A było to tak.
Wybrałam się dnia pewnego do Castoramy, ponieważ trzeba było nabyć "studzienki ściekowe Marley" ( jakiś fan reggae w wydziale nazw Castoramy się ukrywa?). W ogóle te studzienki niepodobne do Boba Marleya.
Kiedy już byłam w Castoramie, to jak zwykle zrobiłam sobie obchód całego sklepu - markety budowlane to jedne z moich ulubionych sklepów.
No i te zachęcające wrota samo-otwierające się do działu ogrodniczego. Wciągnęły mnie. Zauważyłam bowiem już dawno, że w Castoramie można trafić czasem na zadziwiająco niestandartowe gatunki. To idę sobie wśród regałów, z których zwisają smętnie ( gorąco było, a wodę należy oszczędzać ) różne rośliny.
Idę i idę, i ciągle idę, aż tu nagle :"O!" Zobaczyłam bowiem sympatyczne fioletowe kulki na długich szarozielonych patykach. Które stały, a nie zwisały. Myślę więc sobie: "Suszo-odporne jakieś - tego mi potrzeba." Bo właśnie nową rabatkę bylinową tworzę, w miejsce trawniczka wątpliwej urody a suchości sporej. Wygrzebałam jakieś najbardziej żywotne, do tego jeszcze lawendy jakieś, i do kasy. Nadmienię, że roślina była bez nazwy. Chłopię skanuje, kasuje, więc go pytam co to za roślina, może komputer mu powie, bo ja nie wiem. On klika, klika, stuka, klika, a następnie dumnie odczytuje:" Bylina". Powiedziałam mu, że "Bylina", to tak jakbym go spytała, jak się nazywa, a on by mi odpowiedział: "Chłopak". Spojrzało na mnie chłopię z wyrzutem, że co się czepiam, i w pracy przeszkadzam... Poszłam.
Ale oczywiście spokoju mi nie dawało, co to za badyle nabyłam, i jak to może być, że nie wiem, jak się nazywają. Bo ja to niby w swojej własnej opinii takim dobrym ogrodnikiem jestem. A tu proszę - takie sobie zielsko z Castoramy zwaliło mnie z piedestału ogrodnika prawiedoskonałego. Pokory trzeba, pokory...
Więc do internetu i szukam, i czytam, i szukam, i oglądam obrazki. I w końcu wiem, co mam.
Otóż jest to werbena pospolita. Tu się okazało, że do tej pory żyłam w przekonaniu, że werbena jest jedna, i że na dodatek to, co zawsze uważałam za werbenę, to werbena cytrynowa, ewentualnie lippia trójlistna, coś zupełnie innego od tej pierwszej. No to dlaczego nazywa się tak samo? Linneusz nie byłby zadowolony.
No bo jak można nazwać jedną nazwą dwie zupełnie różne rośliny? Bo sami popatrzcie:
 |
werbena pospolita, która okazała się patagońską |
 |
werbena cytrynowa |
I tu należy wprowadzić uzupełnienie, bo po komentarzu Grażyny i nieco głębszym przestudiowaniu tematu okazało się, że werbena ze zdjęcia pierwszego jest werbeną patagońską.
A teraz wprowadzamy uzupełnienie nr 2, ponieważ według Tabaazy na zdjęciu poniżej nie jest werbena pospolita, ale krzaczasta.
Oraz jeszcze jedno, werbena ogrodowa ( dzięki Dorze ), w tysiącu kolorów. Nawet mi się przypomniało, że raz nam zdobiła ogródek. Ale niedługo, bo mrozoodporność nie jest jej mocną stroną.
 |
werbena pospolita, zdjęcie wzięte z internetu, która okazała się być werbeną krzaczastą |
Natomiast werbena pospolita wygląda tak:
 |
werbena pospolita, zdjęcie wzięte z Wirtualnego Atlasu Roślin |
 |
werbena ogrodowa, zdjęcie z wiki |
I kwiecie z ogrodu, ku oka uciesze.
Lilie, co mi się same wyhodowały, wyjątkowo interesujące w kolorze.
A tu specjalnie dla Rabarbary, jeżeli zajrzy: