Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

sobota, 22 grudnia 2012

Podsumowanie

wejście do domku latem, oczywiście po remoncie
taki widok zastaliśmy, na zdjęciu domek przed remontem, orginalny płotek, który Misiek - czyli pies po poprzednim właścicielu, jak chciał wyjść, to odrywał kolejną spróchniałą sztachetkę
budynki gospodarcze i Misio na łańcuchu, oraz wejście do domu, tam na końcu była drewutnia, do której bardzo bałam się chodzić po ciemku
a tak wygląda domek teraz
budynki gospodarcze teraz
Choć nigdy dotąd tego nie robiłam, mam na myśli podsumowanie roku, to tym razem mam potrzebę je zrobić, ale nie w kontekście roku, a całego życia, ale zwłaszcza tego nowego, które rozpoczęło się na wsi.
Tak, to już trzy lata - ponad, odkąd mieszkamy na wsi i muszę przyznać, że nie wyobrażałam sobie siebie na wsi, taki pomysł nie przyszedł mi nigdy do głowy, nie miałam rodziny na wsi, nie spędzałam wakacji na wsi, więc takie życie było całkowicie abstrakcyjne dla mnie i nie zaprzątało moich myśli.  Na początku chcieliśmy po prostu własny dom, ale to był czas skoku strasznego cen ziemi, tak że działka kosztowała jedną trzecią wartości domu i to działka tysiąc metrów kwadratowych, aż tu nagle ni z tego ni z owego nasza znajoma mówi, że jest dom na odludziu do sprzedania i żebyśmy pojechali obejrzeć. Pojechaliśmy, gdy ujrzałam dom z daleka., to byłam załamana i mówię wracajmy, ale Michałek powiedział, że widzi właścicielkę i będzie głupio jak odjedziemy, że musimy się choć przywitać, dom był straszny, obejście jeszcze gorsze, ale były dwa wielkie  (jak na standardy blokowe) pokoje ze śliczną podłogą, no i ta ziemia - prawie hektar wokół domu i zero ludzi, tylko cisza. Mieliśmy mieszane uczucia, ja pragmatycznie myślałam o nakładach finansowych jakich wymaga ten dom, Michałek romantycznie i przekonywał mnie, że to ostatni moment na zmiany w naszym życiu, oboje mieliśmy skończone trzydzieści lat, Michałek trzydzieści sześć, a ja trzydzieści jeden. W końcu przyznałam mojemu mężowi rację i zajęłam się wszystkimi formalnościami notarialno-bankowymi, zostaliśmy właścicielami mini gospodarstwa do całkowitego remontu... pieniądze na remont zostały praktycznie całkowicie zaprzepaszczone przez ekipę, którą najęłam... cóż, człowiek uczy się na błędach, ale już nawet nie mam siły wspominać tego wszystkiego, po trzech miesiącach od zakupu, wprowadziliśmy się do domku, w którym można było zamieszkać, choć nadal wymagał remontu. Czas mijał, w miarę możliwości dalej remontowaliśmy, już ze środków bieżących i nagle pojawił się Husky, a potem mleczne kozy, choć nie mieliśmy sprecyzowanych planów na życie na wsi, to okazało się, że to stricte wiejskie sprawia nam ogromną przyjemność. Potem pojawiły się konie i choć byłam przerażona tym co zrobiłam (zakup koni), okazało się, że chyba mam do tego powołanie, wszystko co ich dotyczy - układanie, praca przy nich, odbywa się tak bardzo naturalnie jakbym miała konie od zawsze, choć dopóki one się nie pojawiły to widziałam konia na żywo parę razy, ale zawsze chciałam jeździć konno, a o własnym koniu nie marzyłam nigdy, a tu dwa głupki, dzikusy, które wytrzeszczały oczy jak się do nich zbliżałam aby je przeprowadzić na pastwisko i wpadały w stupor. Tak po tych trzech latach odnalazłam samą siebie i jest mi z tym dobrze, choć nie było łatwo i nadal nie jest, pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam piec centralny i ogień pod ciśnieniem wentylatora, drzwi do pieca były jak drzwi do piekła, wcześniej widziałam płomień tylko na kuchni gazowej, a tu musiałam sama palić w piecu, co robię do tej pory, bo nadal zajmuję się całym teraz gospodarstwem sama, choć na Michałka spadła część obowiązków ze względu na to, że rzadko jestem w mieście.  Dom nadal wymaga remontu, choć jest już do zrobienia coraz mniej, ale dom, to dom zawsze jest coś do zrobienia. A ostatni rok? cóż był chyba rokiem, w którym najmniej się działo, mało remontowaliśmy, bo życie wymusiło na nas kupno działki budowlanej, po cenie działki budowlanej, co nas wyssało ze wszystkich oszczędności i zmusiło do pożyczki, ale nie poddajemy się, bo ten nowy rok, będzie przynajmniej dla mnie być może najważniejszy w życiu - moje konie będą układane pod siodło, a pierwszego dosiadu chcę dokonać osobiście, oczywiście pod czujnym okiem specjalisty, czyli cudownego człowieka jakim jest pan Andrzej Puchała, mamy przyjemność go nie tylko znać, ale i przyjaźnić się z nim, to cudowny człowiek z ogromną wiedzą o koniach i końskiej naturze.
Kończąc, wieś to wyzwanie i nie sama sielanka, a często ciężka praca fizyczna, ale obudzić się we własnym domu, na własnej ziemi wiosną i latem, wstać z łóżka, zrobić kawę i usiąść z nią na schodkach przed domem, nie przejmując się zupełnie co się ma na sobie i ile, bo nikogo nie ma w pobliżu - nieopisane... na kolanach koty, po bokach psy i konie złoszczące się, że jeszcze u nich nie byłam, aby do wiosny...
A na samiuśki koniec muszę przyznać się szczerze, że prowadzenie ogródka nie jest moją pasją, choć planuję na wiosnę ze względu na nieopisany smak własnych warzyw, a kozy - kóz już nie mam, bo jednak to za dużo pracy jak dla mnie i choć była to cudowna przygoda doić własne kozy, robić jogurty i sery z mleka, to jednak nie jest to zwierzątko dla mnie. Mam za to drugiego psa - suczkę półkrwi husky i jest ona największym osiągnięciem tegorocznym. Pies, który w kontekście kości pogryzł mnie i Michałka - dosłownie pogryzł, strach było koło niej przejść podczas jedzenia, nie daj Boże schylić się po coś co upadło na podłogę jak jadła - ręka odgryziona! Teraz gdy Pasia je kość, mogę do niej podejść, podnieść z ziemi kość - jej kość! i trzymać, a ona spokojnie ją obgryza, a ja ją obracam tak, aby mojej Pasieńce było wygodnie, zaczyna też się z nami bawić podgryzając delikatnie, czego wcześniej nie umiała, mam wrażenie, że nie wiedziała co to takiego zabawa z człowiekiem. Gdy bawiąc się z Arrowkiem ją próbowaliśmy wciągnąć do zabawy, to sztywniała i robiła wystraszone oczy, ogon pod siebie, uszy położone, a teraz uszy w górze, ogon w górze i delikatnie nas gryzie, a my ją łapiemy za nóżki i boczki udając psie zaczepki.
Trzy lata też już żyjemy bez oglądania telewizji i nawet bym nie przypuszczała, że to może być takie przyjemne i daje tyle wolnego czasu na czytanie książek. Miałam napisać wczoraj o czymś jeszcze ważnym, ale jak zwykle nie pamiętam już o czym cóż...ktoś już ostatnio na swoim blogu wspominał, że atakuje go pewien Niemiec o nazwisku Alzheimer, do mnie też już dotarł i to dość dawno, już nawet nie pamiętam kiedy...

