Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

sobota, 21 czerwca 2014

Bo one są najpiękniejsze.

Zimno dziś, pada i wieje i nic się robić nie chce na dworze. Czyżby to Święto Kupały nadchodziło? Aż trudno uwierzyć, chuchając w zmarzłe łapy i zastanawiając się czyby nie rozpalić w piecu, a może tylko przykryć się grubym kocem.
Pomiedzy deszczami odwiedziłam Inkwizycję z jagnięciem, które ma się coraz lepiej.

No, a skoro i tak w domu siedzę, to pochwalę się, co mi tu rośnie i rozkwita w ogrodzie. A co, wolno mi.












Wiem, nie jestem specjalnie oryginalna, widziałam ostatnio tyle wpisów o różach. I wszystkie były niesamowite.
Kocham róże, one mnie już mniej, fakt, nie zapewniłam im komfortowych warunków życiowych. Mieszkają sobie tu, na Pogórzu Izerskim, z natury swojej dość zimnym, w moim ogrodzie, który, jak twierdzi moja Mama, ogrodnik z wykształcenia, jest klasyczną zastoiną mrozową czy jak to tam się nazywa. Zimno im tu i regularnie wymarzają, pomimo kopczykowania, otulania chochołami o czasie, podsypywania końskim obornikiem sezonowanym i innymi smakowitościami. Ale czasem się odwdzięczą, formą, kolorem, i zapachem, którego niestety przekazać  elektronicznie ani opisać słowami nie poradzę.
Tak jak w tym roku, dzięki łagodnej zimie. Jest co podziwiać.
Czyż nie są wspaniałe?

27 komentarzy:

  1. No oczywiscie, ze wspaniale :) Przepiekne :) A ta na przedostatnim zdjeciu jest Krolowa :) Takiej jeszcze nie widzialam nigdzie. Do dnia dzisiejszego oczywiscie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Królowa w prążki? Niestety, już zapomniałam, jak się nazywa ta odmiana, tylko żeto jakieś francuskie nazwisko czy nazwa była.

      Usuń
  2. są prze- piękne:-) moje ulubione, gęste i pachnące, zwieszające ciężkie głowy jak na holenderskich obrazach. A TP najbardziej lubi tę "pustą", czerwoną, co niezawodnie kwitnie nawet w Izerii:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednej, tej najbardziej zwisającej, musiałam głowę ułożyć na marcinkowych liściach, bo chylała się do samej ziemi.
      A ta od TP nazywa się wdzięcznie "Dortmund". Kiedyś miałam dwie, bo to na pergoli pnie się, ale jedna nie przeżyła którejś zimy i została sama jedna, więc dałam jej za towarzyszkę pomarańczowo-różową Ghislaine de Feligonde, ale im dłużej ona u mnie rośnie tym bardziej mi się wydaje, że ktoś się pomylił przy wysyłce i nie mam pojęcia co to jest za odmiana ( chodzi mi o tę różę na jedynym zdjęciu w pionie).

      Usuń
  3. Są boskie!!!. Kocham róże, ale one mnie wcale. A i u nas przemarzają bardzo. Już sobie dałam z nimi spokój, ale na początku sadziłam, dbałam i cierpiałam, jak zmarzły. Teraz tylko rosa canina i rugosa, no i odradza się centifolia, moja ulubienica z dzieciństwa. Dobrze smakują, co w naszym przypadku jest istotne niezwykle.
    Zazdroszczę Ci róż i porządnego ogrodu. Mama-Ogrodniczka - to wiele wyjaśnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje też mają całą masę fochów. A te, które się nie nadawały, wymarły. Mam nadzieję, że to co zostało, jest już na tyle duże i silne, że da już sobie radę w lokalnym lekko ekstremalnym mikroklimacie. Ale powiem Ci, że czasem ręce opadają, kiedy po zimie zdejmuję chochoły, a tu wszystko przemarznięte i heja, zaczynamy od nowa, od samej ziemi. 5-letnie krzaki wysokie na 10 cm...
      Desperacja... To właściwie pierwszy rok, że jest na co popatrzeć.:-)

