jak stara szkapa,
żeby chociaż z tego ekologiczny prąd był, a tu nic.
Powoli dochodzę do wniosku, że świat się nie zatrzyma, bo chałupa jest brudna, rabatki zarastają chwastem, a słupki ogrodzeń się chwieją. Lista czynności nieodhaczonych na liście do wykonania tej wiosny jest dużo dłuższa, niestety.
Za dużo tej pracy, za dużo jak na jednego człowieka. Nawet nie chce mi się opisywać, co tu się robi, u nas w obejściu, bo się za bardzo zmęczę i kto będzie musiał ganiać w świecie rzeczywistym, żeby dopędzić czas?
Pośród tych wszystkich niedoczasów i powoli rozwijających się katastrof, dzieją się też rzeczy miłe.
Na przykład, po tym, jak Dreszka dostała zapalenia łożyska i poroniła całkiem już dużego źrebaka, to Muszelka parę dni później urodziła bez problemów niejaką Maciejkę. Maciejka wyskoczyła z brzucha Muszelki szybko i sprawnie, jak Atena z głowy Zeusa, i od razu była gotowa, by życiu stawić czoła.
 |
Pozostałości opakowania źrebaka. Doceniam pewne korzyści nowoczesnych technologii, w rodzaju zamiast dzwonić do weta, żeby przyjechał i zobaczył, czy z klaczy wyszło wszystko, co trzeba, cykam zdjęcie i wysyłam, a onże wet pisze, że jest ok. Oszczędność czasu dla obu stron, a kasy dla klienta. |
 |
Matka z córką. |
 |
A tu inna matka z synem.
|
Zrobiłam zdjęcie, by porównać ssącego malucha ze ssącym roczniakiem, wyższym już od matki. To już nie wygląda, nie uważacie?
Na szczęście, oba jurne roczniaki odjechały na inne pastwiska, pozostawiając stado wzdychające z ulgą, że nikt ich już nie próbuje topornie a nieskutecznie ( taką mam nadzieję ) gwałcić. Pozostawiając też dwie tęskniące matki. Z których jedna, niestety, nie wyłączyła po odjeździe synka kranu z mlekiem, wymię zrobiło się ogromne, prawie jak u krowy ( no dobra, troszkę przesadziłam ), twarde jak kamień i gorące. Za poradą naszego kowala, który w zasadzie mógłby robić za wyspecjalizowanego końskiego weterynarza, doję ją parę razy dziennie. Dojenie nie jest specjalnie miłe, bo prawdopodobnie ją boli i niezbyt jest chętna do poddawania się moim zabiegom. W związku z tym, strasznie się na nią wydzieram, co nawet działa. Sąsiedzi muszą mieć ubaw. Zaraz chyba znowu pójdę podoić konika, albo polonżować.
 |
Tu Muszelka, w trakcie rodzenia łożyska. A Maciejka w trakcie zaczynania pierwszej godziny życia. |
 |
Pijemy. |
 |
Odpoczywamy. |
 |
Reszta opakowania Maciejki. |
 |
W międzyczasie Korus dorasta, ze szczeniaka zrobił się młody pies, sika już jak stary, chociaż czasem traci równowagę i pada. |
 |
Kwitną równocześnie wszystkie drzewa owocowe, rzadki to widok, więc uwieczniłam na pamiątkę. |
 |
Trawniczek dla Tupai, nieskoszony i zakwiecony do niemożliwości. |
 |
Poniemiecki beż też zakwitł. Oraz wszystkie inne, ale nie chciało mi się już fotografować. |
 |
I kłokoczka. |
 |
Trawniczek mleczowy z czeremchą w tle. |
 |
A tu nasza ogromna czereśnia, która, gdy ją sadziłam, nie miała nawet metra wysokości. |
A teraz jest już wyższa, niż nasza stara jabłoń, co rośnie za nią.
 |
Znowu bioróżnorodny trawniczek. |
 |
A na trawniczku, wśród kwiecia, Korek łobuzuje. |
 |
Czereśniowe kwiaty. Ciekawe, czy będą jakieś owoce w tym roku. |
I tak to się kręci, ciągle coś się dzieje, wczoraj kocica chciała udrapnąć Korka, który napastował ją swoją miłością, i trafiła mi w kciuk. Nieźle rozorany został. Niestety, jest to kciuk niezbędny do dojenia klaczy. No to teraz doję drugą ręką. Jeszcze wczoraj wydawało się to niemożliwe, dziś już możliwe. Taki pozytywny aspekt negatywnej sytuacji.
 |
Tutaj mamy taki stoliczek po maszynie Singera, z ciężkim, marmurowym blatem, o którym marzy Tabaaza. A on tu se stoi prawie że bezczynnie, zamiast w pięknym mieście Łodzi sukulenty nosić. |
 |
Trawniczka kwietnego ciąg dalszy. Muszę przyznać, że ma on wielorakie zastosowanie, taki trawniczek, bo kiedy mi potrzeba zielska do posypania kanapki czy sałatki, to sobie z trawniczka wyskubuję a to kurdybanek, a to podagrycznik, a to coś tam jeszcze... |
 |
Uczmy się sztuki relaksu od najlepszych. |