I teraz luźne komentarze u Dzikich Kur na temat obyczajów komunijnych skłoniły mnie do zastanowienia się nad tematem. Pobieżnie, jak to ja. Wyrywkowo. Na czuja.
Patrząc z boku, powiedzmy jak taki Marsjanin obserwujący obyczaje nieznanego mu myślącego gatunku, czy etnograf wgłębiający się w obrzędy nieznanych plemion, widzimy dziecięta w sukienkach białych, czy też garniturkach szykownych, jakby szły do mini ślubu, rodziców i krewnych ustrojonych jak na wesele, kupę pieniędzy, kupę prezentów.
Rodzice przeżywają, tyle wydatków, impreza, ksiądz, sukienka dla dziecięcia, dla mamusi, prezent, no przecież nie za 5 złotych, koszty, ach tyle kasy. Dziecięta przeżywają, jaki prezent dostanę, czy lepszy od kolegi, czy nie, będzie obciach, czy nie?
Materia.
Ciekawe, czy przybysz z Marsa domyśliłby się, że te świeckie rytuały dotyczą głębokiego, mistycznego przeżycia, jakim jest pierwsze zbliżenie dziecka z Bogiem chrześcian?
Czy jakoś by mu to umknęło w natłoku rowerów, ciuchów, banknotów, uczt, quadów, komputerów, smartfonów, złota i diamentów.
Duch. Gdzie on się zapodział?
Pewnie są i tacy rodzice, oraz dzieci, którzy pierwszą komunię odbierają jako przeżycie duchowe. Jakkolwiek, nie ich widać najbardziej.
Jednak, by sprawie nadać właściwe proporcje, dodam, że prawdopodobnie przemawia przeze mnie niska zawiść, zazdrość i niezaspokojona pazerność. Pewnie gdzieś tam kołacze się we mnie ten niedosyt i teraz mi się ulało. Mam traumę.
Z okazji chrztu świętego i pierwszej komunii łącznie otrzymałam bowiem słownie:
jedną świecę,
jedną sukienkę chrzcielną rozmiar dla niemowlęcia,
oraz srebrny krzyżyk na łańcuszku srebrnym.
Moi Rodzice Chrzestni będący również jedynymi świadkami mojej pierwszej komunii w dupie mieli materię, natomiast głęboko przejęci byli Duchem. Podobnie Kapłan.
chrzest i pierwsza komunia, czyli dwawjednym |
Moją komunię pamiętam jednak jako przeżycie, a z materialnych przyjemności to jednak sukienka i coś o czym marzyłam - loki. Zawsze cierpiałam nad faktem że mam proste włosy, a na komunię pracowicie o 6 rano, na żelazkach, zakręcono je w loki. W prezencie dostałam Krzyżaków z dedykacją od cioci. Ważna była strona duchowa. Przyjęcie komunijne było salce przy kościele, bo trzeba było być na czczo i zadbano o to by po uroczystości dzieci coś zjadły zanim pójdą do domu.
OdpowiedzUsuńWidziałam wczoraj te dzieciaki, rozbrykane, goniące po Plantach, a nawet mamy niosące do przebrania strojniejsza sukienkę, bo jeszcze czasem wymagają jednakowych skromnych sukienek.Masz rację, Duch zaginął.
Ja tam jednak wolę wierzyć, że Duch i teraz gdzieś tam jednak krąży i polatuje.
UsuńNoo Agniecha, kij w mrowisko, chociaż w blogosferze chyba mało standardowych Polaków.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się obydwoma uchami od garnka.
I tak w ogóle to też mi się powinna ulać - ta zawiść ;)
Pierwszą Komunię przyjęłam jako studentka, prawie hurtem z bierzmowaniem. Przyjęcia brak, sukienka biała powiewna, księżniczkowa, jakoś nie była w planach. Dostałam krzyżyk od ówczesnego narzeczonego i łańcuszek od Rodziców - srebrne - tak tak.
Ten mój ksiądz, co mi dał chrzest, a pierwszą komunią mnię wziął z zaskoczenia ( bo miałam się tylko ochrzcić, naprawdę - taki podstępny zakonnik ), też nie był standartowy. Podobnie jak ty, też byłam wtedy studentką.
