na letnim pastwisku |
Mgiełka z przodu, Lepaja z tyłu jeszcze z brzuchem bo wczorajsza |
No, to dziś rano, świat taki piękny po deszczu, poszliśmy z Nikolasem na górę, coby sprawdzić. Koni nie było widać, pastwisko duże, górka, dolinka, krzaczek, poszłam dalej, i dalej, i dalej, w końcu widzę, całe stado leży i śpi, oprócz Dirki i Lepai. A u Lepai pod nogami, coś leży. Podeszłam spokojnie, bo Lepaja z tych bardziej płochliwych jest, a tu źrebaczek się zerwał z trawy, bardzo śliczny, jak zwykle. Obejrzałam matkę - cała, ze sromu nic nie wisi. Obejrzałam źrebaka, okazało się, że jest klaczką, wyższą w pierwszym dniu życia niż wszystkie już urodzone źrebaki. Nawet pogłaskać się dała, może z zaskoczenia.
No dobra, łożysko jednak wypadałoby znaleźć. Pastwisko duże, ponad 9 ha, jest gdzie szukać. To po śniadaniu poszliśmy, chodzimy, chodzimy, we czwórkę, bo moi rodzice przyjechali w odwiedziny, i nic, pewno lisy zjadły i już nie warto szukać. Pochodziłam jeszcze trochę po śladach ( Winnetou się kłania) i znalazłam. I znowu rozterki duchowe, całe ono czy niecałe... Ja nie weteryniarz. Ale od czego nowoczesne techniki. Łożysko sfotografowałam, weterynarce e-mailem przesłałam, ona wydała e-opinię: wygląda na całe. Uff.....
Oto ona, nasza nowa klaczka o wdzięcznym imieniu Laszka.
Lepaja z Laszką |
A teraz znowu pada, ale przyjemnie, ciepły prysznic, niezbyt intensywny. Roboty ogrodowe czekają, posadzili my pół żywopłotu w międzyczasie dzisiaj, ale trzeba drugie pół posadzić. I dalie, i fasolę, i to i to i tamto. A chwasty rosną i rosną...Brrr....
No i cudnie! Piękna klaczka Laszka. A z tymi porodami to mamy podobnie. Kiedyś musiałam na cztery dni do Pragi. Weterynarz obmacywał, osłuchiwał był Antoninę i Deborę i orzekł, że one to na 90% wcale ciężarne nie są (według mnie musiały być). Zorganizowałam zastępstwo i pojechałam. I jak już tam byłam przyszedł sms, że oto te dwie owce porodziły, a zastępstwo było przerażone i już nie chce być zastępstwem w przyszłości, chociaż żadnych problemów nie było.
OdpowiedzUsuńU nas nieustająco pada od dwóch dni. Z jednej strony dobrze, ale trawa nie wysiana na nowej łące, bo ciągnik nie może wjechać, tak mokro.
Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego dla Lepaji i Laszki. No i dla Was, of kors
My też będziemy przerabiać orne na łąkę. Ale najpierw talerzowanie, oranie, bronowanie, a potem sianie z ręki. Lubię!
Usuńmoje gratulacje! piękna dziewczynka:-)
OdpowiedzUsuńSiostrunia Lisiaka, tylko po innym tatusiu. Ale wygląda identycznie, też ma nogi strasznie długie i pęciny tak miękkie , że wygląda jakby chodziła na nich, a nie na kopytach. I chwieje się przezabawnie.
UsuńGratuluję Laszki, jaka piękna z niej dzieweczka;))) Zazdroszczę Wam tych zwierząt i tej radochy, gdy są małe;)))
OdpowiedzUsuńU nas też pada i pada,zalało mi do cna nowe korytka z kwiatami - bo w fabryce - imagine - dziurek nie wybito w denkach (sic!)
Moje auto ciężko chore, chyba Twojej klaczy nie obejrzę:-(
A szkoda. Może za rok...
UsuńPiękna Laszencja :)
OdpowiedzUsuńU nas mała przerwa w laniu; Kamax kosi trawę. Aż szkoda. Chyba ze 3 kozy by się obżarły...i padły z przejedzenia ;)
To może lepiej, że tych kóz jeszcze nie ma? Żal by ich było.
UsuńGratulacje! Śliczna ta źróbka, taka płowa :)
OdpowiedzUsuńNiech zdrowo rośnie :)
Dzięki wszystkim zbiorczo za gratulacje i komplementy w imieniu Laszki.:-)
OdpowiedzUsuńPięknota. Ale ten poród w deszczu, to ja jej nie zazdraszczam. Łożysko trochę mapę Francji przypomina.
OdpowiedzUsuńPozdro