Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

sobota, 9 lipca 2022

Dlaczego musi być tytuł?

W każdym razie, tym razem wymyślać mi się nie chciało.
Jak kto chce, może zaproponować, ale nie musi.
W tych lekko smętnych czasach ogród daje człowiekowi wiele czystej radości. Piękno wkoło. Tak sobie za nic i po nic.
Pokaże Wam więc znowu jakieś kwiatki i warzywka, bo czemu nie. Wszystko rośnie, kwitnie, dojrzewa ( łącznie ze ślimakami, niestety, one też się mnożą, widuję regularnie pary splecione w lepkim uścisku, nie daję im szansy na prokreację, a potem sobie rozmyślam, że może to ślimakowi Romeo i Julia byli, i ja ich uśmierciłam, ot tak, bo mi wyżerają wszystko. Ale to dokładnie wszystko.
Jeżeli ktoś poda mi przykład roślin ( lub zwierząt ), których ślimole nie jedzą, to ja z góry mu mówię - nieprawda! One jedzą wszystko, włącznie z padliną, w tym osobników własnego gatunku.

Ale nie o tym pisałam przecież, tylko o pięknie ogrodów, roślin kwitnących czy też natury, choć obiektywnie patrząc, ślimaki wcale nie są brzydkie.
Tak więc dni płyną, kolano jakoś daję radę, rehabilituję je niemrawo, choć w miarę systematycznie ( zbieranie ślimaków do wiadra co wieczór ), oraz inne ćwiczenia. 

Koniowate doceniają na maksa możliwość chowania się w stajni przed gzami, meszkami i innymi krwiożerczymi owadami. Spędzają w biegalni 3/4 doby, a w nocy idą se pojeść trawki. Mądre zwierzątka.
Cały czas jeszcze mieszkają na zimowym pastwisku, bo wciąż czekamy na właściwą pogodę do koszenia, a przecie dopiero po skoszeniu wypuścimy je na letnie pastwisko.
Ostatnio ktoś serio mnie pytał, patrząc na konie stojące na pastwisku po kolana w bujnej trawie, co one jedzą latem, też siano, jak zimą? Nie, trawę, odpowiedziałam.
Natomiast kot je ptaki, dość często. Na szczęście również myszowate. Oraz kocią karmę, żeby nie było, że my zwierzątko głodzimy.

I tak to sobie upływa to lato jakoś niepostrzeżenie, plewienie, podlewanie, przycinanie, ślimaków zbieranie albo stonki, ciągle coś. Truskawki się kończą, ale za to już się pojawiły pierwsze wiśnie, maliny, porzeczki agreścik, co gębę wykrzywia, taki na początku kwaśny, a teraz już przyjemnie dojrzały. Czekam na papierówki. A jak już nadejdą to będzie olaboga, co zrobić z tymi dziesiątkami kilogramów jabłek?!

Bramy raju.

Jak ja lubię róże...

Tutaj mamy taką różę pnącą, której nazwy zapomniałam, ale dość jest ekspansywna, choć w porównaniu do "Bobby Jamesa" to chucherko. Była ona częścią jednego z wielu ogrodniczych planów, które się udały częściowo. Otóż ten żywopłot, który teraz się składa z białych róż jednej odmiany, miał być w założeniu biało-czerwony. I te wszystkie czerwone pnące róże nie wytrzymały konkurencji róży białej. Została tylko jedna.

Zdjęcie sprzed tygodnia, oczywiście pomidory podrosły i dzisiaj chyba zerwę pierwszego dojrzałego.

Burza róż.

Burza liści.

Znowu te Nikolasa róże, mają parcie na ekran. Ale ładne są, to czemu nie.

A tu nasz żywopłot obronny, nikt się przez niego nie przedrze, najpierw ta straszna róża, a po drugiej stronie  ( nie widać bo ten "Bobby James" ) zasieki z malin. Zresztą po co miałby się przedzierać, furtka obok.

Na górze róże.

Na dole  las. Dobre sąsiedztwo mi się wyrodziło w jakąś dżunglę, truskawki wśród czosnku, gdzieś tam z tyłu próbujemy metody indiańskiej Trzy Siostry, ale siostry wypinają się na siebie wzajem. Jak dynia wzeszła, i kukurydza, to fasola przepadła. Jak fasola wystawiła pęd spod ziemi, to dynia nie. A kukurydza jeszcze nie wie...Ale dobra, coś tam rośnie. Pomiędzy kwitnącą kolendrą, i ziemniakami, które same się zasadziły.

Bodziszek oszalał.

Róża natomiast z umiarem i harmonią roztacza swe wdzięki.

A tu następny cudowny środek przeciw ślimakom. Owcze runo. Tutaj akurat jeszcze żadnego ślimaka nie zauważyłam, ale na drugi raz posianej pietruszce ( pierwszą zjadły do korzenia ) zabezpieczonej dookoła grubą warstwą runa, już były. Więc jakby tu powiedzieć, to runo działało przez ponad tydzień. Ale co tam, fajnie zabezpiecza glebę przed wysychaniem, i chwast też pod nim mniej rośnie.





No i przetwórstwo się zaczęło. W piekielnym kotle tym razem warzy się mieszanina truskawek z płatkami róży. Jakoś nie zrobiłam zdjęć estetycznych słoiczków z pięknymi nalepkami, przewiązanych różową wstążeczką. Musicie sobie wyobrazić.

Na kolejność zdjęć nie miałam wpływu. To on, ten Blogger. Namieszał jak diabeł ogonem.