Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

piątek, 14 grudnia 2012

Jak tu skryć się od napaści?!

Odkąd nasze ukochane psy postanowiły już całkowicie zamieszkać w domu, mając w głębokiej pogardzie budę na podwórzu, każdy posiłek wygląda mniej więcej właśnie tak jak na zdjęciu. Biedny Michałek uciekał  z panną cottą, aż mu się przestrzeń skończyła i wylądował pod samą lodówką. Mimo iż przepisy postanowiłam zamieszczać na drugim blogu, to zrobię mały wyjątek i przepis na gotowaną śmietanę, czyli panna cotta, zamieszczę tu: 500ml śmietany 30% lub 36% zagotować z laską wanilii, gwiazdką anyżu i 40g cukru; dwie łyżeczki żelatyny rozpuścić w pół szklanki gorącej wody, śmietankę wyłączyć wymieszać z żelatyną rozpuszczoną i dodać kieliszek rumu. Zarówno psy jak i człowieki uwielbiają okrutnie co widać na załączonym zdjęciu.
Na koniec, dla pocieszenia wszystkich nielubiących zimy i narzekających: u mnie dziś rano było w domu (sprawdziłam jeszcze raz) 9st., gdyż Michałek kupił trefny miał, na naszej ukochanej oszukańczej wsi:-) dziś przywiezie z miasta, aby uniknąć tego dramatycznego przeżycia obudzenia się w tak "miłej" temperaturze i zimowej aurze nie tylko za oknem:-)))

16 komentarzy:

  1. No, no, +9... U nas +2 ale na dworze. A te psy, chyba trzeba je oduczyć. Konsekwencja, konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja... Wiem, że to trudno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas dalej trzyma mrozisko! Niestety muszę się przyznać, że ja lubię te wariactwa stołowe, jest kupa śmiechu, a jak potrzebujemy spokoju, to... zamykamy je w przedpokoju:-)

      Usuń
  2. To wszystko nic!

    Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Warszawie przechodząc pod sąsiednim blokiem usłyszałem wołanie o pomoc. Kilka pięter nad moją głową z małego, kuchennego okienka, wystawiała głowę znana mi z widzenia starsza pani i wołała "ratunku"!

    Zapytałem o co chodzi. Podała mi kod do domofonu i poprosiła, bym wszedł, bo "kot sąsiada, którym miała się opiekować pod jego nieobecność, nie daje jej wyjść z kuchni".

    Z duszą na ramieniu (tygrysa się spodziewałem...) ruszyłem po schodach. Otwieram drzwi i co widzę..?

    Malutkiego, nie większego od mojej dłoni, czarnego kotka - fakt, że rzeczywiście bardzo agresywnego, drapiącego, gryzącego i miauczącego nader rozgłośnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to był kot bojowy! Żebyś Ty poznał mojego Kaktusa, a imię nie jest przypadkowe...

      Usuń
  3. Kruczek też osacza, ale tylko, gdy jest głodny i stęskniony, czyli zawsze;) Wystarczy wtedy zapowiedzieć kategorycznie, że pójdzie na dwór - i... spokój zalega przy stole - ale pogróżka działa tylko teraz, tzn. gdy jest więcej niż -10;)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie jak nie wykażę czujności i nie wywalę kotów to jeszcze kocia banda do talerzy się pcha. A przy TYLU kotach nie sposób sobie poradzić ze spokojnym spożyciem czegokolwiek... Tak wiem...konsekwencja...:-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie koty mieszkają w kotłowni i jeden mały w domu, bo rodzeństwo zostało wydane i został sam, a reszta to dorosła hołota:-) Mają porobione łóżeczka w skrzynkach, a wczoraj dostały poduchy do skrzynek, choć Kaktus woli spać na rurkach wychodzących z pieca centralnego...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale wiesz, że moje koty to "cycki". Na krok człowieka nie odstępują:-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Asiu, a ile masz kotów aktualnie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam znajomą , której suka nie pozwalała nic zjeść...wydzierała jej z rąk wszystko, obiady z mężem jedli na lodówce, ciastka do kawy stały na szafie, a jak gość chciał się poczęstować to musiał mieć refleks...bo nie raz nie zdążył nawet ugryźć kęsa...hehe. To była dalmatynka rozpuszczona ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No to na szczęście moje tylko osaczją, ale za to z pomrukami irytacji, lub piskim proszącym, wszystko zależy jak długo trwa całasytuacja, no i oczywiście co jest do zjedzenia:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja tam niedobra pani jestem. Pies mieszka na podwórzu, wstępu do chałupy nie ma, chyba że w mrozy poniżej -10*C. O jakimkolwiek żebractwie mowy być nie może, w żaden sposób. Żadne zwiezrzę nie może się nawet zbliżać zanadto, kiedy przywódca stada się posila. Wbrew pozorom ma to ogromne znaczenie dla posłuchu potem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak u nas, z tym że nasza Kira mieszka w domu. Pies musi znać swoje miejsce.

      Usuń
  11. A u mnie, to jest tak, że są zasady (to samo z moimi ogierami), ale jest pozostawiony dość szeroki pas do wyrażania samego siebie , swoich emocji, dlatego tak bardzo chciałam sama wychować konie, aby nie były maszynami do jazdy pozbawionymi emocji, tylko interaktywnymi w sposób twórczy i to się sprawdza. Arrowkowi niczego nie potrzeba powtarzać dwa razy (wyłączając przestrzeń) i taką zabawę przy stole, w każdej chwili można przerwać (Pasię dopiero wyprowadzamy na prostą), tylko, że to jest element pewnej gry, na którą nasze zwierzęta wiedzą, że dostały pozwolenie. Zarówno ogiery, jak i psy rozumieją więcej niż nam się wydaje, a pewna spontaniczność i luz dodaje naszej relacji bliskości i radości, choć Pasia jest inna, ale dlatego, że inni ludzie ją chowali, ale się zmienia niemalże z dnia na dzień, bała się dotyku, nawet jak się nadstawiała do smyrania po brzuszku, to sztywniała, kładła ogon i uszy i miała takie czujne, trochę przestraszone oczy, jakby sama nie wiedziała czego się spodziewać, teraz z ufnością zamyka oczy i przysypia, sama prosi o pieszczoty. Nie reaguje Pasia zawsze na komendy, bo nikt jej tego nie nauczył i radziła sobie sama jak umiała, ale i to się zmienia, tylko że ja stawiam najpierw na czułość i miłość, a dopiero później na posłuszeństwo. Czytałam kiedyś, że podczas jakiś szkoleń koń u jakiegoś zaklinacza koni przez wąskie nieznane przejście z własnej woli na komendę przeszedł po pół godzinie, moje konie ze mną przechodzą po najdłużej minucie:-) - miłość i zaufanie:-) no może Dżygitowi czasem coś odbije, ale on tak ma, że w stupor potrafi wpaść, Lisiak nigdy - jesteśmy jak jedno ciało:-)

    OdpowiedzUsuń