Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

niedziela, 24 czerwca 2018

Rozwiązanie zagadki.

Od paru lat jeździmy sobie co roku z częścią rodziny od strony Mamy ( razem osób cztery ) w podróż sentymentalną na południowy wschód Polski. Mamy mianowicie parę grobów rodzinnych w Dubiecku koło Przemyśla.
Oprócz tego, parę domów w których pomieszkiwała przed, w czasie, i po wojnie liczna wtedy rodzina mojej Mamy.
Oprócz tego jest Wujek, skarbnica pamięci i wspomnień, przewodnik i komentator, siłą napędowa każdego wyjazdu. Znam go dopiero od paru lat i żałuję, że nie dłużej. Człowiek ten obdarzony jest fenomenalną pamięcią, a do pamiętania ma dość dużo, bo urodził się w 1934 roku. Chciałabym mieć taki łeb, kiedy osiągnę jego wiek. Raczej niemożliwe, bo moja pamięć od zawsze była dobra, ale krótka, jak mówi znane powiedzenie Smerfów. Ale przecież trzeba mieć marzenia.

A ponieważ gdybyśmy mieli jeździć w te same miejsca, tą samą drogą, to byłoby nudno, to trasa co roku jest trochę inna.
Tym razem z autostrady zjechaliśmy w okolicach Brzeska, dopędziliśmy do Krynicy, tam mała przerwa na zwiedzanie, picie wody mineralnej o cudownych zdrowotnych właściwościach ( fuuuu- ohyda ) a potem dalej, bo na nocleg w Beskidzie Niskim, w Stadninie Konie Huculskich też trzeba było dojechać.
Radosna nawigacja prowadziła nas przez malutkie drogi ledwie pokryte asfaltem ( myślę sobie, że te telefony, programy i inne wynalazki całkiem nieźle muszą już czytać w myślach, skoro telefon Kuzynki Izy poprowadził nas tak piękną, malowniczą trasą. Bo były inne - sprawdziłam sobie na mapie.) Mijaliśmy lasy, łąki pola, drewniane chałupki, kapliczki przydrożne, bociany, traktory, kopki siana. Minęliśmy też całą masę architektury jednorodzinnej współczesnej, która była STRASZNA.
Ale rozważania na temat, dlaczego przeciętny Polak nie ma poczucia smaku i piękna odłóżmy na cykl co najmniej dziesięciu wpisów, gdzieś w dalekiej przyszłości.
No więc Regietów, konie huculskie, okoliczności przyrody, leniwe bociany, nocleg, śniadanie i w drogę.
Ruszamy w Bieszczady. Nawigacja znów wybrała drogi ostatniej kolejności odśnieżania. Jesteśmy przeszczęśliwi. Tylawa, Cisna, Ustrzyki Górne, w końcu lądujemy w Bystrem (małej wiosce na końcu świata) u Klaudii, koleżanki mojej kuzynki.
Starszych bezpiecznie umieszczamy w agroturystyce w Michniowcu nr 11, a Iza i ja wracamy na posiady przy ognisku w ogrodzie pełnym brzóz, trawy, ziół i diabłów. Ognisko, rozmowy, śpiewy, procenty różne ( Agniecha kierowcą, więc imprezowała po trzeźwemu ).
Powrót nocą do agro, poranek z śniadankiem od rolnika ( mają własne krowy więc i mleko masło ser, wszystko świetne ).
Następnie wylot w kierunku na Dynów, Dubiecko, Przemyśl.

Zaliczamy rodzinne pamiątki, zapalamy znicze na cmentarzu, wsuwamy lody w Przemyślu ( o, lodziarnio Fiore, ty nie masz sobie równych! ) i posuwamy statecznie w stronę ostatniego noclegu  w Krasiczynie.
Uskuteczniamy przechadzki po parku pałacowym oraz podziwianie Pałacu z zewnątrz, troszkę pogaduszek i trzeba spać, bo dzień następny to droga powrotna w okolice Wrocławia.
Jeszcze o poranku w sali śniadaniowej ostatnia atrakcja, zupełnie niespodziewana - żywy i prawdziwy Profesor Bralczyk. Były plany by podejść i zagadać, ale w końcu opcja racjonalna zwyciężyła i profesor nawet nie zauważył, że udało mu się uniknąć napastowania w czasie śniadania.

