Wczoraj skończyłam czytać książkę, o której już wspominałam, i którą postaram się przybliżyć. Dlaczego? Bo niewiele jest takich pozycji, które naprawdę warto zachować na półce i w sercu. Bardzo dużo czytam, ale co tu dużo mówić, większość książek nadaje się po przeczytaniu do rozdania znajomym i to niezbyt lubianym, lub na rozpałkę w piecu. Książka ta stała się może tym bliższa memu sercu, gdyż wiele jej momentów i prawd w niej zawartych pokrywa się z moimi, doświadczeniami jak i przeżyciami. Choć jest to książka napisana przez profesora filozofii, czyta się ją z pełnym zrozumieniem, gdyż autor posługuje się językiem popularnym, dość zbliżonym do naszego prof. Leszka Kołakowskiego, którego książki również bardzo wysoko cenię. Książka choć częściej czyta się ją z uśmiechem na twarzy, lub skupieniem tam gdzie autor puszcza wodze swoich filozoficznych przemyśleń, nie jest pozbawiona momentów okrutnych i tragicznych, to sprawia, że staje się autentyczna i zapada głęboko w świadomość. Choć jej autor Mark Rowlands mówi, że nie można jej nazwać autobiografią, bo nie spełnia kanonu biografii, to jest to biografia, a właściwie wycinek ściśle powiązany z czasoprzestrzenią w jego życiu wypełnioną przez wilka. Jego ukochany wilk czystej krwi, którego kupuje w pierwszych latach pracy i który mu towarzysz przez jedenaście następnych, wywraca jego świat do góry nogami, ale on się na to godzi i otwiera na wszystko co może mu dać ta niesamowita relacja między człowiekiem i wilkiem. Brenin jest silny, wielki, niszczycielski i inteligentny, jest wilkiem i uosabia szlachetność w naszym świecie, z drugiej strony Rowlands stawia człowieka - małpę, ze wszystkimi jej wadami i zaletami, nie byłam w stanie oprzeć się wrażeniu, jak jesteśmy niedoskonali i bezmyślni w swojej małpiej inteligencji, choć pierwsze przebłyski takich refleksji pojawiały się w moim życiu na spacerach z moim psem Biżu i niech nikogo nie zwiedzie imię, to był kundel owczarka niemieckiego, ale wielki i agresywny, choć tylko dla obcych, domownicy mogli mu kość wyciągnąć z gardła i zrobić z nim wszystko co chcieli. Biżu na przykład gdy szedł na spacer był bardzo grzeczny do momentu gdy ktoś się odezwał i powiedział dzień dobry, wtedy zaczynał warczeć okropnie i wszyscy uciekali, nie można po prostu było nam przeszkadzać na spacerze, to był jego czas! Miał trzy lata gdy zmarł na nowotwór rozsiany i był miłością mojego życia, mieszkał w bloku, a był wielki i zawsze gdy słyszę jak ludzie mówią, że takich dużych psów nie powinno się hodować w bloku, to myślę bzdura!!! Mój pies był szczęśliwy, pojawił się w naszym życiu, aby nas wszystkich zmienić, mój tata nauczył się uzewnętrzniać uczucia, ja cenić w życiu to co najważniejsze. Rano bardzo wcześnie przed pracą wychodziła z nim mama na spacer na łąki, wokół stawu, trwało to jakieś dwie godziny, w południe wychodził tata na krótko, po obiedzie szłam ja na kilka godzin na łąki i to było wielkie szczęście dla mnie i dla Biżu, wieczorem znów tata, a w nocy przed snem ja. Bardzo lubiłam te nocne spacery, choć już krótkie, czułam się bezpiecznie z moim psem gdy warczał pokazywał nie tylko zęby, ale i dziąsła całe, troszkę przesadzał, ale o ile dobrze pamiętam nikogo nie ugryzł. Dlaczego piszę o sobie zamiast o książce, bo wszystko mi ona przypomniała, Brenin z książki również zmarł na nowotwór, choć ja mam poczucie, że spaprałam ostatnie chwile Biżu, tak bardzo po pierwszej operacji mnie prosił aby pójść na łąki nad staw, a ja nie poszłam bo chciałam oszczędzać jego siły na drugą operację, która go czekała, nie wybudził już się po niej, przywieźliśmy go do domu położyliśmy na kocu, a on po jakimś czasie przestał oddychać i już nigdy nie poszedł na te swoje ukochane łąki.
