A wszystko to w piękny niedzielny dzień. Najpierw był spacer z huskymi, miał on być wielogodzinną wyprawą do lasu, ale Małą Asia i Luna zostały źle zapięte, do tego pierwszy raz w obroży i na lince, tak więc spacer był obrzeżem lasu i polami do domu. Ale ja naszykowana psychicznie na cały dzień, sałatka zrobiona, końcówka mojego najnowszego wytworu piekarniczego (o tym na sam koniuszek wpisu) spakowana do torby, więc mówię na grzyby jedziemy, już bez psów. Pojechaliśmy, a tu ludź obok ludzia, wszystko z patykami i koszami w rękach, to nic, że każdy ma po dwie bidy w koszyku, bo wszystko z całego lasu wydrapane, wszyscy twardo idą nie podnosząc głowy z nad ziemi. My też idziemy, idziemy, idziemy i nic. Pojechaliśmy dalej, wyglądając lasu grzybowego i miejsca na samochód, a tu każdy wjazd do lasu oblepiony samochodami z każdej strony. Jedziemy, jedziemy aż zgłodniałam, mówię więc do M. zatrzymamy się choć na spacer i zjemy wreszcie.
Przed nami rozpościerał się pusty las liściasty, grzyby nawet gdyby były, to tak jakby ich nie było, ale w końcu zjadłam, zeszliśmy ze ścieżki na spacer po lesie, a tam polana zieloniutka ukryta w środku.
Nie polana, a woda, czy woda na polanie, tego nie wiem, ale były żaby, żaby jesienne, ubrane w piękne liściasto-jesienne sukienki, tylko ruch zdradzał ich obecność, dla oka były niedostrzegalne.
Nie chciały długo pozować i w końcu pouciekały oburzone moją natarczywością, jak gwiazdy przed nachalnymi paparazzi. Wróciliśmy do samochodu, ale wracać do domu nie mieliśmy chęci, dojechaliśmy przecież w tych naszych poszukiwaniach do samego Koła, a w Kole jest przecież Osada Leśna ze zwierzętami, postanowiliśmy ją odszukać. Znaleźliśmy. A tam:
sarny, dziki, osiołki, konie, kaczki, kozy i jeszcze wiele innych, a wszystko zgodnie, ufnie, wszystkiego można dotknąć, można dzikowi małemu dawać żołędzie, tylko oszukiwać nie można, M. również chciał dotknąć dzika i wyciągał rękę, ale pustą bez jedzenia i dzik go ugryzł boleśnie, na co M. zareagował - bólem, zdziwieniem i zachwytem i zapragnął mieć własnego dzika, tylko, że w Polsce chyba nie wolno... niestety... tak czy inaczej zakochał się w dziku, w jego dzikim charakterze bez pamięci, mówi, że będziemy go odwiedzać systematycznie, bo on kocha tego dzika. Dzik mały zresztą za nami wszędzie łaził, podobnie zresztą jak ukochane zwierzątko M. - koza. To cudowne miejsce, takie naturalne, symbiotyczne, do któtego na pewno będziemy wracać:-)
A na koniec, mój chlebek, eksperymentuję ostatnio z przepisami chlebowym. Mój ostatni eksperyment, okazał się przepyszny, dziś będę robić jego wariację z figami suszonymi, przypomina benedyktyński Chleb Pielgrzyma i chlebek turecki zarazem, zainteresowanym z chęcią podeślę przepis.
Dziewczyny - specjalnie dla Was przepis, jest pracochłonny nie ma co mówić, ale pyszny i jak to z własnymi chlebami - im starszy tym lepszy, najlepszy na drugi i trzeci dzień, ja piekę ok. 25min. w termoobiegu i zamiast rodzynek figi dziś dałam. Można robić kanapki na słodko - ten chlebek, banan w plasterki i polać miodem, lub zamiast miodu masło orzechowe; można też konkretniej, plaster czy pieczonego kurczaka, czy szynki i do smarowania pół na pół majonez z chrzanem, a najlepiej sam chrzan jabłkowy, ale w moich okolicach nie do zdobycia:-(
świetna niedziela, mimo, ze grzybów nie było.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie miejsca jak ta Osada Leśna, ale ugryzienia nie zazdroszczę M.
Chlebek wygląda bardzo pysznie:)
buziaki :**
Uwielbiam takie miejsca. W podobnym byłam kiedyś na wyspie Wolin. Były tam też np. Orły. Robią wrażenie dzikie zwierzęta do których można podejść.