I taka to była wyprawa wyjątkowo udana. Załączam niewielką, subiektywną dokumentację zdjęciową.


W Krynicy to chyba od tej wody magicznej takie rośliny rosną, ewentualnie wcześniej zmiana klimatu się ujawniła niż u nas.

Wyjątkowo spodobała mi się gablotka Koła Wędkarzy Krynica. Jakbym miała taką gablotkę, to też bym prężnie działała. Ale nie mam, a że wyjątkowo dobrze przymocowana była do reszty Krynicy, to poniechałam myśli o kradzieży.

A to Beskid Niski taki spokojny.

W Stadninie Koni Huculskich robili chłopcy porządek w powozowni i wystawili na podwórko cuda różne, ale karawan był zdecydowanie najlepszy. Kiedy umrę, tym mnie powiozą. Jeszcze tylko muszę to jakoś zorganizować.

Tam z tyłu jest bardzo dużo koni. Około 4x więcej niż na zdjęciu, ale gdybym zrobiła zdjęcie całego stada, to nie byłoby widać żadnego zwierza, tylko kropki na tle trawy.

Nie ma wątpliwości, gdzie się znajdujemy.

A gdyby jeszcze były, to teraz już wiemy na pewno.

To są Bieszczady.

A tu Pan Pasterz z Owcami, zdjęcie zrobiono dokładnie naprzeciwko znaku z wilkami.

W Bystrem.

Stary cmentarzyk, też w Bystrem.

Nowoczesność spotyka się z tradycją.

A tu wspięliśmy się na Tatarski Kopiec w Przemyślu i podziwialiśmy widoki.

A równocześnie pszczoły huczały i szalały w lipach.

Krasiczyn w popołudniowym słońcu całkiem, całkiem.

Taki miły torcik z bezą i zawijaskami z bitej śmietany.

Ozdobne zawijaski w blasku zachodzącego słońca.


35 komentarzy:

  1. Oo, pierwsza! ? Widzisz, jak mi zależało na wyjaśnieniu zagadki? Jakam czujna;)?
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam! Przecież wiem, ile Cię to trudu kosztuje.

      Usuń
  2. Spóźniłam sie na zagadkę. Kierunek bym dobrze oznaczyła, ale szczegóły geograficzne to już byłoby za trudne. Piękna to była wycieczka i krajobrazy.
    Spotkania zaś nowoczesności z tradycją nie skomentuje, bo nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się skomentować. Nie był to jedyny taki wytwór niestety, ale jeden z najbardziej dojmujących.

      Usuń
  3. Teraz refleksje ;). Od środka - też bym chciała w tą ostatnią podróż być wieziona tak paradnie..... :).
    Ciekawie jest z tą naszą pamięcią.... Patrzyłam na Twoje zdjęcia-zagadki i miałam poczucie, że przecież wiem, gdzie to jest bo jest w stronach, które znam :). To pierwsze zdjęcie - krzyż, okno, układ drewnianych deseczek.....figurka w ołtarzyku, Chrystus Frasobliwy... wszystko mi przecież znane ! Musi być gdzieś w moich okolicach ;))! ale się nie odzywałam, myśląc: "eeeee, zdaje ci się, co tam wiesz". I taka to ta pamięć, zapisuje nie zawsze konkret tylko ulotną aurę obrazu.
    Miasto Krynicę i wędrówki z niej na wszystkie strony lubię bardzo a woda fuuu.... ;)
    Z Dynowa pochodzi część mojej rodziny.
    Cóż, owce są też dla wilków.
    To, co powoli acz nieuchronnie :( narasta tam wokół, JEST STRASZNE. Najstraszniejsze jest to, że patrząc na piękno tworzy się brzydotę.
    Dobre są takie sentymentalne podróże.
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach ten Chrystus Frasobliwy... Tak piękny i zadumany. Zobaczyłam go z okna samochodu. Ale pojechaliśmy dalej. Na drugi dzień rano, zanim ruszyliśmy we właściwym kierunku, wróciliśmy się do niego. Musiałam go sfotografować. Dookoła kapliczki gęste zarośla poziomek, słodkich i dojrzałych.
      A w sprawie architektury, to po prostu mój rozum nie ogarnia, jak można budować tak okropne i oderwane od własnej tradycji koszmary, mając piękne wzory we własnym obejściu. To chyba świadczy o doprawdy okropnie wielce zaniżonym poczuciu wartości i jednostek, i zbiorowości. Weźmy taką Szwecję. Ludzie tam nowe domy, supernowoczesne budują w nawiązaniu do tradycji. Szanują ojcowiznę w czynach nie w słowach. Da się. A u nas - pierdolą z przeproszeniem, o patriotyzmie i ojczyźnie, a jak trzeba dokonać wyboru, to dom jak pałac chorego psychicznie smerfa, ciuchy z chin, a polityka ze Stalina. Koniec teraz, bo zacznę krzyczeć.

