Smakowite!
Blog, który powstał z miłości do konika polskiego, jest prowadzony aktualnie przez Agnieszkę współwłaścicielkę "Stadniny Izery", oraz Paulinę posiadaczkę dwóch ogierów rasy konik polski. Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników konika polskiego, koni innych ras, jak również wiejskiego życia.
Ja lubię! To znaczy, nie brzydzę się i doceniam ich znaczenie w ogrodzie. A jeszcze bardziej doceniały je moje kury, dla których te zyjątka były prawdziwym przysmakiem. Pamietam, jak kopaliśmy w ziemi na grządkach i ukazywały się dżdżownice a kury wrecz siadały nam na łopatach by natychmiast dobrać się do świeżutkich dżdżowniczek.
OdpowiedzUsuńP.S. Ale to na obrazku to jest chyba jakiś wyrób z suszonej pulpy owocowej i pocięty na kawałki przypominające dżdżownice. Przynajmniej mnie sie tak zdaje!:-)
BBM: Idę tropem Olgi: marmolada?…
OdpowiedzUsuńTakie mocno kwaśne ? zjadłabym!!!
OdpowiedzUsuńjotka
Fajne :) Z buraczków, czy pulpy owocowej?
OdpowiedzUsuńLubię, pewnie, są pożyteczne. I nigdy się ich nie bałam. Zawsze miałam zabawę, kiedy koledzy w podstawówce usiłowali mnie straszyć dżdżownicami. Mieli strasznie rozczarowane miny, kiedy zamiast uciekać z wrzaskiem, brałam je spokojnie do ręki :D:D:D:D:D
OdpowiedzUsuńAle to nie są dżdżownice. Pigwa?
Odpowiem za jednym razem.
OdpowiedzUsuńTo są ścinki od galaretki z pigwy. Całkiem dobra mi wyszła w tym roku.
Ha, zgadłam! Tak mi ten kolor coś przypominał!
Usuń😃😃😃Przyszłam na gotowe, smakowite dżdżowniczki.
OdpowiedzUsuńOne już prawie wyżarte. Teraz mamy odpady trójkątne do zjedzenia, a dopiero później nadejdzie kolej na prawdziwe galaretki.
UsuńMarmoladowe owszem :-)
OdpowiedzUsuńChcesz, to Ci wyślę. Co prawda to nie jest beza ze zbitą śmietaną, ale też słodkie.
UsuńDawaj!
UsuńSkontaktuj się. Adres mailowy jest w profilu.
UsuńZ dwadzieścia lat temu kupiłam na urodziny Dziecku słodyczy-paskudztw w realistycznych kształtach. Dżdżownice, karaluchy, pająki, skorpiony, z organizmów kręgosłupowych żaby, myszy. Czekoladki to karaluchy, reszta to były żelowe, część z nadzieniem kremowym lub toffi, stoisko z żelowymi było na targach i sobie nie pożałowałam, za resztą popatrzyłam po sklepach-cukierniach, karaluchy, żaby, myszy i tarantule upolowałem oddzielnie. Zdrowo ponad kilo tego było na pewno. Specjalnie tak, bo Dziecko pożerało słodkie w tempie ultradźwiękowym, słodycze dostała w ilości dużej, ale chciałam by był hamulec i zmniejszenie tempa. I co? Nie pomogło, a robactwa się niby brzydzi do dziś. Wszystko wciągnęła, nikt wtedy nie chciał kosztować, jakiś taki niemiły był widok przegryzanej żaby czy pająka. Nie zdążyłabyś zrobić foty przy Dziecku, mowy nie ma.
OdpowiedzUsuńOj chyba bym nie chciała widzieć tych słodyczy w formie robalców.
Usuń