Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

wtorek, 6 lutego 2024

Kiedy plastik ratuje życie.


W tym przypadku ptaków. Plastik w formie resztek folii samoprzylepnej, która została mi 
z czasów o ho ho, jeszcze studenckich. Nie ma to jak mentalność chomika, bo kiedy trzeba 
czegoś, chomik biegnie do swej norki, szuka, szuka, fuka, klnie ale w końcu znajdzie.





 

Może nie są to najpiękniejsze nalepki, ale skuteczne na pewno. Od kiedy są przyklejone, ani jeden ptak się nie rozbił o szybę.


 

niedziela, 4 lutego 2024

Postęp prac.

Niemożliwe nagle zrobiło się możliwe, bo czynności odkładane na później nie dały się już bardziej przełożyć.
Pigwy zalegające w piwnicy przechowywały się bardzo dobrze i pewnie nadal by tam jeszcze leżały, gdyby nie nadeszły najpierw odwilże, a potem obfite opady deszczu, z czego wynikła woda w piwnicy do pół łydki, konieczność pompowania, a na samym końcu skutek - wilgotność w piwnicy zdecydowanie wzrosła, a pigwom zachciało się gnić. No to trzeba było się zabrać do roboty.


Pigwy z własnego drzewka,
po raz pierwszy właściwie udało się im porządnie dojrzeć.
Normalnie czekaliśmy do pierwszych przymrozków, czyli ile się dało, a i tak 
zbierało się zazwyczaj zielone, niedojrzałe owoce. A w tym roku żółciutkie,
jak te tureckie pigwy z supermarketu.

Te już tak dojrzałe, że bardziej nie można, ale nadal
twarde jak kamień.

Przepis mówi: oczyścić z włosków, pokroić na kawałki.
Cudny przepis, bo nie każe wycinać gniazd nasiennych ani obierać ze skórki.
Gotować w małej ilości wody, z dodatkiem skór od cytryny, aże do zmięknięcia i rozgotowania.

Przetrzeć przez sito.

Pulpę zmieszać z cukrem.

Gotować, gotować, gotować.

Lawa musi bulgotać, pryskać a w końcu zgęstnieć i ściemnieć.

Lekko ostudzoną masę przelewamy do foremek wysmarowanych olejem neutralnym w smaku.
Grubość warstwy +/_ 1,5 cm.
Suszymy w piekarniku w temperaturze ok 30 st.
W moim przypadku trwało to parę dni.

Delikatnie wyciągamy z formy na papier do pieczenia.

Osypujemy cukrem pudrem.
Znowu podsuszamy.

Kroimy.

Kroimy.

Przechowujemy w szczelnym pojemniku, warstwy galaretek przekładając
papierem do pieczenia. Trwałość 2 lata.

Dobrze wyszły w tym roku. 
Przedostatnie, sprzed 2 lat chyba, były tak niedojrzałe, że galaretki nie chciały zgęstnieć, musiałam poczarować za pomocą pektyny w proszku. Coś tam wyszło, ale nie były to moje najlepsze galaretki. 
W poprzednim roku pigwa poszła na inne przetwory oraz na kompost.
Teraz leje straszliwie. Pompa jeszcze stoi w piwnicy, więc jakby co, nie trzeba będzie jej nosić na miejsce.