Jakoś jednak, nawet nie w ostatniej chwili, pojawiła się potrzeba wykonania ruchów w celu stworzenia właściwego nastroju. Latający wymarudził swoją choinkę - pojechaliśmy, wybraliśmy nawet szybko, kupiliśmy i wróciliśmy. Idąc za ciosem, zaraz ją rozpakowaliśmy z ciasnego ubranka, nie czekając jak co roku do tej pory na dzień Wigilii z ubieraniem drzewka. Były oczywiście narzekania, że mała, że chuda.
Zapowiedziałam Latającemu, że skoro sam chciał, to niech sam ją ubiera. A on jak zaczął ubierać, to mu się w głowie zaczęło kręcić i mdleć chciał. No wiecie co, osłabnąć od ubierania drzewka bożonarodzeniowego - takiej jednostki chorobowej jeszcze nie było. Ale już jest. Tylko stosownej nazwy łacińskiej brakuje, a ja łaciną nie władam.
365 bombków najróżniejszych |
i co roku więcej zwierzaczków wokół szopki |
No więc ubrać musiałam ją ja. A jak ja ubieram, to nie ma, że drzewko małe, wszystkie bombki trzeba upchnąć. No prawie. Śmieliśmy się, że nasza choinka pewnie ma na sobie 365 ozdób. Dla każdego dnia Nowego Roku jedną.
I zwierzę się Wam, czytacze drodzy, że świętowanie we dwójkę mnie się podoba. Nie ma ciśnienia, że już, że teraz, że to i to i tamto być musi. Więc nie musiało. Teraz tylko zapamiętać to uczucie swobody i przypomnieć sobie za rok, gdy znowu będziemy w większej grupie.
wyszło 48 sztuk |
Okazało się nawet, że umiem zrobić barszcz i pierogi z kapustą i grzybami. Latający twierdzi, że wyszły lepiej, niż mojej Mamie, komplement wbił mię w dumę wielką, bo Mamusi naprawdę dobrze wychodzą te dania.
Poza tym, stwierdziliśmy, że skoro kościół takie różne nieładne zachowania ma ostatnio, to nie zamierzamy go wspomagać kupowaniem opłatka. Wróciliśmy więc do tradycji wczesnochrześcijańskiej i od tej pory będziemy się łamać chlebem. Ortodoksami katolickimi nigdy nie byliśmy, a Pan Bóg się nie obrazi. Wiem to na pewno.
wiatr okrutnie sponiewierał nasz wieniec, więc po reanimacji zdobi teraz pokój, a nie taras |
Pierwszy dzień Świąt przyszedł pobielony śniegiem. Pięknie było. Cisza taka o poranku, jakby nikogo nie było na świecie. Ani samochodu, ani człowieka na ulicy, ani żadnego dymu z komina. Dzień po tym, jak nastąpił koniec świata. Trochę straszno, ale jednak przepięknie.
A że zapowiedzieli parodniowe minusowe temperatury po opadach śniegu, to dzień pierwszy Świąt wyznaczyliśmy na odrobaczanie naszego końskiego stada.
Po niespiesznym śniadaniu zamknęliśmy stajnię, żeby tam kopytne nie wlazły. Oczyściłam z końskiego g. klepisko pod zadaszeniem z tyłu. Zadałam siana po raz pierwszy w tym sezonie, życząc łakomym paszczom "Wesołych Świąt". Niech i one też coś mają z tych Świąt. Kiedy konie żarły na dworze, przepychając się i kopiąc jak to one, my w biegalni rozścieliliśmy nową warstwę słomy.
A jak już zżarły i polazły dalej na pastwisko, wróciliśmy z flaszką środka odrobaczającego, dwiema strzykawkami, i już można było zaczynać.
Najpierw w stajni napełnić dwie strzykawki odpowiednią dawką medykamentu, odpychając nachalnego kota, potem wyjść na dwór, założyć koniu kantar, zdać uwiąz w silne ręce Latającego, zasłonić koniu oczko od strony strzykawki ( bez igły, bez igły ) i wcisnąć zawartość do pyszczydła. Czynności powtarzać, aż ostatni koń zostanie odrobaczony.
