Teraz już wiem. Zapoznałam się z przepisami dotyczącymi łowiectwa, myśliwy ma prawo wkroczyć na mój teren, strzelać na nim, bez pytania mnie o zgodę, ma prawo zabijać zwierzynę łowną, sarny, zające, dziki, ptactwo. Nikt mnie nie zapyta o zgodę, nikt nie będzie się liczyć z moimi uczuciami, będę musiała patrzeć jak na mojej ziemi są mordowane bezbronne, przerażone zwierzęta i nic nie będę mogła z tym zrobić. Wystawiałam karmnik dla saren i zająców zimą, jeśli przyjdą z przyzwyczajenia w poczuciu bezpieczeństwa podratować się zimą, to być może je ktoś zabije na moich oczach, a ja nie będę miała prawa nic zrobić. Czy to jest normalne, czy tak powinno być i czym jest de facto polowanie i kim jest myśliwy? Zając, sarna, dzik, nie mają najmniejszych szans w obliczu broni palnej, to wyrok śmierci wykonywany na nich z najnikczemniejszych możliwych pobudek - dla sportu, dla zabawy. Jak życie my ludzie traktujemy instrumentalnie, jak nie szanujemy go, już nam nie wystarcza przemysł hodowli "mięsa", musimy jeszcze mordować dla zabawy. A co jest zabawnego w patrzeniu na moment śmierci, co jest zabawnego w odbieraniu życia, przecież sport się uprawia dla zabawy, rywalizacji także, ale z kim ... Jeśli ktoś mający rzeźnię, chciałby jej nie ogrodzić i zabijać zwierzęta na otwartym placu, to byłoby to pogwałceniem praw innych ludzi do nie oglądania takich okrucieństw, a ja na mojej ziemi muszę pozwolić na mordowanie zwierząt, bo tak stanowi prawo w tym kraju, a jeśli w pobliżu pojawi się pies lub kot wyglądający na bezpańskiego, to i jego myśliwy zabije na moich oczach i mojej ziemi,
Mogę się jednak bronić i ogrodzić teren, wtedy myśliwy nie będzie miał prawa wstępu, to będzie priorytetem dla mnie, ale czy o to chodziło. Już nie będą sarny podchodzić ufnie pod dom w poszukiwaniu jabłek i siana, już nigdy nie zobaczę takiego widoku. Tak bardzo jest mi przykro...
Nasza pierwsza zima, przychodziło całe stado na jabłka i siano, |
wystawialiśmy też wiadro z marchewką i mieliśmy ogromną radość z obserwowania ich, a przychodziły regularnie |
Nie przepraszaj bo nie ma za co! Też bym się wkurzyła. Ale, powiem tu, nasze pastwiska są ogrodzone dla koni, sarny nauczyły się schylać główki, i przebiegać pod taśmą, myślę że Twoje głupsze nie są. Mnie bardziej niż myśliwi - bo oni raczej na pastwisko nie wchodzą, denerwują grupy bezpańskich psów, które zabijają sarny. Ciekawe w ogóle czy myśliwi mają prawo wchodzić na ogrodzony teren, zwłaszcza jak tam są zwierzęta gospodarskie? Razem z dzikimi.Jak to u mnie się zdarza...
OdpowiedzUsuńJeśli dobrze zrozumiałam ustawę, to teren ogrodzony jest wyłączony z terenów łowieckich.
OdpowiedzUsuńOgrodzić niestety trzeba. Co powtarzam sobie po każdym złapanym i odstawionym do najbliższej drogi grzybiarzu (myśliwego jeszcze żadnego nie złapałem - ale nagonkę raz przegoniłem, jak mi chcieli na Wielki Padok wleźć...).
OdpowiedzUsuńTyle, że budować kolejny kilometr płotu tylko po to..? Nie bardzo się chce...
Do mnie w tym roku przyszli na prawdziwki pod moje lipy i na szare renety, a co sobie będą odmawiać!
