Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

czwartek, 18 czerwca 2015

Czyżby lato?

Pogoda ciągle nie taka.
Najpierw było za sucho, potem za gorąco, potem znowu niezbyt, teraz znowu za mało deszczu, ale jednocześnie odstępy pomiędzy deszczami zbyt krótkie, żeby siano porządne zrobić, bo i temperatura niezbyt wysoka, i wiatru niet - nie zdąży skoszone siano wyschnąć przed następnym deszczem. Więc tak sobie - czekamy. Na ten co najmniej 6-dniowy okres bez opadów a ciepły i suchy. Pewnie kiedyś nastąpi.
Na razie - niby nic specjalnego się nie dzieje, a czas mimo wszystko umyka, jak spłoszony zając.
W ogrodzie, ciągle jeszcze po zimnych i suchych miesiącach, jakby miesiąc opóźnienia. Piwonie ledwo rozkwitły, bzy ledwo co przekwitły, sprawdzam już kontrolnie  w lesie w sekretnych miejscach, czy może jakie pierwsze grzyby, ale nie..., za sucho. Dynie i dyniopodobne posiałam do gruntu, bo te wypieszczone w domku, i niby hartowane, trafił szlag za pomocą przymrozku pod koniec maja.
Chwastom natomiast każda pogoda służy. Więc każdą  ( prawie )wolną chwilę spędzam w warzywniku, który doczekał się ( po 6 latach ) prawdziwej furtki.

Inne chwile poświęcam co niektórym koniom. Niefortunnie, prawie dwa  miesiące temu nasza Dirka okulała po przycięciu kopyt. W gruncie rzeczy trudna było stwierdzić, na ile nóg, ale wyglądało, że na wszystkie cztery. A ponieważ rok wcześniej o tej samej porze roku dorobiła się ochwatu, więc tym razem bez zwłoki zabraliśmy ją z pastwiska pełnego pysznej trawy na piaszczystą ujeżdżalnię i dietę ścisłą. Żeby jej nie było smutno, koleżankę jej najlepszą uwięziliśmy razem z nią, i tak się razem odchudzają. Dość nawet skutecznie.
Reszta stada klaczy z przychówkiem poszła na górne pastwisko, natomiast chłopaki na swoje osobne. Więc widujemy się przelotnie. Bo tak daleko. Około 5 minut na piechotę, i pod górkę.

Ale wczoraj, po akcji "Koń"całodniowej, czyli sprowadzeniu stada na dół,  (co wiąże się z zagrodzeniem drogi polnej do R. od góry, zagrodzeniem drogi polnej od dołu w kierunku asfaltu, odgrodzeniem części pastwiska, następnie poubieraniem klaczy przewodzących w kantary ), po przybyciu pana inspektora z OZHK, wypełnienie przez niego tysiąca niezbędnych papierów, po przybyciu silnej grupy wsparcia, po oglądaniu, opisywaniu i punktowaniu tegorocznych źrebaków, akcja uwieńczona została czipowaniem tychże, zostało zadecydowane, że Dirka i Lepaja mogą wrócić ze stadem na górę. To była radość. Wyrażająca się galopami szalonymi, podskokami i brykaniem prawdziwie źrebaczym. A to klacze dorosłe, godne i dostojne. Więc było co podziwiać i z czego się śmiać.

Ze zjawisk niewyjaśnionych - zdarzyło mi się znaleźć w domu nietoperza pluszczącego się rozpaczliwie w misce klozetowej. Doprawdy, natura jest niezmierna. Wyciągnęłam go, bo co miałam zrobić.
Poza tym, panoszy się u nas cała masa ptaków. Że jaskółek mamy liczonych w setki, już się przyzwyczaiłam. Niech są. Niech łapią te muchy. Niech srają. Również na pranie suszące się na sznurze. Ale inne. Wilgi. Szpaki, kosy, drozdy , kwiczoły, dzwońce , szczygły, sikory różne, dzięcioły różnych gatunków, wilgi, zimorodki nad rzeką, czarne bociany, żurawie.... Te duże to już nie w obejściu, chociaż można je podziwiać nie wychodząc z domu.

Źrebięta rosną. Do oglądnięcia poniżej.







18 komentarzy:

  1. Dzieje się... fajne to dzianie - no może tylko oprócz pogody nie takiej jak potrzeba. U nas mieliśmy szczęście i sianokosy (a właściwie pierwsza tura) za nami. Siano piękne. Zazdroszczę czarnych bocianów ;). Pozdrowienia z lasu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie leje. Więc jednak dobrze, że nie zaczęliśmy kosić.

      Usuń
  2. U mnie podobnie, ale akcja "owca" całodniowa albo i dłuższa jeszcze przede mną i razem ze strzyżą. Już się boję.
    Piękne źrebięta. Pozdrawiam Was serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. W życiu nie widziałam czarnego bociana! Ani zimorodka!
    Za to na Twoje konie gapię się do woli:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarne bociany latały mi dziś nad głową. Kiedym po raz pierwszy od lat paru jechała na kuniu. Stępem. Na ujeżdżalni.

      Usuń
  4. Rzeczywiście ta pogoda do bani... znowu leje. Fajnie, bo sucho było, ale wstrzelić się w odpowiedni czas z sianokosami - jak wygrana w totolotku.
    No i dyni nie zabrałaś. Nie szkodzi, mała jeszcze, zaczeka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam. To przez te naleśniki. Były wyśmienite.

      Usuń
    2. Ale Wam tam dobrze. Naleśniki, odwiedziny...A ja daleko. Buuu

      Usuń
    3. Przyjedż. Pozbywszy się najpierw 9/10 owczego stada. :-D

      Usuń
  5. Fajne dzieciaki.
    U nas zimno, polewają czasem, ja mam doły i zero wizjonerstwa na przyszłość. Ale, nie dam się, qrna, nie dam się...
    pozdrówy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne... i gratulacje przejścia przez kontrolę pana inspektora :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń