W końcu.
Trzeba parę zdjęć tutaj na blogu zaprezentować, żeby nie było, że tak sobie gadam, a na glebie leżą trzy płatki na krzyż. Krzyż to sobie nadwerężyłam od latania na łopacie odśnieżającej, ale nie strasznie. Da się wytrzymać.
Napadało nam całkiem sporo, nie mam nic przeciwko zimie, śnieg to też opad, a przecież trzy lata suche mieliśmy pod rząd, to się biała woda też przyda do uzupełnienia wód gruntowych.
Może też ta zima z mrozem, co to go zapowiadają, jakąś równowagę wprowadzi w świecie myszy i ślimaków, które przez ostatnich parę lat jakoś się bez umiaru namnożyły. Chciałabym. Zobaczymy.
A śniegu po kolana, musiałam założyć swoje najwyższe buty zimowe, żeby dojść nad rzeczkę.
Zadowolone ze śniegu są również i konie. Młodzi się bawią, dorośli udają, że nie, ale czasem się zapominają. Takich chwil nie da się sfotografować, zazwyczaj aparat leży wtedy w domu na stole, a człowiek sobie myśli, o jakie to by było piękne zdjęcie.
Rabarbara na razie chyba nie zagląda, to nie będziemy końskich przemyśleń pod zdjęciami umieszczać, damy tylko streszczenie, które zawiera się w paru słowach: "skoro nie przyniosłaś nam nic do żarcia, to po co tu w ogóle przyszłaś? Chodźmy stąd."