|
Chłopcy z wczoraj zaglądający do domu, a właściwie niuchający, za marchewką i jabłkami;-) |
Chciałoby się rzec, że "zimno i cimno jak cholera", ale czyż to właśnie prawdą nie jest, jakaś szara ta zima mimo śniegu... U mnie szaro więc za oknem i jakoś tak szaro w sercu, do tego wszystkiego potłukłam się przez kota. Któregoś dnia po nocnym paleniu już, wykąpana wchodzę do kuchni i słyszę miaaaałłłłłł żałosne za oknem, patrzę Nowiuśka (bo tak ma na imię), mróz straszny myślę, nic tylko trzeba zabrać tą cholerę i wsadzić do kotłowni, ale żeby mi reszta kotów nie wyszła, to musi być przynęta w postaci jedzenia. Zabrałam więc kocie chrupki i w samych krótkich spodenkach i koszulce, myślę szybko przebiegnę wrzucę kota i wrócę to nie zmarznę. Kota wpuściłam do domu, wzięłam chrupki ze spiżarki, kota pod pachę, zbiegłam po schodach, za zakrętem kotłownia, nagle chrupki na ziemi, Nowiuśka na ziemi drze się strasznie, moja pierwsza myśl - czy chrupki mi się po śniegu nie rozsypały i dociera do mnie powoli, że ja się przewróciłam i leżę na ziemi... Bólu nie czułam, bo zimno, podniosłam się, myślę - nie jest źle nic mnie nie boli, tylko troszkę oszołomiona byłam, kota złapałam, wrzuciłam do kotłowni razem z chrupkami i do domu poszłam, łokieć zdarty, ale nie bolało mnie tak bardzo, położyłam się do łóżka i dopiero w nocy się zaczęło. Po paru godzinach snu obudził mnie straszny ból po stronie na którą, upadlam, ramię i noga strasznie mi dokuczały całą noc, a wszystko przez Nowiuśką!!! Ta Nowiuśka, to jest kot bandyta, który cały czas warczy, jak ją Michałek znalazł w mieście i postanowił przywieźć do domu, to od razu, pierwszego dnia rzuciła się na psa, z taką prędkością kotłowały, że nic nie było widać, po chwili, pies z piskiem odleciał przerażony w jedną stronę, a Nowiuśka z kością wielką w pysku w drugą stronę... To był nie planowany kot i długo jak rozmawialiśmy o kotach i o niej, to dla rozróżnienia mówiliśmy - ta nowa kocica i tak zostało Nowiuśka, bo jak później myśleliśmy o imieniu dla niej, to nic nam nie pasowało. Ta kocia bandytka, wczoraj odebrała zdobyczną słoninkę małemu rudemu kotkowi, kotek tak się starał wszedł na drzewo, strącił słoninkę powieszoną dla sikorek, zszedł z drzewa zabrał się za słoninkę, a tu nowiuśka poniuchała i rzuciła się na kotka, słoninkę oczywiście zabrała i cały wielki pasek zechlała sama, a koteczek się tylko przyglądał, bo cały czas podczas jedzenia warczała strasznie, po prostu kot bandyta!!! Ponieważ zimno jest strasznie, to konie mało ruchu mają, więc je przeganiam po siedlisku jakieś pół godziny dziennie, aby sobie pociekaly, jednocześnie mam pod kontrolą nogi i kopyta, bo jak się ruszają, biegają to wszelkie zaburzenia w ruchu widać od razu, więc odbywa się to tak, że biorę miskę plastikową do góry dnem i uderzam ręką robiąc strasznie dużo hałasu i trochę sobie pokrzyczę przy okazji, a one się płoszą i uciekają, co przystaną, to ja znów w miseczkę i tak ok. pół godziny, mam dzięki temu za jednym zamachem zrobione dwa, bo przy lonży, to bym zamarzła, co jakiś czas jednak je przywołuję, żeby wiedziały, że to tylko tak "na żarty" je straszę i wtedy dostają marchewkę. A propos jeszcze zimna, dziś rano obudziliśmy się w tak strasznym zimnie, że w domu z oddechu szła para, co się okazało, Michałek poszedł do kotłowni, a tu piec pełen, a nawiew nie działa, więc się nie pali:-( już myślał, że wiatrak do wymiany, ale sprawdził przewody i okazało się, że są wypięte, któryś z kotów musiał zawadzić jak wskakiwał, lub zeskakiwał z pieca, bo się koty na rurkach odprowadzających, które są gorące pokładają, odetchnęliśmy, że to nie awaria i koszty kolejne, tylko któreś kocisko, a zapewne Kaktus, który im wyżej tym lepiej... Tak czy inaczęj, ranek mięliśmy chłodny delikatnie mówiąc:-) No i tyle u mnie, czytam sobie i leniuchuję troszkę, bo Michałek na urlopie jest i często za mnie do kotłowni chodzi:-)))
Też mnie uderzyło, że zima w tym roku biała a jednek szara. Ciekawe czemu! Za mało słońca? A może, że taka długa przerwa w śniegu była i organizm się nastawił na wiosnę i teraz zima mu się nie podoba? To pewnie po upadku niebieska jesteś po jednej stronie? Delikatne okłady z Michałka pewnie pomogą.:-)
OdpowiedzUsuńAkurat! on cały czas gra w różne gry do późna...