Ostatni koń, jednakowoż, wykazał się niesubordynacją i pobrał tylko pół dawki, a następnie wyrwał się Latającemu i oddalił w kierunku przeciwnym do właściwego.
Złapałam, uspokoiłam, odpięłam sznurek od kantara, żeby sobie krzywdy nie zrobił, następnie pamiętając nasze traumatyczne doświadczenia z szaloną klaczą o imieniu Malina, nastrzyknęłam resztką dawki dwa kawałki suchego chleba. Weszły gładko i bez stresu.
Latający pultał się oczywiście, że co to koń taki nie wytrenowany ( Agniecha - twoja wina, twoja wina, twoja bardzo wielka wina ), nie dał sobie wytłumaczyć, że u niej to był pierwszy raz, i ma prawo, a właściwy trening posłuszeństwa jeszcze przed nią. Nie i nie, ja zła koniowłaścicielka jestem i już.
Ale tak czy siak, stado odrobaczone, a Latający się teraz relaksuje kulinarnie, przyrządzając na wieczór bażanta w grzybach. Będziemy się lukullusowo obżerać.
Życząc wszystkim samych przyjemności w drugim dniu świątecznym, idę sprawdzić, czy ziemniaczki się ugotowały.
Już się miałam wylogowywać..
OdpowiedzUsuńPowiększyłam zdjęcia,szopka imponująca,choinka i wieniec takoż.No, w pierogach też jesteś lepsza.
Raz,jako nastolatka dzieliłam się chlebem z kolegami w Wigilię.Teraz wspieram Caritas,kupuję świece i opłatek.
A bażant skąd? U mnie się przechadzają na pobliskim polu,ale nie upolowałam;)
Natomiast na kolację chętnie zjadłam serek waniliowy.Pewnie jutro na śniadanie będzie jajecznica.
Niezła gimnastyka z końmi.
Zatem miłego ucztowania!
Bażant był zaskoczeniem i dla mnie - znalazłam go w zamrażarce w Lidlu. Wg. opakowania był z Anglii. I miał ostrzeżenie, że może zawierać śrut. Jaki ten świat dziwny.
UsuńW koncu trzeba sie poddac nastrojowi, chyba tak nam zapisane zostalo w geneach, bronimy sie, wierzgamy a w koncu poddajemy i ta choinka staje i trzeba ja ozdobic i ma byc ladna i ma sie swiecic i z tego nieudanego buntu nic nie zostaje i jestesmy zadowoleni..eh..Ja zawsze witam z niezadowoeniem pierwsze objawy bozonarodzeniowe w skleach, coraz wczesniejsze, a potem wyjazuje sie calkowitym brakiem konsekwencji i sie zaczyna.,
OdpowiedzUsuńLadna choineczka, ladna szopka, pierozki takie idealnie ulepione, no i stalo sie co mialo sie stac. Obchodzimy swieta i już.
Dobrze sie Ciebie czyta,
swietujecie wiec i badzcie zdrowi.
Chyba zawsze mieliśmy choinkę. Z resztą tradycji różnie bywało.
UsuńWidzisz, corona oszczędziła przynajmniej mi tego wiecznego kolędowania i dzinglbelsowania od listopada w sklepach i wszędzie - nie bywam nigdzie.
"pierogi idealnie ulepione" - powieszę sobie ten cytat na lodówce i za każdym razem jak będzie mi się wydawało że czegoś nie potrafię, to sobie przeczytam dla przypomnienia, że mogę.
Wy też bądźcie zdrowi.
Ta koroneczka-falbaneczka lepiaca pierogi to mistrzostwo swiata, nie moge sie tych zawiajasow nauczyc...
