Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

sobota, 14 stycznia 2023

Każdy dudek ma swój czubek.

A co niektóry czubek ma swojego dudka.
Wydaje się wam wszystkim, że bredzę od rzeczy?  Jako ten tytułowy czubek? A właśnie że nie. Bo ja tu o majstrze stolarskim Willim Dudecku i jego wyrobie powiem, chociaż niewiele jest tu do opowiedzenia, bo niewiele po nim zostało. A może nie szukałam aż tak bardzo, jak by było można.

Ale wracając do rzeczy,  a właściwie zbaczając w dygresję, Agniecha, dzieckiem będąc, jak każdy właściwie, miała babcię. A babcia w mieszkaniu swym, oprócz różnych tam mebli, posiadała czarodziejski kredens. Taki po Niemcach, co ich z ziem ukradzionych wypędzili ruscy na zachód. A Polaki z Litewszczyzny przyjechały i zostały. Kredens rzadko był otwierany, u góry za szybką stały sobie różne kieliszki i filiżanki, i talerzyki, których używało się tak rzadko, że właściwie służyły tylko do wzbudzania podziwu. Na dole, w przepastnych głębiach za trzema drzwiczkami, kryły się niezgłębione tajemnice. Drzwiczki były zamykane na kluczyk, więc nie dało się ot tak, zajrzeć. A jak już babcia otworzyła, to ho ho, nie wiadomo było, co podziwiać najpierw. Czy te butelki wypełnione płynami zakazanymi dla dzieci, czy, obrusy, obrusiki i serweteczki, haftowane, wykrochmalone, wyprasowane, i poskładane. Czy słoje z cukierkami czekoladowymi i landrynkami, a może stare zdjęcia, a może kryształowe wazony? Kredens był pełen cudów i już. Chciało się w nim zamieszkać, jak w bajce, ale niestety, nie było w nim już miejsca na nawet niewielką dziewczynkę. Lata mijały, dziewczynka rosła, kredens malał, nie tracąc na szczęście swojej magii. Lata mijały dalej, dziewczynka dorosła, babcia była coraz starsza, i w końcu, jak to zwykle bywa z babciami, wzięła i umarła. Mieszkanie zostało, z meblami, i z kredensem. Ogromnym. Nikomu nie potrzebnym. Kredens wylądował w piwnicy. I zniknął z tej opowieści. Pozostało wspomnienie. I sentyment.

Agniecha pojechała na studia, potem pojechała na drugie studia, i gdzieś tam, w zupełnie innym kraju, innym czasie, poznała pewną osobę, która podobnie jak ona, w dzieciństwie była mieszkanką magicznego kredensu. Niesamowite przeżycie. Spotkać kogoś, kto  ma tak podobne wspomnienia dotyczące innego chociaż tego samego mebla. Kredens po Niemcu. Ogromny. Pełen cudów. Z tym że kredens Mai wyemigrował z Polski do Izraela razem z jej rodziną, co to jej Polacy w Polsce nie chcieli. I ona ten kredens wielokrotnie uwieczniła w sztuce. Jako że jest Maja  artystką. Czynną. Tak czynną, jak Agniecha bierną.


Kredens Mai - rysunek.


Kredens Mai - instalacja. Ten jest faktycznie ogromny, bo Maya powiększyła go tak, by dorosły mógł go doświadczać z perspektywy dziecka.


No i dobra, sztuka swoją drogą, a życie swoją.

Agniecha z obcych stron wróciła do kraju rodzinnego, chociaż w inne miejsce tegoż, z artystki przekwalifikowała się w rolnika.
Dom wybudowali z Latającym. Z tarasem. Zadaszonym. Dużym. Z wiecznym bałaganem na tym tarasie, bo wszędzie się na nim jakieś rzeczy a to ogrodowe, a to warsztatowe, a to niewiadomojakie pętały. Wymyśliła Agniecha, że jakiś mebel by się przydał, żeby ten chaos jakoś opanować, albo chociaż ukryć. Najlepiej kredens.
I tak sobie ta myśl bytowała, Agniecha od czasu do czasu a to na OLX, a to na allegro, a to znowu w lokalnym komisie czy na niedzielnej giełdzie sprawdzała, czy aby nie znalazł się właściwy kandydat, ale jakoś się nie zjawiał. Lata mijały. Bałagan nie mijał. Aż tu nagle, w pierwszym tygodniu nowego roku, w ogłoszeniu z marnymi 3 zdjęciami pojawił się ten właściwy. Przeczucie powiedziało, że to on. Tym bardziej, że on bardziej miejscowy niż my wszyscy.
Nawet nie było aż tak daleko. I nawet nie aż taka ruina.  No to pojechali i się zapoznali z meblem i jego właścicielem. Kredens po Niemcu, stał w domu na wsi, co w nim ta rodzina po  II wojnie z Iwano - Frankowska wylądowała tu gdzieś na Dolnym Śląsku. Stał w tym domu u babci, aż się babci zmarło, a kredens był za duży, żeby się zmieścił do domu wnuczka. Wnuczka nie zapytałam, czy też jest z plemienia mieszkańców magicznych kredensów, ale kto go wie. Z oczu mu dobrze patrzało.

No i jest - nasz tarasowy kredens, piękny choć niemłody, stuknęło mu sto lat już pewnie parę lat temu.
Dzieło rąk mistrza stolarskiego z Hirschberga, niejakiego Williego Dudecka. Fajowo. Bliżej mu teraz do Jeleniej Góry niż przez te poprzednie 100 lat w okolicach Chojnej. Trochę zniszczony tu i ówdzie, fornir wytarty do litego drewna gdzieniegdzie, dziury ma po korniku, ale kornik załatwiony na ament, zarzekał się Pan Właściciel. Jakieś czyszczenia, naprawy, szlifowania i malowanie go czekają, ale na razie odpoczywa po przeprowadzce.
Ogólnie, to coś mnie tknęło, gdy go zobaczyłam, nie tylko, że mi bardzo przypadł do gustu, ale jakoś więcej.


A tu nie dość, że się okazało, że pochodzi z Jeleniej Góry, nie dość, że jego wykonawcą jest mistrz stolarski Willi Dudeck ( lubię dudki ), to jeszcze ten Willy Dudeck miał swój warsztat i magazyn mebli w Hirschbergu, adres Rynek 46, w kamienicy, która jest mi osobiście znana. I nie mówcie mi, że to przypadek. 
Ten nasz kredensiorek to raczej prosty mebelek w dorobku Mistrza Dudka. Bo sami zobaczcie:


taka sobie biblioteka - zdjęcie wzięte z Allegro

A tu nasz osobisty dudek, prościzna kuchenna, nadszarpnięta zębem czasu tu i ówdzie:










Temat do rozważań na ulotnością ludzkiego życia, Niemcy odeszli, kredens został, Polacy przeminęli, kredens nadal trwa, my przeminiemy, miejmy nadzieję, że ktoś się tym meblem zaopiekuje i będzie on sobie dalej istniał, niemy świadek ludzkich historii, których nikt nie usłyszał, i nikt nie pamięta.


I tu oczywiście pytania do naszych specjalistek od odnawiania. Jak to oczyścić? Czym następnie pomalować?