      Usuń
    2. Tak to świadczy o zaniżonym poczuciu wartości.
      Kilkanaście lat temu będąc u kuzynostwa na wsi, spacerując sobie wspólnie po tejże, natknęliśmy się na domek kryty strzechą, stojący przy piaszczystej drodze. Ja na ten widok zakrzyknęłam: O jak w skansenie i zobaczyłam że tym porównaniem zrobiłam ogromną przykrość żonie kuzyna.
      To rodzinna wieś mego taty, jeździłam tam od dziecka, a jako nastolatka zaczęłam stamtąd wywozić relikty przeszłości, które rodzina siostry ojca uważała za bezwartościowe, dla nich te przedmioty nie były piękne, one oznaczały zacofanie, ale ja pamiętam ciotkę prasującą żelazkiem na węgiel, bo prąd to im podciągnęli pod koniec lat sześćdziesiątych.
      Chomąto udało mi się wyżebrać od kuzyna jakieś 10 lat temu, miał ich kilka walających się w szopce, okazało się niedawno, że reszta zgniła, a kierat tenże kuzyn sprzedał na złom, mogłabym jeszcze tak wyliczać ;)

      Usuń
    3. Ludzie najchętniej zapomnieliby, skąd pochodzą, wstydzą się, że są ze wsi, kiedy powinni być dumni. A nie są. Bez wsi przecież nie byłoby miasta.

      Usuń
    4. Ale miasto bardzo często nie chce o tym pamiętać, woli myśleć, że jest samowystarczalne i lepsze od wsioków...

      Usuń
    5. Wsioki raz by się postawili solidarnie, po żniwach na ten przykład nie sprzedawali by zboża do skupu przez miesiąc czy dwa, to od razu by wyszło, kto jest najważniejszy.

      Usuń
    6. Jestem za opcją, że mamy sobie nawzajem sporo do zaoferowania i jesteśmy równie ważni :)))
      Chyba coś zaczyna się zmieniać , bo przez dziesięciolecia mieszkańcy wsi podążali do miast leczyć swoje kompleksy, a teraz coraz więcej ich wraca, a i miastowe ciągną na wieś :)

      Usuń
    7. Cieszę się, że masz pozytywne spojrzenie na sprawę. Przecież ja też jestem takim miastowym (co odkrył wieś jak Kolumb Amerykę,) którego przodkowie byli ze wsi albo małego miasteczka.

      Usuń
  4. ech teraz zapragnęłam pojechać znów i znów i znów ...
    wszystko we mnie łka z tęsknoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ach. Pojedź. Ciekawe czy dalej od Ciebie czy ode mnie. Ode mnie około 750 km.

      Usuń
  5. Ach wspomnienia, Tylawa, Cisna od Rytra po Komańczę przedeptane na własnych nogach na studenckim obozie wędrownym. Tam nadal jest pięknie chociaż na pewno gęściej i namiotu już by nie można było rozbić pod lasem albo koło pola gospodarza.
    Co do architektury też się nie wypowiem bo to co na zdjęciu to by powaliło nawet Mrożka. Jest wystawa na Plantach jego rysunków "Polak według Mrożka", oj aktualna jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna natura, bogata i bujna. U nas takie rośliny, co tam na poboczu drogi rosną, to się nabywa w sklepie ogrodniczym.:-)
    Miło, że dzięki zdjęciom mogłaś sobie powspominać...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za odwiedziny i komentarz na moim blogu.
    Piękne zdjęcia z wycieczek!
    Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej w sprawie Tego co napisałaś u mnie w komentarzu, więc zapraszam do dyskusji ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam więc w skromnych progach tego bloga.
      Odwiedzę Cię jeszcze, z pewnością.

