężałości, ale ja uparłam się aby przed jego wizytą zrobić jeszcze raz kopyta, mimo, że wszyscy kręcili głowami, bo przecież miesiąc temu były zrobione. Ale ja chciałam mieć pewność, że z kopytami jest wszystko w porządku, aby wyeliminować je z procesu diagnostycznego, więc mówię tniemy jeszcze raz ile się da i koniec. Dżygit nie kulał, tylko był taki ciężki w ruchach i nie podejmował tak często zabawy z Lisiakiem jak dawniej, myślę, że osoba z zewnątrz, nawet znająca się na koniach nie dostrzegłaby problemu, ale ja nie mogłam spać po nocach, bo wiedziałam, że coś jest nie tak. Dżygit w miarę spokojnie - no może z małymi ekscesami;-) dał sobie zrobić trzy kopyta, zabieramy się za czwarte (tył), a tu wyskoki, kopniaki, próby ucieczki, szarpanina. Musieliśmy go z Michałkiem zakleszczyć, ja z jednej strony napierałam na jego bok z całej siły, a Michałek z drugiej, pan Andrzejek jakimś cudem podniósł, ją do góry i zaczął ciąć. Dżygit w pewnym momencie jakby osłabł, w tym samym, w którym pan Andrzej odciął kawałek odsłaniając dziurę, którą zaczęła się sączyć ropa, Dżygit poczuł ulgę i już do końca dał sobie zrobić kopyto bez sprzeciwów. Oba koniki mają zrobione śliczne kopyta w dobrym stanie, tylko u Dżygitka zrobił się ten paskudny ropień, to było wczoraj, a dziś już szaleje z Lisiakiem i obserwowałam go - robi zdecydowanie dłuższe kroki tyłem, choć jak gwałtownie skręca w bok podczas zabawy, to delikatnie przysiada (ugina), tył, czasem cały, czasem jedna noga, zabawy nie nagrałam, bo jak już wspominałam, jak tylko mnie zobaczą, to natychmiast przerywają i do mnie lecą, co będzie widać na zdjęciu, tak szalały, że Lisiakowi Dżygit kantar zdjął, a jak tylko otworzyłam okno, to momentalnie przybiegły do ogrodzenia jak najbliżej mnie...
Ale za to udało mi się nakręcić, co prawda kawałek, ale zawsze, zabawy moich psów, istne szaleństwo, a nagranie jest zrobione już w końcówce zabawy, wcześniej byłam z nimi na długim spacerze. Jak zobaczyłam, że pada taki porządny śnieg jak one lubią, to mówię idziemy, było tak ślisko, a one tak szaleńczo biegły, że biegnąc nie mogłam za nimi nadążyć i tylko myślałam: jeśli cię przewrócą, nie wolno puścić smyczy, nawet jak będziesz lecieć na przysłowiowy 'pysk' - to nie wolno, bo uciekną, więc lecąc masz ściskać mocniej smycz! I tak sobie tłumaczyłam jak biegliśmy w jedną stronę, a było naprawdę ślisko, wiatr zawiewał śnieg w twarz, więc niewiele widziałam, droga powrotna była już spokojniejsza - na szczęście, a ja jestem tym maratonem umęczona strasznie, zrobiliśmy w sumie ze trzy kilometry, ale to tępo które nadały było szalone.

