Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie roku 2013 i życzenia

Cóż... rok 2013, był zdecydowanie rokiem PSA, nie wiem jak się to ma do kalendarza chińskiego, pewnie nijak, ale u mnie to rok psa pod każdym względem. Znajomy ostatnio na jakiejś imprezie, powiedział do mnie, że cieszy się, że ten rok się kończy, ja nie podjęłam jakoś wątku, ale cały czas to jego stwierdzenie do mnie wraca, ja również cieszę się, że ten rok się kończy. Jedynym tego roku pod psem pozytywnym wymiarem, są właśnie psy w liczbie dla mnie pięć i pół psa:-) A oto zdjęcia wszystkich dziewięciu szczeniaków, które znalazły się w kochających rękach, zdjęcia przesłano mi w ostatnich dniach, tak więc są jak najbardziej aktualne:
To moje pięć i pół psa - Pasia z Arrowkiem z lewej, pół pies (nawiązanie do Gry o Tron) na pierwszym planie po prawej, za nią Mała Asia, Basior wielgachny rudy i na końcu Luna - nasz lizaczek i skoczek


Jeszcze jedno ze wspólnego "sprzątania" padoku - tu widać jakie są już wielkie


Edward, czyli Edi jest u naszych przyjaciół w mieście
Lucy jest na wsi u przyjaciół naszych znajomych
Bunia u innych przyjaciół naszych znajomych na wsi
 Została jeszcze Dasza i Masza, które są w Anglii u Aldonki- czyli Kaphory niestety nie udało jej się zrobić najnowszych zdjęć, bo jak wiecie na wyspach wieje i leje strasznie, ale obiecała, że jak ucichnie to zrobi i prześle, a ja wtedy dodam natychmiast.

Wszystko wyrośnięte i szczęśliwe, a my dostaliśmy namiary na człowieka, który pomoże nam wyszkolić pod zaprzęg naszą piątkę, bo półpies jest tylko do kochania Mini czyli MiMi:-)

 ŻYCZENIA DLA WSZYSTKICH DOBREGO ZDROWEGO I OBFITEGO W SAMO SPEŁNIENIE WSZELAKIE ROKU 2014 ŻYCZĘ W SWOIM I AGNIESZKI IMIENIU

Pozwolę sobie również ze względu na brak kartek świątecznych w tym roku i niewywiązanie się z różnych zobowiązań mailowych wymienić kilka osób, do których szczególnie są kierowane życzenia:

Wszyskim Znajomym blogującym!

Iwonce Pikos, której nie odpisałam na maila

Agnieszce, której nie wysłałam kartki

Piotrusiowi i Emilce - naszej rodzinie i przyjaciołom w jednym

Piotrusiowi Wojtysiakowi, to ten, który się cieszy razem ze mną, że rok mija właśnie;-)

Zbyszkowi, od którego dostałam wspaniały prezent na święta - przedruk XVII wiecznej hippici, o  której będzie jeszcze pewnie nie raz na blogu

Izbie Skarbów, która zechciała mnie przyjąć do współpracy, a ja jeszcze nie zebrałam się i niczego nie napisałam

Grzesiowi Bezatowi, dzięki któremu mamy Pasieńkę

Tomkowi Nowackiemu, który jest naszym lekarzem i przyjacielem, a do którego nie poszłam na badania mimo obietnicy...

Tomaszowi Miderze, który na pewno tego nie przeczyta, ale dzięki któremu czuję się bezpiecznie na wsi - zawsze mogłam na niego liczyć

Marcinowi Sitarkowi - przyjacielowi mojego męża od niepamiętnych czasów, jednemu z nielicznych, którzy jak mogą to pomogą

Naszej rodzinie z Łodzi o pięknym nazwisku Bratek:-) z którymi to mam nadzieję w tym roku uda się wreszcie spotkać

Dagmarze i Robertowi, z którymi mieliśmy szczęście i przyjemność spędzić jeden dzień świąteczny

Wreszcie wszystkim, którzy dostali od nas psy za to, że cudownie się nimi opiekują, gdy patrzę jakie one są czyste, a moje brudne, to jest mi wstyd, ale moja banda razem ze mną sprząta stajnię codziennie...


