Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

czwartek, 21 lutego 2013

Obrońcy praw zwierząt...i inne

Od jakiegoś czasu kłębią mi się po głowie różne myśli, zaczęło się to od dyskusji w mediach o rytualnym zabijaniu zwierząt, a może wcześniej, może wtedy gdy pewien wieśniak niewykształcony, zapytał mnie - a co za różnica czy weterynarz podał Twojej suce środek poronny, czy jakby je zabić zaraz po urodzeniu? To mi dało do myślenia on mnie zaskoczył i spowodował lawinę pytań w mojej głowie. Bo właściwie co za różnica, życie się już rozpoczęło i kształtowało, więc o za różnica? Bo życie jest dopiero gdy jest świadome, a kiedy rodzi się świadomość i czym jest? Możliwością postrzegania zmysłami, a co z pamięcią płodową i kształtowaniem płodowym, mówi się, że płód reaguje na to co przeżywa matka, wiec gdzie i kiedy zaczyna się życie, zaraz po narodzinach? przecież nie wszystkie zmysły w momencie narodzin są w pełni aktywne? A może chodzi tylko o komfort estetyczny, moja suczka bardzo estetycznie poszła na strych, a ja znalazłam po kilku dniach tylko niewielkie ślady krwi, gdyby małe się urodziły cały zabieg byłby bardzo wstrząsający, ale dlaczego? Przecież de facto było życie nie ma życia, więc dlaczego jest różnica? Wieśniak mordujący zostałby powieszony przez obrońców zwierząt za zabójstwo  szczeniaków kilka minut po narodzinach ich, ja za zabicie ich przed narodzinami, zostałabym nazwana świadomą osobą nie przysparzającą światu niechcianych szczeniąt, czy to jest logiczne?

Kolejny problem, to jak już wspomniałam mam z tymi rytualnymi zabójstwami zwierząt, niby wszystko w porządku, nie chcemy aby zwierzęta cierpiały, ale czy aby na pewno? Czy o to na pewno chodzi, i o co właściwie chodzi, chodzi o to żeby nie przysparzać cierpienia zwierzętom, ale wszystkim zwierzętom, czy tylko wybranym??? A jeśli tylko wybranym, to dlaczego tym konkretnym gatunkom, a innym już nie?  Cały świat nauki, tak bardzo świadomy cierpienia zwierząt powiedział nie kategoryczne takim praktykom, a ja się zastanawiam dlaczego? Bo dlaczego nie pozwalamy aby zwierze rytualnie zabijane nie mogło umierać do kilkunastu minut, a pozwalamy sprzedawać trutki na szczury, w wyniku których umierają w kilkudniowych męczarniach szczury, myszy i koty, bo występują one w tych samych miejscach i wszystkie umierają tak samo, jest to wyjątkowo wyrafinowany specyfik, ta trutka, powoduje, że zanika wit. K w organizmie, co prowadzi do krwotoków, które powodują długotrwałą i bolesną śmierć. Miałam okazję obserwować taką śmierć, trutka dopuszczona do obrotu i bardzo chętnie powszechnie stosowana w mieście i na wsi, mój kot zjadł ją, bo ponoć koty bardzo lubią jej smak, kot mój najpierw zaczął krwawić z uszu, później pyszczka, cierpiał strasznie, jęczał... ta śmierć trwała trzy dni!!! Czy na takie cierpienie pozwalamy, no chyba tak, skoro sprzedajemy tą trutkę.A szczury? Tak się składa, ze będąc nastolatką hodowałam szczura, nie różni się niczym od kota i psa, przywiązuje się do człowieka, jest ufny i wierny, tylko gryzie co popadnie i nie załatwia się do kuwety, jest posłuszny, przychodzi na wołanie, przyjacielski, ale on może umierać długo i boleśnie... Dalej mój mózg zaczął rozważać polowania, przeciwnikom rytualnych zabójstw chodzi o te kilkanaście minut, a ja się zastanawiam czy zawsze myśliwy zabija jednym strzałem? A jeśli nie, to ile minut upływa między pierwszym strzałem, a następnym, gdy myśliwy dojdzie wreszcie do zwierzyny upolowanej, ale jeszcze żyjącej i zda sobie sprawę, że jednak trzeba dobić? Czy ktoś mierzył czas między pierwszym strzałem, a następnym???