UsuńMnie babcia nauczyła we wczesnym dzieciństwie, może dlatego mi to tak bezwysiłkowo wychodzi. Uważam, że to wcale nie jest trudne. Raz zobaczysz i umiesz.
UsuńTak jak niektórym kobietkom szydełkowanie lub machanie drutami podczas oglądania telewizora przychodzi bez trudu. Dla mnie kompletna magia.
Moja mama robila takie falbanki na pierogach, ja tez potrafie, tylko nie moge bo mam ciut za dlugie paznokcie:))) i jak chce zrobic falbanke to dziurawie brzuch pieroga. W zwiazku z powyzszym moje sa bez falbanek, ale tez nie robie ich na swieta wiec moga wygladac jak wygladaja.
UsuńFakt, z długimi paznokciami się nie da. Ale na pewno przydają się do innych czynności.
UsuńBardzo pięknie świątecznie, tak znienacka😄😄. Rozczulił mnie sposób zdobywania bażanta, taki niecodzienny. Niby nie powinien, w końcu mięso z rekina też kiedyś w Lidlu widziałam, raz-ale było. Rzadko bywam, może bażant częstszy.
OdpowiedzUsuńMiłego świętowania więc. I zdrowia oczywiście.
Romana, ale Ty nie chcesz, żebym strzelała z dubeltówki śrutem w bażanta? Nie trafiłabym w bażanta, śrut leżałby rozsypany wszędzie ewentualnie wbity w drzewa i ziemię, a ołów jest szkodliwy dla środowiska. Już lepiej znaleźć w Lidlu, w tajemniczej, ukrytej w dziwnym kącie zamrażarce.
UsuńTobie też - zwłaszcza zdrowia.
Nie chcę byś strzelała z dubeltówki. Jestem jednak dziecko miasta i wolalabym by bażancie mięso, każde inne mięso cieszyło się światem bez konieczności zabijania by przeżyć. Ale świat ma konstrukcję nie liczącą się zupełnie z moimi chceniami (ba, on jest na idei polowania zbudowany, taki podluch), więc drobna łaska, że bażant był w Lidlu. U mnie ciut świątecznej, białe robi zadymę osadzając się wyłącznie na sztucznych powierzchniach, inne go nie przyjmują jak na razie. Świętujmy więc😄
UsuńDarwin wychodzi z mody. On zresztą po prostu ignorował fakty, które nie pasowały mu do teorii walki o byt. Współpraca międzygatunkowa coraz bardziej wychodzi z cienia, jakoż postrzeganie większych całości i rozumienie, że nikt nie jest sam.
UsuńCzekam na książkę Suzanne Simard "Finding the Mother Tree", która wyjdzie w maju.
No popatrz, wytworzyłaś nastrój :)
OdpowiedzUsuńChoinka taka jak trzeba, ma mieć duuużo bombków. Smutne są choinki eleganckie,symetryczne, monochromatyczne. Twój chłop to dość przebiegły jest. Mój jak chce pomanipulować, to mówi: kochanie, ty to zrobisz najlepiej, zawsze ci się udaje, masz do tego rękę, oko...Czasem łaskawie pozwalam się nabrać. A z końmi to faktycznie trudno. Ja wczoraj odrobaczałam najnowszego kota, bo glizdy z nim przyszły do domu. Ale to prosto: łapiesz kota, owijasz ręczniczkiem i strzykaweczką cyk, cyk. Gabaryt inny :)
Jeśli zaś chodzi o "twoja wina", to u mnie zawsze tak jest, gdy gdzieś jedziemy, a GPS szwankuje. Moja wina, bo wybrałam czort wie jakie miejsce do zwiedzania ;) Oni to majo w genach.
Więc wszystkiego Dobrego WAm, zdrowia, zdrowia, optymizmu i znów zdrowia ;)
Ania, rozśmieszyłaś mnie! Wyobraziłam sobie gabaryty ręcznika w który razem zawijamy konia na pastwisku.
OdpowiedzUsuńMoja wina w terenie była, dopóki używaliśmy map papierowych. Teraz da się zwalić na bezduszny komputer.
