Długo mnie nie było, gdyż chorowałam i tak jakoś zleciało dużo czasu. Zacznę może od tego, że mój uroczy ogródek został zdewastowany doszczętnie, nie miałam siły pilnować wszystkiego i moje zwierzęta robiły co chciały, a tu rośnie jak na drożdżach kolejna partia szkodników trudnych do opanowania, otworzyły już jakiś czas temu oczka i próbują wyłazić z koszyka. Ja zapomniałam wcześniej opisać niesamowitych rzeczy, które się działy w związku z tymi kotami i Zoe. Otóż bardzo się bałam aby nasza nowa suczka tak cięta na wszystko co obce nie pożarła nowych kotków (sama była w ciąży, ale dostała hormony na poronienie:(( ), tak więc wpuściłam ją do kotków aby sprawdzić reakcję, a ona uszka położyła i zaczęła piszczeć strasznie, nie dawała się wyprowadzić z domu, kocica z początku czujna przestała na nią zwracać uwagę gdy sama została wylizana okrutnie. Ponieważ robiła straszne histerie przy wyprowadzaniu z domu, to postanowiliśmy ją zostawić z kociętami na noc i to był nasz straszny błąd, koty w nocy zaczęły płakać i ona kierowana troską i silnym instynktem weszła do nich do koszyka i prawie ich nie zmiażdżyła. Obudził nas pisk i wpadliśmy do przedpokoju przerażeni, a ona nie dawała się wyciągnąć z tego koszyka, kocica wynurzyła się spod niej strasznie zmaltretowana i zdezorientowana, w końcu jakoś sobie z nią poradziliśmy a kotom nic się nie stało na szczęście. Zoe poszła na noc na podwórze do Arrowka, ale to nie koniec, dwie noce przewyła, aby ją wpuścić do kociąt nie dając nam spać, już mieliśmy ulec, ale trzeciej nocy odpuściła, te dwie nieprzespane noce strasznie nas wykończyły. Teraz się zastanawiamy czy nie dać jej raz urodzić małych po Arrowku, dwa byśmy mogli sobie zostawić, tylko co z resztą... a jak będzie miała osiem...
Kończąc koci wątek muszę jeszcze wspomnieć, że Zoe strasznie tępiła kocicę przed porodem, aż baliśmy się aby nie zrobiła małym krzywdy, bo łapała ją za brzuch najczęściej, a kocica nie miała już siły uciekać, na tydzień przed porodem wzięliśmy ją do domu, ale i tak się bałam czy czegoś jej nie zrobiła.
|
Narzekałam,że koty plują na okna, ale to co robi z oknami Lisiak przechodzi wszelkie pojęcie. Na zdjęciu uratowana nikczemna resztka zielonego groszku, który w napadzie szału Zoe zdeptała prawie całkowicie i to na moich oczach! |
|
Jutro zbieram już wiśnie , a mam ich sporo, tylko co zrobić w tym roku... |
|
Zoe strasznie zaczepia i obszczekuje konie, irytujące musi być dla niej strasznie to, że one ją po prostu bezczelnie lekceważą, nawet gdy łapie je za tylne nóżki, to tylko strzepują ją jak namolną muchę, nie boją się dużych psów wcale, natomiast małych nie tolerują wręcz nie cierpią od razu próbują je zadeptać |
|
Wspomnienie wspomnianego ogródka... |
|
To co porobiły psy, to już nie są dołki - to są kratery! |
|
Otwarte oczy i to takie, które już widzą i są ciekawe świata |
Teraz zdjęcia
Paulina, jakże u Ciebie, pomimo zniszczeń, jest porządnie! Podejrzewam Cię, że obornik swoich koni od razu zbierasz z trawy. Jakie ładne wiśnie - u nas jeszcze nie ma - tylko w sklepie. Natomiast czereśnie obrodziły, i robiłam dżem i konfitury. Wiedźmy z KW pomogły mi z przepisami na przetwory...Bo ja w tym temacie zielona.
OdpowiedzUsuńU nas wiśnie tuż tuż:-))) I tylko zadaję sobie pytanie kto wygra w tym roku - my, czy szpaki. W zeszłym roku ja byłam górą, ale dwa lata temu przechytrzyły mnie małe dranie! Z Zoe macie niezłe kongo, jak widzę. A może pomyślisz o sterylce? Powinno ją to ładnie wyciszyć.
OdpowiedzUsuńUściski
A.
PS. Kociaki - cud, miód i cymesik:-)))
Wisnie - na wisniowke!
OdpowiedzUsuńLadnie Ci towarzystwo narozrabialo, u mnie tez sie dzieje, oj dzieje!... Cztery kocieta zaczynaja dokazywac, kurom musialam podciac lotki bo wskakiwaly na dach stajni, kozy staraja sie broic jak tylko moga a ja sobie jeszcze wymyslilam owieczke...albo alpake (ale one horrendalnie drogie sa) bo mi malo roboty... ;)))
Buziaki!!!
Wiśnie zrób jak powidła śliwkowe, to najprościej. Wrzucasz do gara, smażysz BEZ NICZEGO, w międzyczasie zbierasz nadmiar soku i robisz z niego w drugim garze syrop na zimę. Jak wiśnie będą miały konsystencję dżemu to dosładzasz do smaku, króciutko dobrze podgrzewasz i ładujesz w słoiki, póki gorące. Odwracasz do góry nogami i zrobione!
OdpowiedzUsuńMasz piękny stół, krzesła, obrus i tę lampę stojącą na stole! Gdzie ją kupiłas, ja też chcę taką, buuuu!!!
Suka się rolą matki przejęła i juz :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiego widoku końskiego za oknem, a i wymazanych w taki sposób szyb! U nas trochę spokojniej, aczkolwiek jakieś animozje miedzy Rudą a Garipem powstają i młodzieniec zaczyna swoja ciotkę ostro ustawiać. Pogoda ciepło- deszczowa wiec wszystko szybko rośnie- przerwa nawet 2-3 dniowa i ogrodu poznać nie sposób...Zarasta zielonym życiem, że hej. No i ślimole zaczynają oblężenie...
pozdrówki cieplutkie!