Tak, nadchodzi już zima, wieczory zrobiły się na tyle chłodne, że mamy już za sobą pierwsze palenie w kominku i tak jak bohaterowie "Gry o Tron" obawiają się zimy i wyczekują z napięciem jej przyjścia i tego wszystkiego co ze sobą przyniesie, tak i my w lekkim podnieceniu, niepewni wyczekujemy już kiedy i jaka będzie. W domu zrobiło się pusto i choć tylko dwie suczki odeszły, a my nadal mamy sześć huskych (wszystkie już zostają:-)), to różnicę w ilości odczuliśmy mocno i niekoniecznie pozytywnie. Kamphora przyjechała w niedzielę i spakowała dwa psy do auta, są tak ufne, że mimo niepewności nie przeczuwały co ma się wydarzyć, w nocy wyłam z moimi huskymi, dlaczego one wyły nie wiem, ja wyłam z żalu za tymi, którzy już nie należą do naszej watahy. Jestem pewna, że będzie im dobrze, Kamphora - Aldona jest straszną wariatką na punkcie zwierząt, a dodatkowo dla doświadczonych ludzi w obcowaniu ze zwierzętami rasy pierwotne, nie są trudne, ani wymagające, za to dające mnóstwo satysfakcji. Kamphora, to przemiła dziewczyna z pięknymi lokami, więc będzie dobrze tym - chciałam napisać naszym... ale już nie naszym suczkom. Obserwowanie świata zwierząt jest niesamowite, ile wrażeń i spostrzeżeń poczyniliśmy w związku z małymi nie da się opisać, ale takie najbardziej zapadające mi przynajmniej w pamięć, to te dotyczące cech wrodzonych. Wszystkie małe z miotu były przez nas traktowane tak samo, nie ingerowałam również w sposób wychowania strasznie brutalny ich rodziców, ale najpierw o tych cechach wrodzonych. Otóż każde małe urodziło się inne, pod względem nie tylko wyglądu, ale i cech charakteru, czy temperamentu, jakkolwiek to nazwiemy rożniły się i fizycznie i psychicznie, to co matce ich - Pasi przypisywałam jako wynik złego wychowania i złych przeżyć i uważałam za cechy nabyte - wykształcone, okazało się nie do końca prawdą. Jedna z suczek, żeby było śmieszniej szatą przypominająca matkę okazała się być niesamowicie podobna do Pasi z reakcji, jako jedyna z małych przy jedzeniu w stosunku do nas reagowała agresywnie jak jej matka, a pies - żeby znowu było śmieszniej podobny z szaty do ojca Arrowka bardzo łagodnego z natury, gdy był głaskany podczas jedzenia surowego mięsa machał ogonem i przerywał jedzenie. A żeby uczynić sytuację jeszcze bardziej śmieszną muszę podkreślić, że oba małe zajmowały wysoką pozycję w watasze. Oczywiście gdy tylko zdałam sobie sprawę z jej cech agresywnych, to od razu podjęłam decyzję o tym, że zostaje z nami, bo zdaję sobie sprawę, że gdyby wpadła w niewłaściwe ręce i te złe reakcje nie byłyby korygowane a wzmacniane, to stanowiłaby potencjalne zagrożenie, czytamy później w gazecie o takich psach, że rzuciły się na właściciela. Mała Asia - bo tak się nazywa ten mały wojownik jest odczulana na różne bodźce w różnych sytuacjach i staram się eliminować agresję poczuciem bezpieczeństwa, nie jest to zawsze łatwe hierarchia nadal się między nimi ustala, a ja w ten element watahy nie chcę ingerować, już sama obserwacja jest czymś niesamowitym. A teraz o wspomnianej brutalności w świecie zwierząt, często wspominałam o tym, że ból i karcenie fizyczne w świecie zwierząt jest czymś jak najbardziej naturalnym i choć serce mnie bolało i nadal boli jak obserwuję lekcje Arrowka i Pasi jakie udzielają swoim małym, to nie wtrącam się, a czasem poleje się krew... Opowiem Wam tylko jak przyjechał do nas sąsiad. Nasz sąsiad ma dwa ogromne owczarki przerośnięte, jeden z nich Azor waży 60!!! kilo!!! Oba jego psy mnie uwielbiają, tak jak i ja je, często więc gdy jedzie w nasze okolice, to zabiera swoje psy, które to są zachwycone tymi wycieczkami, ale nie lubią naszych psów, więc po dwóch stronach bramy unoszą się kłęby kurzu i odgłosy nienawiści. W pewnym momencie usłyszałam pisk i ataki Pasi na małe, ataki były tak agresywne jakby chciała rozszarpać swoje małe, nie zareagowałam, choć serce mi się ścisnęło ze strachu, tylko zaczęłam się przyglądać dokładnie co się dzieje, bo wiem, już z doświadczenia, że w świecie zwierząt wszystko