OdpowiedzUsuńSąsiad opowiada, że kiedyś obsiał ze swoim ojcem pole marchewką - dla koni, a jakże - przyszła pora zbiorów, więc zaprzęgli kobyłę do wozu i pojechali, a tam... sama natka! "Grzybiarze" (których u niego jeszcze więcej niż u nas, bo bliżej stacji kolejowej i nie tylko samochodami, jak do nas, ale i pociągami z Warszawy i z Radomia przyjeżdżają...) do cna wybrali!
UsuńŚlepaki jakieś- grzyba od marchwi nie odróżnić nie umieją...Mam nadzieję, że się nią udławili.
UsuńPrawdziwemu zbieraczowi jest wszystko jedno co zbiera: grzyby, marchew, kartofle, jabłka (pod warunkiem, oczywiście, że z cudzego pola lub sadu...).
UsuńŚmieci by po sobie pozbierali...
UsuńNo i z drugiej strony - po powrocie z Holandii, gdzie wszystko jest ogrodzone, zakazane i uregulowane, docenia człowiek polską wolność i bałagan... Ja lubię chodzić po polach i łąkach, również cudzych, więc niekonsekwentnie by było, gdybym zabraniała wszystkim wstępu na nasze tereny, chyba że ze względu na tych wędrowców bezpieczeństwo - bo to wiadomo, co koniowi do głowy strzeli? Latem nasza Nikita ganiała po pastwisku kolegę hodowcę - nie spodobał się jej i już.
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że prawo łowieckie mamy feudalne. W spadku po nomenklaturze, która w pewnym momencie poczuła się "nową szlachtą" - i zafundowała sobie przywilej polowania na chłopskich zagonach, a jakże..!
UsuńTo zaprzeczenie prawa własności, mam wrażenie, że u nas w kraju mamy tylko "ograniczone prawo własności", a nie pełne
UsuńAle tu chodzi o szczególną sytuację i bardzo bliską odległość od domu. My kupiliśmy siedlisko bez sąsiadów, aby nie oglądać innych ludzi, no i powinnam mieć prawo do decydowania o tym czy chcę aby ktoś przebywał na moim terenie, czy nie, dbam o ten teren, płacę podatki, kupiłam go dużym kosztem i nie chcę aby ktoś na nim uprawiał proceder mordu. Bo tak naprawdę o to w tym wszystkim chodzi, aby móc decydować co dzieje się na moim terenie, zwłaszcza gdy dotyczy to polowania, chcesz aby ktoś u Ciebie robił jakieś rzeczy masz prawo, ale powinnaś mieć też prawo nie wyrażenia zgody.
OdpowiedzUsuńRacja.
OdpowiedzUsuńJak wiesz, z myśliwymi mam na pieńku... Denerwuje też mnie to ich gadanie, że dbają o zwierzynę - jak? no jak? Ale nie miałam pojęcia, że wolno im wchodzić na cudzą ziemię;) W takim Teksasie to kula w łeb bez ostrzeżenia. Przyzwoitość każe się chociaż zapytać, albo przynajmniej poinformować.
OdpowiedzUsuńNawet mi nie udzielono odpowiedzi na pytanie kim są. Teraz po fakcie jak sobie przypominam to zajście, to widzę, że była w tym wszystkim jakaś chora demonstracja siły, przechodzili bardzo blisko domu, a dalej jest teren otwarty, więc bardziej logiczne byłoby oddalenie się i pójście w większym odległości od domu. Poza tym myślę, że to mogła być nagonka,bo nie mieli broni i wcale mogli nie być myśliwymi, a jeśli dobrze ustawę rozumiem, dotyczy ona tylko myśliwych, być może dlatego nie okazali dokumentów i nie chcieli wytłumaczyć co robią na terenie prywatnym.
OdpowiedzUsuńAle jak postawisz tabliczki - teren prywatny, wstęp wzbroniony - muszą to uszanować. A Trybunał Europejski już trzykrotnie przyznał prawo do odszkodowania za wtargnięcie mysliwych wbrew woli własciciela. Jedno dotyczyło Francji, jedno Belgii, a jedno Niemiec. Warto więc walczyć. I warto zgłosić do głównego łowczego, że sobie nie zyczysz "wizyt mysliwych". Ja tak zrobiłam i od lat kilku lat nie mam problemu. Nawet kiedy w zeszłym roku liczyli pogłowie dzików to najpierw zadzwonili i zapytali czy w tym celu mogą naruszyć moja prywatność.
