Z dużą przyjemnością zresztą. Jak co roku o tej porze roku ( chociaż w tym roku wcześniej niż rok temu ) zamieniam się w klawisza. Pora odsadzenia źrebiąt od matek nadeszła. Pierwszy wielki stres. Do tej pory życie było takie piękne, proste i przewidywalne. I nagle wszystko się zmieniło. Nie ma MLEKA !!!! Nie ma MAMY!!! Mamę tylko widać ale nie można jej dotknąć. Można, oczywiście, wydzierać się rozpaczliwie, ale ona nie zawsze odpowiada. Nie zawsze też chce się jej przyjść i popatrzeć na córkę/syna. Woli wyjść na pastwisko i wyżerać starą trawę. Albo podrywać Mazura, chociaż on jest tylko wałachem. Więźniowie pozostają w stajni. W tym roku jest ich troje. Każdy więzień ma osobny boks. Ja, jako klawisz, ale dobry klawisz, dokładam siana, przynoszę wodę w wiadrze. Oooo co to jest, czy to się na mnie nie rzuci? Takie są zazwyczaj pierwsze reakcje na wiadro. Potem już piją jakby nigdy nic innego nie robiły. Na początku trzeba bardzo uważać przy karmieniu i pojeniu, bo więźniowie próbują ucieczki. Po paru dniach nie będzie już tego problemu. Zakoduje im się, że z boksu się nie wychodzi, i już można będzie bez kręcenia oczami dookoła głowy, bez zastawiania drzwi swoją mizerną osobą, otwierać i zamykać, wchodzić i wychodzić. Za 3 tygodnie, kiedy otworzę im drzwi od boksu na wolność, nie będą nawet próbowały wychodzić. Trzeba będzie najpierw przełamać niewidzialną granicę. Oczywiście, żeby osłodzić im pobyt w więzieniu, więźniowie są okropnie rozpieszczani - dostają a to kawałek jabłuszka, a to skórkę od chleba. Pobyt w więzieniu z punktu widzenia oprawcy/człowieka, jest bardzo przydatny. Stworzenie wchodzi dzikie, a wychodzi udomowione. Nauczone nakładania i zdejmowania kantara już zupełnie bezstresowo, nauczone początków podawania kopyt, nauczone czesania, szczotkowania, reagowania na własne imię ( to oczywiście tylko odruch Pawłowa; kiedy ja wołam “Mrówka, chodź”, trzymając zanętę w ręku, to głupi by nie przybiegł ). Nauczone, o paradoksie, zaufania do człowieka. W tym roku, jako że dwie z mam były mamami po raz pierwszy, trzeba było kontrolować wymię, co z mlekiem, coby nie było jakiegoś zapalenia wymienia. No, przyznam się, że dojenie kobyły to dla mnie nie pierwszyzna, więc i tym razem zdoiłam nadprodukcję Opresji, a przede wszystkim Mgiełki (wymię osiągnęło wymiar prawie jak u krowy) bez problemu. Malina nie chciała. Co prawda, za pierwszym, a i drugim razem na początku dojenia Mgiełki wyleciał twarożek. Teraz, po dwóch dniach, wymię robi się już miękkie i mniejsze, więc wkrótce laktacja ustanie. Mądrzy twierdzą, że matkę dobrze jest lonżować, to wtedy nadmiar mleka się sam ulewa, ale nasze klacze galopują po pastwisku, więc ci sami mądrzy, popatrzywszy, powiedzieli, że nie ma jednak potrzeby. Natura daje radę. Tak jak być powinno.
|
Więzień Mrówka |
Tutaj Paulina mogłaby kąśliwie zauważyć, że jej chłopaki ( które kupiła ode mnie) nie były wcale tak dobrze wychowane. I miałaby oczywiście rację. Wtedy jeszcze byliśmy mniej profesjonalni. Z dobroci serca odstawialiśmy źrebaki od matek bardzo późno, co sprawiało, że będąc w boksie, były już sporymi dzikimi bydlętami, których można było się bać, i czasem faktycznie, strach było wejść. No a potem my, a i oczywiście nabywca, a zwłaszcza niedoświadczony, miał kłopot z taką niewychowaną dziczyzną.
Kończę, bo zaraz zaczyna się wieczorny więzienny obchód.
Oj, klawisz z Ciebie całą gębą, ale żeby wszyscy więźniowie byli tak niewinni, jak te Twoje bydełka;)) Cudne;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia strażniku wiezienny,
OdpowiedzUsuńpraktyka czyni mistrza.
Jak sie miewa więzień Mrówka ?
Łypie dzikim okiem, ale wciąga siano równo, a wodę zasysa w tempie ekspresowym.
