Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

sobota, 20 marca 2021

Marudne narzekania.

To chyba będzie post wyjątkowo i wyłącznie narzekający.

Staram się ogólnie nie marudzić, zazwyczaj robię dobrą minę do złej gry i tak sobie udaję przed sobą i innymi, że wszystko jest w porządku.

Jednakowoż, nie jest.


Ciężko mi, bo.

Źrebak urodził się i umarł. Racjonalne słowa weterynarki, że nawet gdybyśmy byli przy porodzie, to i tak raczej nie uratowalibyśmy, pomagają, ale tylko trochę. Przykro, smutno. Koń był smutny też, teraz już za bardzo nie widać. Już nie rży, nie biega,  nie szuka…

Pierwszy raz w ponad 10-letniej historii naszego stada się zdarzyło takie nieszczęście. Do tej pory zawsze było bezproblemowo. I oby to był taki jeden jedyny wyjątek.


Ciężko mi, bo.

Pies coraz starszy. Coraz trudniej jej chodzić, coraz więcej trzeba jej pomagać. Coraz więcej miejsca zajmuje w życiu fizjologia. Taka podstawowa. Sikanie i kupkanie. Do łózka, na dywan, na wycieraczkę. Bo nie może sama wstać. 

Co dwie godziny na dwór, na siku. Nie chce. Bo chodzić ciężko. Ale trzeba, bo inaczej  zsika się w domu.

Apetyt na szczęście jeszcze dopisuje.


Ciężko mi, bo.

Latający ze swoją chorobą. Też nie zawsze wesoło.

I pieprzony niewidzialny wirus. I strach, że złapię, przekażę Latającemu, a on się nie obroni.

Strach przy robieniu zakupów, wychodzeniu z domu, spotykaniu ludzi…

Zwinęłabym się w kłębek a tu się nie da.


No i jeszcze telefon z komputerem się pokłócili i nie mogę zdjęć z komórki wrzucić do komputera, czyli i na bloga.

Jest metoda okrężna - wysyłam zdjęcia Whatsappem do Inkwi, a ona mi mailem. Śmiesznie. Ale działa, tylko nie zrzucę sobie od razu 50 zdjęć w ten sposób. Po kawałku.


No i internet się rwie. Dlaczego, tego nie wie nikt…


No i bolą mnie różne części ciała. Ciekawe, czy istnieje jednostka chorobowa ortopedyczna “zespół nadgarstka i łokcia stajennego”? Oraz kolana i krzyża?

No i być może, mamy koronę w rodzinie. Bliskiej, ale w kilometrach odległej.


Wiosna mnie średnio cieszy, jak na razie, tym bardziej, że dużo śniegu i mróz co nocy.


Wymarudziwszy się nieco - gdybym chciała, lista przyczyn do jęczenia byłaby dużo dłuższa, zauważę, że jednak kocie i końskie pieszczotki lekko pomagają.


I że jest też mnóstwo pozytywnych spraw, akcji i sytuacji, ale nie pasują do marudnego posta, to se odpuszczę.



czuwanie nad zmarłym źrebakiem


52 komentarze:

  1. W samoobronie przed oczubieniem czlowiek usiluje zyc normalnie, udaje, ze wszystko jest w porzadku, choc nie jest, a zycie pozostawia wiele do zyczenia. Przychodzi jednak dzien, kiedy sie ulewa, kiedy juz nie mozna wytrzymac. Czasem pomaga placz, takie wyszlochanie z siebie duszy, a czasem lepiej ponarzekac komus do ucha. Po to jestesmy, zeby wysluchac, przytulic i nawet nie pocieszac, bo co tu gadac, sytuacja nie jest wesola. Ale byc, wiec jestem, przytulam wirtualnie i oferuje pomoc. Gdybys potrzebowala...
    Szkoda konisia, kazda smierc bardzo boli, kazda starosc istot pod nasza opieka, ta bezsilnosc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyryczenie się rzeczywiście trochę pomogło. Muszę się porządnie wyspać, to też dobrze robi na głowę. Dzięki za wsparcie.