      Usuń
  4. Szczęka mi czasła o podłoże. Ta czerwona kula między amarantowymi różami to co jest? I to ostatnie to też róża? Jak robisz, że nie mają plamistości czarnej, mączniaka i tysiąca innych przypadłości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta czerwona kula nazywa się firletka chalcedońska. Fajna bylina, można sobie posiać z nasion, albo kupić małą roślinę, a potem to już sieje się sama i nigdy się jej nie pozbędziesz.
      To ostatnie to też róża. Ta sama co 6-ta od góry, tam jest jako pojedynczy kwiat.
      A odpowiadając na pytanie ostatnie, czytając o odmianach róż, sprawdzam, czy są wrażliwe na różne choróbska i wybieram te najbardziej odporne. I może nasz zimny klimat nie służy też chorobom róż? Dużo liści jest pogryzionych przez gąsienice, czasem jakaś mszyca się pojawi.
      Umiejętne kadrowanie zdjęć też pomaga.:-)

      Usuń
  5. Wow!!! Umarnę z zazdrości chyba!!! U mnie na tym ta piochu i wygnajewie NIGDY NIC mi takiego nie urośnie!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś hodowałam róże - takie od początku, na krzewy, szczepione (umiem nawet szczepić) dla chleba. I zakodowało mi się. Bez przerwy walczyłam z chorobami i szkodnikami. Mam pnącą różę, przepiękną, ale tak ją mączniak żre, że nic nie pomaga, żadna chemia. To dałam sobie spokój. Ale chyba niesłusznie, bo sporo się od tamtej pory zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hana, Ty to już masz takie tło, że nic tylko posadzić strategicznie parę krzaków. Popatrz tu: http://rosarium.com.pl/

      Usuń
    2. Umiesz szczepić!!! Chciałabym. To już wyższa szkoła jazdy.

      Usuń
  7. Agniecha, jakie masz cuda!!! Aż pachnie z tych fotografii... Ta biała to ślicznota:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Winchester Cathedral" musi robić wrażenie.:-)

      Usuń
  8. Pikne są!
    Ja mam takie pospadkowe i jakoś się trzymają. Najbardziej lubię tę różową, wysokopienną, z której robi się konfitury ...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zrobię te konfitury. Z czystej ciekawości, czy będą takie dobre, jak ze sklepu.

      Usuń
    2. Zrobiłam "coś" z płatków róż - wyszedł bardziej kompot niż konfitury. Cóż, pierwsze koty za płoty.

      Usuń
  9. Ależ cudne! Te "wirkowate" wyjątkowo, a najcudniejsze herbaciane... zostawiłam takie w poprzednim domu...
    Wiesz, że nie mam jeszcze ani jednej róży? Oprócz takich cieniutkich dzikusków...
    A jagnięciu dzisiaj otworzyła się rana, krew się lała i w ogóle... nie mam pojęcia, co z tą nóżką zrobić... fuck, fuck ;(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różę, to da się jakoś załatwić.
      Ale to jagnię. Tam się już za bardzo nie da zszyć, prawda? Może jakoś jednak zabezpieczyć tę końcówkę?

      Usuń
  10. Ależ piękne egzemplarze i w takich razach żałuję, że nie można przesłać zapachu wraz ze zdjęciem :) Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć już się udało jakiemuś specowi, wysłać zapach mailem. Co prawda, nie pojęłam, jak.

      Usuń
  11. Przepiękne! Kocham róże. My o swoje też za mocno nie dbamy, ale trochę (dużo mniej nić u Ciebie) też ich zakwitło i pachną fenomenalnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze teraz pachną mało - kulą się z zimna i wilgoci. Brrr.

      Usuń