My co prawda nie orzem i nie siejem, ale kosim i siano robim, dla naszych koni. Więc koniec sianokosów to końskie dożynki, wychodzi mi.
Pół areału skoszone, zwinięte i zebrane. Przed deszczem. Udało się. Nie zawsze się udaje.
Więc się cieszymy.
A im, oczywiście, wszystko jedno. Nie wiją wianków, nie tańczą w korowodzie, nie śpiewają pieśni. Leniwie machają ogonami i w zadzie mają, że niewolnicy właśnie zapewnili im żarcie na długie, zimowe miesiące.
Taki to już niewolniczy los...
OdpowiedzUsuńNoo...
UsuńJa jeszcze nie świętuję. Dopiero w połowi siennych żniw. Tak sobie o Was myślałam w ten żniwny czas, czy Wy już po, czy w trakcie jeszcze. Z pasterskim pozdrowieniem
OdpowiedzUsuńPółmetek też można uczcić.:-)
UsuńPo raz pierwszy wiem, co czujecie. U mnie prawdziwe kopki stoją! Nacieszyć się nie mogę:)
OdpowiedzUsuńBazylio, witamy u nas, bo chyba skomentowałaś tu po raz pierwszy(?). A macie wy jakieś zwierza trawożerne? Bo przelatując w pośpiechu przez Twój blog, nie przyuważyłam...
UsuńKomentarz pierwszy, ale czytam od dawna i "miętę poczuwam":)
UsuńSkosić musiałam przed planowanymi robotami ziemnymi, zebrałam w kopki, żeby się nie zmarnowało, a trawożerne przybywają jesienią. Teraz już mam być dla kogo zapobiegliwa i planuję ciąg dalszy sianokosów.
Pozdrowienia!
To powodzenia w robotach! A jakie zwierzątka będą?
UsuńA Bóg zapłać! Ze zwierzątkami nie chcę na razie zapeszać, bo część z nich będzie zależała od tego czy się ze stajenką wyrobimy przed zimą. Trzymaj kciuki:)
UsuńBędę trzymać.
UsuńJak ja bym chciała żeby ktoś naszą łąkę skosił i zebrał siano. Też bym wtedy świętowała, ale nikt nie chce tego zrobić nawet za pieniądze...
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam;)))
UsuńEch, a nasze siano chyba zaraz zmoknie... widzisz tą burzę? Może przejdzie bokiem?
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądają te równe pokosy, ale jeszcze piękniej bele pod dachem :)
Bele pod dachem przed deszczem to kamień z serca chłopa/chłopki.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj, chyba u nas bokiem nie przeszła. A u was? Siano może jeszcze wyschnąć.
UsuńTotalnie mokre... spóźniliśmy się o dzień. MOże jeszcze wyschnie...?
UsuńAle pachnie cu-dow-nie! I mała troszkę skubie ;-)
Ponoć 2 tygodnie pogody przed nami, nie tak upalnej jak parę dni temu, ale w okolicach 20 stopni. Jest szansa.
UsuńI fajnie, że młoda je. Oby tak dalej.
też bym sie cieszyła...
OdpowiedzUsuńAgniecha, to Ty w tej wdzięcznej sukience i kapelutku?
OdpowiedzUsuńJa, we własnej rolniczej osobie. Wersja romantyczna. Dzieci koleżanki, żeby nie było nieporozumień.:-)
UsuńBardzo romantycznie;))) Bardzo;)
UsuńStaram się jak mogę.
UsuńOch. Bardzo urocza ta romantyczna wersja, bardzo. Bo jak dotąd to Ty zawsze w polarku ;)
UsuńI porach, zwisających w kroku.;-)
UsuńWiem, wiem, że dzieci...
OdpowiedzUsuńAż mi się gorąco zrobiło na widok kaloszków. Przy tej temperaturze.
A tam. Wody można nalać do środka i tak chodzić.
UsuńA nalewasz?
UsuńZdarzyło mi się. Póki nie zrobi się ciepła, jest całkiem przyjemnie. A jak przelewa się pomiędzy palcami, gdy się chodzi... Doprawdy, polecam.
UsuńU nas tez juz po. Ino po tych skoszonych lanach, tyraliera bocki zasuwaja..
OdpowiedzUsuńA u mnie trawsko po pachy;))) Oj, żeby mi tak ktoś skosił;))))
OdpowiedzUsuńZrób sobie tunele w trawie, labirynt dla Księżniczki i Kruczka.:-)
UsuńI dla siebie;))) Jak to dla Kreta;)))
UsuńKrecie, to Ty NIE WIESZ, że krety w ziemi?
UsuńKocham sianokosy....robimy już którąś z kolei łąkę, kosimy suszymy , pakujemy do stodoły!! Pierwsze siano najwartościowsze!!!!
OdpowiedzUsuńW tym roku nie kostkujemy, nie balujemy ...zbieramy suche prosto z łąki, i dobrze nam z tym :) Chyba musze kochac swoje kpoytne skoto tak zaiwaniam ;)
My nie dalibyśmy rady. Siano robimy dla +/- czterdziestu koni. A z prasą to jednak idzie szybciej i bele da się transportować. No i ta pogoda. Jakaś niestabilna....
UsuńPiękne beloty!!! u mnie jeszcze nie zrobione:-(
OdpowiedzUsuńA czemu nie? Pogoda nie sprzyja?
UsuńJak są chętni do pracy, to maszyn nie mają, a jak mają to nie mają czasu, a ja w tym roku strasznie alergię na właśnie trawy przechodzę, więc potrzebuję kogoś, kto zrobi od a do zet, a z tym jest ciężko
UsuńAgniecha Ty, jak rusałka normalnie!!!!