Na pewno o kimś zapomniałam, za co z góry przepraszam, ale to wszystko przez ten okropny psi 2013 jeszcze rok, w którego końcówce to piszę:-)







poniedziałek, 30 grudnia 2013

Ekologicznie.:-)

Korzystam z faktu, że Paulina dopiero jutro, pojutrze stworzy swój wpis, i wpycham się z własnym.
Krótkim i zdecydowanie nieintelektualnym.

Ale za to na temat ostatnio popularny, czyli śmieci i ich utylizacja.

Proszę wobec tego popatrzeć sobie na rewolucyjne rozwiązania ekologicznej utylizacji odpadów zielonych iglastych poświątecznych, które zastosowano w "Stadninie Izery".

Krok pierwszy.



Krok drugi.

Krok trzeci.

Krok czwarty.

Krok piąty.
 
Krok szósty.
 
Krok siódmy.

I po świętach.:-)



wtorek, 24 grudnia 2013

ŻYCZENIA




Powiedzmy, że to ta pierwsza Gwiazda, na którą wszyscy czekamy...


Kochani, w te święta pragniemy Wam złożyć Życzenia Zdrowych i Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku,  zdrowych i pomyślnych dla naszych wiejskich planów, ale i codzienności naszej, aby zawsze wiatr omijał nasze domy, aby choroby omijały nasze zwierzęta.
Aby w kurniku zawsze były jajka, a nasze ogiery nigdy nie kopały i nie gryzły:-) Aby nasze źrebięta, koźlęta, psięta, jagnięta, dziecięta, rodziły się piękne i zdrowe rosły. Aby nasze psy kopały mniej dziur, w których po ciemku można złamać nogę. Aby wszystko rosło zdrowo, a plony były obfite i abyśmy się nie poddawali - my, czyli Ci czasem przerażeni ogromem wziętym na barki nie tylko pracy ale i odpowiedzialności za te mniejsze życia ( chociaż czasem poważnie zastanawiamy się, czy te życia są mniejsze ), które towarzyszą nam każdego dnia w naszym wiejskim życiu.

Paulina i Agnieszka





niedziela, 22 grudnia 2013

O niczym.

Obowiązek wzywa, poczucie winy rośnie. Pisać by trzeba, ale co robić, kiedy weny nie ma.
Świąteczne przygotowania marną wymówką, mamy gości, którzy nie mają nic wspólnego z polską tradycją świąteczna i kulinarną, w związku z tym, fajowa sprawa, nie zamierzam poświęcić gotowaniu zbyt wiele czasu. Od tego mamy w te Święta holenderskich facetów, kulinarnie świrniętych.
akcent świąteczny...na razie jedyny

Żeby już nie było, że taka ze mnie straszna pani domu, posprzątałam chociaż w domu dla gości. Perfekcyjnie, ale bez okien. Dla równowagi w domu własnym siano i słoma zamiast pod świątecznym obrusem, grubą warstwą zalega pod stołem i w kątach. Więc nie aż tak źle, bo kiedyś w kątach ponoć snopy się stawiało w Wigilię.
Pogoda jakaś wiosenna, a i wietrzysko niemałe, powywiewało różne sąsiedzkie śmieci do nas, a nasze do innych sąsiadów.
Galeon i ja.

Konie płci męskiej wywieźliśmy z pastwisk do stajni zimowej. Poszło to jakoś podejrzanie szybko i sprawnie, pamiętam czasy wcześniejsze, gdy ładowanie koni do przyczepy było jedną wielką walką i stresem. Chyba i my, i konie się zmieniliśmy w okresie tych paru lat. Pojechaliśmy we dwie przyczepy czyli cztery konie za jednym razem. Fajnie to musiało wyglądać.

Konie płci żeńskiej stoją już na swoim zimowym pastwisku przy stajni i przebrzydzają niemożebnie. Siano im nie smakuje. Źrebaki odstawiają solidne tarzanko za każdym razem, gdy dajemy im jeść, więc zmniejszyliśmy częstotliwość karmienia do 1 raz na dwa dni. Skoro wolą trawę starą jeść na pastwisku. Przecież ich nie przymuszę.

