Zarówno sterylizacja jak i kastracja jest okaleczaniem zwierząt, nie czynimy jej dla ich dobra, a dla własnej wygody. Dochodząc do takich wniosków, postanowiłam podjąć decyzję, w sprawie moich psów aby nie mieć kłopotów związanych z ich rozmnażaniem w oparciu o te właśnie wnioski. Strasznie kocham mojego Arrowka, ale jest to pies biorąc pod uwagę moje potrzeby mało użyteczny niestety, natomiast psem, który zapewnia mi to czego potrzebuję, a więc poczucie bezpieczeństwa okazała się Pasia. Reszta moich psów jak na razie jest typowymi huskymi nie mającymi cech obronnych. Tak więc nie mogę pozwolić -biorąc pod uwagę miłość i wdzięczność i potrzebę - na narażenie jej charakteru na zmianę, a życia na niebezpieczeństwo. Natomiast Arrowek, to uciekinier. Zmiany ich ducha (mówiąc za Lorenzem) wynikające ze zmian hormonalnych, są nieprzewidywalne, ale ryzyko tych zmian jest bardziej pożądane dla mnie w przypadku moich samców. Pasia nawet jak ucieknie, to kręci się wokół naszego terenu, Arrowek natomiast potrafi koczować kilkanaście kilometrów dalej przy jakiejś atrakcyjnej koleżance i zapewniać sobie przetrwanie przez długi czas polując na własną rękę. Natomiast Pasia może się "stępić" i nie tylko stracić cechy, których pożądam, ale i nie przyuczy swoich dwóch córek do obrony. Tak więc postanowiłam wykastrować Arrowka i jego syna Basiora - kastracja jest bezpieczniejsza i nie narażę się na utracę zarówno cech jak i życia mojego obrońcy. Wiem, ze moja opinia wielu głoszącym hasła "dobra zwierząt" się nie spodoba, ale w moim poczuciu okaleczanie zwierząt nie może być nazywane dobrem, a złem koniecznym i świadczy dobitnie o przedmiotowym traktowaniu przez nas tychże. .
Od tygodnia prowadzę eksperyment i wypuszczam Arrowka z domu na podwórze bez linki. Codziennie czas wolności wydłużam, pies któremu zawsze brakowało przedstawicieli własnego gatunku (próby stania się kozą i baranem, nieraz opisywałam, plus zdjęcia po prawej ekranu), teraz ma wreszcie własną watahę z sukami. Na razie jest za wcześnie na wnioski, ale mogę przypuszczać z tego co ma miejsce, że zmiany hormonalne po kastracji mogą przyczynić się do stacjonarności mojego Arrowka.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDoeXAUd0XUBAjjjoBTJWS2aDHPliBD2URbZsHcQowRbtk7q8imVuyGhf7ALTzxWj2IGtOFTFjoOctGadMjHciiB1tkqNCMdj3PdCrnN28yvN1fKwNXsnW7THdFi14GFkC1NyGq9p-ssE/s1600/DSC00114.JPG)
Właśnie kończę czytać wspaniałą książkę Konrada Lorenza, książka ma wartość nie tylko merytoryczną ze względu na autora, ale również literacką ze względu na styl. Rozpoczyna się od pięknej opowieści o początkach domestyfikacji psa. Dzieli on psy na szakalopochodne i wilkopochodne, i snuje opowieść piękną o możliwości pierwszego zbliżenia człowieka z szakalem złocistym. Następnie opisuje różnice zachowań wśród ras psów, ale i różnych gatunków zwierząt. Oczywiście co dla mnie ważne husky są wilkopochodne,więc co również twierdzi Shaun Ellis (Żyjący z wilkami) poznanie i zrozumienie zachowań dzikich wilków, przekłada się wprost na zrozumienie ras wilkopochodnych i postępowanie z psami. Różnice są ogromne Arrowek reprezentant wilkopochodnych bez wątpienia ma zachowania czysto wilcze, co opisuje znów Mark Rowlands (Filozof i wilk) wskazując na samodzielność wilka w działaniu i na umiejętność posługiwania się człowiekiem przez psa. Dla przykładu - Arrowek nie ukradnie ze stołu za to weźmie chlebek sam z kaloryfera gdzie suszę chlebki dla zwierząt, sam otworzy drzwi gdy chce wyjść na dwór. Pasia natomiast ukradnie ze stołu, ale jednocześnie zawoła mnie abym zdjęła chlebek z kaloryfera i otworzyła jej drzwi gdy chce wyjść na zewnątrz.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-amvNewzkPRH1FMQOSj9lXb-u2PaWgE0cUSgix10NBmlGwUBGvSjcnmV_GD1EN5r342bRJ94T4MSC4Y5IODQ33BUHa-keWclmS3w4XGQjV5zzs-Y7U68B2pGL_ih1iFh37QzgAxdP2_o/s1600/DSC00116.JPG)
Lorenz w swej książce posługuje się nazewnictwem, które u nas w stosunku do zwierząt nie jest stosowane, a mianowicie mówi o cechach duchowych zwierząt i o mimice twarzy psów i kotów wskazując na jej niezwykłą barwność. Jeden z ciekawszych fragmentów w książce "I tak człowiek trafił na psa", to ten w którym opisuje sposób widzenia zwierząt: "Prawie żadne zwierzę nie ma wykształconej siatkówki, jaka daje człowiekowi "nastawienie na ostrość" oka. Ludzka centralna część siatkówki wyspecjalizowana jest tak, że daje człowiekowi ostre widzenie obrazu, a ponieważ pozostałe jej części dają obraz nierównie gorszy, oczy nasze wędrują nieprzerwanie od jednego do drugiego punktu, nastawiając je kolejno na fovea centralis - na ostrość. Złudzeniem jest, ze ogarniamy jednocześnie ostro cały obraz. U większości zwierząt ten podział pracy między centrum siatkówki a jej peryferiami nie idzie tak daleko: to znaczy, że widzą środkiem mniej ostro i dobrze, ale za to peryferiami lepiej niż człowiek. Dlatego zwierzęta patrzą wprost rzadziej i nie tak długo. Kiedy wyjść w pole z psem towarzyszącym nam luzem i obserwować, jak często będzie na nas spoglądał, dowiemy się, że zaledwie raz czy dwa razy w ciągu godziny; wygląda wręcz na to, że pies przypadkiem podąża tą samą drogą. Bierze się to stąd, że pies może skrajami pola widzenia doskonale zauważać, gdzie się w tej chwili jego pan znajduje. Większość zwierząt, które w ogóle mogą wpatrywać się obojgiem oczu, jak ryby, płazy, ptaki i ssaki, czynią to zawsze krótko i w momentach najwyższego celowego napięcia: albo wtedy, kiedy się boją przedmiotu, w który się wpatrują, albo coś w stosunku do niego zamierzają - najczęściej nic dobrego. U zwierzęcia wpatrywanie jest niemal jednoznaczne z celowaniem. Dlatego zwierzęta między sobą uważają takie wpatrywanie się za wyraźnie wrogie i zagrażające. Stąd - w obcowaniu ze zwierzętami - obowiązywać winny pewne nakazy uprzejmości i taktu: kto chce pozyskać zaufanie płochliwego kota lub strwożonego młodego psa, niechaj nigdy nie wpatruje się ostro w zwierzę, lecz rzuca na nie okiem na krótko, jak gdyby wzrok spoczął na zwierzęciu tylko przelotnie.
Wszystkie prawdziwe małpy mają tę samą fizjologię oka co człowiek. Ponieważ są bardzo ciekawe i w obcowaniu z innymi stworzeniami całkowicie wyzute z taktu i uprzejmości, działają więc na nerwy innym ssakom, zwłaszcza psom i kotom. Sposób w jaki nasze najmilsze zwierzęta domowe reagują na małpy, odzwierciedla dokładnie ich stosunek do ludzi."
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEUe8s-neBRaVNAdozVcW3ZTICdGqxwihepYs2iVR9wugoqKPEafZbBVetAZV1WnN29CHtflMP_PmduQdOWXyy62KDXwkv6qou6udH2IuwxsFLT12oafTS_e73snhHDTEZ3m0yph3XjYU/s1600/lorenz.jpg)
O Lorenzu słyszałam od mojego męża już wiele lat temu. Opowiadał mi o takim zabawnym panu, który przechodził pół życia w gumiakach, a za nim jego ukochane gęsi, którym wdrukował, że jest ich matką i tak świat dowiedział się o impritingu. Okazało się jednak, że to nie tylko wybitny badacz i naukowiec, ale przede wszystkim człowiek kochający zwierzęta bezgranicznie. Opisuje w pewnym momencie jak uratował życie swojego psa narażając własne, a nie był samotnikiem miał żonę i dzieci, a jednocześnie gdy pies jego wpadł do rzeki w straszliwy mróz, to bez wahania rzucił się na ratunek, co zresztą sam przypłacił kąpielą w zlodowaciałym Dunaju. O doświadczeniach na zwierzętach mam chyba wiedzę większą niż bym chciała, ale nigdy wcześniej zanim odkryłam tą książkę nie przypuszczałabym, że prawdziwa nauka może być połączona z tak wielką miłością.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3x8VnXFQf2ISQhIKvEQPJ2921GbUZ1ock490xafbycvfhpKbXmMt-S5sJulzqRlMxpLVqBMXNoG8MHfhBZliE3wBmrnV35B-zjz7Yw7-VCc9Xv4jNh8q3tL3TMQVbCOA40Ezlg_qM25w/s1600/Lorenz+3.jpg)
Co mnie smuci na sam koniec w związku z książką? Kupiłam ją na przecenie w Empiku, dwa pokaźne stosy tej książki zachęcały do kupna jednej z nich 30% przeceną. Dlaczego nikt nie kupował książki napisanej przez noblistę - wybitnego etologa - twórcę impritingu? Bo ludzie nabierają się na popkulturową papkę, różnych zaklinaczy zwierząt, kolorowo wydanych, posługujących się sztuczkami, których znaczenia mam wrażenie niekiedy sami nie rozumieją, a Konrad Lorenz leży sobie na półkach niezauważany i czeka na zapomnienie...