Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

czwartek, 24 czerwca 2021

A co w warzywniku?

W warzywniku ruszyło.
Rośnie to, co posiałam, rośnie i to, co posiało się samo. Konkurencja jest nieuczciwa, bo chwasty zawsze rosną szybciej, ale pomagam warzywom jak mogę, niszcząc konkurencję. To dopiero jest cios poniżej pasa. No cóż, sama natura na zasady fair play kicha i plwa.
Piszę to z pełną odpowiedzialnością, naturę ową obserwując sobie codziennie, w jej różnych przejawach. Codziennie widzę kruki, które podżerają sobie w oddali na wzgórzu jakieś mniejsze lub większe zwłoki. Na pastwisku znajduję świeżutką nóżkę lisa, z pazurkami. Gdzie reszta? Jaki dramat się rozegrał tam wśród traw?
Ja sama z determinacją eksterminuję ślimaki bezdomne. Które ze smakiem zajadają swoich nieżyjących braci. 
Patrzę z radością na stadko pociesznych nielotów, przed chwilą wyprowadzonych z gniazda w różanej pergoli przez dumnych rodziców. I patrzę za chwilę z przerażeniem na naszą słodką malutką kotkę Pi, która w ułamku sekundy z puchatego maleństwa przeobraża się w maszynę do zabijania i łapie jednego nieszczęsnego pisklaka za drugim.
Akcja, która była doprawdy śmieszna, choć tragiczna, wyglądała tak, że kot, z pisklakiem w paszczy, miotał się po trawniku we dwóch różnych kierunkach jednocześnie ( łamiąc wszelkie prawa fizyki dotyczące czasu i przestrzeni ) bo po trawie podfruwały jeszcze dwa nieloty, a on chciał je zjeść wszystkie trzy na raz.
A ja, jak to człowiek, niepewny i obłudny i przekonany, że wie lepiej, rzuciłam się też jednocześnie przytrzymywać kota, odganiać ptaszęta, próbując klaskać jedną ręką ( zen się kłania i słynny koan do rozwiązania - usłyszeć dźwięk klaskania jednej ręki ) bo w drugiej to wiadro ze ślimakami, oczywiście.
Odstawiłam w końcu to wiadro co skończyło się tym, że ślimaki uciekły ( na szczęście niedaleko ) a kot i tak zeżarł jeszcze dwa pisklaki. Pobiła mnie na głowę ta cała natura i jej bezwzględność uosobiona w ciele naszego kociusia. Którego wieczorem zostawiłam siedzącego kamieniem pod pergolą, a gdzie na drugi dzień rano znalazłam porwane na strzępy gniazdko miłych ptaszków. Pocieszam się, że gniazdko było  już puste, a kot tak tylko wyładował frustracje, bo więcej jedzenia kiepsko fruwającego nie złapał.

Na ale to tylko dygresja, co prawda na temat, bo tak naprawdę to chciałam wam pokazać, że posadziłam kabaczki i dynie oraz kukurydzę i jakie środki zastosowałam, by nie zeżarły je ślimaki od góry, a karczowniki od dołu.


Z siatki, co nam została z obijania podwyższonych grządek od dołu,
uplotłam koszyczki do posadzenia sadzonek. Paluszki bardzo bolały
od zaginania drucików, ale efekt jest zadowalający.


Koszyczki poszły w ziemię.


W każdym koszyczku zagnieździła się sadzonka, a dookoła rozłożyłam owcze runo uzyskane 
z ekologicznych owiec rasy wrzosówka od Inkwi.


Ogród w skrzynkach, zabezpieczonych od dołu siatką metalową, coby podziemne myszy
nie zjadły plonów. Tu ziemniaki. Stonkę zbieram ręcznie.


Tu selery, pory, marchew, pietruszka, buraczki, fenkuł.


Rzepka majowa, pasternak i maciejka. Reszta musi se poradzić bez skrzyń. Ślimaki nie mają
problemów ze wspinaczką na skrzynie, niestety.


Zobaczymy, czy wełna owcza i metalowa siatka powstrzymają hordy barbarzyńców.
Nadmienię, że zdjęcia zrobiłam ponad tydzień temu i w tej chwili wszystko jest już dwa razy większe.







niedziela, 13 czerwca 2021

Sprawozdanie czerwcowe - irysy, bzy oraz inne różności.

 

Pan Blogger wziął i przestawił kolejność zdjęć. Nie będę się z nim dziś szarpać, niech się cieszy, że ma, jak chciał. Czyli od tyłu do przodu.
Ja znowu się cieszę, bo pięknie wszystko rośnie, kwitnie i pachnie w obejściu. No, może z wyjątkiem kanki z gnojówką pokrzywową. Otwarłam dziś, po paru tygodniach zamknięcia, i buchnęło straszliwym smrodem.
A poza tym, bujnie i zielono.

Tu mamy naszą pierwszą różę, pięknie pachnącą, klasycznym zapachem różanym, z odcieniem cytryny, pośród bodzichów od Taaby oraz azalii, co też nieziemsko pachnie.


Irysik z miasta Odzi, z tych większych.

Ten też z tych wyższych, aże go zgięło po deszczu i wichurze.

Też Taabazowe cudeńka irysowe.

Tu mamy rabatkę z irysami, w tej części, gdzie irysy się skończyły.

Księżniczka Pi podczas popołudniowej toalety.

Oraz podczas medytacji.

Dora zażyczyła sobie nasze krzaki bzu pooglądać, to proszę bardzo. W kolorze waniliowym.

To akurat nasze drzewko pigwowe, co to pięknie kwitnie, następnie produkuje owoce, a potem się okazuje, że sezon o miesiąc za krótki i te pigwy, zielone i twarde jak kamienie, spadają po pierwszym przymrozku w trawę i do niczego się nie nadają.

Bzy w krzako-żywo-płocie.

Bzy wzdłuż ogrodzenia.

To chyba lilak Meyera, koło bramy.

Tu mamy naszą nową rabatkę bylinową, którą właśnie zasiedlam, już nie wygląda tak pusto i czarno. Tak było 2 tygodnie temu.

Kwiatki różne.

I różniaste.

Koniowate poszły na letnie pastwiska, widujemy się wcześnie rano, potem one idą na górę i przeczekują aż się upał skończy, a ja idę do chałupy i czekam, aż się upał skończy. 

Tu mamy iryski wcześniejsze i niskie.

Tu też, te są sprzed 3 tygodni co najmniej.

A ten tutaj jakiś czterodzielny, dziwny trochę. Też z tych małych.


Tak to wygląda, proszę Pani Tabaazy, oraz Pani Dory.
Dotrzymałam słowa, pokazałam co obiecałam i nic ponadto. 
Zmęczonam dziś.