W warzywniku ruszyło.
Rośnie to, co posiałam, rośnie i to, co posiało się samo. Konkurencja jest nieuczciwa, bo chwasty zawsze rosną szybciej, ale pomagam warzywom jak mogę, niszcząc konkurencję. To dopiero jest cios poniżej pasa. No cóż, sama natura na zasady fair play kicha i plwa.
Piszę to z pełną odpowiedzialnością, naturę ową obserwując sobie codziennie, w jej różnych przejawach. Codziennie widzę kruki, które podżerają sobie w oddali na wzgórzu jakieś mniejsze lub większe zwłoki. Na pastwisku znajduję świeżutką nóżkę lisa, z pazurkami. Gdzie reszta? Jaki dramat się rozegrał tam wśród traw?
Ja sama z determinacją eksterminuję ślimaki bezdomne. Które ze smakiem zajadają swoich nieżyjących braci.
Patrzę z radością na stadko pociesznych nielotów, przed chwilą wyprowadzonych z gniazda w różanej pergoli przez dumnych rodziców. I patrzę za chwilę z przerażeniem na naszą słodką malutką kotkę Pi, która w ułamku sekundy z puchatego maleństwa przeobraża się w maszynę do zabijania i łapie jednego nieszczęsnego pisklaka za drugim.
Akcja, która była doprawdy śmieszna, choć tragiczna, wyglądała tak, że kot, z pisklakiem w paszczy, miotał się po trawniku we dwóch różnych kierunkach jednocześnie ( łamiąc wszelkie prawa fizyki dotyczące czasu i przestrzeni ) bo po trawie podfruwały jeszcze dwa nieloty, a on chciał je zjeść wszystkie trzy na raz.
A ja, jak to człowiek, niepewny i obłudny i przekonany, że wie lepiej, rzuciłam się też jednocześnie przytrzymywać kota, odganiać ptaszęta, próbując klaskać jedną ręką ( zen się kłania i słynny koan do rozwiązania - usłyszeć dźwięk klaskania jednej ręki ) bo w drugiej to wiadro ze ślimakami, oczywiście.
Odstawiłam w końcu to wiadro co skończyło się tym, że ślimaki uciekły ( na szczęście niedaleko ) a kot i tak zeżarł jeszcze dwa pisklaki. Pobiła mnie na głowę ta cała natura i jej bezwzględność uosobiona w ciele naszego kociusia. Którego wieczorem zostawiłam siedzącego kamieniem pod pergolą, a gdzie na drugi dzień rano znalazłam porwane na strzępy gniazdko miłych ptaszków. Pocieszam się, że gniazdko było już puste, a kot tak tylko wyładował frustracje, bo więcej jedzenia kiepsko fruwającego nie złapał.
Na ale to tylko dygresja, co prawda na temat, bo tak naprawdę to chciałam wam pokazać, że posadziłam kabaczki i dynie oraz kukurydzę i jakie środki zastosowałam, by nie zeżarły je ślimaki od góry, a karczowniki od dołu.
Z siatki, co nam została z obijania podwyższonych grządek od dołu, uplotłam koszyczki do posadzenia sadzonek. Paluszki bardzo bolały od zaginania drucików, ale efekt jest zadowalający. |
Koszyczki poszły w ziemię. |
W każdym koszyczku zagnieździła się sadzonka, a dookoła rozłożyłam owcze runo uzyskane z ekologicznych owiec rasy wrzosówka od Inkwi. |
Ogród w skrzynkach, zabezpieczonych od dołu siatką metalową, coby podziemne myszy nie zjadły plonów. Tu ziemniaki. Stonkę zbieram ręcznie. |
Tu selery, pory, marchew, pietruszka, buraczki, fenkuł. |
Rzepka majowa, pasternak i maciejka. Reszta musi se poradzić bez skrzyń. Ślimaki nie mają problemów ze wspinaczką na skrzynie, niestety. |
Nadmienię, że zdjęcia zrobiłam ponad tydzień temu i w tej chwili wszystko jest już dwa razy większe.
Wszystko Ci pięknie rośnie Agniecha
OdpowiedzUsuńNasz ogród w Ch. wczoraj potraktowało gradobicie :(( Tyle serca, pracy, pielęgnowania poszło w p…u :(((
Moja Mama do mnie dzwoniła i płakała - no nic przykre to, niezależne od nas i trzeba żyć dalej
Pozdrawiam Cię
Nie, co ja pisze, gradobicie było wcześniej, mi się wszystko już myli :(((
UsuńW poniedziałek byłam w Jeleniej Górze i tam też grad leciał. Wielkości orzechów włoskich, bo widziałam potem te kule lodu na trawniku. Samej burzy nie oglądałam - akurat stałam w kolejce do kasy i uczyłam się czytać z ust - bo tak waliło w metalowy dach, że niczego innego nie było słychać.
