Ten mój Latający napędził nam ostatnio wszystkim konkretnego stracha. Dnia pewnego zupełnie zwykłego dostał ataku czegoś z czymś i stracił przytomność. A nadmieńmy że już od ponad miesiąca w łożu tylko leżał, bo energia gdzieś mu znikła, jakoż i mięśnie. Naście lat życia z aktywnym rakiem robi swoje. No to karetka, szpital itp., czary mary. Starszy cudzoziemiec bez znajomości języka polskiego, ekstremalnie słaby, oszołomiony, z kilkoma chorobami na raz, ląduje w polskim powiatowym szpitalu. Nie będziemy o tym pisać. Z pewnych względów było to wyjątkowo niefajne doświadczenie.
Następnie prywatnym transportem medycznym powieźli my go do Niemiec, gdzie on się od zawsze leczy. Powieźli, bo po usłyszeniu ode mnie o sytuacji, młodszy syn Latającego ( a można by mu spokojnie dać ksywkę Latający do kwadratu ) przyjechał z szybkością światła ze swego kraju i potem działaliśmy razem. Co ułatwiło życie mi, jemu, Latającemu i jeszcze innym ludziom. Było ciężko. Nie do końca wiadomo, czego się spodziewać od przyszłości.
Nadal jest ciężko, ale troszkę mniej. Latający w miarę stabilny, leży sobie w szpitalu, na właściwym oddziale, zaopiekowany. Marudzi często, popłakuje, jest zdołowany. Nie dziwię się mu, staram się wspierać, motywować do wysiłku w celu odzyskania choć części sprawności fizycznej. Podobnie personel medyczny tam, są naprawdę wspaniali.
I takie to będą Święta, odwiedzając swego chłopa w szpitalu. Nie powiem, że będzie mi brakowało tradycyjnej kolacji wigilijnej, już dawno naszych 12 potraw niewiele miało wspólnego z tradycją.
A tu obejście, konikipiesekkotek itp. też życzą sobie uwagi człowieka.
I nagle wyczerpała się wena.
Cieszcie się życiem, dobrzy ludzie, w czasie Świąt oraz w każdej innej chwili.
Życie trzyma się na cienkiej nitce. Niby to wiedziałam, ale ostatnio dotarło to do mnie dość konkretnie.
Tak mi przykro, że masz tyle trudności, że choroba w Twoim domu miesza i plącze. Oby jak najszybciej wszystko doszło do ładu, oby Tobie było coraz lżej, a Latającemu wracały siły, oby Święta były dla Was , mimo wszystko, dobre spokojne i pogodne... niech Ci się to spełni.
OdpowiedzUsuńDzięki. Fajnie by było.
UsuńZycze Wam wszystkim ZDROWIA, ZDROWIA, ZDROWIA. Bedzie dobrze, musi!
OdpowiedzUsuńChlop dobrze zaopiekowany i szkoda tylko ze nie mozecie byc razem. Nie masz kogos, kto przez kilka dni zadbalby o inwentarz?
Tam się nie da nocować, w tym szpitalu.
UsuńA życzenia przyjmuję, rzecz jasna.
No nie myslalam o nocowaniu w szpitalu, ale byciu razem w dzien, a przenocowwac u rodziny.
UsuńNie da się. Szpital na szczęście tylko o godzinę jazdy ode mnie, w mieście granicznym.
UsuńA to da sie wytrzymac z odwiedzinami.
UsuńAgniecha wiem to i dlatego gupotami sie ostatnio nie zajmuje. Trzymam kciuki za Latającego i przesyłam moce. I jemu i Tobie. Oby to był dla was dobry czas. Zdrowia.
OdpowiedzUsuńDzięki, z całego serca.
UsuńMoce przesyłam, tym bardziej, że domyślam się, który to szpital powiatowy (kilka lat temu umarł tam kuzyn męża, nie będę rozwijać historii, Freda dalej trzęsie jak o tym opowiada). Trudno jest mi coś życzyć co by teraz było bardzo adekwatne - chciałabym odjąć Ci zmartwień. Spokoju ducha i zdrowia dla wszystkich domowników.
OdpowiedzUsuńSzpital w mieście na literę L. Powiem Ci, że obiektywnie nie było tak źle. Lekarze OK, personel medyczny w sumie też, tylko że najgorszy możliwy moment, no i brak możliwości komunikacji.
UsuńBez wątpliwości czuję i widzę, że w Niemczech Latający ma o wiele lepiej.
Dzięki za dobre myśli.
Agniecha zrobiłaś wszystko co w twojej mocy, Latający zaopiekowany i jest jeszcze ten syn...to ty wejdź w ten swój piękny krajobraz i idź, idź, idź tak długo aż spłynie na ciebie spokój. Jeśli nie odszukasz swojej równowagi psychicznej, to jeszcze trochę a nie będziesz w stanie opiekować się Latającym, a wręcz przeciwnie to ty będziesz wymagała pomocy, a coś mi się wydaje że chyba już tak jest.
OdpowiedzUsuńŻyczę ci gorąco abyś tą równowagę psychiczną znalazła!!! I niech cię aura pogodowa w tym wspiera i cudne okoliczności przyrody ześle!!