UsuńMoje rzeczywiście półdzikie były, ale, ale to rasa szczególna jest - niezwykle inteligentna i tu pozwolę sobie rzeczywiście nieskromnie z pozycji osoby wiedzącej o czym mówi, zwłaszcza, że sama te dwa ogiery ucywilizowałam:-) Konik polski, niezwykle szybko się uczy i rozumie komendy, w jakim stopniu, nie wiem, ale tego to najmądrzejsi ludzie na świecie nie wiedzą, dlatego są jak psy, takie bardziej ociężałe, ale psy i wiem co mówię bo mam dwa:-))) Byłam rzeczywiście przerażona jak przyjechały, bo najpierw Grzegorz mi mówił: spoko dasz sobie radę, a potem mi proponował, że może je zabrać z powrotem do Agniechy, ale to już wiecie, bo opisywałam. A co mnie zaskoczyło najbardziej, nie wiem czy mam do tego jakiś szczególny talent, jedna koniara powiedziała, że mam wyjątkową intuicję do koni, ale faktem jest, że one się niesamowicie szybko uczą, zwłaszcza jeśli wykorzystamy system hierarchii stadnej, tj. wywalczymy sobie pozycję Alfa, u mnie wszystko od tego się zaczęło, dzięki temu konie mi zaufały i były we mnie wpatrzone, to niesamowite jak po paru miesiącach konie - ogiery, które wtedy ważyły po jakieś 350kg, na pastwisku gdy poczuły zagrożenie przyleciały do mnie ważącej 46kg i stanęły za mną pełne oczekiwania na moją reakcję. To wyjątkowe konie, ludzie którzy udają, że coś wiedzą o tej rasie powtarzają kłamstwa, że to niesamowicie trudne i uparte konie, ciężkie do ułożenia - ja nic nie umiałam, one nic nie umiały, a po miesiącu, na uwiązie na stój i chodź wykonywały bezbłędnie komendy, co prawda nie obyło się bez prób Lisiakowych kopania mnie przednimi nogami, gdy prowadziłam go przy kantarze, ale co to za problemy ułożeniowe są, to nic po prostu - to cudowne mądre zwierzęta i nie maszyny do jazdy, tylko samodzielnie myślące, czujące i reagujące konie, takie jakie sobie wymarzyłam. Agniecha, a pamiętasz jak wszystko z wami tj. z Tobą i Grzegorzem konsultowałam i jak się Was radziłam gdy tzw. specjaliści mnie straszyli, że mi się samej ich ułożyć nie uda, co mi powiedziałaś? Powiedziałaś mi, że za parę miesięcy będę się z tych naszych początków śmiać i tak było - Dziękuję Ci Bardzo za wszystko:-)
OdpowiedzUsuńSamicą alfa jesteś i tyle. U koni klacz rządzi w stadzie, więc wszystko się zgadza. A , ten tego, dziękować nie ma za co, jak można pomóc to trzeba.
UsuńMyślę, że w takim więzieniu, to sporo zwierzaków chciałoby być, a i niejeden człowiek ;-)
OdpowiedzUsuńWszystko jest względne, nasze koniki mają dużo miejsca, a stajnia jest zawsze otwarta na pastwisko,a poza tym całe stado ma jedno wielkie pomieszczenie czyli tzw. biegalnię. Więc u nas boks to raczej pogorszenie warunków. Ale tylko na 3 tygodnie, więc da się przeżyć. No i jabłka i suchy chleb pomagają przetrwać ciężkie czasy.:-)
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisać,że jest nagroda do odebrania na moim blogu - dla strażnika więziennego.
OdpowiedzUsuńZapraszam
Proszę o objaśnienie laika: po co się oddziela źrebaki od matek i nie pozwala im ciamkać cyca? Przecież kobyła to nie krowa, której mleko przez ludzi pożądanym jet. Czy to może chodzi o skrócenie okresu mleczności pani koniowej żeby szybciej następne źrebię wykluła? Życzę ciepełka i krótkiej zimy.
OdpowiedzUsuńW naturze kobyła sama odkopuje źrebię w pewnym momencie a robi to dlatego, że drugie już w brzuchu czeka. Człowiek zazwyczaj ingeruje w naturę i robi inaczej albo podobnie. Zwyczaj mówi, że źrebięta się odsadza w granicach od 6 do 10 miesięcy po urodzeniu. Dlaczego? Bo konia chciałoby się użytkować. A z nieodklejonym źrebięciem trudno galopować po lesie, jechać po drodze publicznej itp. Niebezpiecznie. Dla źrebaka, jego matki, jeźdźca ewentualnie woźnicy oraz wszystkich innych dookoła.
OdpowiedzUsuńAha, no i u koni hodowlanych instynkt nie zawsze się włącza, wtedy trzeba jednak odłaczyć samemu. Bo dwa źrebaki( jeden roczny a drugi malutki) do jednego wymienia to za dużo.
OdpowiedzUsuń