      Usuń
  2. Ponarzekać nienarzekającemu wolno. Niełatwo jest, że tak rzucę sloganem bez wyliczania szczegółowego Twoich powodów. Są, i nie są błahymi powodami. Jest jak jest, nie przeskoczymy poważnych problemów, nie uciekniemy, więc co jakiś czas przytłaczają, nawet Supermen miewał doły. Też se odpuszczę przypominanie że istnieją pozytywy, ważne że są i że o nich wiesz i pamiętasz. Są. I nie jesteś malutka, w żadnym wypadku, Superwomen, to już bardziej pasuje. Rób co możesz by sobie te bóle cielesne przegonić, one mogą być częściową przyczyną i skutkiem ogólnego doła. Rób co możesz, by psychicznie siebie wzmocnić. Jesteś warta starań, tu nie mam wątpliwości. Kciuki trzymam także za Ciebie, rzucam do doła drabinkę, może być w motyle. Mata do jogi, tratwa ratunkowa. Coś jeszcze może znajdziesz by się nie dać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pranamata tratwą ratunkową. Ostatnio nie mam siły na jogę. Dzięki.

      Usuń
  3. Nie da się zawsze tryskać dobrym humorem, pocieszać i rozśmieszać innych w duszy tymczasem mając smutek, bezradnosć i ból.Trzeba sie czasem na te przykre odczucia otworzyć, dać im wyjść na zewnątrz a choćby poprzez to doznać ulgi.Bo nic, co ludzkie nie jest ani Tobie Agniecho ani czytającym Twe słowa obce.I Każdy tak ma, że raz na wozie, raz pod wozem.I nad mało czym mamy kontrolę. Trudno sie z tym pogodzić, ale nie ma innego wyjścia.
    Szkoda Twej starej psinki - też boję sie starości u moich piesków, zwłaszcza najstarszej z całej czeredy Zuzi. A do tego juz pewnie całkiem blisko.
    I szkoda źrebaczka. Pamietam jak nam sie urodziło martwe koźlątko. I rozpacz kozy nad tym biednym, jeszcze ciepłym ciałkiem. Na szczęście zwierzęta szybko zapominają. Z nami ludźmi jest troche gorzej pod tym względem, ale w końcu przychodzą nowe sprawy i myśli i odciagają uwagę od tego, co boli.
    I wiesz co? Trzeba starac sie pamiętać, że większość naszych złych przeczuć i lęków tkwi tylko w naszej głowie. Nie spełni się. Nie dotknie, jeśli nie damy im przystępu. A jesli nawet cos nas dotknie, to może okazać sie nie tak straszne, jak sie obawialiśmy. Że jesteśmy silni, silniejsi niż o sobie mysleliśmy.Że sobie radzimy.
    A w ogóle to w końcu pojawia sie słonce i rozpędza chmury. Te na niebie i te w nas.Niechże nam świeci i zsyła pociechę, nadzieję, uśmiech - choćby przez łzy!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dodaję Ci ducha u Ciebie, a Ty pocieszasz mnie u mnie. Taka wymiana dobrej energii. Bo chociaż czasem człowiek nie jest w stanie pomóc sobie, to innego pocieszać nadal może. Masz rację z lękami w głowie i martwieniem się na zapas. To jest niepotrzebne, ale trudne do wyplewienia z psychiki. Dzięki, blogowa koleżanko.

      Usuń
  4. To rzeczywiście smutne...
    A to zdjęcie tak wiele mówi.
    Ale słońce przecież wschodzi każdego dnia.
    Najserdeczniej Cię pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś dzień taki ponury, jakby wcale nie wzeszło. Śnieg, deszcz i błoto. Ale za parę dni ma być już ciepło i słonecznie. Dzięki za miłe słowa.

      Usuń
  5. I ja przytulam. Nic mądrego nie napiszę, ale wiesz przecież... ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdeczne myśli ślem Agniecha.

    OdpowiedzUsuń
  7. To się nazywa spuszczeniem ciśnienia. Dużo się nazbierało. Konik opłakany, mam wrażenie że sprawa absolutnie od Cię niezależna, ot, zdarzenie losowe. Piesa - jest w wieku pampersowym, robisz co możesz i jesteś tym zmęczona. Kiedy ona będzie to da Ci znać, na razie cieszy się życiem ( podżera ) i robi za stetryczałą psią damę. Latający - mieszkacie na tzw. odludziu i to jest jakąś tam gwarancją mniejszej możliwości podłapania złego. Co do choróbska podstawowego to górki dołki są wpisane w przebieg, najważniejsze aby do przodu. Komputer i net to złośliwe gady, odpocząć i przygrozić. Jak nie da rady myśleć co by tu. Nie wiem nic o "zespole stajennego", mła zna natomiast "zespół zmęczenia pozimowego". Myślę że masz objawy onego a ogólna dupanda ( kolejny lockdown który nas przed niczym nie ocali a co najwyżej skomplikuje wszystkim życie ) daje Ci jeszcze kopa w psychikę ( jakby mało problemów było ). Najlepszym lekarstwem na zmęczenie jest odpoczynek. Odpocznij sobie kiedy tylko Ci się uda, dopieść człowieka w sobie. I się czymaj, przesyłamy prundy i fluidy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Latający też mi zalecił odpoczynek. W zw. z tym właśnie kładę się spać. Dzięki za mądre słowa.