ma swoją przyczynę. Postałam tak chwilę i nagle dotarło do mnie, że Pasia rzuca się z taką agresją i gryzie każde małe które się zbliży do ogrodzenia - ona je chroni! A dlaczego tak brutalnie? Przypomniało mi się co Shaun Ellis opisywał w swojej książce "Żyjący z wilkami", otóż pewnego dnia wataha udała się na polowanie, a on, małe i niańka ze stada zostali sami, w nocy źle się czuł i chciał udać się nad rzekę aby się napić, niańka, którą o ile dobrze pamiętam był w tej watasze samiec rzucił się na niego z zębami, trochę go poszarpał, wbił w pień drzewa i nie pozwolił się ruszyć z miejsca, za każdym razem gdy się poruszył był kąsany, myślał że to koniec i wilk go zagryzie, ale rano pozwolił mu pójść nad rzekę jak gdyby nigdy nic - poszedł and brzeg i zobaczył ślady ogromnego niedźwiedzia - wilk go ochronił, gdyby poszedł już by nie żył. Taki jest właśnie język zwierząt, brutalny? tak!, ale to dlatego, że w tym naturalnym środowisku nie ma miejsca na błędy, każda pomyłka może kosztować cię utratę życia. Pasia to wiedziała, gdyby małe przeskoczyły za bramę zostałyby rozszarpane przez psy sąsiada, a małe przeskakują, dlatego tak strasznie brutalnie były karcone, bo to nie były żarty, a stawką było ich życie. Nie jestem w stanie opisać jak bardzo się cieszę z tego, że Michałek namówił mnie na małe po naszych psach, ja bym się nie odważyła, bo to ogromny obowiązek i koszt, psy w ostatnim czasie kosztowały ok. 1500 zł i mówię o samym weterynarzu, najpierw choroba Luny, potem szczepienia ośmiu psów, a na koniec Basior zawiesił się na bramie i wbił sobie drut, więc były prześwietlenia i leki, bo wisiał na bramie kilka godzin - jak na złość nigdy nie próbował się przecisnąć, bo był za wielki i się nie mieścił, a ten jeden raz gdy pojechaliśmy na grzyby, chyba za nami chciał się wydostać i pobiec, no i zaklinował się i opadł na drut od zabezpieczenia dołu, wisiał tak kilka godzin, był półprzytomny jak wróciliśmy, ale dziś już biega wesoło i jest wszystko dobrze.Na ostatniej wizycie u weterynarza, gdy powiedziałam, że będziemy zmuszeni poczekać jeszcze ze sterylizacją Pasi, bo koszty ostatnich wizyt były delikatnie mówiąc znaczne, weterynarz nasz tylko pokiwał ze zrozumieniem głowa i uśmiechnął się. Dlatego nie namawiam nikogo na małe, ale muszę przyznać uczciwie, że takie przeżycie, możność obserwacji, zwłaszcza z otwartym umysłem i sercem jest dla mnie warte każdej ceny - dlatego dziękuję Michałkowi, że przekonał mnie do tego szaleństwa, bo ja już dwukrotnie próbowałam wysterylizować Pasie, a on dwukrotnie się nie zgodził, żebyśmy mięli małe klony naszych ukochanych psów i stało się - pierwszy i ostatni raz - było warto:-)
Ale wspaniale!!! Tez miałam swoją sforę;) To było niezapomniane uczucie - widzieć trzy pokolenia psów razem;) Kulka była świetną matką, ale - ostrą;) Wychowała młode tak, że żadne nigdy nie wpadło pod samochód - w naszym domu - rzadkość. Tylko ona umiała to robić, tak unikać aut...
OdpowiedzUsuńZginęła zaś... pod kołami samochodu, gdy ruszyła do psa, którego nienawidziła. Zapomniała o wszystkim i pobiegła... Na moich oczach...
Gdy zbierałam ją z asfaltu żyła jeszcze, z bólu ugryzła mnie w palec... natychmiast do weterynarza, ale już nie było szansy... Do dziś płaczę, gdy to wspominam. Nie było potem już szczeniaków, bo suczki zawsze szybko się rozchodziły - jak bardzo żałowałam, że nie zostawiłam sobie jednej...
Bardzo Ci współczuję, wiem co to stracić zwierze ukochane, ból jest taki jak tracisz kogoś bliskiego, jak się kocha, to nie ma znaczenia, czy to człowiek czy pies, kot, koń...
UsuńMasz pozdrowienia od Maszy i Daszy, wlasnie w najlepsze rozrabiaja podgryzajac siebie nawzajem po pyskach i mnie po stopach ;-)))Obie sa zupelnie inne z charakteru ale uznaly mnie za przewodnika stada i swietnie sie dogadujemy (chociaz caly czas probuja mi wlezc do lozka ;-)))
OdpowiedzUsuńKsiazki juz sobie sciagnelam z amazonu, leza w domu na wyspie i na mnie czekaja ;-)))
Idziemy teraz na wieczorny spacerek ;-))
Buziole i pozdrowienia!