OdpowiedzUsuńJa zrozumiałam, że tabliczki nic nie dadzą, że dopiero ogrodzenie terenu spowoduje wykluczenie z terenu łowieckiego i uniemożliwi im polowanie u mnie
UsuńTeoretycznie tabliczki nic nie dają, ale praktycznie - wchodzą wtedy bezprawnie. Tak orzekł Trybunał Europejski. No, wiem, że trybunał daleko, a ci dranie blisko, ale warto spróbowac.
OdpowiedzUsuńWpadłam przed momentem, aby wystosować oficjalne pismo do koła z zapytaniem, kto wkroczył na mój teren dziś między godziną 11 a 12 i jeśli ktoś od nich, to aby podali mi nazwiska tych osób i numery uprawnień łowieckich, gdyż sprawa został zgłoszona na policję i chcemy ustalić, czy osoby które dokonały wtargnięcia i nie opuściły terenu na żądanie miały do tego wymagane uprawnienia, a założę się że nie. Oczywiście dodamy, że nie życzymy sobie korzystania z naszego terenu wbrew naszej woli.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak samo robiłam:-))) Na pewno się uda!
OdpowiedzUsuńDobry pomysł.
OdpowiedzUsuńA piesków na intruzów wypuścić nie można? Mogą chyba po "swoim" biegać?
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, nigdy nie wiadomo, co taka łajza pieskowi jest w stanie zrobić - ale czasami aż człowieka korci...
Nie mamy w naszym kraju Prawa - jest jak skrzynia z dziurami - korzystają małpy, które wiedzą, gdzie łapę włożyć...
dokładnie tak! ja to mam krwawe zapędy, ale się hamuję, mam taką suczkę od nie tak dawna, tą ze zdjęcia jest okropnie wredna i mściwa, jak ktoś na siedlisko wejdzie to od razu gryzie - bardzo ją kocham!
UsuńPseudomyśliwi zastrzelili mi psy, w tym suczkę z małymi postrzelili, niektóre szczeniaki zabili na miejscu, dwa dowlokły się do domu... Napisałam list do koła z podaniem daty, godziny, samochodu, którym przyjechali (nie miałam niestety nrów) - główny łowczy , kierownik koła, przyjechał do mnie i długo sprawę badali - to nie był nikt z członków tego koła, którego tam jest okręg czy coś, nikt, kogo by znali - to byli kłusownicy, pseudomyśliwi, strzelacze na dziko - same koła z nimi walczą, szukali, nie znaleźli... Ale mieli dużo dobrej woli... Od tej pory każdy facet z bronią jest dla mnie podejrzany - nie ufam im - to kto niby ma broń w tym kraju? Kto na to pozwala? Bo jeśli każdy może mieć, to ja też chcę;) Uważaj na nich!
UsuńCo do prawa własności: Z tego co mi wiadomo, to na teren nieogrodzony wejść może Ci w Polszcze każdy, nie tylko myśliwy, ale i ten grzybiarz spod Radomia.
OdpowiedzUsuńTrzeba wszystko symbolicznie, niezawysoko, żeby sarny przeskakiwały swobodnie, (jak w USA) wygrodzić, załatwić sobie pozwolenie na broń i od razu będzie inna rozmowa :)) Nikt Ci nie wejdzie :)
A w ogóle to nie wiesz, że myśliwi to Ciebie bronią przed nadmiarem leśnej zwierzyny? Myśliwi są jak wilcy, mają regulacyjną funkcję w przyrodzie ;)
Tylko że na wilki w Polszcze starej ludzi polowali, a na myśliwych to już nie...
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńmamy podobny problem , jak sobie Państwo ostatecznie z tym poradziliście ?
No i nadszedł ten czas, kiedy wreszcie można wyłączyć swoją ziemię z obwodu łowieckiego! Więcej informacji tu: https://www.zakazpolowania.pl/
OdpowiedzUsuń