UsuńA poza tym, Andziu droga, jak kij, jakie mrowisko, kto to czyta, parę osób.
UsuńCo prawda całkiem w porządku osób.
No może kijaszek :) Myślę, że jest więcej niż parę osób, chociaż i tak Ci, którzy powinni, NICZEGO nie czytają...
UsuńZastanawiałam się czy to Ty, klimat na zdjęciu jakby nieco obrazowo - holenderski :))
Ja, ale klimat zupełnie niechcący. Ciemno było w tym kościele. Polskim. Pyrlandzkim.
Usuńachacha Agniecha owszem w punkt i myślę tak samo ale pewnie dlatego, że i ja dostałam świecę, sukienkę i zapewne jakiś medalik nooo może też zegarek??.I tyle. Za to byłam, szczęśliwa bo była impreza, słodycze, koleżanki na podwórku też miały komunię. A i zrobili mi loki ale musiałam spać na wałkach więc łeb mnie bolał jak cholera.rower dostałam wiele lat później jakoś tak chyba w 6 klasie ...także ten.
OdpowiedzUsuńAle co z przeżyciem mistycznym??? Tak że ten.
UsuńMnie chrzciło czterech rodziców chrzestnych ( dwoje było nieletnich ) ale chrzest mi się nie przyjął więc pierwsza komunia była dla mnie świętem białej sukienki. Hym... jak dla prawie wszystkich moich cooleżanek. Dla coolegów to było święto rowerka lub zegarka. Oczywiście radośnie powtarzaliśmy siostrze Barbarze że to były nasze najpiękniejsze chwile w życiu, w całym dziewięcioletnim.;-) No bo kto by chciał zrobić przykrość siostrze Barbarze? I to tyle co mam do powiedzenia o mojej dziecięcej duchowości. Tera dopiero będzie kij we mrówy - chrzest niekumatych i przystąpienie do sakramentu przez kumatych ledwo co, ma tyle wspólnego z duchowością co niedzielne "co łaska" rzucane na tacę z odpuszczeniem grzechów śmiertelnych - kumpletnie nie styka. Jezusa ochrzczono w wieku dojrzałym, na tamte czasy nawet bardzo dojrzałym ale która religia podąża śladami jej twórcy? Teraz do współczesnych realiów. Nie bez przyczyny wiek konfirmacyjny w kościołach protestanckich jest taki a nie inny, choć jak dla mnie nadal cóś niski. Kumatość jakby wzrastała z wiekiem.
OdpowiedzUsuńCzłowiek tak przyjmuje na wiarę stan zastany religii z chwili obecnej, a przecież tyle razy się te niezmienne sprawy zmieniały. Chrzest dorosłych, chrzest dzieci, sakrament małżeństwa, małżeństwa księży zupełnie normalne w pewnych wiekach, potem nie, potem tak potem znowu nie...
UsuńAle co to znaczy, że chrzest ci się nie przyjął? Diabeł w cię wstąpił czy co?
