Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

poniedziałek, 6 maja 2013

Behawioryści i różne takie i inne też ;-)

Nie czuję się ani stara, ani młoda - mam 35 lat, ale... za moich czasów;-) byli treserzy i osoby zajmujące się szkoleniem psów, teraz są behawioryści... Osoby takie mam wrażenie przyswajają wiedzę, bez absolutnego zrozumienia (może są wyjątki, lecz
A oto ja i mój poranek z Lisiakiem
osobiście nie znam), dodatkowo rozpowszechniają swą wiedzę ogółowi, co bywa groźne. Często mam również wrażenie, że nie kochają zwierząt wcale, uważają za właściwe trzymanie psów w klatkach, och. przepraszam - kojcach:-) i wychodzenie na spacery (te zasady odnoszą również do Huskich). I teraz ja się zastanawiam: na noc do klatki - zakładając, że śpimy osiem godzin i osiem pracujemy, to mamy już szesnaście godzin, dojazd do pracy i powrót z myciem się i ubieraniem - niech będą dwie: 16+2=18 godzin, licząc tylko dwie godziny na obowiązki domowe (gotowanie, sprzątanie, pranie, zajmowanie się dziećmi), mamy już 20 godzin. Zakładając, że zdobędziemy jakimś cudem te cztery godziny i poświęcamy je psu, według behawiorysty psu nie pozostaje nic innego jak być szczęśliwym, że z 24 godzinnej doby, 4 spędza z człowiekiem poza maleńką klatką - och przepraszam znów się pomyliłam, miało być kojcem oczywiście:-). Tak mi się poprzypominało, po przeczytaniu wpisu u Kretowatej.
O metodach tzw. naturalnych, myślę czasem podobnie i zastanawiam się często - dla kogo one właściwie są naturalne, bo jak obserwuję swoje zwierzęta, to ich natura jest zupełnie inna, niż niektóre pomysły "naturalnych metod". Wydaje mi się, że próbujemy przypisywać zwierzętom cechy, których nie mają i zapominamy, że pies nie jest człowiekiem, nie jest też kotem, tylko psem, to samo z końmi. Strasznie kocham moje zwierzęta, ale nie traktuję ich jak ludzi, nie zapominam kim są i jakim językiem się posługują, jak moje ogiery mnie gryzły i wciskały w ścianę zadami, to robiłam to samo, dziś leżę na padoku wtulona w moje konie (ogiery) i czują się bezpiecznie one i ja, bo to ja wywalczyłam pozycję klaczy alfa i daję im poczucie bezpieczeństwa. Psy wpuszczam do  łóżka - O ZGROZO!!! i wyję z nimi, jak wyją - to ja również, bo jesteśmy watahą przecież i jest to jedyna metoda aby przywołać Arrowka z ucieczki. Dziś obserwowała, to moja sąsiadka, Arrowek uciekł, a my obie z Pasią wyłyśmy, myślę, że się rozniesie  po wsi, że Szulcowa na tym odludziu zwariowała zupełnie - trudno, ale Arrowek wrócił:-)
Narobiłam sobie sama zdjęć, bo nie ma mi kto zrobić, zawsze sama, no chyba, żeby mi się udało Arrowka nauczyć obsługi aparatu...
To są właśnie nasze czułości w porannym słoneczku, tak sobie leżymy razem z Lisiakiem, bo Dżygit dożerał siano w stajni
Kanarki się wietrzą
zakwitła już brzoskwinia:-)
muszą dostawać każdy swoje jabłko, bo inaczej jest wojna
A oto moja duma, tak wyrosła moja  łąka dla koni, sąsiad był oburzony, że nic nie robimy (zero chemii), a tak u nas rośnie, dziś dosiewałam, ta strona będzie zagęszczona i gotowa dla koni za miesiąc:-)

19 komentarzy:

  1. Ładnie wyglądacie razem z Lisiaczkiem. Ze zdjęciami u mnie podobnie - nie ma kto robić!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam się, że też wyję. Ulżyło mi, bo już myślałam, że coś ze mną nie bardzo. Nie lubimy zwłaszcza samochodu, który przywozi paszę do wsi i wygrywa jarmarczną melodyjkę. Nie lubimy też dźwięku telefonów. Po prostu musimy sobie powyć.
    Gdyby "kojcowy" pies spędzał z człowiekiem 4 godziny poza klatką, byłby psem przeszczęśliwym. Przecież te biedy stamtąd nie wychodzą. A bywa, wcale nierzadko, że i w klatce mają łańcuch na szyi. Kiedyś popełnię zbrodnię na tym tle, a Kretowata napisze o tym co najmniej opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, proszę. My też powywamy od czasu do czasu. Nikolas udaje wilka, Kira(pies) się dołącza, ja też, żeby nie czuli się osamotnieni.