UsuńCudne te koszyczki uplotlas, nic dziwnego, ze paluszki bolaly. Ja myslalam, ze kupilas gdzies takie, bo sa tak idealnie wymiarowe. I w ogole to piekny masz warzywnik. My ciagle walczymy z chwasciorami:))) ale obiecujemy sobie, ze to ten pierwszy rok taki trudny... zeby sie tylko nie okazalo, ze obiecanki cacanki:)))
OdpowiedzUsuńDomyslamy sie, ze nasza poprzedniczka juz sobie odpuscila ogrod w ubieglym rok i nie ma sie jej co dziwic. Tyle tylko, ze tu straszna susza a niektore chwasciory wyzsze ode mnie:)) Wczoraj znow probowalam taki jeden wyrwac bo mniejsze obok poszly wzglednie latwo, ale ten duzy o malo co rzucil mna o glebe:)) Poczekam na deszcz... w koncu kiedys musi padac.
Star - chętnie bym kupiła takie koszyki, bo produkowanie tego samemu to męczarnia, chociaż jak człowiek se dopracuje system, to jakoś idzie. Tylko te paluszki bolące. Ale nigdzie czegoś podobnego nie widziałam. Tylko takie malusie typu doniczusia liliputek, albo płaskie typu taca, dla cebulek kwiatowych. I wszystkie plastikowe. Mam tej siatki jeszcze ładnych parę metrów, mogę sobie wykonać jeszcze więcej koszyczków w razie potrzeby.
UsuńA Twój ogród jest piękny i bujny, może i tam masz jakieś chwaściory, ale na zdjęciach jakoś nie wychodzą na pierwszy plan. Życzę Ci więc deszczu, ale z umiarem.
Masz pojecie ile to kombinacji wymaga zeby tak zrobic zdjecie omijajac chwasty?? chyba latwiej jednak wyrwac te zielska. Ponoc ma padac dzis w nocy i jutro... czym kciuki Aga. Serio to zaczynam miec dosc, Wspanialy pociesza, ze to z czym teraz walczymy to dwuletnie zaniedbanie, bo sobie poprzedniczka odpuscila ostatni rok (nie dziwie sie jej) a potem juz ma byc latwiej.
UsuńNie wiem czy mu wierzyc :)))))))))
Star, jakby to napisać, Wy też możecie odpuścić. Przecież nie zostaniecie niewolnikami swojego ogrodu. U nas ładnie pada przez cały dzień. Z umiarem. Czego i Wam życzę.
UsuńBoszszsz... zwizualizowalam sobie te KOTlowanine, Ciebie, ptaszki, slimaki i klaskanie. No no, ze dalas rade - szacun! :))))) Zle to natura urzadzila, kot powinien wyzerac slimaki, a nie ptaszki, byloby przyjemne z pozytecznym, a tak...
OdpowiedzUsuńI w jaki sposob welna owcza ma odstraszac szkodniki?
Dałam radę??? Zeżarł trzy ptaszęta! To jest klęska, a nie dawanie rady.
UsuńWełna odstrasza nornice w norach podobno swym zapachem. Natomiast ślimaki chyba nie lubią jej struktury a może też zapachu i nie pełzają po niej. Przynajmniej póki napuszona, i śmierdząca owcą. Pożyjemy, zobaczymy.
Nie ze zezarl, ale ze robilas to wszystko w jednym czasie, to jest sztuka.
UsuńSztuka, powiadasz. No niech Ci będzie, zawsze to coś pozytywnego.
UsuńPięknie wygląda warzywnik, apetycznie, mła się wcale ślimorom nie dziwi że napadają na warzywka tak pięknie uprawiane. Mła by sama napadła i kto wie czy gęby by przy okazji nie miała pełnej wełny i niebiewskich kuleczek. Co do Matki Natury, wiadomo - jest suką. Dobrze że parce wysiadującej udało się ujść z życiem, może jeszcze się pomnożą, lata ciepłe i długie. A Pi bardzo niedobra jak na dobrego kota przystało. Ciekawe co załatwiło liska? Chupacabra?
OdpowiedzUsuńNie chcę myśleć, co mogło załatwić liska. W każdym razie, miałam niezłe pikanie serca, bo najpierw ta noga niczyja, a potem konie tak się ustawiły, w perspektywie jeden za drugim, że mi zbrakło jednego źrebaka i jednej młodej klaczy.
UsuńSuspens ze znikającymi konikami i nogą liska godny horroru. CHUPACABRA jakby co, to siedziała w domu, ma alibi.
UsuńTaaaa. Dobry kot jak je myszy, ich krewnych i znajomych, zły kot, jak je ptaszki. I liski, co to jedzą koty i ptaszki. Nie ma wystarczająco mocnego słowa na tę stronę natury, która życie napędza pożeraniem życia, "suka" za łagodne i obraźliwe dla suki. No nie ma. Na pewno za cienkie z nas Bolki, by pojąć sens, zwłaszcza że my też ogniwem w niepojętym łańcuchu życia i śmierci. Nawet nie można powiedzieć że "myślącym ogniwem", bo wnioski z myślenia coś marne.