I tyle.

No, chyba że ktoś z Was ogiera konika polskiego by chciał kupić. To mam. Tego.
To jest Len.

środa, 11 grudnia 2013

Wyróżnienia - spóźnione odpowiedzi.



 

Zostałyśmy wyróżnione, przez Tomka oraz Natalię! Dziękujemy. Czujemy się zaszczycone. Naprawdę. Ale, obie będąc leniwe,  zwlekałyśmy z odpowiadaniem na pytania. Dłużej już nie uchodzi, bo wyjdzie na to że jesteśmy dwie chamskie, zarozumiałe koniary.

Agnieszka odpowiada pierwsza, bo Paulina jest bardzo zajęta, ale dołączy, gdy tylko będzie mogła.

Odpowiedzi na pytania Tomka z Jedlisk.

1. Twoje ulubione zajęcie w jesienne wieczory? Czytanie książek przy płonącym w kominie ogniu, ewentualnie bez.
    
2. Czy wciąż masz przyjaciół z dzieciństwa? Jeżeli liceum to jeszcze dzieciństwo, to tak. 

3. Najpiękniejszy prezent otrzymany w dzieciństwie? To nie były czasy na prezenty, chyba nie pamiętam.

4. Twoja wymarzona podróż, którą chciałbyś odbyć? Syberia, Mongolia, Japonia...

5. Preferujesz czytanie książek, czy oglądanie filmów? Książka. Zawsze.

6. Najweselsze przeżycie/psikus z lat szkolnych? Kiedy panu od fizyki nalaliśmy wody do kaptura od kurtki, a on, roztargniony był człowiek, kurtkę założył, i kaptur też.

7. Wystrój domu - nowoczesność, czy starocie? Eklektycznie, bo nigdy się nie mogę zdecydować.
8. Wypielęgnowane rabatki i grządki, czy "dzicz" naturalnego ogrodu? To drugie przemawia do mnie bardziej. Tym bardziej, że plewienie zazwyczaj odkładam na zaś.

9. Czy jesteś człowiekiem rodzinnym? Niezbyt.

10. Ulubiona praca domowa lub jakakolwiek inna która sprawia tobie przyjemność? Odśnieżanie jest na pierwszym miejscu. Dlatego tak cierpię latem.;-))) Sprzątać też lubię, byle nie za często. No i zasuwać w ogrodzie. Pracować z końmi.

11. Co wolisz: ciszę czy dźwięki - a jeżeli tak to jakie? Coraz bardziej ciszę.  
  



Odpowiedzi na pytania Natalii z Wonnego Wzgórza:    

1. Jaka jest Twoja ulubiona piosenka i dlaczego? Na to pytanie odpowiedzić się nie da, piosenek jest wiele, na dodatek ciągle zmieniają miejsca na mojej prywatnej liście przebojów. Lech Janerka “Konstytucje” , Brassens, w wykonaniu Zespołu Reprezentacyjnego  “Śmierć za idee” .... A może... “Majster Bieda” WGB, a może coś Osieckiej, a może Starsi Panowie Dwaj?  A poza tym, odpowiedź na pytanie 11 Tomka...                                                             

2. Najbardziej kobiecy gadżet Twoim zdaniem to? Pantofel na wysokim obcasie? Kapelusz z woalką? Papieros w cygarniczce?

3. Czy pomagasz bezdomnym zwierzętom, jeśli tak, to w jaki sposób? Zdarzy mi się dokarmić. Albo wspomóc finansowo.                      

4. Jakie są Twoje ulubione smaki? Kwaśny, ostry słony, słodki, gorzki. Od najbardziej ulubionego do najmniej.                                           

5. Kino, czy teatr? Teraz, na wsi zagrzebaną będąc, ani jedno, ani drugie.

6. Najromantyczniejsza chwila w Twoim życiu to...?  Kiedy wspinałam się na komin Starej Gazowni w Poznaniu,  będąc pod wrażeniem pewnego opowiadania Hrabala. Niestety, nie wleźliśmy na samą górę.                                                              

