...i tak jak obiecałam wczoraj, dziś o pierniczkach. Wstyd się przyznać, ale już jedne na święta upiekłam po czym zeżarłam wszystko:-( sama:-((( w dwa dni, no może trzy:-)
Tak więc kończąc ten żenujący wątek, musiałam upiec nowe dziś - teraz fotorelacja i przepis:
1/3 kostki masła - stopić
1/2 szklanki miodu
ok 2 szklanki mąki
na oko tzn. trochę - kakao, przyprawa do piernika (ja jeszcze dodaję cynamon) sody oczyszczonej
1/2 cukru pudru
wszystko wymieszać i zagnieść
Piec ok. 10 min w 180st C
Lukier - to utarty cukier puder z sokiem cytryny i wodą
 |
wyrobione ciasto jest kruche i elastyczne - wycinamy co tam chcemy:-) |
 |
...pieczemy... |
 |
studzimy - uważamy na małe koty, bo lubią włazić na pierniczki ciepłe |
 |
lukier powinien być rzadszy niż do wzorków |
 |
no i lukrujemy obficie, tak aby było bardzo dużo lukru i bardzo słodko |
A co to za koty na zdjęciu pewnie się zastanawiacie? Cóż... tak dawno nie pisałam, że zdążyły się nie tylko urodzić, ale i podrosnąć. Z naszych został jeden, który z nami zostaje, a dwa zostały przywiezione wczoraj od moich rodziców, a jak tam trafiły? Ano było tak - pewnego razu wybraliśmy się na grzyby w piękne spalskie lasy, a tam za wsią kot przy drodze leży. Piękny trzy kolorowy i zupełnie sam, to my auto po hamulcach, ja cap kota na ręce i do najbliższego domu się cofnęliśmy spytać czyj to kot. Kot okazał się być bezdomny porzucony, państwo za granicą, a kot czy paszportu, czy to wizy pewnie nie dostał, no i ostał się sam na wsi bez dachu nad głową, a tu zima idzie... Kot został w aucie, my na grzyby, kot pożarł nie tylko wędlinę z kanapek moich rodziców, ale i chlebek z masłem mlaskając z apetytem. Kota oczywiście zabraliśmy do nas na wieś, ale na drugi dzień rodzice dzwonią, że oni to by tego kota sami wzięli sobie do domu, to my z kotem do weterynarza odpchlić itd. Kot zdrowiutki, chudziutki, rodzice go w miesiąc spaśli w potwora a po dwóch miesiącach urodziły się cztery tłuste małe koty, no i klops!!! Nawet weterynarz się nie skapnął, że może być w ciąży. Ustalone zostało, że jak koty podrosną, to je na wieś zabierzemy, ale jeden do znajomych pojechał, jeden u rodziców jeszcze został (może na stałe?) a u nas wylądowały dwa i razem z naszym wyglądają jak rodzeństwo. Mamy jeszcze dwa przygarnięte z Moszczenicy z ulicy pod sklepem zostawione, ale one spaślaki jedne, to już na strychu z dorosłymi urzędują, bo starsze są i rosną jak na drożdżach:-)
 |
Spalska kocica z przychówkiem, a poniżej już u mnie wczoraj po przywiezieniu, nasz to ten na pierwszym planie, zresztą teraz to już wszystkie nasze
|