      Usuń
  8. bardzo mi przykro, z powodu psa i źrebięcia ... bardzo. strach współodczuwam z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko wrażliwi, odpowiedzialni ludzie się boją o innych zwłaszcza.Myślę, że strach o naszych rodziców, dzieci, partnerów, zwierzęta jest nawet większy niż o nas samych. Odpoczywaj. Przytulam

      Usuń
    2. O siebie się nie boję, nie wiedzieć czemu. Ja też przytulam.

      Usuń
  9. Smutno, przytulam Agniecho, i piesia bym wyprzytulała i mamę konisiową, straszne doświadczenie ją spotkało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klacz zwana Dirką chyba już zapomniała, chociaż kto tam konia wie - my sapiensy mamy skłonność uważać, że skoro nie mówi, to nie czuje. Prostactwo i arogancja w jednym, czyż nie?

      Usuń
    2. Sapiensy zbyt zajete własnym bytem często lekceważą i nie doceniają innych, i uważają, że prawo odczuwania jest przypisane tylko im.

      Usuń
    3. Czytam se, bardzo, bardzo powoli książkę, którą polecała Gorzka Jagoda na swoim blogu. "Pieśń Ziemi". Tam ludzie określani są jako "młodsi bracia", bo najpóźniej się pojawili na Ziemi i uczyć się muszą od swoich braci starszych - roślin i zwierząt.

      Usuń
  10. Faktycznie duzo Ci sie nazbieralo ale tez na wiekszosc nie masz wplywu wiec nie bardzo mozesz sie kopac za to ze sie stalo. Ogladalam kiedys seriale o farmach, jeden byl o farmie koni. I tam zobaczylam jak bardzo mozna przezywac choroby czy tym bardziej smierc swoich podopiecznych mimo, ze ma sie ich duzo. Duzo o niczym nie swiadczy, kazdy z tych duzo to kawalek serca wlasciciela... rozumiem.
    Latajacy? Nie wiem co mu dolega, ale jak wiesz ja z moim zdrowiem tez jestem na bakier. Znaczy zdrowie jest tylko pytanie jakie i na ile;)) Mieszkacie zupelnie na odludziu, my mieszkamy w centrum wsi gdzie trudno o izolacje od innych czowiekow. Ja sie nie boja innych ludziow wiec laze... Wiem, ze mozna sie bac ale mimo wszystko nic tak nie chroni jak wlasny silny system odpornosci organizmu... Wiem tez doskonale, ze np. w moim przypadku chocby tylko ze wzgledu na wiek juz nie mozna mowic o "silnym systemie odporonsci" jak do tego dolozyc historie to.... no dobra nie jeden juz by umarl ze strachu.
    A ja laze, staram sie przebywac ile tylko mozna na swiezym powietrzu, jesc jak najbardziej zdrowo, bo ja wierze w moje cialo, juz nie raz mi dowiodlo, ze nie da mi tak szybko umrzec. Musze tylko o nie dbac... no to sie staram.
    I wiem, ze Ty tez to robisz...... staraj sie nie bac. Strach jest najgorszym doradca.
    No to sie wymadrzylam;)
    XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Star. Chciałoby się coś wiedzieć na pewno. A tu sprzeczne informacje i niepewność, chyba mój system źle funkcjonuje w stanie permanentnej niepewności i zagrożenia. A wyluzowanie nie zawsze mi wychodzi. Chociaż powiem Ci, że po dwóch porządnie przespanych nocach świat wydaje mi się o wiele przyjemniejszy.
      Latający ma to co ty kiedyś, ale dotyczące innego organu.
      Więc nie chciałabym sprawdzać granic jego układu odpornościowego.
      Żyjemy zdrowo, żremy w miarę zdrowo, świeże powietrze mamy w ilościach olbrzymich dookoła.
      Mądrze się wymądrzyłaś, Star. Postaram się zastosować do Twojej rady.