Noł, nie zalęgło się we mnie złe ( no dobra, zdaniem Babci Wiktorii cóś się jednak może zalęgło ) ale bardzo wcześnie uświadomiłam sobie że brak mi tzw. łaski wiary. Znaczy lanie wody na mnie nie zadziałało, mimo tego że święcona. Cinżko mi było w wieku komunijnym chrześcijańską mitologię rozumieć inaczej niż dosłownie i to się zupełnie nie zgadzało z tym co już wiedziałam o świecie. No taki dysonans poznawczy mnie się zrobił bo na zrozumienie drugiego a czasem nawet trzeciego dna byłam wówczas zbyt tępa, a na proste przyjmowanie opowiastek już za bystra. W związku z tym, niedługi czas po święcie białej sukienki, w wieku lat dziesięciu zostałam wojującą ateistką a wieku lat szesnastu przeszło mi tak jakby w agnostycyzm. Do religii w obrządku której mnie ochrzczono nie jestem w stanie wrócić, rozkładam na czynniki pierwsze - kulturowe uwarunkowania, tratata historię jako socjologię przesuniętą w czasie, tzw. psychologiczne aspekty i wszystko co wiem o powstawaniu, trwaniu i zamieraniu religii. To uniemożliwia mi praktykowanie jakiegoś konkretnego kultu. Jednakże nie narzekam, w moim średnio zdrowym ciele nadal gnieździ się zdrowy duch. ;-)
UsuńNo tak. Znam podobną historię, jak to w latach 50-tych pewien 10-latek zraził się do religii i Boga. Bo najpierw słyszysz, że Pan Bóg jest wszechwiedzący a ksiądz to jego przedstawiciel na padole tym. A potem jakieś niewinne żarciki się dzieją, jak to na lekcji - ktoś zabrał kredę i ksiądz nie miał czym pisać. Następnie ksiądz się odwraca i niczemu nie winnemu 10-latkowi strzela w pysk. Ale to nie był sprawca.
Usuń10 latek przeprowadził więc rozumowanie logiczne: Bóg jest wszechwiedzący, ksiadz też, bo przedstawiciel Boga. Ksiądz nie wiedział, kto popełnił występek - nie był wszechwiedzący. Dedukcja - Bóg też nie jest. Więc kłamią. Więc nie wierzę. Tak to szło.
Też mam różne rozterki. Ale dopóki ten duch w owym ciele jeszcze dycha, jest dobrze.
Agniecha :), tak, Duch zawsze jest i zawsze są ludzie , którym sukienki i prezenty Go nie przesłonią.
OdpowiedzUsuńI też nie myślę, żeby kij w mrowisko ale nie z powodu ilości Twoich czytelników :).
Barbara
Duch jest. I objawia się często tam, gdzie się go nikt nie spodziewa.
UsuńNie pamiętam czy w ogóle coś dostałam. Pewnie jakiś krzyżyk był. Całość pamiętam jak przez mgłę, widocznie przeżyć nie było. Ani duchowych, ani innych.
OdpowiedzUsuńNa wsi gdzie mieszkałam, sąsiadka zaklepała kucharkę trzy lata przed komunią córki, jak bum cyk. I potem bała się, czy kucharka dotrwa, bo czegoś chorowała:) Mała miała 3 sukienki na zmianę.
A co z menu komunijnym?
UsuńZupa mleczna na pierwsze, ryż w białym sosie na drugie, lody waniliowe na deser, dla dorosłych pinacolada względnie czyścioszka, dla dzieci mleczko?
Ja dostałam jeszcze zegarek 😊
OdpowiedzUsuńSzczęściara!
UsuńChociaż mówi się : "Szczęśliwi czasu nie mierzą."
I złote kolczyki. O mało nie zapomniałam ;)
UsuńSpiritus flat ubi vult. U mnie był w zasadzie tylko duch. Dostałam co prawda pierwszy i jedyny w mym życiu zegarek (radzieckiej produkcji), świecy już nie. A sukienkę miałam zwykłą i krótką. I żadnego przyjęcia. Ot, niedzielny obiad.
OdpowiedzUsuńRogato, nie mam najmniejszych wątpliwości, że nad tobą Duch polatuje nawet dość nisko.:-)
UsuńAgniecha jakbym Cię zobaczyła w tym ubranku w ciemnej ulicy to bym na zawał zeszła.A to Ty jesteś w ogóle? Jak będziesz organizowała seansik spirytystyczny to pamiętaj o mnie....przybędę.
OdpowiedzUsuńWiesz, to było lata temu. Teraz wyglądam raczej grzecznie.:-)
UsuńOj tam uparlas sie na Ducha, ducha nie widac wiec eksponuje sie to co mozna pokazac na zlosc sasiadom:)))
OdpowiedzUsuńStar, ty to zawsze trafiasz w środek tarczy.:-)
UsuńMyślę podobnie jak Tabasia - za gupi człek, za smarkaty i Ducha dostaje opakowanego w kieckę, świczkę, rower i kopertę i nie wie, co z nim robić.