Jedźmy dalej, podążając za moimi myślami, obrońcy zwierząt ratują konie przed rzeźnią, a ja się zastanawiam dlaczego? Jaka jest różnica między koniem, a kozą ??? Po jakimś czasie obracania problemu w głowie, dochodzę do wniosku, że różnica jest w umyśle ludzi z miasta, którzy nigdy nie widzieli kozy. Ja hodowałam kozy i hoduję konie, jedną z bardziej inteligentnych ras koni i obawiam się, że konik polski nie różni się od kozy zbytnio, reaguje na człowieka, przywiązuje się i tworzy silne więzi stadne, trzy z moich kóz reagowały na wołanie, kochały pieszczoty, i przywoływały mnie nerwowo gdy się oddalałam, dlaczego więc nie ratujemy kóz, a konie już tak. Kiedyś czytałam artykuł o dziewczynce ze Stanów, której rodzice zabronili jeździć konno, dziewczynka ta nie poddała się jednak i osiodłała uwaga.... krowę! Krowa nie tylko dała się osiodłać, ale i ujeździć i pokonywać tor przeszkód, co powoduje więc, że absolutnie nikomu nie przyjdzie do głowy ratowanie krów przed rzeźnią?

My wszyscy różnicujemy życie, jedno jest bardziej wartościowe inne mniej, jesteśmy skłonni chronić jedne gatunki kosztem innych, nie widząc w tym niczego złego, ale czy tak powinno być? Kiedyś rozmawiałam z wegetarianką, spytałam ją jak radzą sobie osoby nie jedzące mięsa, a hodujące zwierzęta mięsożerne, z kupowaniem mięsa, czyli przykładaniem jednak ręki do przemysłu zabijania. Odpowiedziała mi, że ona ma wybór, a taki pies czy kot nie, w pierwszym momencie ta odpowiedź wydała mi się bardzo przekonująca, ale później dotarło do mnie, że nieprawda, ona też ma wybór, może nie hodować zwierząt mięsożernych i nie stwarzać popytu na mięso i nie przyczyniać się tym samym do tego przemysłu mięsnego.
Tak bardzo chcielibyśmy wszystko kontrolować, ten holokaust dla zwierząt, który stworzyliśmy też, a chyba czas uderzyć się w pierś i przyznać, że człowiek to zwierze ograniczone i niedoskonałe, co nie oznacza, że nie powinno się zmieniać, rozwijać i udoskonalać, ale powinno być świadome swoich braków i nie szukać prostych odpowiedzi i rozwiązań, bo one, nie zawsze mają zastosowanie, choć są bardzo pociągające, często odpowiedzi proste są tylko prostackie i głupie.
Najświeższe myśli jakie przychodzą mi do głowy, to takie, które wskazują na zdjęcie poczucia winy za ten nasz przemysł mięsny, już sama hodowla zwierząt na mięso jest okrucieństwem i my sobie świetnie z tego zdajemy sprawę, dlatego nie chcemy aby cierpiały jeszcze więcej, aby poczuć się trochę lepiej, ale to niczego nie zmienia, czy potrafimy się zmienić, obawiam się, że nie, to wartościowanie życia jest wpisane w naszą ludzka naturę, nawet Mark Rowlands, choć przestaje jeść mięso, bo można by powiedzieć za Gudzowatym "bo przyjaciół się nie jada", to i on idzie na kompromis i je ryby. Może więc odpowiedzią na nasza mięsożerna naturę powinno być nie zakłamanie, a empatia, w stosunku do każdego życia, bez względu do jakiego gatunku ono należy i nie przełączać transmisji z rzeźni pokazującej przerażenie krów stojących w kolejce do "humanitarnego ogłuszenia" przed odebraniem życia, a spotkałam się i z takimi opiniami wśród ludzi z miasta, że te hodowlane zwierzęta to jakieś inne gatunki, którym nie przeszkadza śmierć. Cóż hitlerowcy uważali, że Żydzi to podgatunek człowieka, dlatego łatwo im było pozbawiać ich życia, no bo skoro to właściwie nie człowiek, to nie myśli jak ja nie czuje jak ja, odczłowieczmy, a łatwiej nam będzie zabijać, no bo łatwo jest się wczuć w drugiego człowieka rozumieć jego ból i cierpienie, no bo ludzie wszyscy odczuwają tak samo, a jak ktoś nie jest człowiekiem...
To samo robimy ze zwierzętami, a one, tak samo wszystkie gatunki odczuwają strach, radość, złość, gdyby to nasz pies urodził się jako rasa mięsna w klatce...? Zakończę cytatem z Kołakowskiego:
" "Szacunek dla wszelkiego życia" jest hasłem absurdalnym, oznacza bowiem, że mamy szanować prątki gruźlicy i wirusy ospy: jesteśmy jednak żywymi organizmami,nie czystymi duchami, i nie możemy żyć nie niszcząc innych form życia.
Ktoś mógłby jednak rzec: ale z wielkim smutkiem myślimy o ziemi, na której nie byłoby słoni, tygrysów i goryli, wszystko jedno, czy jest z tych naszych dziwnych przyjaciół albo nieprzyjaciół jaki pożytek, czy nie. To prawda, ale - tak mówiąc - już jakiś pożytek ludzki mamy na oku, choćby estetyczny, a radowanie się pięknem i rozmaitością przyrody jest przecież naszym ludzkim przywilejem, każdemu znanym. Wiemy wprawdzie, że nie widzieliśmy nigdy nieprzeliczonych milionów gatunków, których szczątki martwe paleontologowie odgrzebują, i godzimy się z tym, bo nie godzić się nie podoba; lecz to nie powód, byśmy godzili się łatwo na eksterminację gatunków istniejących, choćby tylko względy estetyczne nami powodowały" - Kołakowski "Mini wykłady o maxi sprawach".