      Usuń
    2. Mysle ze nikt nie wie "na pewno". Na pewno to bedzie wiadomo za jakies 20 lat a za 50 to juz na pewno historia oceni:))) Tylko, ze ja zyje TU i TERAZ wiec skoro nikt nie wie na pewno to wybralam kierowanie sie moim wlasnym rozsadkiem. Pamietam jak bedac w szpitalu postawilam sobie na stoliku obok lozka suplementy od "mojego" doktora czyli takie "nielegalne":))) Pamietam jak Wspanialy zapytal "naprawde chcesz je miec tutaj, mozesz przeciez miec w szufladzie" "w szufladzie to o nich zapomne a tu widze i biore".
      Za doslownie kilka minut przyszedl doktor a ja wiadomo bedac soba zapytalam "czy doktor ma cos przeciwko moim suplementom?" Wzial do reki jedna butelke, potem druga poogladal, poczytal i odstawiajac powiedzial "jedne z najzdrowszych jakie widzialem a dlaczego myslisz ze moge miec cos przeciwko? bo sa z serii medycyny niekonwencjonalnej?" potwierdzilam na co on dodal "jak cos jest dobre to jest dobre bez wzgledu na to kto produkuje".
      I na tym sie skonczylo.
      Kilka tygodni pozniej jak po chemii dostalam zapalenia jamy ustnej i nie moglam jesc to oczywiscie szpital chcial mnie "karmic" shakami z cukrem, co ja uwazalam za idiotyczny pomysl i zazyczylam sobie zeby Wspanialy przyniosl maly blender na baterie oraz proszki shakow z domu i robil mi na miejscu.
      Jak wiesc dotarla, ze odmawiam picia szpitalnych shakow bo mam cos "mojego" to przyslali dietetyczke. Ta znow wziela do reki opakowanie moich shakow poczytala i powiedziala "chocbym bardzo chciala to nie mam sie do czego przyczepic".
      I popatrz zyje:))))) mimo, ze zarowno suplementy jak i shaki byly i ciagle biore od tego samego dr. Mercola, ktorego w czasie obecnej pandemii oficjalnie okrzyknieto oszolomem.
      A ja bym bardzo chciala, zeby ci madrzy doktorzy i naukowcy, ktorzy wierza lepiej jak dr. Fauci tudziez inni medrcy obecnej p(l)andemii skoro sa tacy madrzy to niech sie zgodza wreszcie na publiczna debate na zywo transmitowana przez wszystkie telewizje swiata.
      Skoro sa tacy madrzy to powinni miec osobista satysfakcje z udowodnienia swiatu, ze moj dr. Mercola oraz setki innych sa oszustami. Tymczasem 98% doktorow i naukowcow, ktorym ja ufam proponuje takie debaty ale nie ma na nie zgody medrcow swiata.
      Nie wiem jak innym ale mnie sie to wydaje bardzo podejrzane i dlatego ciagle ufam mojemu dr. Mercola oraz wielu innym jemu podobnym. Ot tak mi podpowiada moj zdrowy rozsadek oraz zdolnosc samodzielnego myslenia, bo nawet ten co mysli glupio jesli mysli samodzielnie jest madrzejszy od tego ktory wierzy slepo.
      Piszesz, ze Latajacy ma to co ja mialam... przykro mi, bo nikt nie zasluguje na chorobe, z drugiej strony pocieszajace jest, ze ludzie zyja.
      Naprawde chcialabym moc powiedziec "na pewno" ale nie moge i serio to NIKT nie moze. A zycie ucieka....

      Usuń
    3. Star, no to trafiłaś na mądrych lekarzy, nie każdy byłby tak łaskawy dla medycyny innej niż oficjalna.
      Latający, odpukać, już długo daje radę i oby tak dalej.