OdpowiedzUsuńA nawet nie wie, że jest. Potem jak cielę lezie do bierzmowania ze wszystkimi - jak ja, albo i nie - jak mój syn, bo bierzmowanie też w takim głupim wieku wypada. Tak głupim, że wielu jeszcze nie wierzy, a wielu już neguje. Ale to nic bo. Bo kiedyś wyczytałam gdzieś, chyba u Knabita, bo on taką prostą mądrość zasiewa, że w sumie nie jest istotne czy w Boga wierzymy na danym etapie życia, grunt, że Bóg wierzy w nas i jak długo nie zwątpi to będzie ok :)
Także była biała kiecka i zegarek ruski Czajka, dysonans poznawczy mnie coraz bardziej uwiera jak kamień w bucie i dochodzę do wniosku, że Duch wyniósł się daleko z instytucji, ale cały czas mam nadzieję, że we mnie nie zwątpił.
Bo przecież na początku chrześcijaństwa bywało się częścią wspólnoty kościoła bez chrztu. Wielu ludzi odkładało chrzest na później , bo przecież on zmazuje wszystkie grzechy. Niektórzy chrzcili się na łożu śmierci, chyba po to, żeby od razu do nieba pójść. Ja tam sobie myślę, że jeżeli Bóg jest, to on przez te wszystkie mechaniczne i handlowe rytuały patrzy na człowieka i widzi go takim, jaki on jest. A czy Bóg może zwątpić w człowieka, to jest temat na długą a krętą dyskusję teologiczną bez rozwiązania.
UsuńKomentarz powyżej ( z innego konta )usunęłam, coby Cię nie raziło.
Dzięki Agniecha, że naprawiasz moje gapiostwo :)
UsuńPatrząc z boku, Marsjanin obserwujący obyczaje nieznanego mu gatunku nie zastanawiałby się nad jednym z wielu obrzędów bardziej niż nad innymi. Nie sądzę, żeby Marsjanin był zorientowany jakoś szczególnie religijnie. Duchem, którego nikt nigdy nie widział, też by się pewnie specjalnie nie przejął.
OdpowiedzUsuńA umiłowanie materii tryska z naszego społeczeństwa nie tylko z okazji tradycji religijnych, tylko na każdym kroku. Tak są wychowywane dzieci, taki system wartości ma młodzież i mają dorośli. Takie wartości biją po oczach z mediów i z ambon.
I tylko dinozaury na wymarciu pamiętają czasy, w których liczyły się wartości niematerialne. Paradoksalnie, śmierć ducha przyszła poprzez jego wyznawców, krzyczących "precz z komuną". No bo umówmy się - kiedy lud był bardziej pobożny niż wtedy, gdy siedział pod butem? Wraz z wolnością polityczną przyszła wolność od wszelkiej moralności i od wszelkich wartości - poza kultem wyglądu, fury, skóry i komóry.
Wiesz, wtedy, pod butem, nie było fury skóry i komóry, ale były pewnie marzenia o nich. No to teraz jest czas spełniania marzeń.
UsuńI ogólnie to wydaje mi się, że jeżeli wartości materialne liczą się dlatego, że innych nie ma w ofercie, to też do dupy i w tym momencie idealista nie różni się wiele od materialisty.
Ranek tak pięknie się zaczął. Teraz nic tylko iść się powiesić. :-P
Pewnie, że nie było skóry, fury ani komóry. Ale było coś o wiele bardziej wartościowego, czego brakuje dzisiaj.
UsuńCóż to tak odbiera Ci chęć życia, że chciałabyś się powiesić? Nie podejrzewam, żeby mój komentarz - nie jestem aż tak ważna. Dodam, że mnie w myśli samobójcze wpędza każdy ranek, w który nie mogę się wyspać. Czyli większość. To się dopiero zowie: mieć przerąbane!
Jakby to powiedzieć? Nieznośna lekkość bytu mi doskwierała przez chwilkę?
UsuńAle się nie przejmujmy. Dzień się kręci.
No nie wiem - ja tam sobie cenię święty spokój.
Usuń