Nie bądźmy tylko zakłamani i nie wyobrażajmy sobie, że chroniąc przykładowo jakiś rzadki gatunek, kosztem eliminacji części populacji innego gatunku, robimy coś mądrego i szlachetnego, bo to nieprawda i zwykła obłuda wynikająca z naszej egoistycznej natury ludzkiej.

18 komentarzy:

  1. Mądre te Twoje przemyślenia. I mi podobne myśli chodzą ostatnio po głowie.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężkie tematy. Cieszy mnie, że są ludzie, którzy nie szukają prostych odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że w tych rozważaniach śmierć jest na drugim miejscu. Oczywiście jest trudnym tematem i bezwzględnie rozmyślania powinny prowadzić do wniosku o poszanowaniu życia. Jednak, kiedy zgodzimy się z faktem, że jesteśmy wszystkożercami i do funkcjonowania potrzebujemy zwierzęcego białka na pierwszą pozycję wychodzi ból. Gdybyśmy mieli CAŁKOWITĄ pewność, że zbijamy zwierzę bez przysporzenia mu cierpień, czyż nasze opory przed zabijaniem nie miałyby szansy zmaleć? To dopiero dodaje zawiłości temu zagadnieniu...
    Dobrze będzie jeżeli na początek dołożymy starań do humanitarnego traktowania stworzeń, którym zawdzięczamy pełne brzuchy, a co za tym idzie - nasze życie.