      Usuń
    4. Aga, szpital, o ktorym pisze to byla klinika rakowa pierwsze miejsce w swiecie MSK CC jak by Ci sie chcialo zerknac. Tam to akurat lekarze maja otwarte umysly. Pamietam jak napisalam u siebie w tamtym czasie, ze korzystam z acupunktury i sie podniosl krzyk, ze "absolutnie akupunktury nie wolno" w calej Europie w czasie rakowego leczenia. A w mojej klinice akupunktura byla jednym z zabiegow wykonywanych na terenie kliniki.
      Tak czy inaczej, ja mam paskudna przypadlosc jesli chodzi o dobor doktorow i dlatego tu we wsi jeszcze zadnego nie znalazlam, ciagle opieram sie na chiropraktorce, ktora polecil mi moj nowojorski chiropraktor.
      Ale musialam juz w pierwszym miesiacu zamieszkania tutaj isc do dentysty na czyszczenie wiec pomyslalam, ze to doskonala okazja znalezc dentyste:)))
      Sasiadka mi polecila, poszlam, mlody bardzo mily doktor. Wszedl do gabinetu podszedl do tego lozka/fotela/samolotu na ktorym juz mnie wczesniej usadzono i z usmiechem powiedzial "jestem Ryan" na co ja automatycznie wyciagnelam dlon do powitania:)) bo jak wszyscy wiedza ja niereformowalna jestem:))
      A on popatrzyl i z grzecznym usmiechem powiedzial "nie wolno nam tego robic" na co ja beszczelnie "to ja chyba musze znalezc innego dentyste". Nic nie powiedzial tylko blysnal mi ogromnymi znakami zapytania w oczach na co ja grzecznie wyjasnilam. "Nie wolno nam podac dloni ale za chwile doktor bedzie siedzial w odleglosci 10 cm od mojej paszczy i grzebal w niej swoimi dlonmi, czy moze zrobimy to na odlegkosc 2 metrow i w masce".
      Pokiwal glowa, podal mi dlon i powiedzial "a wiesz, ze o tym nie pomyslalem".
      No bo wlasnie nikt nie mysli logicznie tylko kazdy wykonuje te idiotyczne polecenia bez sensu na slepo i po omacku. Bylam tam juz dwa razy bo mialam drobna potrzebe i bede znow za dwa tygodnie. W czasie ostatniej wizyty pielegniarka powiedziala do mnie tajemniczym glosem "jestes jedyna osoba, ktorej doktor Ryan podaje dlon na powitanie". I niech tak zostanie:))))

      Usuń
    5. Faktycznie, że tutaj osoby, bardzo fajne i kompetentne zresztą, odmówiły zabiegów mojemu Latającemu. Z tym że to nie byli lekarze, tylko sami masażyści czy akupunkturzyści. Niezależnie od siebie, wszyscy powiedzieli, że w przypadku onkologicznym nie mogą masować/akupunkturować bo to zbyt stymuluje. I tu się zaczyna moja wątpliwość...

      Usuń
    6. Aga, nie moge sie wypowiadac o tym jakie leczenie stosuje sie w Polsce, bo wiadomo, ze nie mam pojecia. Akupunktura w MSK CC jest zabiegiem wspomagajacym, podobnie jak suplementy czy chiropraktyka. Zadna z tych trzech nie jest stosowana jako glowne leczenie, ale skoro pacjent wczesniej korzysal z akupunktury czy chiropraktyki to moze kontynuowac i szpital jest do tego przygotowany.
      Ja przez caly czas leczenia korzystalam zarowno z akupunktury jak i chorpraktyki z pelna zgoda onkologa, radiologa i wszystkich innych logow :)
      Oczywiscie, ze skoro w konkretnym kraju sie nie robi, to sie po prostu nie robi i pacjent raczej ma niewiele do powiedzenia w takiej sytuacji. Ja jestem z tych co pytaja, poddaja w watpliwosc i dyskutuja. Zobacz moja pierwsza przygoda z rakiem zaczela sie w normalnym szpitalu gdzie trafilam na pulmonologa - Polaka. Jak mi robil bronchoscopy to mialam slady na plecach po bankach, ktorych postawienie wymusilam na Wspanialym chyba 3 tygodnie wczesniej. W czasie zabiegu na sali byli studenci, doktor Polak poprosil mnie zebym nie komentowala a potem zapytal ich czy maja pojecie skad sa te kolka na moich plecach. Oczywiscie nikt nie wiedzial wiec zrobil im wyklad ze stawiania baniek i polecil zeby sie zapoznali z ta metoda chinskiej medycyny, bo jego zdaniem te banki uratowaly mi zycie.
      Zrobil to a przeciez nie musial to raz, dwa to nie uznal baniek za metode sredniowiecznych konowalow tylko metode innej galezi medycyny. Tak moim zdaniem powinni sie zachowywac madrzy lekarze oraz naukowcy, czyli podchodzic do tematu z otwarta glowa a nie krzyczec "ja wiem lepiej, bo ja mam papier".
      No ale latwiej jest nazwac kogos konowalem, antyszczepionkowcem, wyznawca plaskiej ziemi i terorii spiskowych... to wszysko jest niczym wiecej jak zamknieciem ust komus kto patrzy i widzi inaczej.
      A dlaczego? moze jednak czasem warto posluchac i sie czegos nauczyc, ponoc czlowiek uczy sie cale zycie.