Książka sprawiła, że wszystkie wspomnienia wróciły, ale i odkryłam pewne cechy wspólne między Breninem, a Arrowkiem, moją drugą miłością psią. Rowlands porusza różne kwestie, szczęścia, śmierci, ale i wartości życia samego w sobie, dlaczego jesteśmy skłonni uważać, że nasze życie jest bardziej wartościowe od życia wilka, często mówię, że oddałabym życie za Arrowka, ludzie się stukają w głowę, a ja patrzę na niego, na jego uczucia, które wszystkie wyraźnie malują się na jego pyszczku, Michałek mówi na niego uśmiechnięty pies, bo rzeczywiście kąciki zawsze ma uniesione do góry jest pełen uczuć i gdyby ktoś kto miałby taką moc i mógł skrzywdzić spytał - ty czy pies, to nie mogła bym posłać Biżu i Arrowka na śmierć tylko dlatego, że chcę żyć, a bardzo chcę, ale czy to oznacza, że Arrowek mniej pragnie żyć. Być może na takie rozważania mogą sobie pozwolić osoby, które nie mają dzieci, które potrzebują opieki - nie wiem, ale być może, to niczego nie zmienia, czy mogła bym wydać na śmierć przyjaciela, który mi bezgranicznie ufa, a potem żyć dalej dzięki temu. Taka niesamowita dogłębna relacja i miłość jest oprócz międzyludzkiej możliwa tylko między człowiekiem i psem, ale jest to możliwe tylko wtedy gdy tego psa wpuścimy do salonu. Teraz jest nowa moda na trzymanie psa w boksie, trzymanie na łańcuchu jest barbarzyństwem, ale w klatce normą, ciekawe co powiedziały by psy, gdyby umiały mówić.
Dlaczego będę polecać tą książkę, bo pokazuje dlaczego małpa jest małpą, a wilk wilkiem i daje nadzieję małpie na odnalezienie wilka głęboko ukrytego w jej wnętrzu.
Blog, który powstał z miłości do konika polskiego, jest prowadzony aktualnie przez Agnieszkę współwłaścicielkę "Stadniny Izery", oraz Paulinę posiadaczkę dwóch ogierów rasy konik polski. Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników konika polskiego, koni innych ras, jak również wiejskiego życia.
Konie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Już mnie skusiłaś aby mieć tą książkę , szczególnie książki podparte faktami są mi bliskie oraz biograficzne zero romansideł:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ilona
czyli taką książkę muszę przeczytać
OdpowiedzUsuńdziękuję
Ciekawa książka. Tak co pozostawia w człowieku jakieś przemyślenia i czegoś nas może nauczyć, a to najważniejsze. Kiedy czytałam o Twoim psie...łza mi się zakręciła,bo i ja straciłam ponad 10 lat temu swojego towarzysza i bardzo cierpiałam z tego powodu. W pierwszych tygodniach moje serce wołało- czemu On, a nie...jakiś podły człowiek?...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
Ja też miałam takiego psa - i też zawilgotniały mi oczy, gdy Twoja historia mi go przypomniała - zastrzelili go myśliwi, hańba!
OdpowiedzUsuńDziewczyny, jeśli tu Wam się łezka kręci w oku, to przeczytajcie książkę, ja w paru momentach płakałam. W książce autor wspomina o pewnych doświadczeniach przeprowadzanych na psach, jak wiecie działka Michałka i mówił mi gdy mu czytałam fragment, że nie tak ich uczyli na studiach omawiając te doświadczenia. Gdy uruchomi się nasza wyobraźnia, to chyba najbardziej wstrząsający moment w książce, a ile takich doświadczeń było i jest nadal przeprowadzanych...
OdpowiedzUsuńNie pozostaje nic innego, jak przeczytać.:-)
OdpowiedzUsuńGdzie Ty się podziewałaś? Małpo!
UsuńW dżungli Proszę Pani Wilczycy.;-)
OdpowiedzUsuńTo wracaj ale już!i wpis jakiś wreszcie zrób:)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie swoją recenzją. Chyba kiedyś kupię sobie tę książkę.
OdpowiedzUsuńTeż miałem przeczytać, ale nie mam książki :)
OdpowiedzUsuńKsiążka chyba cały czas jest do nabycia w księgarniach, a naprawdę warto:)
OdpowiedzUsuńW księgarni drogo ;)
OdpowiedzUsuń