Teraz dylemat, jaki mam aktualnie.
Do tej pory o kastracji myślałam jako o czymś oczywistym, ale ponieważ zaczyna się termin zbliżać wielkimi krokami, to czytam w temacie jak najwięcej. No i nachodzą mnie wątpliwości, czy w ogóle trzeba je kastrować, dziś czytałam o przyczynach kastracji, że robi się ten zabieg aby wyeliminować temperament ogiera i ułatwić pracę z koniem, ale ja przecież nie mam z nimi wielkich problemów i potrafię nad nimi zapanować, dodatkowo nie pojawiło się jeszcze wędzidło w naszym szkoleniu, a to przecież mocno sprawę ułatwi. kastracja natomiast niesie pewne ryzyko powikłań - dziś czytałam o wypadających narządach, a dla mnie to nie są konie jak nie te, to inne, one są jak psy, są członkami naszego stada, naszej rodziny, więc sprzedaż, uśpienie itd. nie wchodzi w grę. na razie tak na poważnie zaczęłam czytać dopiero dziś, ale wynika z tego mojego czytania, że pewne nabyte, czy wyuczone zachowania i tak mogą pozostać. Tak więc jeśli ktoś ma wyrobioną opinię, bądź przemyślenia, to zapraszam do dyskusji może to pomoże mi podjąć decyzję.
W dzisiejszych czasach kastracja i sterylizacja stała się czymś powszechnym, pożądanym i modnym, istnieje wręcz presja, aby sterylizować i kastrować wszystko co nie rasowe i nie mające prawa się rozmnażać - tylko hodowle rasowe. Pewne środowiska wręcz wprowadziłyby nakaz gdyby tylko mogły, a człowiek, który nie kastruje i nie sterylizuje jest w opinii tych środowisk skrajnym ignorantem przyczyniającym się do bezpańskich i niechcianych - psów, kotów, koni? Na szczęście nie wszyscy tak myślą, choć większość weterynarzy jak najbardziej przychyla się do pomysłu, bo to drogie zabiegi. Ja, choć ubolewam nad bezpańskimi zwierzętami i mordowanymi również w schroniskach, to nigdy nie miałam zwierząt z rodowodami, zawsze kundle, wyjątkiem są konie, ale to dlatego, że zależało mi na cechach tej konkretnej rasy - głównie psychicznych i nie pomyliłam się. Teraz, gdyby wykastrować i wysterylizować wszystko co nierasowe, to kundle i koty europejskie krótkowłose - czyli dachowce pospolicie mówiąc przestałyby istnieć, bo przecież nikt nie prowadzi hodowli kundla, czy dachowca, a ja nie miałabym Biżu, Arrowka, Pasi i wszystkich moich kotów, one nie miałyby prawa się urodzić. Wydaje mi się, że nie tędy droga, dlaczego nie mamy pomysłów na promowanie świadomości i odpowiedzialności w społeczeństwie, tylko szukamy takich prostackich rozwiązań i głupich tak naprawdę. Na marginesie tej opowieści, czytałam ostatnio o najnowszej modzie na usuwanie psom strun głosowych?!? na co my ludzie jeszcze wpadniemy i do czego się jeszcze posuniemy, aby nam było miło i przyjemnie... Okazuje się jeszcze, że rola seksu jaką nadaliśmy my ludzie, jest unikalna w przyrodzie, w książce "Filozof i wilk" autor powołuje się na obserwacje i badania zawarte w innej książce, a opisujące życie wilków, otóż ruję w stadzie ma tylko samica alfa i tylko raz do roku, reszta samic ponoć nie, nikt nie wie dlaczego tak się dzieje, ale tak jest, a osobniki o niskiej pozycji w stadzie całe swoje życie nie zaznają przyjemności kopulacji. Tak więc, czy nie kastrując moich koni i skazując je na niezaspokojenie potrzeb poprzez uniemożliwienie im kopulacji, skazuję je na ciągłą frustrację i nieszczęśliwe życie? czy też to nie ma aż takiego znaczenia? a jeśli im zaszkodzę kastracją, jeśli coś się nie uda? a jeśli ich nie wykastruję i narażę nasze życie na niebezpieczeństwo? ale w końcu na ogierach też się jeździ? i takie oto pytania kłębią mi się po głowie...

43 komentarze:

  1. Wypadanie narządów zdarza się bardzo rzadko, ja w ciągu ponad 20 lat byłam świadkiem jednego zaledwie takiego przypadku. A kastrować lepiej, jeśli nie ma się zamiaru używać konia jako rozpłodowca, może to zaoszczędzić paru kłopotów w przyszłości. Z mojego punktu widzenia: jeśli miałabym trzymać ogierka w celu wyłącznie użytkowym, wykastrowałabym go. Tak się stanie z potomkiem Kamphory, jeśli urodzi się chłopak.