      Usuń
  11. Agniecho, moja ulubiona bajkopisarko z życia koników .... :)
    Pewnie nie zawsze, pewnie nie każdemu, pewnie nie na wszystko , pomagają troszeczkę słowa Szymborskiej -
    Czemu ty się , zła godzino
    z niepotrzebnym mieszasz lękiem ?
    Jesteś - a więc musisz minąć.
    Miniesz - a więc to jest piękne.
    ale powtarzaj je sobie.... bo tak to przecież jest
    Zobaczysz, jeszcze posadzimy nowe róże i będziemy się cieszyć, że nornice nie wszystko zeżarły :).
    Serdeczności !
    Rabarbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta zwrotka Szymborskiej ma moc, pomogła mi wyjść z choroby nowotworowej.

      Usuń
    2. Rabarbaro, Mario - dzięki!
      Zamawiam cztery pergole.:-) Co razem czyni miejsce na osiem róż pnących.:-DDD
      Które, mam wielką nadzieję, Szanowna Rabarbara jednak kiedyś przyjedzie obejrzeć.

      Usuń
  12. Agniecha, ulało się. No kisić nie można. Mojej czytelniczce jeden zielarz/ksiądz kazał, jak się źle poczuje, wziąć kij i iść za stodołę walić w płot. I przy tym wrzeszczeć, płakać, używać brzydkich słów, co tylko ma ochotę. I to była bardzo dobra rada. Ona nie skorzystała. Ja korzystam. Pomaga. Bo życie i tak popłynie, ale ulżyć sobie można, a nawet trzeba, bo to zdrowie ratuje. Więc dużo ciepła wysyłam z Podlasia, sprzedawczynie nadal zdrowe u mnie i u znajomych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja pójdę za stodołę walić kijem w płot, to spłoszę konie, a i sąsiad będzie miał nieziemską uciechę. Ale rada dobra, tylko należy znaleźć właściwe miejsce.
      Bo u nas dźwięk jakoś daleko się niesie, więc skoro ja słyszę, jak sąsiadka wyzywa swego chłopa od cytuję:"Ty hitlerze pier..lony!!!" ( chłopina jest Niemcem ), to i ona usłyszy moje ryki.
      Ciepło się przyda - zimno tu u nas ciągle.
      Dzięki!

      Usuń
    2. Padłam :D Biedny chłopina...
      Ale rada dobra, znajdź miejsce. Można w lesie :) Albo można tak półgłosem gromy sadzić ;)

      Usuń
    3. Sarenki się przestraszą. :-) A następnie przyzwyczają.

      Usuń
    4. A może do studni?
      Poza tym nie wiem co Ci napisać, poza tym, że gdy mi życie doskwiera, to przypominam sobie pewną baśń Andersena ze słowami "...ach kochany Augustynie wszystko minie, minie, minie..." Pomaga czasem.
      "Podoba" mi się ten okrzyk sąsiadki, byłby dla mojego adekwatny ( bo to Austriak). Ale nie umiem tak wrzeszczeć :)))i w sumie nie mam o co.
      No i jeszcze - bóle stawów, wędrujące to może być borelioza.

      Usuń
    5. Na pewno nie umiesz wrzeszczeć tak jak ona. Nikt tak nie umie.
      Bóle stawów to jednak w moim przypadku przeciążenie. Jak nie macham widłami to nie boli.:-)
      Do studni? Muszę trochę poczekać. Pokrywa zgniła i musieliśmy ją zdjąć, bo baliśmy się, że załamie się nawet pod naszym niedużym kotem. A bez pokrywy to za płytko.
      Ale za to w piwnicy...