      Usuń
    2. Nie wiem, ale jest w tym coś magicznego, tworzy się taka jedność zpsami

      Usuń
  3. Chyba założymy klub. Moje dwa wyją wraz ze mną. A te niewyjące dwa dziwnie patrzą i mam wrażenie, że niebawem się przyłączą. U nas, gdy jedzie samochód straży pożarnej wyje pół wsi (ale nie wiem ilu właścicieli, podejrzewam, że oni jednak nie). Mnie tez nie ma kto robić zdjęć. Ładnie wyglądacie razem z Panem Lisiaczkiem. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale za okrągłą klatkę dla ptaków, muszę Cię wirtualnie pacnąć po łapkach (omijając tę w gipsie ;) ). Okrągłe klatki wyglądają ślicznie, stylowo i w ogóle, ale ptaki żyjąc w nich dostają przysłowiowego kręćka. Jeśli jesteś w stanie, to spraw im prostopadłościenną klatkę. Większą. Będzie mniej bójek, a i skrzydełka sobie trochę poćwiczą. Może pomyślisz o zbudowaniu małej wolierki, gdzie będą sobie mogły do woli fruwać w ciepłe miesiące? Pozostawiam pod rozwagę.
    Przepraszam, że tak się szarogęszę z poradami, ale mam stado, które właśnie wrzeszczy mi za plecami i wieloletnie doświadczenie w obcowaniu ze skrzydlatymi, dlatego pozwoliłam sobie na wymądrzanie ;)
    Z tego Twojego postu już wiem, czemu mam taki słaby posłuch wśród koni. Nie umiem im dokopać :P
    I nurtuje mnie jeszcze jedno: nie boisz się tak całkowicie sama mieszkać? Nie liczę sąsiadów. Chodzi mi o domowników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również słyszałam o okrągłych klatkach źle, ale moje mam rok, przyzwyczajałam je z osłoniętą klatką do połowy i nie widzę problemów, nawet małe miały, śpią na żerdkach przytulone, no i oczywiście mają loty po pokoju, po czym same chętnie wracają do klatki, a jak się zdarzyło raz, że Kanarkowa nie wyszła polatać, to Anatol dostawał szału tak chciał do klatki wrócić, a ze zdenerwowania, nie mógł odnaleźć drzwiczek. Kanarki są ufne, wołają o jedzenie, kontaktowe i awanturują się tylko o jedzenie o miejsca nie, nawet jak fruwają po pokoju, to jedno za drugim - polubiły się. Choć rzeczywiście słyszałam złe opinie o tych okrągłych klatkach, tylko myślę, że moje się przyzwyczaiły.

      Usuń
    2. Mój mąż wraca wieczorem z pracy, a do obrony mam moją Pasię, myślę, że gdyby ktoś chciał mi zrobić krzywdę,to ona by rozszarpała

      Usuń
    3. Moje papugi mają do dyspozycji małą wolierkę (taką 120x115 cm) w pokoju, gdzie zawsze mogą sobie polatać bezpiecznie. Marzy mi się dla nim taka duuuuuża zewnętrzna woliera, ale nawet balkonu nie mam, co dopiero mówić o wolnostojącej wolierze...
      Cieszę się, że jednak Twoje kanarkuszki dobrze sobie radzą w okrągłej klatce i wracają do niej chętnie, bez specjalnego zaganiania.
      Jeszcze mam uwagi co do kolb... po nich ptaki tyją, a i nie zawsze produkty używane do spajania ziaren są zdrowe. Lepiej im kupić prosa senegalskiego w kłosach, tylko też trzeba powąchać, czy nie pachnie grzybowo, bo zapleśniałe ziarno jest najgorszą trutką dla ptaków. Mnie już kilka razy takie ziarno się trafiło, niestety :(
      Aha i jeszcze jedno: jabłka mają dużo kwasów i nie zaleca się ich wkładać między kratki klatki, bo wchodzą w reakcję z metalem i robią się szkodliwe. Tylko nie pamiętam, czy to chodziło tylko o ocynk i gołe, rdzewiejące druty, czy o wszystkie rodzaje... Jak moje były jeszcze porozsadzane po klatkach, to używałam plastikowych klamerek do bielizny do mocowania miękkich pokarmów. Teraz mają specjalną półeczkę na specjalne jedzenie.
      A co do piskląt. Często im gorsze warunki, tym lepsze (większe) lęgi, niestety :( Przynajmniej w przypadku papug wszelakich. Jeden "hodowca" od siedmiu boleści chwalił się, że swoim lorysom daje do jedzenia tylko i wyłącznie maczany w wodzie biszkopt i mnożą mu się na potęgę. Dla wyjaśnienia - to tak, jakby człowieka trzymać o chlebie i wodzie z cukrem.