7. Czy lubisz swoją pracę, dlaczego tak, dlaczego nie? W danej chwili hoduję konie i chyba tak już zostanie, w gruncie rzeczy wszystko kręci się tu wokół koni, trawy, siana, i ogrodu. Lubię! I pomyśleć, że kiedyś byłam artystką...                                                         

8. Czy jest coś, dzięki czemu możesz poczuć, że jesteś spełniona?  Kiedy patrzę w te wielkie brązowe oczy....                                        

9. Jakie jest Twoje największe marzenie? Nie napiszę, żeby nie zapeszyć.

10. Co lubisz robić, kiedy jesteś sama w domu i masz czas tylko dla siebie? Czytam.                     

11. Filharmonia, spotkanie z poezją na zamku, czy łące, a może szalony rockowy koncert, co wybierzesz? Spotkanie z poezją śpiewaną, na łące.





No to  teraz ja serdecznie dziękuję za wyróżnienia dla naszego bloga:-) Dziękuję również Agnieszce, że wzięła na siebie ciężar główny wpisu. Pozdrawiam wszystkich serdecznie z mojej kuchni własnoręcznie przeze mnie odnowionej - tynki mozaikowe i cała reszta, jak widać u mnie już powolutku święta zaglądają :-)
  
Odpowiedzi na pytania Tomka:

1. W jesienne wieczory najbardziej lubię coś dłubać, majsterkować, odnawiać itp.
2. Nie przetrwały moje dziecinne przyjaźnie.
3. Byłam podobno dzieckiem, które potrafiło się cieszyć ze wszystkiego, a czegoś szczegolnego nie pamiętam, oj nie pomyliłam się MAŁPOLUD kupiony za jakieś astronomiczne pieniądze i ostatnie jednocześnie przez moją ukochaną siostrę w Warszawie, oj to śmieszna historia była :-)))
4. Moja wymarzona podróż, to wielodniowa wędrówka na końskim grzbiecie mojego przyjaciela Lisiaka:-)
5. Książka zdecydowanie.
6. Chłopcy w liceum przestawiali malucha jednej z nauczycielek w słońce aby się okrutnie nagrzał:-)
7. Starocie, choć taki cyber punk mnie kusi, chciałabym do kuchni taki cyberpunkowy okap nad kuchnię, do moich dołów od singera bardzo by pasował.
8. Ogrody angielskie zdecydowanie, romantyczne.
9. I chyba jak Agniech jestem niezbyt rodzinna, ale to dlatego, że z mężem mamy dusze samotnikow, a przestrzeń na człowieka wypełniamy sobie wzajemnie.
10. Praca w stajni przy koniach i na gospodarstwie, przebywanie ze zwierzętami, ale i tworzenie w srebrze aktualnie i rzeźbienie, kocham też książki, czytam codziennie przed snem parę godzin.
11. Cisza i spokój, dlatego mieszkam na odludziu, a dźwięki ostatnio ulubione, to mój kogut o poranku, ale i w nocy mu się zdarza:-)))

Dziękuję Tomeczku:-)


Odpowiedzi na pytania Natalii:

1. Mam wiele utworów, które lubię, ale może jeden szczególnie na mnie działa - "Dzień dobry, kocham Cię":-)
2. Kapelusz, pantofelek delikatny, kocie oko:-)
3. Co roku przekazuję 1% na schronisko w Piotrkowie, no i nie zliczę ratowanych przez nas psow i kotów.
4. Lubię smak miodu, smaki mięs, dobra herbata, kawa gotowana po arabsku z przyprawami, smaki kuchni polskiej tradycyjnej, na ostatniej wigilii KGW wyjadłam całą kapustę - parę dni temu:-)
5. Teatr kocham, tą magię żywej sceny, ten kontakt z aktorami (tylko trzeba mieć dobre miejsca), to dla mnie czysta magia, zeszły Sylwester spędziliśmy w teatrze, teraz boimy się awarii naszego auta, bo gdyby nie to to już bym była w Łodzi po bilety, a tak pół roku na diecie bez teatru jesteśmy:-(
6. Najromantyczniejsze dla mnie były chyba poranki, kiedy mój mąż przed wyjściem do pracy rano nastawiał piosenkę "Dzień dobry, kocham Cię" zespołu Strachy na Lachy :-)
7. Uwielbiam pracę gospodyni domowej i prowadzenie gospodarstwa, dzięki temu, że nigdy nie pracowałam zawodowo, mogę się rozwijać, spełniać marzenia i pogłębiać wiedzę wszelaką, hipologiczną, aktualnie pszczelarstwo, i spróbować wszystkiwego - jubilerstwa, renowacji, pobawić się decoupagem, czy cokolwiek co można zgłębić, czy się nauczyć, właśnie położyłam w kuchni na stare płytki tynk mozaikowy:-) Tak kocham być kurą domową, bo dzięki temu mam czas aby wsłuchać się nie tylko w otaczający mnie świat, ale i w siebie samą:-)
8. Gdy czytam książki, zdobywam wiedzę i nowe umiejętności - wtedy czuję się spełniona.
9. Podróż na grzbiecie mojego Lisiaka.
10. Lubię majsterkować, tworzyć rękodzieło - lubię czynny wypoczynek:-)
11. Natalio wszystko co wymieniłaś oprócz rokowego koncertu:-)

Dziękuję Natalko:-)

piątek, 29 listopada 2013

Historya Powszechna Konia i refleksye własne;-)