Za to efekt splatania siatki w koszyki super.
Ta strona natury jest również naszą stroną, nie ma co się łudzić, że jest inaczej. I nie potrzeba sytuacji ekstremalnych, by się uaktywniła, wystarczy zwykłe życie. Tylko tak niemiło o tym pamiętać, więc lepiej udawać, żeśmy mili i dobrzy.
UsuńKoncept z runem owczym okrutnie mi się podoba, aliści z braku takowego ja ślimactwo topię w piwie (idzie litr dziennie do pułapek), ale w rzeczy samej wiadro ścierwa dziennie do wywalenia. Podlewam tym miejsce gdzie mi się za płotem zbierają pijaczki i czekam, kiedy w końcu smród ich przegoni...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Imaginujesz Waćpan, że moje ślimaki abstynentami są? Nie chcą piwa! Dlatego musiałam znaleźć inny sposób.
UsuńPatrz Agniecha, jakie to durne stwory - mogły mieć śmierć upojnie przyjemną , to nie, nie lubią. To same sobie są winne, wegetariany jedne !
UsuńRabarbara
Piwo jest moim zdanie jak najbardziej wegetariańskie. A wegetarianami to one nie są, o nie! Widziałam jak jadły martwe ptaszki, martwe myszki oraz martwe ślimaki swojego gatunku.
UsuńScierwozerce i kanibale! Fe!
UsuńTe slimory mnie (jeszcze) nie napadly, salate sami zjedlismy i rzodkiewke, teraz dojrzewaja truskawki i boje sie.....
Ścierwo i siebie wzajem to niech one sobie jedzą na zdrowie.:-D
UsuńOgród warzywny wyczynowy ! I jaki dopieszczony- wyplewiony, zaściółkowany. Choć akurat ściółkowanie to ślimorom służy :) Ponoć ludziska zabezpieczają skrzynie opaskami z blachy miedzianej, ale tego nie praktykowałam. Ślimory nie lubią popiołu, tyle że po deszczu trzeba byłoby sypać od nowa, no i to raczej tylko na ścieżki, bo zmienia odczyn gleby.
OdpowiedzUsuńSzkoda ptasząt, ale jak sobie przypomnę, że w zeszłym roku nie zjadłam żadnej borówki ze swoich krzaczków, a sójki tylko śmiały mi się w nos, to już trochę rozumiem kotki ;-)
Z tym popiołem zauważyłam, że jest skuteczny do konkretnego przemoknięcia. Przypuszczam, że podobnie, jak wełna, nie zgadza się ze śluzem. Miedz jest droga czegoś, a już w formie ogrodniczych wynalazków zaraz robi się jeszcze droższa. To już lepiej na złom się udać. Albo i skrzynie dookoła runem owczym obłożyć.
UsuńNa krzaki, żeby zjeść owoce zarzuca się np.firanke, czy cus w podobie, widzialam takie praktyki.
UsuńJestem pod wrażeniem , imponujący warzywnik, a jeszcze te zabezpieczające ciekawostki...
OdpowiedzUsuńWczoraj jakiś leśnik pokazywał sadzonki drzew popodgryzane przez pędraki, ale na nie chyba siatka nie zadziała.
Oby gryzonie nie zniszczyły Waszego wysiłku!
Trzeba coś robić, jak się chce zjeść coś z własnych plonów. Wczoraj własną kapustkę jedliśmy - pycha!
UsuńLas to inna bajka - przez te ilości hurtowe istnień do opiekowania się jednak powinien sobie radzić sam. Nie da się zadbać w lesie o każde drzew osobno. Trzeba im stworzyć warunki, by zdrowo rosły. Tak myślę.
Agniecho, pięknie to wszystko zrobiłaś, nie pomoże, smacznego!
OdpowiedzUsuńFajnie się to plewi - siedzisz na jednej skrzyni, plewisz drugą. Oczywiście, póki roślina małe. I pki nie zauważysz, że siedzisz na mrowisku. :-DDD
UsuńLatający mi obiecał deseczkę właściwej długości, trochę większej niż odstęp pomiędzy skrzyniami. Ale jeszcze musi zrobić.
Niech pomoże, oczywiscie.
OdpowiedzUsuńPomysl z deseczką fajny, ale pielenie na siedząco twkxwysoko jesr wygodne, ja glownie pielę czasem siedzę, alecna tskim grubym styropianowym bloczku.
Imponujący warzywniak. Ja także siedzę w grządkach, bo po wyjedzie, owszem, widzę jak bardzo porosły warzywa, ale chwasty jeszcze bardziej. I uznaję tylko ręczne ich usuwanie, w warzywniku i ogródku żadnej chemii nie stosuję.
OdpowiedzUsuńJa też bez chemii. Za dużo jej wszędzie.
UsuńPrecioso reportaje, me ha gustado mucho tu blog. Saludos desde el norte de España.
OdpowiedzUsuńI can only answer in English. Thanks for visit and greetings from Izery Hills.
Usuń