Na koniec ogłoszenia drobne:-)
1. Likwiduję drugi blog, bo tam prawie nikt nie zagląda, więc moimi wytworami, jak i opisami książek będę zanudzać tutaj:-)
2. Nasz ukochany kuzyn uruchomił właśnie internetowe czasopismo na - www.drugiobieg.eu  do którego poczytania zachęcam serdecznie, zwłaszcza, że całkowicie darmowe i powstałe z czystej pasji, a wiem, że zagląda tu wielu czytaczy książek i wielbicieli fantastyki, którą i ja kocham miłością szczerą i bezgraniczną.

A na samiuśki już koniec końców życzenia:
ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
A żegnam Was cytatem ze Strugackich, który jest bardzo adekwatny dla nas wioskowych - "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" - i ja to kocham:-)

18 komentarzy:

  1. Zrobiłaś cuda z tym domem! Ja po dwóch latach mam jeszcze daleko do takiego efektu! Ale dla mnie to jest projekt na całe życie;) Życzę Ci powodzenia z konikami i sukcesów w ujeżdżaniu;) I głaszczę psy, choć Pasi trochę się boję;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, choć nie jest tak idealnie jakby się wydawało, majster, o którym wspominałam zrobił betonowe opaski wokół domu:-( trzymają wilgoć, a dom nie ma poziomej izolacji:-( i mur pije wodę, a tynk odpada:-( na wiosnę skuwamy opaski robimy pionową izolację i drenaż dookoła całego domu i budynków inaczej wilgoć zagrzybi nam cały dom... więc jak widzisz jeszcze dużo do zrobienia, poza tym tynki które są mokre trzeba usunąć i osuszyć mury... ale damy radę, a przynajmniej mam taką nadzieję:-)A Pasia jest słodka, choć musi się nauczyć zaufania również w stosunku do innych, nie tylko do nas, ale to przyjdzie z czasem.