Uściskaj te wariatki ode mnie, mięliśmy dzwonić, ale ciągle coś nam stawało na drodze, a dziś Michałek jest na imprezie integracyjnej...
UsuńKsiążki są naprawdę świetne, a jutro może zadzwonimy dowiedzieć się o małe;-) Ściskam wszystkie trzy dziewczyny!
Ja probowalam ktoregos dnia ale chyba mialas telefon wylaczony...
UsuńRozładował się pewnie:-( jutro, a właściwie dziś! Matko idę spać!
UsuńO rany, ale piękny post! Podziwiam, że odważyliście się na ten krok, chociaż pieski rekompensują każdy trud, każdy pogryziony but, zeżartą książkę, czy co im tam w paszczę wpadnie, to jednak takie stado to nie przelewki. Moja wataha powiększyła się ostatnio o jednego osobnika nienachalnej urody i postury, będącego kumulacją wszystkich ras świata, za to o przecudnym charakterze.
OdpowiedzUsuńHana, czy Ty prowadzisz bloga???
UsuńJeszcze nie...Dlaczego pytasz?
OdpowiedzUsuńBo tyle razy już szukałam, bo chciałam poczytać, a teraz zobaczyć zdjęcia nowego członka Twojej rodziny:-) No, to zakładaj, ale już!!! Nie ma co się zastanawiać i czekać!
OdpowiedzUsuńW końcu założę, jakoś tak wolno myślę.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz, fotki przyślę Ci mailem, tylko nie widzę nigdzie adresu. Źle patrzę, czy co?
No pewnie! szulce_i_kot@o2.pl
OdpowiedzUsuńTo leci!
OdpowiedzUsuńPoleciało!
OdpowiedzUsuńDobranoc!
Paulina, sześć psów! Szkoda, że nie malamuty, miałabyś drużynę do sanek w zimie.:-)Ale nic to, masz przecież dwa konie, sanki też pociągną. A jak tam plany wywałaszenia tychże? Też przełożone z powyżej wyłożonych względów? Okropnie żałuję, że nie mogę mieć jeszcze jedengo psa, kiedy patrzę na te Wasze zdjęcia.
UsuńAle Siberian Husky również ciągną sanki zimą, są zawody organizowane. A co do chłopaków, to im później, tym im na zdrowie lepiej wyjdzie
UsuńJuż widzę oczyma wyobraźni, zaprzęg mieszany, z przodu 6 psów w dwa rzędy, za nimi para koni, a Wy z nieokreśloną ilością kotów na saniach. Dzwonki pobrzękują, wiatr świszcze w uszach, Paulina strzela z bata, Michałek strzela z butelki szampana. Sywester roku Pańskiego 20..?
UsuńI stado-wataho-rodzina Szulc cała i razem, hmmmm.... To byłby piękny widok:-)
UsuńAle do zaprzęgu jest tylko pięć sztuk, bo to odratowane przez nas maleństwo cierpi na karłowatość i nie nadaje się do biegów:-(
UsuńTa miniwilczyca?
UsuńTak, weterynarz powiedział, że jest zdrowa, tylko karłowata i że będzie żyć ok. 5-6 lat, dlatego Pasia ją odrzucała, w naturze nie miałaby najmniejszych szans, jest bardzo mądra i zarośnięte odkąd ruda suczki poszła do Kamphory, jest na najniższej pozycji i nikt z watachy nie musi udowadniać pozycji jej kosztem, bo tak to rudzutka gryzła ją aby pokazać, że nie jest ostatnia i ktoś jest jeszcze niżej w hierarchii, więc odżyła i inicjuje zabawę z innymi, bo wszystkie są dużo wyżej i nie mają potrzeby tego udowadniać w stosunku do niej
UsuńCholery słownik! Miałobyć radosna....
Usuńjak Oleńka Billewiczówna;) z Kmicicem...
UsuńNo to cudna gromada u Was ;-) Z przyjemnością przeczytałam o tych orawach natury i przypomniało mi się jak nasza sunia miała kiedyś młode i jak kotka urodziła i obserwowaliśmy podobne reakcję i u psa i u kotów.
OdpowiedzUsuńŚwiat zwierząt jest brutalny, ale sprawiedliwy, konsekwentny i bardzo uczciwy. Wszystkie zwierzęta stadne są warte podglądania. i wszyscy "pseudonaturalsi" powinni uczyć się z obserwacji a nie z internetu.
OdpowiedzUsuńO pieskach mogę czytać w kółko, co też czynię, ale może jakiś, ekhm, kolejny odcinek?
OdpowiedzUsuń