Przeglądam sobie i poczytuję hr. Czapskiego Historię Powszechną Konia i tak mnie różne wspomnienia i refleksje nachodzą. Pamiętam jak postanowiłam kupić konie, ponieważ nic absolutnie o koniach nie wiedziałam poza tym, że chcę,  tak jak Felina u Resnika, która chciała dostać wieloryba, Mallory pyta więc kobietę kota - a czy ty wiesz Felina jak wieloryb wygląda, na co Felina po krótkim namyśle odpowiada - nie, ale chcę! Tak było też ze mną, choć nie do końca, bo zaczęłam nie tylko dzwonić po hodowcach i sprzedawcach koni aby rozmawiać, ale przede wszystkim czytać, choć jeden wątek mi umknął jakoś i jakoś tak wmanewrować dałam się bezrefleksyjnie, może dlatego, że było mi wygodnie w to wierzyć, nie wiem już sama. Na szczęście w moim życiu z końmi bądź to moja intuicja i przeczucie, bądź przypadek kieruje wszystko na właściwe tory. Może to głupie rozumowanie z mojej strony, ale niech tam - jestem wdzięczna za złamaną rękę. Powiecie - wariatka, ale pomyślcie najpierw i przeczytajcie do końca. Powszechna opinia w naszym kraju głosi, że na dwuletnich koniach już się jeździ, że nie ma na co czekać, to właśnie usłyszycie, od ludzi, którzy zarabiają na koniach, w stadninach, w agroturystyce z końmi, od ludzi, którzy mają pieniądze, noszą głowę wysoko uniesioną i patrzą na was z pogardą jako znawcy na hołotę, która nie ma pojęcia o koniach, wyrażają się niepochlebnie o konikach polskich, a ogiery to już wyższa szkoła jazdy i trzeba mieć doświadczenie, oraz "rękę". My skoncentrujmy się na wieku konia, przeglądam rozdział o ujeżdżaniu i układaniu i czytam - jest to oryginalny język XIX wieku, który zacytuję - " Im gdzie później konia do pracy używać poczynano, na tem większej rządności reputacyę zasługiwał gospodarz. Bywali więc i tacy, którzy konia przed 7mym do niczego nie używali rokiem..."  Dalej autor cytuje hr. Dzieduszyckiego "Piąty rok właśnie do ujeżdżania najsposobniejszy być rozumiem, kiedy już w swojej porze ciała i w siłach koń staje, a nie w czwartym jako po rznięciu zaraz jest w Polsce zwyczajna" , " Z tem wszystkim żadne rozumowania mędrków krajowego zmienić nie mogły zwyczaju, powszechnie brano konia do stajni po trzech przebytych w stadzie zimach a wyjeżdżać go w czwartym roku poczynano, zachowując jak najstaranniejszą pilność w oszczędzaniu sił młodego konia". "Bardzo wielu wychowywaczy koni w Polsce, chcąc pogodzić to, co doświadczenie za konieczne uznało, z tem co rozumowanie za zbawienne radziło, odkładało prawdziwą konia dresurę do piątego roku jego życia, cały zaś rok czwarty trawiło, na pędzeniu zrzebca na lince. Hr. Dzieduszycki takich pochwala i powiada : "bieganie na sznurze w czwartym roku potrzebne być rozumiem, do lekkiego w obroty i w obieg wprawowaniakonia i do przyczynienia mu żartkości i chciwości, żeby potem na ujeżdżeniu nie był jako głupi i zahukaly". Dalej opisuje szkolenie jak się odbywało, jak spokojnie i bez stresu konia wprowadzać we wszystko jak za starszym koniem i ułożonym już go prowadzać aby się przyzwyczajał, jak porę karmienia wykorzystywano aby różne bodźce dobrze się kojarzyły, ja instynktownie nie wiedząc zupełnie nauczyłam konie czyszczenia kopyt podczas karmienia, konie zajęte jedzeniem pozwalały sobie robić wszystko, choć "znawcy" mnie karcili mówiąc, że koń podczas czynności powinien przywiązany być:-) Skąd w tym naszym kraju wzięła się taka zachłanność, pazerność i przedmiotowe do granic absurdu traktowanie tych cudownych zwierząt, przecież ta książka dowodzi tego, że wcale tak nie było. Dlaczego ogiery się demonizuje, wcale nie są niebezpieczne, choć głupi człowiek, głupim zachowaniem i najłagodniejszego konia wytrąci z równowagi, widziałam to na własne oczy, trzeba tylko pamiętać, że koń niebezpieczeństwo stanowi głównie ze względu na swoją masę  i znów za Czapskim zacytuję:
"By koń o swej sile wiedział,
Żadenby na nim nie siedział"
O hipoterapii wiadomo, że przynosi efekty terapeutyczne, i że warto, ale o tym, że samo już obcowanie z koniem działa terapeutycznie, dotykanie go przebywanie, patrzenie, wszystko to jest terapeutyczne, kojące i łagodzące w tych naszych zahukanych i głupich czasach. Na koniec kilka zdjęć z mojej dzisiejszej autoterapii koniem, a przy okazji odkryłam kolejny jej element, otóż to również aromaterapia, bo gdy się z koniem podczas jedzenia przebywa, to wokół unoszą się niesamowite zapachy ziół i traw przez konie przeżuwanych:-) Tak więc było - tulenie, całowanie, masowanie i wspólne leżenie na sianie, tak jest zawsze po sprzątaniu w stajni, otwieram pomieszczenie z zapasem siana, aby konie tam sobie poszły, a ja żebym mogła w spokoju posprzątać, gdy już jest posprzątane do czysta i świeże podścielane, wołam konie do stajni i tam im niosę siana do woli, a one grzecznie przychodzą:-)
Na koniec jeszcze malutki cytat z Maryana Hr. Czapskiego 
"Mówiono: "do konia i do białogłowy przystępuj śmiało", więc też jeździec trwożliwie do konia nie przystępował, ale pilnie z jego zachowania się, spojrzenia, układu uszu i ruchów, naturę wierzchowca wybadywał. Coporównywając do rządzących narodami tak Wacław Potocki w Argenidzie wyraża. 
" Więc trzeba i poddanych fantazye wiedzieć
Pierwej konia zrozumieć,niżli na nim siedzieć.""
I niech ta mądra myśl będzie przewodnia dla wszystkich koniarzy na świecie:-)

Rozpowszechnianie "mądrości" dot. wieku ujeżdżania konia nie dotyczą absolutnie Stadniny Izery. Zdecydowałam się to napisać, gdyż możecie odnieść wrażenie, że to Stadnina, którą najlepiej znam, a tak niestety nie jest, my się znamy tylko na odległość jak na razie. Zresztą Agniecha nie raz wypowiadała się na ten temat, choć jak dla mnie za cicho:-) bo trzeba walczyć z takim traktowaniem koni:-)

środa, 27 listopada 2013

Konie na łonie ( natury oczywiście ).