OdpowiedzUsuńTwój M. ma rację z tym dzikiem. Dziki są super. Jak byłam mała jeździłam na zielone szkoły do warmińskiego gospodarswa (podobnego, jak to w którym teraz mieszkam) i tam właściciel znalazł małego dzika. Nazwał go Tantur. Tantur biegał z psami i grał z nami w piłkę. Był pupilem. Niestety kiedy dorósł bardzo rył podwórko i był za wielki żeby tak sobie luzem biegać i został oddany właśnie do takiej ostoi.
Chleb super. Też eksperymentuje teraz z różnymi chlebkami. Lepiej podaj przepis na blogu, bo na pewno wszyscy będą go chcieli. Ja w każdym razie chętnie przepis przygarnę i jeśli nie umieścisz go na blogu, to gdybyś znalazła chwilkę to: essiii@wp.pl
Pozdrawiam ciepło!
Mam pewną sugestię. Może zamiast dzika taka słodka czarna wietnamska świnka? One duże nie rosną, a są sympatyczne i śmieszne. Moja znajoma ma dwie takie, i bardzo z nich zadowolona.
OdpowiedzUsuńKsiążę marzy o Minischweine;))) To dopiero szaleństwo;)
OdpowiedzUsuńA przepis podawaj, nie marudź;)
Już widzę waszą "minischweine" z waszym minipsem bojowym.:-)
UsuńWidzicie, ale tu właśnie o tą dzikość dzika chodzi, a nie świnkę słodką, no i podglądać dzikie zwierzęta, nawet te zaznajomione z człowiekiem, to jedna z najwspanialszych rzeczy w moim życiu. A Osada naprawdę warta polecenia, tym bardziej, że nie komercyjna a naturalna prowadzona przez leśnika, gdyby, któraś z Was była w okolicach Piotrkowa Tryb., to polecam Wam serdecznie, my tam będziemy na pewno jeszcze jeździć ze względu na właśnie dzikie czy leśne zwierzęta
OdpowiedzUsuń...no i przepis dodałam:-)
UsuńM. chyba miał ochotę zabrać tego konika z ostatniego zdjęcia do domu... Albo zaadoptować kózkę ;-)))
OdpowiedzUsuńNo strzeliłaś w dziesiątkę!!! Naprawdę!!!
UsuńPrzecież mieliście kozy!!!
OdpowiedzUsuńale nie takie jak te pierwsze, nie jak Matylda, ona była wspaniała
OdpowiedzUsuńPaulina, wiesz co? Za chuda jesteś. To denerwujące.
OdpowiedzUsuńNo co Ty, Hana, ona ma w aparacie obiektyw wyszczuplający! :-)
Usuńno co ja Ci zrobię, ja już tam mam
OdpowiedzUsuńTym bardziej jest to denerwujące.
OdpowiedzUsuńa ja całe życie chciałam przytyć i mieć kręcone włosy zamiast prostych:-)
UsuńJa też!:-)))
Usuńciągła frustracja, zawsze chce się tego, czego się nie ma:-)
UsuńPół roku temu zrobiłam sobie trwałą. Jedna frustracja mniej.
UsuńU fryzjera czy sama?
UsuńSama??? Trwałą? Nie, u fryzjera. I to 300 km na pn. od mojego miejsca zamieszkania, bo tylko ta jedna pani potrafiła moje włosy zmusić do pokręcenia się. W okolicach tutejszych trwała zrobiona i zapłacona, utrzymywała mi się na włosach około tygodnia. Natomiast ta zamiejscowa, to i pół roku wytrzyma.
Usuńpytam, bo moja babcia i mama w dawnych czasach, to same robiły, tylko, że taka trwała potrafiła popalić końcówki włosów
UsuńW dzisiejszych czasach trwała chyba jest bezpieczniejsza niż kiedyś. Zwłaszcza kiedy masz włosy normalne, a nie takie końskie włosie jak ja, co to je tylko staroświecka chemia bierze, i to trzymana 2 x dłużej niż norma przewiduje.
UsuńA widzisz, to ja zacofana jestem jeśli chodzi o zabiegi fryzjersko-kosmetyczne...
UsuńZ grzybami to rzeczywiście porażka ;-)
OdpowiedzUsuńAle spacer-niedziela jako całość godny pozazdroszczenia :-)
Pozdrawiam, Tomek.
tak, tam jest cudownie, polecam Ci na rodzinny wypad, my na pewno będziemy tam wszystkich wozić:-)
UsuńDo Piotrkowa na spacer, to od mojej wsi trochę daleko ;-)
UsuńMoże kiedyś....
Często gdy jadę do Warszawy to poruszam się tą trasą (Bełchatów, Piotrków itd.). Jednak prawie zawsze się przy takich okazjach spieszę, a gdy wracam to szybciej chcę być w domu.
to wszysto, to właśnie mój świat, po prostu musisz wycieczkę specjalną zrobić:-)
OdpowiedzUsuń