      Usuń
  8. Świat jest jednak maniuni. Moja Mama pochodzi z Pruchnika (najbliższe większe miasto to Jarosław). W Dubiecku, w latach 60, mieszkała jej siostra z rodziną, jej mąż był aptekarzem. Byłam w tych stronach 4 lata temu, toteż od razu wszystko wydało mi się znajome.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz, jeszcze się okaże żeśmy rodzina.:-DDD

      Usuń
    2. Hmmm, wujek aptekarz lubiał kobitki...

      Usuń
    3. W latach 60 to babcia z mamą od lat mieszkały w okolicach pomiędzy Opolem a Częstochową.

      Usuń
  9. Przepieknie!! To takie "moje" klimaty. Jesli jeszcze kiedys pojade do Polski (w co szczerze watpie) to wlasnie chce zwiedzac takie tereny a nie zamki i koscioly czy tez duze miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach i mi sie zabylo;)) mialam napisac, ze my tez unikamy duzych autostrad, to co, ze do Tatka (750 km) jedziemy 8-9 godzin a wielka autostrada mozna 4.5 godz. ale wlasnie widoki, male miasteczka, przydrozne stragany z przepysznymi owocami i warzywami prosto z farm. A na wielkiej autostradzie McDonald i Starbucks, ktorych nie znosimy oboje.

      Usuń
    2. Zawsze możesz sobie pooglądać zdjęcia u mnie, tak jak ja z przyjemnością spoglądam na zdjęcia z Waszych wycieczek w amerykańską przyrodę.

      Usuń
  10. Oooo! To takie moje marzenie odkąd nabyłam przewodnik "Polska egzotyczna".
    Żeby wsiąść w samochód i niespiesznie przejechać sobie wschodnią część kraju z dołu do góry i potem ewentualnie wzdłuż wybrzeża. Może kiedyś się uda - jak znajdę frajera do obsługi mojej kociej agroturystyki i uskładam worek pieniędzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się pospiesz, Pieseczku, bo ta architektura, którą my sobie cenimy, znika rok po roku.

      Usuń
  11. Na Tatarskim kopcu w Przemyślu byłam ostatnio zimą - fantastyczne widoki! A mieszkam 10 km od Dubiecka, wiec byłaś bliziutko, Agnieszko! Wokół piękne tereny Pogórza Dynowskiego, i San nieopodal.
    Pozdrawiam Cie serdecznie, podrózniczko!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wcześniejszych podróży mam w ogródku miętę wyrwaną znad Sanu. To jest moc!

      Usuń
    2. I oczywiście Cię też pozdrawiam, siedząc statecznie w domu.

      Usuń
  12. Jak ja lubię takie wycieczki z nutą sentymentu! Sama planuję swoją, również na południowy wschód;)
    I zgadzam się z Tobą Agniecho w 100%, jak człowiek może tak spaskudzić architekturę? Czasem aż trzeszczy w zębach jadąc przez miasta / wsie... Macham ciepło! :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj bolą oczy konkretnie, kiedy się patrzy na co niektóre architektoniczne wytwory.
      Planuj i jedź. Na pewno będzie fajnie.

      Usuń
    2. Kobieto obdarzona wyjątkowo dobrym smakiem w dziedzinie co najmniej architektury ( obejrzałam dom na Twoim blogu ), teraz rozumiem że trzeszczy Ci w zębach konkretnie i często.

      Usuń
  13. Nie widziałaś przypadkiem, jak Wam machałam na Kopiec Tatarski spod tych gór niebieszczących w oddali? pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam - ale to wina okularów. Trzeba zmienić. :-)

      Usuń