      Czyli tylko za dnia jesteś sama? To dobrze. No, prawie sama, bo jak ma się Pasię obronną, to chyba żaden wróg nie jest straszny :P
      Zazdraszczam po cichutku wiejskiego życia, marząc, że i mnie się kiedyś wreszcie przytrafi...

      Pozdrawiam ze słonecznej mieściny ;)
      tatsu

      Usuń
    4. bardzo, ale to bardzo Ci dziękuję za wszelkie wskazówki, bo z ptakami nie mam doświadczeń, kolby wieszam ze strachu, że mogłabym się zagapić i zapomnieć ziarna uzupełnić, bo choć umieją wołać o jedzenie skaczą na prątki od przodu i wrzeszczą o ogórka, jabłka czy mlecze, to jednak to nie pies, który za mną chodzi i lodówkę trąca nosem, czy kot, który na parapecie wrzeszczy, że pora karmienia, a że zapomniałam o basenie na kąpiel, to wiem jak w poidełku i ogórku próbują się wykąpać:-)

      Usuń
    5. Aha, a proso w kolbach, to pakują tak szczenie, że w sklepie nie sprawdzisz, ja im do karmidełek mieszankę wsypuję dla kanarków, a czasem biszkopt i jeszcze czerwoną paprykę świeżą i tak się do tego świeżego przyzwyczaiły, że musi być codziennie:-)

      Usuń
    6. Też mi się trafia proso senegalskie o nieprzyjemnym zapaszku, bo przez folię nie da się wyczuć. Zostawiam takie kłosy do zasiewu. Nie zmarnują się, a z wyrośniętych roślin, kłosy będą, jak znalazł do jedzenia. Tylko trzeba uważać, bo wróble też uwielbiają to proso :P Ale starczy na kłos naciągnąć starą pończochę i już się nikt do ziaren nie dobierze.
      Moje uwielbiają zielona chwasty, zwłaszcza gwiazdnicę, za którą dałyby się oskubać, choć na pierwszym miejscu zawsze stoi koperek i chyba nigdy nie zostanie zdetronizowany.
      Co do karmienia: staram się dawać ziarna, nową wodę i miękkie pokarmy rano, jeszcze przed zjedzeniem swojego śniadania. Wtedy mój głód na pewno przypomni mi o tym, że ktoś inny jeszcze nie jadł.
      Moje jakoś nie bardzo są za kąpielą, ale chyba zrobię im dziś prezent i postawię talerz z wodą, żeby choć sobie brzuchy pomoczyły. Ciepło jest, to nic im się nie stanie.
      Moja bardzo bliska znajoma ma trzy kanarki, mogę się jej popytać, co robi, żeby były zdrowe, najedzone i szczęśliwe. Bo papugi trochę się różnią potrzebami, niestety... Ewentualnie też sama możesz wpaść na jej bloga i sama podpytać co i jak: http://www.niebieskidomek-sarenzir.blogspot.com/
      Aha, mam sposób na duże porcje zieleniny, której na raz moje stado nie zje, a nie chcę, by się zmarnowało: wystarczy zapakować nadwyżkę do plastikowej torby, skropić nieco wodą, zawinąć w miarę szczelnie i wsadzić do lodówki. Gwarancja świeżości na długi czas :)

      Usuń
  5. Oboje z mężem, z wielkim upodobaniem wyjemy, z Szarym Psem Piątkiem.
    Drugi pies jest kiepskim śpiewakiem, więc z nim nie ma radochy.
    Poza tym jest dla mnie oczywiste, że gadam (meczę) z kozami i kokodaczę z kurami.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja meczałam z moją pierwszą kozą Matyldą, ale ona wyjątkowa była...

      Usuń
  6. Przypomniało mi się jak mrauczałyśmy z Ewą niczym dwie kocice pod naszą lipą zwabiając Tośkę na dół. Dwie wsie się zleciały widowisko oglądać! Ale kot zszedł!
    A wracając do " ad remu " - nie znam osobiście ani jednego dobrego behawiorysty. Działam na czuja ze zmiennym skutkiem, jednakowoż psy mam w miarę posłuszne i łagodnego usposobienia. A kotów jak wiemy tresować się nie da... wychowywać też nie. Zbyt wyraziste charakterki!
    Uściski!
    Aśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak patrzę na moje zwierzęta,to widzę tyle dobrych chęci aby nas zrozumieć, jak się przysłuchują jak łebki przekrzywiają i wysilają umysł aby pojąć co my mówimy, więcej jest często w nich dobrych chęci niż w nas. A ze zwierzętami to chyba trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie - czego chcemy, czy posłusznego bezwzględnie niewolnika, czy przyjaciela i wzajemnej zależności. Kto nie próbowal "łamać" konia ma przyjaciela i wie, że w stadninach stoją maszyny do jazdy, a nie konie.

      Usuń