Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

niedziela, 16 października 2022

Bez ładu i składu.

Gdzie te czasy, gdy człowiek się zastanawiał, co i jak pisze. Komponował wpis jak artykuł do jakiegoś szacownego czasopisma, przemyśliwał o treści formie, a zdjęcia dawał oszczędnie i z sensem. 

Teraz  mamy tu strumień świadomości, czy też nieświadomości, na dodatek z autocenzurą. Nie piszę zbyt dużo o trudnych, ciemnych stronach życia, jakoś mnie nie pociąga takie otwieranie się, z drugiej strony,  nie piszę też o sukcesach. ( jakich sukcesach? - chyba takich że marchewka urosła ).

U nas też już jesiennie, ale piękna ta jesień, ciepła i spokojna i liści jeszcze sporo na drzewach, w kolorach najróżniejszych.
Zdjęcia poniżej obejmują okres czasu ponad 3 tygodni. Działo się wiele, praca w obejściu i na włościach, wyjazdy medyczne i inne. 

Z cudów największej klasy - ciągnik naprawiony - od czerwca stał i nic nie robił, bo nasz Pan Mechanik ciągle coś w nim naprawiał, a potem nie mógł dość dlaczego ciągle nie działa tak, jak powinno, a potem myślał i myślał, aż  wymyślił, znalazł, naprawił i ( ODPUKAĆ!!!) - działa! Ile my w międzyczasie się naprzeklinaliśmy, nadenerwowaliśmy i nowych siwych włosów nabawiliśmy, tego nie opisze moje pióro ( znaczy mysza ), bo trzeba by tu naprawdę sprawnego pisarza. Taki Dostojewski albo Dumas... Może by dali radę. Ja nie. 

Przetwórstwo zbiorów nadal się odbywa, nie dokumentuję wszystkiego, bo i po co, każdy widział powidła śliwkowe, czy mus z jabłek, natomiast dżemu z derenia może niekoniecznie.

Dereń obrodził nam w tym roku ( pojęcie względne, bo było tego może 1 kilogram z dwóch drzewek ), owoce zostały zerwane,

dodałam do nich resztkę owoców ałyczy, co to nam sama wyrosła z podkładki pod migdałek ozdobny, który nie przetrwał kiedyś srogiej zimy. Ałycza natomiast wyrosła już na spore drzewko. Do gara  wrzuciłam wszystko, podgotowałam, a następnie trzeba było te owoce przetrzeć przez sito, by pozbyć się pestek. Nie jest to moje ulubione zajęcie.

Cudny kolor, nieprawdaż?


Wybraliśmy się też w międzyczasie na małą wycieczkę do pewnego znanego nam kraju na zachodzie, nie robiłam wielu zdjęć, bo nie było na to czasu w natłoku spotkań towarzyskich z rodziną i przyjaciółmi, ale poniżej parę fotek lokalnej flory i fauny. Już możecie zgadywać, gdzieśmy byli.

Tego ptactwa latały tam całe stada, wrzeszcząc i skrzecząc, i jak widać, zaglądając do okien bez krępacji.

Drzewka też ładniutkie,

w Polsce takie widuję raczej na wewnętrznych parapetach budynków.
Zebrałam jednakowoż parę nasion z gigantycznych szyszek, bo te zmiany klimatu... Może i u nas się już uchowa taka araukaria...

Bukiecik  po powrocie w trakcie tworzenia,

tutaj wersja skończona, z wiosennym motywem dla tych, co już wypatrują bocianów.


plony,

plony, już prawie że ostatnie pomidory. Szkoda, w tym roku były wyjątkowo smaczne. Oczywiście, znowu nie mam pojęcia, co to były za odmiany.

Z plonów czeka jeszcze między innymi monstrualna ilość nie do końca dojrzałej pigwy. Jakże siebie nie cierpię za to, że posadziłam to drzewko na swoją mordęgę.

Jakby nie patrzeć, najważniejsze u nas są jednak koniowate, nawet gdy o nich nie piszę i ich nie fotografuję, to one ciągle tu są i bardzo mnie to cieszy. Ogrodziliśmy damom z księciuniem nowy kawałek łąki, bo na starym wykosiły dość dokładnie, i tu widzimy moment, gdy wbiegają na nową, dziewiczą trawkę.


Ach, ten pęd.

Trawka jak widać smakuje.

A tu już jesiennie

liście częściowo na ziemi, nie grabimy na razie, doświadczenie nauczyło, że gdy przyjdzie wiatr, to przerzuci je za płot albo do sąsiedniej wsi bez naszej pomocy.


Gdy kto zgadnie, co to za tajemnicze przedmioty, to podam przepis.

Poza tym, cały czas fluidujemy w stronę Małgoś i Tabs.