UsuńNo to jak już skończy grać....
Usuńjak on kończy grać to ja już przysypiam:-(
UsuńNo właśnie. Niby biało, ale wcale nie świetliście. Nic się nie skrzy. Tak szaro albo buro. Pięknie i słonecznie było tydzień temu u nas, choć bardzo mroźno, ale p[rawie cały czas byłam na dworze.
OdpowiedzUsuńMam tak samo z tym wybieganiem na chwilę po kotkę, po psa, po coś. W klapkach na bosych nogach. Nieźle się potłukłaś, ale pewnie okłady z Michałka, jak pisze Agniecha pomogą. Pozdrawiam zimowo
A pamiętacie w zeszłą zimę tzw. diamentowy pył, ja widziałam i nigdy tego nie zapomnę:-)
UsuńU mnie ostatnio był; taki poranek, dobrze, że jakimś cudem czapka leżała koło łóżka, bo za nic bym nie wyszła spod kołdry;)
OdpowiedzUsuńMasz fajne te koniki, ślicznie wyglądają w tym oknie.
Co do wypadku, to masz szczęście, że się nie połamałaś;) A kotka jest bandytka i tyle.
Ja sweter i grube skarpety trzymam przy łóżku...
UsuńKonie zaglądające przez okno to wspaniały widok, godny pozazdroszczenia.
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiego powrotu do zdrowia no i żeby piec nie zawodził.
Przy okazji przypomniała mi się jedna historia kiedy to jeszcze w czasach studenckich moja Aneta wyglądała podobnie - była mocno poobijana po wspaniałym kuligu. Na drugi dzień w związku z okresowym badaniem odwiedziła lekarza, a ten jej się przyglądał jak by była ofiarą pobicia i bała się to ujawnić.
Pozdrawiam, Tomek :)
Ja sobie kiedyś sama oko podbiłam końcówką uwiązu i wszystkim mówiłam, że mnie mąż pobił he he he
Usuńu nas też zimnica. 8 stopni w domu, a kominiarz dopiero jutro będzie.
OdpowiedzUsuńNasza Wiedźma ma podobny charakterek do Waszej kotki, tylko ona raczej pogardziłaby słoniną, czy kością.
Ja pierwszej zimy, czyli trzy lata temu miałam 7 st w salonie, ale na szczęście to się już nie powtórzyło:-)
UsuńIle wy macie kotów??? Pogubiłam się.
OdpowiedzUsuńNiestety bardzo mało:-( bo małe wydałam wszystkie poza jednym - taki był popyt, a dwa mi zaginęły... podejrzewam, że zagryzły je psy latające po polach, bo u mnie koty nie mają gdzie się skryć jak odejdą na jakąś odległość od siedliska, tak podejrzewam. Teraz mam: Nowiuśką, Kaktusa, Małpkę, Sparowka, Charliego i Wiewiórka - małego rudego, czyli jest parę wakatów do obsadzenia:-)
UsuńOdpowiedzi się nie chcą wpisywać, to piszę pod spodem. Paulina, nikt przecież nie uwierzył, że to mąż Ci oko podbił.
OdpowiedzUsuńwiesz co? reakcje były różne, raczej się ludzie tak niepewnie zachowywali, nie byli do końca pewni czy to żart czy nie, a oko wyglądało naprawdę jak podbite pięścią, choć na początku mówiłam prawdę, ale nikt nie wiedział jak wygląda uwiąz i jak masywny jest karabińczyk i uśmiechali się złośliwie, więc pomyślałam, że i tak będą myśleć swoje, więc co mi szkodzi przy tym troszkę się zabawić ich kosztem
UsuńA wolno to tak konia na zmianę straszyć i marchwią wołać? Schizy jakiej nie dostanie? ;)
OdpowiedzUsuńkoniki są bardzo mądre i rozróżniają zabawę, świadczy o tym to, że podczas tego przeganiania siebie też nawzajem podgryzają po tylnych nogach i tyłkach, poza tym my się barzo dobrze znamy, bo ze sobą już prawie dwa lata mieszkamy, a ta marchewka to raczej element ćwiczeń jest, aby w każdej sytuacji przychodziły na wołanie i tym bardziej rozumiały, że to są wygłupy, ale kidy powiem, zawołam to natychmiast trzeba przerwać i do mnie przyjść, bo to się opłaca-jest marchewka:-)
UsuńDiamentowy pył piękny był w zeszłym roku, oj piękny...
OdpowiedzUsuńU nas w sypialni koza stoi, więc jak już mi bardzo zimno rano, to wyłażę z łóżka i szybko w kozie rozpalam, zaraz wtedy robi się ciepło.
Na warczącą kotkę wystarczyć powinno jednokrotne konkretne huknięcie (krzyk znaczy) w momencie warkotu, powinna zapamiętac, że to się nie opłaca.
Naszemu Miśkowi raz jeden konkretnie kota pogoniłam, jak próbował warczeć - więcej już nie warczał. ;)