    OdpowiedzUsuń
  2. PS Wyobraz sobie sytuację, kiedy dokupujesz klacz (co masz zdaje się zamiar zrobić w przyszłości?), i masz dwa ogiery... masakra.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym wykastrowała- z powodów jakie podała Kamphora.
    Rudą wysterylizowałam ze względu na Garipa, ale miała też ciąże urojone, więc już wtedy zastanawiałam się nad zabiegiem.
    Uważam, że wszystkie psy i koty trafiające do schronisk powinny być sterylizowane. W naszym kraju- przez wzgląd na nasze "specyficzne cechy narodowe", o istnienie kundelków i dachowców nie obawiałabym się...
    pozdrówki serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyny, bardzo Wam dziękuję za szybką odpowiedź:-)
    Tupajko - co do schronisk, masz rację, a argument o cechach narodowych nie wiem jakbym się starała jest nie do obalenia, ale ja bardziej myślałam o prywatnych osobach takich jak ja, choć wiesz, że ja też sterylizowałam kotki, chodzi mi o taki absolutny przymus.
    Kamforka - i nie masz absolutnie żadnych wątpliwości, że kastracja w przypadku ogiera, obojętnie jakiego charakteru jest konieczna? pytam, czy nie przychodzą Ci żadne wątpliwości na myśl? a pytam, bo to bardzo ważne dla mnie, a decyzję chcę podjąć opierając się na wiedzy i opiniach innych, którzy mają większe doświadczenie i wiedzę.
    Agniecha pewnie szybko się nie dopisze, bo róże przed zimą zabezpiecza, a podobno ma masę krzaków;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam wątpliwości, dlatego napisałam że jeśli Kamphora urodzi ogierka, to będzie on na pewno wykastrowany w wieku około 2 lat. Mam Guinnessa który będzie krył w przyszłości, i więcej ogierów nie przewiduję - jeśli zdecyduję się nie sprzedawać jakiegokolwiek ogierka u mnie urodzonego, a nie będzie on przeznaczony na przedłużenie linii męskiej - jajka pójdą pod nóż!

      Usuń
    2. PS Kastracja jest bezpieczniejsza dla konia, bo ogier pod wpływem hormonów może wpakować się w sytuacje takie, które nigdy wałacha nie będą dotyczyć. Ogiery wyścigowe kastruje się w momencie kiedy okazuje się, że nie biegają na tyle dobrze, żeby zostać reproduktorem. Przynajmniej w Anglii, w Polsce taka praktyka nie jest rozpowszechniona, a szkoda!

      Usuń
    3. Czyli kastracja nie ma specjalnego wpływu na wyczyny sportowe konia?

      Usuń
  5. A co do klaczy, to oczywiście bym tego nie przeżyła prawdopodobnie, więc to jest bezdyskusyjne, ale rozpatrzmy taką sytuację jak teraz - dwa ogiery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz ja - co z podróżami, długodystansowymi rajdami przez Polskę? Przyjeżdżasz do każdej kolejnej stajni na trasie- nocleg - wszędzie są klacze - a instynkt u ogiera jest naprawdę mocniejszy niż wychowanie - nie łudź się! Twoje dwa to są konie użytkowe - masz szczęście, że mieszkasz w okolicy, gdzie nie ma w pobliżu innych koni, więc Ci się wydaje, że sobie poradzisz...No way! Kastruj!

      Usuń
    2. moja sąsiadka ma dwie rozpłodowe klacze zimnokrwiste i często obok mnie z nimi jedzie w zaprzęgu, lub w polu robi, a chłopaki warują i rżą do tych klaczy, ale argument innych stajni na trasie to rzeczywiście problem

      Usuń
    3. wariują oczywiście miało być

      Usuń
  6. Ogier potrafi wyczuć klacz w rui, będącą kilka kilometrów dalej. Jak Ci chłopaki dojrzeją i parę razy polecą gdzie ich natura woła, to już się nie będziesz zastanawiała, czy kastrować. Oczywiście jeśli po drodze wyrządzą jakieś szkody, to Ty będziesz musiała je pokryć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, to wszystko prawda, zwłaszcza w terenie, bo jak widzę, jak moje są w sumie posłuszne, tylko w pierwszych miesiącach atakowały mnie agresywnie, a przecież mam je prawie dwa lata, a ostrzegano mnie, że zwłaszcza ta rasa jest strasznie trudna do poskromienia, bo prawie dzika, prymitywna, a tu się okazuje, że nieprawda, więc już zaczynam we wszystko wątpić. No i nie chciałabym bez potrzeby w jakikolwiek sposób narażać życia ich, lub naszego. Ale te wypadające organy, to mnie przeraziły, ale skoro mówisz, że to naprawdę bardzo rzadko się zdarza, choć przypomina mi się jak mój mąż parę lat temu miał wyrywany ząb i dentystka nasza mówi: żeby tylko zatoka się nie otworzyła, ale to mi się raz podczas całej mojej kariery zdarzyło. Co się stało? zatoka otwarta, ona biedna nie mogła uwierzyć, a na następnej wizycie mówi, że czarną serię Michałek rozpoczął i miała jeszcze dwie po nim otwarte, po prostu uwierzyć nie mogła, więc się boję, bo je kocham i nie wyobrażam sobie, że któregoś mogłoby zabraknąć, ale masz rację nie mogę przewidzieć ich reakcji...