OdpowiedzUsuńWierzę, że się cieszycie z siana, ale ja tam nie tęsknię. W dzieciństwie i młodości dość się przy nim narobiłam. Wsio łapami (oprócz koszenia), grabiami przerzucanie z lewa na prawo, potem kopkowanie, potem zwożenie. A już makabra składanie tego w stodole wysoko pod dachem, w upał, w kurzu, w pająkach!!! Mnie jako najmłodszej i najmniejszej kazali skakac i ubijać. Wyłaziłam czarna, jak diabieł, pokłuta, wszytsko mnie swędziało. Do dziś mam awersję do siankosów, chyba, że popatrzeć z daleka i powąchać, jak pachnie.
To Ci się nie dziwię że sianokosów nie lubisz. Mechanizacja rolnictwa to jednak duża rzecz. Co prawda, bohaterowie na traktorach pieką się żywcem, ale prawdziwy mężczyzna daje radę, no nie?
UsuńNie przesadzaj z tą rusałką, nadobna Mnemo.
No, zwiną w baloty, zwiozą do stodoły, ułożą, kuniec, a my się naprawde przy tym sianie natyraliśmy. Najgorzej było, jak szła burza, trzeba się było śpieszyć, żeby kopki zrobić, albo szybko na wóz ładować i pędem do stodoły. Lato i wakacje to była ciezka praca, lepiej mieli Ci, co mieli duże gospodarstwa, bo były maszyny, u nas na tym 1 ha wsio łapkami. Pielenie i przerywanie buraków, łapkami, sianokosy łapkami, sadzenie i zbieranie pyrów łapkami. I notoryczne pielenie ogrodu i ogródka. I żniwa....czasem pjciec przy kosie, a my do wiązania (łapkami) snopków. Tak dziś prościej, maszynerie wjadą i szlus:) Za to, jakbym miała sie przebranżowić to wiem, o co biega w gospodarowniu:)))
UsuńWspaniałe zapasy na zimę, to się koniki cieszą:) My też zdążyliśmy z siankiem przed deszczami. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA tam, im wszystko zwisa.;-)
UsuńTeż pozdrawiam.
Nieźle, zapasy sianka imponujące :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Nowa osobo na naszym blogu, też Cię pozdrawiam.
UsuńBardzo się cieszę, że trafiłam na Waszego bloga. Zawsze się zastanawiałm, który bardziej mnie pociąga - konik polski czy hucuł. Koniki poznałam w Dobrzyniewie, jako dziecko spędzałam z klaczami - matkami każdą chwilę. Dziś, z racji zainteresowań przyjaźnię się klaczą konika polskiego Wizą i jest to najlepsza rzecz, jaka trafiła mi się w życiu :)
OdpowiedzUsuńZ Dobrzyniewa pochodzi nasz ukochany ogier Galeon.
UsuńBardzo to ciekawe miejsce, ten zapuszczony, samotny dworek pośrodku pól, gdzie trzymają te koniki polskie... I dobrze je tam traktują, widać po koniach.
A przyjaźń z konikiem polskim, piękna rzecz.
Witam na naszym wspólnym z Pauliną blogu. Agnieszka
No piękne końskie dożynki z mistrzynią ceremoniału w zwiewnej sukience... Aż chętnie wyrwałbym się pomóc układać baloty! Romantyzm sianokosów porwała mechanizacja ale bez niej rzeczywiście ani rusz. Fajny, pogodny wpis. Życzę również udanej drugiej części i uważajcie na sarny, bo pewnie kryją się w Waszym przyszłym sianku. Jestem pełen podziwu dla pracowitości, mam nadzieję, że koniki sowicie odpłacą. Pozdrawiam Łąkowe Nimfy
OdpowiedzUsuń"Nasze" sarny nauczyły się biegać pod pastuchami elektrycznymi. Wygląda to bardzo interesująco, w pełnym biegu nurkuje taka pod drutem, nawet go nie dotykając. A że się muszą nauczyć, to widziałam ostatnio, kiedy spłoszyliśmy niechcący śpiące sarniątko, i ono też pobiegło, i trochę zahaczyło. Ale zaraz wstało i pobiegło dalej.
UsuńSzanowny Leśniczy Jarku, dzięki za chęć pomocy, ale te baloty niech lepiej poukłada ciągnik. Kręgosłup chłopa jednak dużo jest zdrowszy dzięki takim wynalazkom jak ciągnik, kosiarka itp...
Ale oczywiście, jeśli kiedyś zawitasz w nasze strony, to zapraszamy do "Stadniny Izery".
Dzięki za miłe zaproszenie! Nosi mnie nieco po kraju, to kto wie... I z wzajemnością, bo może kiedyś koniki zaniosą w okolice pszczewskiej leśniczówki?
OdpowiedzUsuńW momencie gdy już jest pod dachem ogarnia jakiś spokój w środku, My już od tygodnia mamy załadowaną stodołę do samej kalenicy :)
OdpowiedzUsuńMy kostkujemy nie zwijamy, z racji łatwości późniejszej ręcznej obsługi. Poza tym zawsze mamy wątpliwości co do jakości siana w tych zwijanych ciasno kłębkach. Nie spotkaliśmy siana dobrej jakości tak sprasowanego, zawsze w środku białe :/
Pozdrawiamy
A nasze w 300 kg belach zazwyczaj zieloniutkie i pachnące. Opcja druga - lekko sfermentowane i potem w beli wyschnięte - pachnie lekko tytoniowo i jest mniej zielone. Obie wersje z upodobaniem zjadane przez nasze konie.
UsuńKiedy nie mieliśmy ciągnika, też woleliśmy kostki.
Pozdrawiam Was.