    OdpowiedzUsuń
  4. A gdyby ta śmierć była całkowicie bezbolesna, to czy to zmieniałoby kategorię czynu? Obawiam się, że nie ma dobrej śmierci i powinniśmy przyznać, ze robimy coś strasznego. Może odpowiedzią mogło by być ograniczanie się w zabijaniu do minimum koniecznego, a nie wymyślanie coraz to innych jego form. Bo, że przysparzać cierpienia nie powinniśmy niczemu co je odczuwa, to jest oczywiste, ale myślę też sobie, że ten przemysł mięsny nie może być uszlachetniony w żaden sposób, bo nie da się uszlachetnić czegoś tak potwornego z samego założenia, może gdy zgodzimy się, że robimy coś strasznego, to łatwiej nam będzie zmienić nasz stosunek do tego. Przecież nie przysparzamy dodatkowego cierpienia istnieniom, które już cierpią, bo to wyjątkowo nieludzkie, więc może jeśli zgodzimy się z tym, że już sama hodowla na mięso jest potwornością, to nie będziemy chcieli mnożyć tej potworności.
    Ja nie mam odpowiedzi, mam tylko same pytania i czuję okropną niezgodę, na to co mnie otacza, nie powinniśmy unikać trudnych zagadnień, bo tylko rozmawiając możemy coś zmienić, ja bardzo lubię mięso i choć staram się ograniczać spożycie do minimum, to często ulegam pokusie, nie jest mi z tym dobrze. Nie znoszę cierpienia, mamy go tyle wokół siebie na co dzień i to takiego, na które zupełnie nie mamy wpływu, że czynić dodatkowe czy to z chęci czynienia zła, głupoty, czy ignorancji jest okrucieństwem nieopisanym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początek się przywitam :)
    Bardzo dziękuję Ci za ten post, ja podobnie nie mam odpowiedzi, mam same pytania, ale i niezgodę na taki świat. Wiem, że świata nie zmienimy, ale możemy starać się zmieniać siebie. Ja nie jem zwierząt, ale nie lubię mówić o sobie "wegetarianka", bo to jest jakiegoś rodzaju zaszufladkowanie. Często ludzie jedzący mięso wytykają tym nie jedzącym, że Ci czują się lepsi, ale tu nie chodzi o to kto jest lepszy czy gorszy, każdy ma sumienie i wolną wolę. Ja nie chcę sponsorować zabijania, nie muszę zabijać żeby przeżyć, brzydzę się przemocą, ale hipokryzją by było stwierdzenie, że jestem wolna od przemocy zupełnie, jednak staram się robić co mogę, a właśnie mogę nie jeść mięsa, nie jem go zupełnie od 9 lat i żyję, więc argumenty, że białko zwierzęce jest mi potrzebne do życia są nieprawdziwe, jestem tego przykładem. Mieszkają ze mną psy i koty, one jedzą mięso, koty są ze mną od czasu, jak jeszcze mięso jadłam, psy są rok. Wiedziałam, że będą jadły mięso, bo są mięsożerne i taka jest ich natura, ale nie była to dla mnie łatwa decyzja, podjęłam ją i ponoszę tego konsekwencje. Natomiast nie zdecyduję się na inne zwierzęta, np kozy czy krowę (choć to marzenie mojego przyszłego męża) bo wiem, że musiałabym sprzedawać/oddawać cielaki czy koźlątka, a nie wiem, czy byłabym w stanie zapewnić im dożywotni dom. Kiedyś chciałam też mieć hodowlę psów, ale patrząc na to ile jest niechcianych zwierząt, zadałam sobie pytanie, po co? I odeszłam od tego pomysłu. Takich przykładów mogłabym napisać więcej. Jakby każdy z nas zrobił coś, to na skalę świata efekty na pewno byłyby widoczne. Tylko niestety nie chce nam się, wolimy się biernie przyglądać, nic nie robić albo udawać, że problemu nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiany rzeczywiście powinniśmy zaczynać od siebie, chociaż by z tego powodu, że wtedy stajemy się autentyczni i wiarygodni, ale są też, a przynajmniej tak mi się wydaje osoby, które nie koniecznie z własnej winy, ale jednak nie są w stanie dostrzec złożoności otaczającego nas świata, może to kwestia braku wyobraźni, a może kultury w jakiej żyjemy, dlatego powinno się rozmawiać, nawet jeśli nie znajdziemy odpowiedzi i nie zmienimy świata, to przynajmniej zrobimy krok do przodu, a może znajdziemy siłę do zmiany siebie samych

      Usuń
  6. Wiesz co, Paulina, czytam ten Twój wpis i czytam, i znowu czytam, no i myślę sobie, czy to wszystko faktycznie się nie sprowadza do ludzkiej wygody, estetyki i zamykania oczu? Na szczęście na świecie są również inne zwierzątka niż ludzie, mniej zakłamane. Trzeba by się może od nich uczyć. Gdzieś ostatnio czytałam na przykład, spróbuj przeżyć 1 dzień bez kłamstwa - mnie by się pewnie nie udało. A uważam się za osobę uczciwą i prawdomówną. Pokory brak, pokory...

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie w tym chyba sedno, abyśmy nie przekłamywali rzeczywistości robiąc różne pozorowane ruchy, bo one sprawiają, że mamy pokusę myślenia o sobie dobrze, a my nie jesteśmy dobrzy, dlatego powinniśmy być świadomi, bo chyba tylko dzięki świadomości tego jacy jesteśmy możemy ujrzeć wszystko we właściwych barwach i coś pozmieniać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja niedawno w angielskiej tv (bbc) ogladalam sceny z angielskiej rzezni, w ktorej zabijane sa konie. Do zapadni ladowane sa i po 3 naraz, czesto nie ogluszone calkowicie, wiec prawdopodobnie w jakims stopniu swiadome, kiedy podwiesza sie je za tylne nogi i rozpruwa brzuch.

    Ja wlasnie jestem na etapie wracania do semiwegetarianizmu (czyli nie jedzenia czerwonego miesa, tj wolowiny, jagnieciny czy wieprzowiny) bo mi sie flaki powywracaly i przepraszam - rzygac mi sie chce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiecie jak wiele wyrobów skórzanych jest z końskiej skóry szytych?

      Usuń
    2. Wiecie, i macie tego pelna swiadomosc, niestety.