      Usuń
    2. Ogier to jest ogier i hormony nim rządzą. Jak weterynarz załozy szwy porządnie to nic się nie stanie. Z drugiej strony jak zostawisz je niewykastrowane to mogą się wpakować w kłopoty właśnie dzięki hormonom: znałam jednego ogiera pełnej krwi który wyleciał na drogę szybkiego ruchu, bo mu się klaczy zachciało, i samochód go zabił.

      Usuń
    3. No i jeszcze jedna kwestia: generalnie kobiety nie powinny obsługiwać ogierów, a już szczególnie nie wtedy, kiedy mają okres...

      Usuń
    4. A ja nimi cały czas się samiusieńka zajmuję... ale uwierz mi one naprawdę są jak psy, a niebezpieczeństwo, to bardziej ich masa niż temperament stanowi. Kamphorka, strasznie Ci dziękuję za rozmowę, bo to bardzo ważne dla mnie :-)

      Usuń
    5. Ale to nie szkodzi że Ty się zajmujesz, one jeszcze nie dojrzały płciowo całkowicie ;) Ja już miałam ogiera na plecach, to znam to uczucie ;)

      Usuń
    6. Ja też drugiego albo trzeciego dnia, poczułam Lisiaka na plecach, błyskawicznie i w porę na szczęście odwróciłam się i uderzyłam go w pysk, był zszokowany

      Usuń
    7. odruchowe, ole to o mnie chyba za dobrze nie świadczy...

      Usuń
    8. A dlaczego zle? Nie przesadzajmy z tą "naturalnością" wobec koni, one wobec siebie bywają całkiem brutalne.

      Usuń
    9. Paulina, ja kiedyś byłam "miła" dla koni i nauczyłam się, że one tego ani nie cenią anie nie rozumieją.

      Usuń
  7. Kamfora, a mój ogier mnie lubi(!?)I daje ze sobą wszystko robić. Co prawda nigdy się nie zastanawiałam, czy mam okres czy nie kiedy coś z nim robię, ale teraz kojarzę - dzięki Tobie, że troszkę mnie obwąchiwał w tym czasie. Poza tym - spokój. Aha, jeszcze jedno - na naszym terenie rany po kastracji nie zaszywają - twierdzą że nie trzeba, i że tak lepiej. Na razie mieliśmy tą metodą dwa odjajczone, ale w okolicy dużo więcej i nigdy nie było problemów. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, jak nie zaszyją, to organy ponoć mogą wypaść, bo to wszystko tam jest połączone, jak ja przeczytałam, że należy konia do czasu przyjazdu wet. (jak już się tak stanie że wypadną) podwiązać żeby ich sobie nie podeptał, to słabo mi się zrobiło...

      Usuń
    2. W/g mnie dobrą metodą jest zgniatanie powrózka i zasuszanie jajek, ale tego raczej się teraz nie stosuje. W każdym razie ja bym zaszywała, jeśli koń jest z natury ruchliwy - ten przypadek wypadnięcia jelit, którego byłam świadkiem, dotyczył ogiera arabskiego, który był w treningu wyścigowym i w międzyczasie pokrył kilka klaczy.

      Ogier nie musi skakać na człowieka, zależy od temperamentu, ale bywają takie przypadki - nawet jeśli chce pokazać swoją dominację: może zauważyłaś, że młode ogierki, trzymane w stadzie, nieraz na siebie wskakują, co nie jest wogóle działaniem seksualnym, ale okazywaniem dominacji.

      Usuń
    3. Dokładnie tak, moje na siebie wskakują

      Usuń
    4. U mnie wskakują na siebie nawet niektóre klacze.:-)))

      Usuń
    5. Dominatorki jedne! - prawdziwe kobiety

      Usuń
    6. Przypomniało mi się, klaczy jednej z naszych nie wyszło łożysko w czasie porodu i tak pięknie zwisało, więc zadzwoniłam do wet-ki a ona do mnie, to proszę wyciągnąć, tylko ostrożnie. Też mi się słabo zrobiło... Ale wyciągałam. Jakkolwiek nie wyszło i weterynarka musiała przyjechać i profesjonalnie wyciągnąć. Nota bene, były to urodziny Lisiaka.

