Paulina pewnie ze złości paznokcie gryzie, bo obiecałam pisać, i nic. Dobrze, że dzieli nas ładnych parę kilometrów, inaczej już dawno osobiście przyśpieszyłaby mnie porządnym kopem w d...
Ale, chciałam udokumentować wpis zdjęciami.
Zdjęcia znajdują się w aparacie.
Aparat jest nowy i skąd ja mam wiedzieć, jak się z niego zdjęcia przekłada do komputera.
No więc jakoś tak czekałam, żeby aparat wykazał się inicjatywą i sam wykonał niezbędne czynności ale nie chciał.
No więc ten tego, pojechaliśmy na wakacje, chłop polski też ma prawo do wakacji, niechże i w październiku.
Pojechaliśmy, w kierunku najpierw zachodnim, do Holandii, na coroczny zjazd rodzinny mojego lubego. Tym razem w Amsterdamie. Potem dalej do Francji, jakoś tak coraz bardziej na południe i nagle na południe od nas była tylko wielka słona woda. Więc stanęliśmy w miejscu i jak przystało, spędziliśmy sympatyczny stacjonarny tydzionek w domku koło plaży, wstając wcześnie, spacerując z pieseczkiem 3 razy na dzień po plaży i jej okolicach. Co prawda przy każdym wejściu na plażę stałą wielgaśna tablica z listą czynności zakazanych w języku obrazkowym, i prominentną pozycją na niej zakaz wprowadzania psów ( koni też ), ale skoro ludność miejscowa ignorowała te zakazy, i z uporem maniaka wyprowadzała psy głównie na plażę, to pozostało mi tylko przystosować się. Konia kłusującego wśród tych wszystkich ludzi, dzieci i psów też widziałam.




Temperatura około 25 stopni, słońce, lekki wiatr.... Ogólnie, było bardzo przyjemnie i leniwie, zwiedziliśmy jeden i pół zabytku, byczyliśmy się na plaży oraz koło domku, obżeraliśmy różnym rybnymi i muszlowymi smakołykami. Każdy na swoim poziomie. My w ludzkiej jadłodajni, pies każdego poranka na plaży po przypływie. Kiedy ja, jak jaki przedszkolak po raz pierwszy nad Bałtykiem, roztkliwiałam się nad każdą muszelką, (bo one jakby większe niż u nas i bardziej kolorowe, i bardziej fikuśne ), pies systematycznie grzebał w wodorostach, wyciągał kolejne małże i pożerał z wielkim zadowoleniem.
 |
Nimes - amfiteatr rzymski, niestety psom nie można wejść, więc oglądnęliśmy tylko z zewnątrz. |
 |
To nie jest wieża ciśnień ani żaden inny budynek przemysłowy, |
 |
jeno katedra z IX wieku wybudowana w stylu utylitarno-obronnym z czarnego tufu wulkanicznego. W życiu czegoś takiego nie widziałam. Niesamowita architektura, chociaż raczej ponura. |
 |
Ponieważ w rzeczywistości katedra jest zabudowana z każdej strony i w ogóle trudno ją zobaczyć w całości, uprzejmi Francuzi postawili kopię katedry na rondzie gdzieś koło supermarketu. |
Nawet pływałam w tym morzu, chociaż cholernie zimne było.
Będąc w Francji, królestwie wina, postanowiliśmy zaopatrzyć się na zapas w jakże niezbędne polskiemu chłopu francuskie wina oraz szampanskoje. Luby, uzbrojony we francuskojęzyczną biblię koneserów wina tzw. “Le Guide Hachette”, co wieczór odbywał wnikliwe studia, porównywał opisy, ceny, odległości, co chwila zmieniając listę pożadanych wińsk.
W pewien deszczowy dzionek ( na szczęście tylko jeden ) wybraliśmy się na zakupy. Osobiście lubię kupowanie wina bezpośrednio od producenta, zawsze można coś ciekawego usłyszeć czy zobaczyć.
Oczywiście okazało się, że i francuscy chłopi zmagają się z ogólnoeuropejskim kryzysem, sprzedaż nie idzie, pracownicy robić nie chcą, nic się nie opłaca, zupełnie jak w naszym kraju, myślę sobie...słuchając.
 |
wino przechowywane romantycznie |
 |
i prozaicznie |
 |
wina spróbować trzeba koniecznie, najlepiej w pięknych okolicznościach przyrody, |
 |
spoglądając na młodą winnicę, |
 |
chyłkiem strzelając fotki domku francuskiego chłopa |
 |
oraz jego otoczenia. |
 |
Ten ciągnik jest starszy od mojego! |
W drodze powrotnej zrobiliśmy przystanek na zakup szampana. Francja to jednak duży kraj. Na szczęście są autostrady, np. na wysokości ponad 1000 m n.p.m. i dało się je wybudować. Chociaż troszeczkę to potrwało. Jakkolwiek z pewnością krócej niż potrwa to u nas.
W Szampanii nie jest specjalnie pięknie, tam po prostu rośnie winorośl w ilościach monstrualnych i wszyscy, którzy mogą, produkują szampana. To jest naprawdę złoty interes. Przejeżdżając przez pewną wieś, z dumą zauważyłam tablicę “Domaine Pascal Walczak Champagne”. Polak potrafi i we Francji szamapana zrobić. Niestety, za ciemno było na zdjęcie.
A potem to już był powrót do domu, a w domu robota tylko i robota, kulawe konie domagające się opieki i uwagi, goście, goście goście, imprezy konne, znowu goście np. taki Rogaty Pacjan we własnej powabnej osobie z przebogatymi darami własnoręcznie wykonanymi pojawił się u nas w obejściu i było to naprawdę przemiłe spotkanie chociaż trochę krótkie, gdyż ona jak zwykle miała milion zajęć i była to “Wizyta Owcy w Pędzie” albo “Wizyta Pędzącej Owcy bez dwóch Tryków” na dodatek nie została udokumentowana fotograficznie bo Owca zapomniała aparatu a mi się nie chciało. Więc musicie mi uwierzyć na słowo.
A w ogóle to jest jesień złota najpiękniejsza i oby tak jeszcze przez parę tygodni.