Przepędziliśmy stado na pastwisko przy stajni, bo Kamila miała przyjechać i zabrać dwie źróbki. W stajni łatwiej obłaskawiać takie dzikusy niż na otwartym polu. Kamila zadzwoniła, że plany się zmieniły i przyjedzie w marcu, natomiast konie szczęśliwe i używają, bo na razie nie chce nam się ich przepędzać z powrotem - nowe pastwisko, końskim pyskiem nie dotknięte, końską kupą nie zbezczeszczone od wiosny, a część nowo dogrodzona, od nigdy ( chyba ).
Kamila zażądała zdjęć - skoro swoje konie mieć będzie dopiero na wiosnę, to chociaż na zdjęciu chciała zobaczyć. Zrobiłam, posłałam, to teraz i tu parę umieszczę.
Mrożona trawa z koniczyną - pychota!

Po jedzeniu trzeba popić. I najlepiej wszyscy razem.

A potem należy odpocząć.

Przed zimą zabezpieczamy się grubym, grubym futrem.

No i korujemy czereśnie, czyżbyśmy zwariowali i myślimy, że jesteśmy bobrami?

W kolejce do biednego, jeszcze żywego drzewka.


wtorek, 26 listopada 2013

Zagadka rozwiązana!


Ciężko było, ale się udało.
Prawidłowa odpowiedź padła 3,5 raza.

1. Pacjan Rogaty
2. Hana Dzika Kura
3. 28magdalena
3,5. Paulina

Dziewczyny, na profilu użytkownika mój e-mail, ślijcie swoje adresy pocztowe, cobym mogła Was obdarować.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Zagadka z nagrodami.

Bo jest tak jakoś ciemno, i dzień taki krótki, i należałoby coś zrobić aby trochę ten ponurawy czas rozświetlić.

Czas jakiś temu przerobiliśmy miejscowe owoce za pomocą pewnych procesów chemicznych, o których uczyliśmy się kiedyś w szkole. Ja przynajmniej się uczyłam, jeszcze przez mgłę pamiętam. W końcu chodziłam do jednego z dwóch najlepszych liceów w naszym mieście ( były tylko dwa ), do klasy biol-chem, jak to się wtedy mówiło.

Więc kiedy lokalny naturalny ekologiczny i w ogóle świetny produkt już był w sumie gotowy, i należało go przelać przeostrożnie ze zbiornika większego do butelek, Nikolas, w swoim niezmiernym entuzjazmie, za pomocą chochli i sita i lejka poprzelewał go do butelek, ale przy okazji tak zbełtał onże produkt z osadami które wcześniej opadły na dno baniaka, że butelki trzeba było odstawić na jeszcze dwa tygodnie, coby w nich ten osad osiadł detalicznie.

I znowu, nostalgicznie przypomniałam sobie czasy dzieciństwa, kiedy Tato mój w zaciszu piwnicy produkował domowe winiacze, i w końcu nadchodził ten wyczekany moment ściągania wina do flaszek za pomocą wężyka plastikowego. O przywilej zaciągania rurki kłóciliśmy się z moim Bratem do upadłego, w końcu żeby dobrze poleciało, to trzeba porządnie wciągnąć, i zazwyczaj porządny łyk się upiło, zanim Ojciec zajarzył, że koniec rurki już dawno powinien być w butelce, a nie w pysku nieletniego.