      Usuń
  9. To jeden z najlepszych postów, jakie ostatnio czytałem. Fantastycznie szczery i stojący po pachy w prawdzie, cały unurzany w krwawej prawdzie. Wegetarianizm oznacza (dla mnie) rezygnację z ważnej części naszej kultury. Nie zdobędę się na to. Że wyrosła na krwawych porachunkach z innymi gatunkami, to fakt. Zatłukliśmy w kluczowym momencie jakieś szablozębe skurczybyki i dzięki temu to my jemy miecho, a nie oni (one) nas. Wypada się cieszyć. Czy gotowi jesteśmy odrzucić zabijanie i jeść warzywka? Nie wiem, czy nasza ziemia dałaby radę nas wyżywić bez mięsa. Śmiem wątpić, ale się nie znam. A co do ratowania gatunków. Obawiam się, że sama nasza liczebność (jako gatunku) zabija inne gatunki. I nic na to nie poradzimy. Bardziej cywilizowane kraje przestają się tak dramatycznie rozmnażać, ale natura ukierunkowała nas na rozmnażanie. Wracając do mięsa: jesteśmy mięsożercami- mordercami, zabijamy dla przyjemności (jedzenia). Jesteśmy tak zrobieni, że mięcho nam służy i smakuje. To naturalne, tak samo zachowywałby się pewnie na naszym miejscu wyewoluowany tygrys. I pewnie też miałby wyrzuty sumienia, że nie je kiełków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kristin Kimball "Brudna robota" polecam wszystkim, Kretowata na swoim blogu zrecenzowała tę książkę tak ciekawie, aż ją kupiłam i przeczytałam. I też polecam, zarówno wegetarianom jak i mięsożercom. Tam jest o życiu, prymitywnym i szczerym, a nie o poglądach.

      Usuń
    2. Dzięki:-) Wpis poszedł w wersji roboczej, dlatego ma tyle błędów nie rozwiniętych wątków i jest takim "zlepkiem". Miałam możliwość, albo puścić go jak było, albo czekać aż będę miała czas go przeczytać. Poszło. Bałam się tylko, czy zostanie właściwie odebrany, a mianowicie moje intencje, ale widzę, że nie tylko mnie męczy i zastanawia ta nasz "ludzka rzeczywistość".

      Usuń
    3. A ta książka jakoś mi umknęła, muszę sprawdzić.

      Usuń
    4. E tam, to jest przesad ze czlowiek jest gatynkiem miesozernym, wsyatrczy popatrzec na pewne roslinozernw gatunki malp i okazuje sie ze maja one uzebienie calkiem podobne do naszego, lacznie z tymi "klami" co to niby tylko miesozercom przysluguja ;-). I jak popatrzec na przewod pokarmowy homo sapiens, to tez nie jest on przewodem pokarmowym ssaka miesozernego :-)

      Usuń
    5. Książka jak książka. Amerykańska. Też mordują zwierzęta, żeby grupa amerykańskich "świadomych konsumentów" miała świeże, zdrowiutkie mięsko. Powrót do podobnych farm, zaopatrujących grupy ludzi to utopia. Bez hodowli na większą skalę poumieramy z głodu. Trzeba próbować "cywilizować" hodowle, ale to i tak słaby pomysł, bo musimy zabijać hurtowo, żeby wyżywić naszą populację. Może pomysłem jest ogólnoświatowy wariant chiński ze zmniejszaniem dzietności. Ale to też w cholerę takie "nieludzie" jest. Ciężko jest być samoświadomym zwierzęciem i tyle.

      Usuń
  10. Kamphora, wyobraźmy sobie zakaz spożywania mięsa w skali globu. Zwierzątka wszelkiej maści popierdalają sobie jak chcą, a my zasiewamy ziemię, żeby się wyżywić. Śmiem twierdzić, że nie wystarczy tej ziemi, żeby wyżywić wszystkich ludzi. Trzeba będzie odstrzelić wszystkich konkurencyjnych roślinożerców, a mięsożercy sami pozdychają z głodu. Wystarczył mały impuls w kierunku biopaliw, żeby ceny żywności poszły w kosmos i zaczęło brakować jedzenia. (niebawem problem wróci). Co będzie, jeśli zechcemy się wszyscy wyżywić roślinkami? Poumieramy z głodu. Gdyby to było możliwe i sensowne to dzięki ewolucji bylibyśmy właśnie roślinożerni i takie zwierzęta by dominowały na ziemi. A tak nie jest. Sądzenie humanitarnymi, ludzkimi miarami naszych korzeni i skreślanie mięsa ze względu na cierpienie zwierząt jest nieporozumieniem. Nie różnimy się w tej kwestii od tygrysa. I to nie jest nasza wina. Nie możemy też gromadnie przejść na wegetarianizm, bo zaburzymy równowagę środowiska. To bardzo piękna, szczytna, humanitarna utopia.

    OdpowiedzUsuń