      Usuń
  13. Ech, wszystkie nas to dopada kolejno, ważne, że się podnosimy. Przeżywałam niedawno podobne rozterki z Luną, wiesz... Podkładałam jej szal pod piersi i brzuch i tak pomagałam wstać, inaczej bym nie dała rady. A i jej lżej się chodziło, podnoszonej na szalu. Bóle też nie omijają, sama wiesz. Na szczęście zmuszono mnie wręcz do pójścia do fizjoterapeuty-osteopaty. Trochę pomogło, a mam nadzieję, ze kilka zabiegów pomoże więcej. Zadbaj więc o siebie, wyśpij, może idz na zabiegi. Przytulam mocno, mocno. Aby do wiosny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza Kircia ma gustowną uprząż. Bardzo, bardzo praktyczny wynalazek. Dostaliśmy w spadku po innym starszym psie, który odszedł, i pewnie też przekażemy dalej, gdy Kirze już nie będzie potrzebna.
      Systematycznie odsypiam zaległości. Przytulam też.

      Usuń
  14. Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga i smutno, że w takim przykrym momencie. Przyjazne dusze dzielą się Ciepłym i Puchatym. Pozwól, że też to zrobię. Serdeczności dodatkowo podsyłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre słowa chętnie przyjmę. Dzięki serdeczne. W międzyczasie jakoś mi już lepiej.:-D

      Usuń
  15. Ehhhhh, każdy ma swoim życiu taki czas, gdy wszystko wydaje się szare i byle jakie. Przykro mi z powodu śmierci konika. Też niedawno musiałam uśpić psa...
    W naszym zwierzęcym świecie, jakby ktoś rozsypał worek z nieszczęściami - wciąż leczę jak nie psa staruszka, to młodzieniaszka, którego mam od kilku miesięcy. Pochłania to naprawdę mnóstwo pieniędzy. Aż się dziwię, bo pierwszy nasz domowy psiak/kundelek, żył ponad 18 lat w prawie pełnym zdrowiu.
    A tu ciągle coś.
    Pomyślności, dużo zdrowia i optymistycznych myśli. Musi być dobrze! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Agniecha, czy może pamiętasz, a którym roku trafił do nas Piłsudski? Bo ja pamiętam dzień w szczegółach, to, jak byłaś mu chrzestną, ale nie pamiętam, w jakim roku to było.

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja pamiętam za to, albo tylko tyle, że pokazałaś jego zdjęcie na blogu - u siebie czy u Hany? Więc na blogu musisz poszukać, bo ja też nie pamiętam. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W listopadzie 2019 napisałaś u siebie: "W czasie tych bezskutecznych poszukiwań kota pojechaliśmy do znajomego mechanika z jakąś drobnostką. A on do nas, czy nie chcemy kotka, bo się do warsztatu przybłąkał, a do domu go wziąć nie może, bo koci rezydenci się nie zgadzają. Mąż poszedł zobaczyć (ja od razu byłam na tak!) i wychodzi z kotkiem w ramionach. Kotek nie taki malutki, raczej koci nastolatek, smukły i cały jakby z aksamitnych wstążeczek. Czarnych oczywiście. Ale ma białe bułki na policzkach, patrzy bursztynowymi, ogromnymi ślepkami i wtula się w męża, mrucząc namiętnie. No i następny czarny kot zagościł u nas. Zapytałam znajome z forum wieśniaczek, jak go nazwać. Zwyciężyła propozycja Agniechy: Piłsudski. Prawdopodobnie ma identyczny wąs i spojrzenie.
      Marszałek P. jest już z nami 8 lat, korzysta wedle swojej woli z domu i z ogrodu."

      Tyle czasu już się znamy??? Krystyna! Pewnie będzie ponad 10 lat.

      Usuń
  18. Ech... ale już wiem, że jest lepiej.
    I wcale mnie nie dziwi i smutek i wyrzucenie z siebie żalu i obaw. To pomaga.
    I niech już idzie wszystko w tę jaśniejsza stronę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobrze, że jest już lepiej.
    I lepiej sobie „ulać” tej żałości niż dusić w sobie. I niech już wszytko idzie ku jaśniejszej stronie. Trosk i obaw się nie pozbędziemy, ale oswojone nie są już takie straszne. I mamy wiosnę!

    OdpowiedzUsuń