Udałam się więc do miejscowego AGD, coby zakupić właściwy wężyk, tam mnie oświecono, że takie rzeczy kupuje się w sklepie motoryzacyjno-wędkarskim ( fajne połączenie, swoją drogą, tylko części monopolowej brakuje) prawie obok. Nasze miasto gminne tak czy siak nie jest wielkie, więc się nie nachodziłam. We właściwym sklepie zakupiłam metr wężyka za sumę 50 gr., udzielając dość wymijającej odpowiedzi na pytanie Pana Sprzedawcy, po co to, i czy może w celach spożywczych, oraz ubolewając na głos, że drogo, na co pan sprzedawca zaproponował od razu rozłożenie na 12 rat w okresie rocznym. Pośmialiśmy się i pojechałam do domu.

W domu zlało się idealnie do flaszek.

i teraz pytanie:

Co to jest?

Trzy pierwsze osoby, które zgadną, otrzymają tajemniczy płyn.

A poza tym jakoś szaro, wszystko mokre, błoto lepi się do butów, nawet konie trudno pogłaskać bo mokre. Chociaż im deszcz nie przeszkadza i lepią się do człowieka.



niedziela, 24 listopada 2013

Końskie refleksje i... tym razem motylek:-)

Ostatnio ktoś gdzieś stwierdził, że stajnia została wymyślona tylko dla wygody ludzi, cóż miał rację. Ja chyba prowadzę konie w najbardziej wymagający sposób - na co dzień stajnia otwarta na padok + pastwiska, to powoduje, że co dzień trzeba sprzątać stajnię i padok również. Posprzątałam wczoraj jak co dzień, ale konie są w stajni, ponieważ poplątały tak ogrodzenie, że trzeba było zwijać i przerabiać, a do tego urządzenie dające prąd na pastucha zmasakrowały, więc dopiero dziś podłączę i otworzę stajnię na stale. I tak sobie stoję rano z kawą przy oknie i myślę jak czysto - no błoto w porządku, ale tego na glinach i przy koniach uniknąć się nie da - ale ani jednego końskiego pączka nie ma - Och Boże jak miło...
Gdy są cały czas na pastwisku, to na upartego na dużych przestrzeniach nie ma co sprzątać, lub przed wiosną po zimie można. Jak są tylko w stajni, to również jest wygodniej i czyściej, a tak z padoku jak jest mokro, pączki razem z ziemią, to wszystko niesamowicie ciężkie, błoto... Ale jedno jest ważne, konie mające nawet taką namiastkę otwartej przestrzeni są zrównoważone psychicznie, pamiętam jak jednej zimy stały przez miesiąc w stajni, Dżygit oszalał, robił niezapowiedziane wykopy do tyłu, raz trafił mi w bok i poleciałam na ścianę, to nigdy więcej się nie powtórzyło, dało mi to nauczkę na całe życie - zero zamkniętej stajni!!! Choć nie jest łatwo, bo to jest rasa wyjątkowa i ciągle kombinują jak haskye, sprawdzają zębami czy ogrodzenie kopie, wiedzą też już, że plastikowe słupki nie kopią choć by nie wiem co! więc słupki wyrywają z ziemi i przeskakują resztę... Dodatkowo, moje odczulanie przyniosło skutki uboczne -nie boją się wąskich przejść i przeciskają się tam gdzie ja z taczką - tam one za mną... zminimalizowałam więc słupki, aby ich nie wyrywały. A kiedy kombinują? tylko jak się skończy jedzenie, lub picie! Cały czas obserwują i coś nowego wymyślają, ani chwili spokoju, ale odkryłam, że im bardziej skomplikowane ogrodzenie - tym ma dłuższy żywot - ja też muszę cały czas kombinować:-)


Zrobiłam również w ostatnim czasie kolejną rzecz z drugiej spinki M., motylka tym razem do piasku pustyni, choć jest to kamień - a właściwie szkło - sztucznie wytwarzany, to nie sposób nie przyznać mu racji bytu w jubilerstwie, jest piękny, tajemniczy, magiczny, przez drobinki metalu zatopione w szkle niesamowicie się mieni, a już jego granatowa odmiana wygląda jak niebo zaklęte w miniaturze:-)
Przerobiłam także kwiatuszek i zlutowałam kółeczka od spodu, niestety cyną:-( ale tak minimalistycznie, że praktycznie lutowania nie widać.