Dzięki i nawzajem!
Ale fajnie, że przyszedł Wam ten nastrój.To taki mały cud, bo cudem przecież zdaje sie coś, co przychodzi nagle i zmienia wszystko, gdy już sie w to nie wierzyło.No i ten śnieg! Poezja i kolejny, mały ale jakże ważny cud - w sam raz na świeta!
OdpowiedzUsuńOby więcej takich cudów dla Was i dla nas wszystkich miał w zanadrzu nadchodzący czas!:-)
I dla Was!
UsuńTrochę się spóźniłam z świąteczną wizytą. Jestem w domu sama, nie musiałam, ale jednak świąteczny nastrój się udzielił, choinki wprawdzie od lat nie mam (najwyżej miniaturkę) ale stroiki są.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba szopka z konikami i zwierzątkami. Pomysł na świąteczne odrobaczanie stada też.
Bażanta nigdy nie jadłam, może trzeba "zapolować" w Lidlu?
Takich ładnych pierogów nie umiem ulepić.
Przyjemnego świętowania.
Bażant wyszedł bardzo smacznie. Taki mały ptaszek a starczył na wczoraj i jeszcze na dzisiaj. Przyjemnego świętowania ostatnich chwil świątecznych.
UsuńCzyli wbrew wszelkim obawom i nastrój i choinka się pojawiły. Jednak te święta mają swoją moc 😉 Najważniejsze, że wszystko tak spokojnie bez żadnego przymusu i tak chyba powinno być. Pozdrawiam wciąż jeszcze świątecznie 😊
OdpowiedzUsuńI nawzajem!
UsuńNo i jak sie okazało śnięta z zaskoczenia sa tak samo świąteczne ( jak nie bardziej ) niż te pracowicie szykowane. Boziu z a chlebek się nie obrazi, bażanta pożrecie, konie pozbędą się pasożytów. Czego więcej chcieć? Młą wie czego - 366 zabaweczki na chujinkę! A Latający niesłusznie się do dżefka przypindalał - teraz są modne nie za gęste bo lepiej na nich zabawki wyglądają. Nawet określa się jej jako chujinki old time czy jakoś tak.
OdpowiedzUsuńNo proszę, jak zwykle nie wiem, że wyprzedzam modę.;-D
UsuńAch jakie piękne drzewko i szopka oraz My także doceniamy święta dwuosobowe. BARDZO. i ten lzzz, że dziś spaliśmy do 11ej. ha. Pięknego świętowania Aga.
OdpowiedzUsuńNawzajem, dobrzy ludzie.
UsuńZamiast bażanta szykuję dziś na obiad potrawkę z resztek z wczorajszego stołu- też będzie wykwintna ;). I tak se myślę, że odrobaczanie kotów jest jednak trochę łatwiejsze ;)))
OdpowiedzUsuńMiłego czasu poświątecznego!
Dziś na obiad i u nas były resztki ze wczoraj - Święta "no waste".
UsuńO tak - i Wam też miłych chwil.
A może kocio też chciał strzyknięcia w paszczę:-) tak sobie przypomniałam odrobaczanie naszego Gucia, kota, zawsze problemy; więc w końcu rozgniotłam tabletkę na proszek, unurzałam z masłem i wkleiłam w jego sierść, w miejsca, gdzie łatwi dosięgnie; kocio czyścioszek, wylizywał do czysta, razem ze środkiem:-) u nas światełka na choince wysiadły zaraz po wigilii; zazdroszczę takich świąt we dwójkę, u nas cztery pokolenia:-) dobrego w Nowym; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZapamiętam ten wyjątkowo podstępny pomysł z masłem.
UsuńNasze światełka wchodzą też w fazę schyłkową, mrygają coraz rzadziej, myślę, że za rok zamienimy je na jakieś nowsze.
Muszę powiedzieć, że naprawdę mi się podobały Święta we dwoje.
I nawzajem, lepszego Nowego Roku!