      Usuń
    2. Też mam takie opaski, działają. Jedynie drobne przesączenia są na wiosnę, gdy nadwarciańskie wody gruntowe wciskają się wszędzie, u nas to nawet te nowe technologicznie domy nie dają rady na "wysoką wodę" na wiosnę.
      Trzeba chyba mieć... nie wiem co. Wszystkie technologie zawodne, jak popytać;) A opaski były robione żeby wzmocnić fundamenty głównie, bo chatyna drżała w posadach przez te tiry;)

      Usuń
    3. u mnie gliny są i woda nie odpływa tylko stoi, a mury to raczj grube i solidne, tylko bez tej izolacji niestety

      Usuń
  2. Wspaniale się spisaliście z tym domem.Jest nie do poznania.Zazdroszczę życia na odludziu to moje marzenie bo ruchliwa ulica i sąsiedzi nie dają żyć.Pozdrawiam ciepło i ściskam koty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie do poznania. Pięknie go ożywiliście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wasza historia przypomina to co my przechodziliśmy pięć lat temu. Podobnie kupiliśmy dom na wsi który wyglądał strasznie musieliśmy go remontować i musieliśmy się nauczyć wiejskiego życia.

    To co zrobiliście z Waszym domem jest imponujące. Nasz dom choć w środku jest wykończony to na zewnątrz jeszcze pozostawia wiele do życzenia. Podoba mi się też Wasze podwórze, nasze wciąż wymaga zagospodarowania.

    W każdym razie chcę powiedzieć, że na większość osób przeprowadzka na wieś działa w bardzo dobry sposób. Nie ma to jak poczucie bycia na swoim.
    Wszystkim osobom które marzą o podobnej przeprowadzce szczerz życzę aby ich marzenia się spełniły bo warto.

    Pozdrawiam, Tomek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę wyboru.
    Życie z naturą leży w naturze człowieka. Daje człowiekowi poczucie wolności, pozwala wsłuchać się w jej rytm, daje odprężenie, wyciszenie, komfort zależności jedynie od pór roku.
    Miałam kiedyś taka możliwość- nie skorzystałam i dzisiaj żałuję.
    Gratuluję wyników i życzę kolejnych osiągnięć, sukcesów i realizacji dalszych planów.
    Powodzenia w realizacji marzeń.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za miłe słowa, ale jeszcze dużo trzeba zrobić , zawstydziliście mnie, bo tu i tam tynk odpada czego na zdjęciach nie widać:-) ale jest różnica nie ma co udawać:-) jeszcze raz dziękuję:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Daj spokój, "głupia żeś" - jak mawiają u nas;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ładnie wygląda, a zwłaszcza ta cześć gospodarcza, z drzwiczkami, drzwiami i okiennicami, a każda innego rozmiaru.Fajowo.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i masz, zostałam "prawieniktem". :o
    Ale tutaj też będzie dobrze oglądac Twoje piękne prace DIY. ;)))
    Bo na koniach to ja się nijak nie znam...
    Ale dom wygląda pięknie, mnóstwo zrobiliście w ciągu tak krótkiego czasu!
    Pięknych świąt i wspaniałego nowego roku życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anetka kochana, przecież wiesz jak Cię lubię:-) taka jakaś frustracja mnie ogarnęła:-( Dziękuję Ci za życzenia Tobie i Twoim bliski życzę wszystkiego co najlepsze!

      Usuń
    2. Też jestem prawieniktem. Jakie sympatyczne określenie.

      Usuń
  10. krzepiace. A mozna pomyslec o jakims drenie i pompie, odpompowujacej wode ze specjalnie wykopanej studzienki drenazowej, tak co pewien czas, z plywakiem wlaczajacym pompe plywajaca. Kawalek dlugiego weza i na ogrod niech to idzie.

    OdpowiedzUsuń
  11. a propos: podpis pod zdjeciem: taki widok zastaliśmy, na zdjęciu domek przed remontem, orginalny płotek,[...] - oryginalny sie pisze :)

    OdpowiedzUsuń