      Usuń
    7. mam nadzieję, że to ni zły znak - tu jak stara rasowa włoska czarownica robię gest rogacza, ale kieruję go w dół, dla odegnania złych mocy:-))))

      Usuń
    8. Gest rogacza to gest wyznawców szatana, więc lepiej go nie robić wogóle ;)

      Usuń
  8. Paulina: za dużo czytasz... i wyobraznia Cię zaczyna przerastać!

    OdpowiedzUsuń
  9. no, może coś w tym jest, ale patrz tematu by n ie było jakbym się nie naczytała o tym wypadaniu:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyli reasumując - już wiem, ze raczej należy wykastrować, ale upierać się przy zaszywaniu, czy tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kastruj i vet niech zaszywa, będziesz miała spokój psychiczny.

      Usuń
  11. czyli decyzja podjęta... mam tylko nadzieję, że nic im nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziewczyny, pasjonująco się czyta Waszą dyskusję;) Na koniach nie znam się w ogóle, boję się ich masy, bo reszty raczej nie, ale jestem drobna, więc taki duży koń jest dla mnie naprawdę duży;)
    Za to znam się na psach - i nigdy bym nie wykastrowała, wiem, głupieją, uciekają, może im się coś stać itd. ale takie obrzydliwe tłuste kluchy, które świat nie interesuje, to też mi się nie podoba;) Wczoraj Kruczek był u weta, kontrola łapy, ale głównie szczepienia, no i wet mi opowiadał, że kastrował "psa-bandytę", ale tak naprawdę to chętnie wykastrowałby jego właściciela;) I wszystko na temat chyba. Uważam, że niektórzy ludzie nie powinni mieć psów, a inni nie powinni mieć niektórych ras. I wiem, że ja powinnam mieć Kruczka, bo jest świetny;))) A jaki "nieusłuchany";))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wzięłam jednego z moich psów to miał 3 lata i był już wykastrowany, i dzięki Bogu wykastrowany bo jak się okazało bardzo agresywny wobec innych zwierząt i psów. Mieszanka stafforshire terriera z whippetem, jak się okazuje wybuchowa. Nawet do koni mi się przymierzał ale dostał raz i drugi kopa, ale kurę udało mu się zadusić. No i niestety nie może latać luzem po podwórku, bo kotkę też mi kiedyś próbował zamordować. Nie wiem jakim cudem go mieli poprzedni właściciele w domu z innym małym psem i dziećmi...
      A chudy taki, że ciężko mu "oblać" żebra, nawet jak je 3x dziennie.

      Usuń
    2. PS W Anglii na ogół kastruje się i sterylizuje psy i koty "za automatu", jak tylko nadejdzie moment kiedy to można zrobić.

      Usuń
  13. Jak widać zdania sa podzielone. Moim zdanie wszystko zależy od tego co będziesz chciała z nimi robić.
    Staropolską rada było nie wałaszyć, ale chodziło o konie do bitew i uciązliwych pochodow.
    1934/9 (107) poz.5
    RTM. BOHDAN PIOTROWSKI.
    DOBÓR I UJEŻDŻANIE KONIA WOJSKOWEGO W POLSCE W XVI i XVII WIEKACH
    "...Jedyną płcią uznaną za godną ujeżdżania pod siodłem były ogiery, inaczej zwane "drygantami". Klacze traktowano jako matki, lub do zaprzęgu, a o wałachach "autor nieznany" zupełnie niepochlebne wypowiada zdanie. Koń do "potrzeby" (użytku wojskowego) "cały" (t. j. niekastrowany) jest najpewniejszy, bo nawet, gdy ustanie, to po krótkim odpoczynku pójdzie dalej, natomiast wałacha wypadnie albo porzucić, albo dać mu dłuższy odpoczynek. W rezultacie ogiera należy zawsze powstrzymywać, a wałacha ciągle popędzać, przeto ćwiczyć go raczej "do woza, pod myśliwca, lub z listami", a do "wstępnego boju", gdzie koniowi i mocy i chęci potrzeba, zupełnie się nienadaje...." i jeszcze link na facebooka do mojej znajomej które długie lata hodowała ogiera huculskiego
    https://www.facebook.com/profile.php?id=670447073&ref=ts&fref=ts

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Aha jesli chcesz pojeździć spokojna i beż napiny towałasz jak radza dziewczyny. Hejka

    OdpowiedzUsuń