Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

wtorek, 13 sierpnia 2024

Bujniej i obficiej.

 No i nagle jest wszystkiego za dużo. Jak to zjeść we dwójkę, ja się pytam, drodzy czytelnicy a właściwie czytelniczki? Ruszyły pomidory. Już je można jeść jak jabłka, z garści, tym bardziej, że jabłek u nas w tym roku nie będzie ani jednego. Nie będzie też gruszek, śliwek, pigwy. Trochę żal. A nawet bardzo. Cukinie szaleją. Nauczona doświadczeniami lat poprzednich, posadziłam dwie rośliny. I co? I jest za dużo! Jedna cukinia o okrągłych, jasnozielonych owocach, i druga, ciemnozielona, normalna. Wystarczą dwa, trzy dni zagapienia, i znowu jest nadprodukcja. I jemy te cukinie na różne sposoby, tylko jeszcze kwiatów spożywamy, chociaż ponoć smaczne, no i skutecznie byśmy proces niekontrolowanego rozmnażania przykrócili, kwiecie jedząc.

Słoneczka w koszyku.

Własne mieczyki. 

Tymianek.

W dyniowej dżungli.

Oraz kwiatowej dżungli.

W obrazie van Gogha.

Mieszane.

Mieszane w innym kierunku.

Burak liściowy.

Cukinia okrągła.

Truskawki , gdy je sadziłam wiosną, miały po dwa liście i wyglądały,
jakby się wybierały na drugi świat. Ale im przeszło
 i teraz mam wielkie nadzieje na przyszły sezon,
 tak zdrowo i dorodnie wyglądają.

Pod liściami rabarbaru z biedą dałoby się przykucnąć. Są ogromne. Dlaczego czyta się i słyszy, że rabarbaru po 21.06 nie powinno się używać?

Pomidorowe sakiewki.

Gdyby chciałoby się nam zrobić piwo, to chmiel mamy.

Upał leje się z nieba.

Ten upał to ma nas dławić jeszcze z tydzień, chociaż z rańca termometr pokazuje poniżej 10 stopni. Tak więc z rana żyję, potem już się chowam w domu.
Konie dają radę, stajnię mając jako cień i chłód, ogiery na drugim pastwisku chowają się w krzakach, no i trzeba sprawdzać, czy woda w stawku jest, a jak wyschnie, to dowozić. Korus upał źle znosi, więc chowa się w domu razem ze mną. Kotka znika.
My zaliczamy kolejne chemoterapie Latającego. Odpukać, znosi je tym razem w miarę. No i wczoraj  przyjaciel z Holandii przyjechał w odwiedziny, to gadają jak nakręceni od rana do wieczora.
Oraz padł kolejny rekord przechowywania dyń. Z poprzedniego sezonu ostatnia sztuka została przerobiona na pyszną zupę. W sierpniu! Gdy nowe dynie grubieją już porządnie na grządkach.

I grzybów nie ma, ze względu na brak deszczu i temperatury straszliwie wysokie. Nie ma, ale czasem niespodzianie coś człowiekowi wyrośnie pod pergolą z czerwonymi różami, czy w okolicy grilla.

Czasznica olbrzymia! Grzyb jadalny, osiągający rozmiary monstrualne. Ta na razie ma około 12 cm średnicy.

Ku ochłodzie.

Woda chłodzi, biel optycznie ponoć też. To wklejam.


68 komentarzy:

  1. ach żeby tak zawsze był sierpień...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm. I wrzesień jest piękny...We wrześniu głowa mnie nie boli od upału. Oczywiście, zawsze może poboleć z innej przyczyny.
      Miło, że zajrzałaś tu.

      Usuń
  2. Przed remontem wodociągów tych Na Grobli częściowo ich płot był obrośnięty chmielem, zrywałam gałązki z szyszkami do suchych bukietów.
    Mieczyki cudne, z nagietków coś robisz?
    A pomidorów to bym chętnie od ciebie kupiła, nie masz jak podrzucić do Wrocławia? Ewentualnie wymieniła na jakiegoś mojego cudaka :)
    A Latającemu życzę aby skorupiak w końcu poszedł sobie precz!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjedź, to Ci dam.:-D
      Mieczykami się zachwycam, nie mogę przestać się w nie wpatrywać. Są doskonale piękne.
      Z nagietków prawdopodobnie nic nie zrobię. "Dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło.." Tak to jakoś szło. Spora część bruku w piekle pochodzi ode mnie.
      Lekarze i Latający starają się jak mogą.
      Dzięki za życzenia!

      Usuń
    2. Nie dam rady przyjechać, moi kierowcy zrobili się niedyspozycyjni, przynajmniej na razie.
      Z nagietków robię nalewkę, tylko że ja kupuję ususzone. Podejrzewam że pomogła mi ta mikstura wyjść z nowotworu. Zaraz po kuracjach w książce zielarskiej wyczytałam takie wskazania, potem na targach zdrowia uzyskałam podobne wskazania. Może by ta nalewka albo nawet sam napar wspomógł Latajacego. Do sałatek i innych potraw też można dodawać.

      Usuń
    3. Więc, skoro pomidorów Ci przysłać nie mogę - przecier byś otrzymała podgotowany, a może nawet podfermentowany, to główki nagietków jak najbardziej. Temat możemy rozwinąć mailowo.

      Usuń
    4. Ja o tych nagietkach to tak pod kątem Latającego napisałam, ja na ten czas nie będę robić nalewki bo jeszcze mam, ostatnimi czasy tylko sporadycznie ją zażywam :)

      Usuń
    5. A to poproszę o przepis.

      Usuń
    6. Przepis na nalewkę zaczerpnięty z książki A. Ożarowskiego i W. Jaroniewskiego "Rośliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie. He tak z ciekawości zajrzałam w internety i okazuje się że książka ta ładnie tera kosztuje ;)
      50 gram kwiatów macerować 14 dni 500 ml alkoholu 40 procentowego, wstrząsać często.
      Następnie przecedzić wycisnąć ziele, a płyn rozlać do małych ciemnych buteleczce.
      Zaleca się doustnie 30-50 kropli w kieliszku wody 2-3 razy dziennie na 1 godzinę przed jedzeniem.
      Ja w pierwszych latach kuracjach nowotworowych piłam tą nalewkę tak jak w przepisie, później przez szereg lat z rana już tylko i tak kilkanaście lat. Przestałam pić regularnie ze 4 lata temu, teraz już tylko od czasu do czasu.
      A o tym że nagietek bardzo ładnie barwi to pewnie wiesz, z tego także powodu do różnych potraw można go dodawać. Inkwi to chyba do tart go stosuje, do surówek też można.

      Usuń
    7. Napisałam przepis i co!!!
      Zżarło mi!!!

      Usuń
    8. A wcale że nie!
      Dziękuję, może uda mi się zrobić. Całe kwiaty, nie tylko płatki?

      Usuń
    9. Można całe kwiatki, można i same płatki. Ja kupowałam ziele w aptece to nie miałam dylematu ;) W sprzedaży można było kupić też różnie.
      W internetach jest cała gama przepisów i prawie każden inny ;) taki chyba najprostszy ci zacytuję
      "Przepis na nalewkę z nagietka
      Kwiaty nagietka można zbierać od czerwca do jesieni, o ile są one w pełni rozwinięte. Szklankę świeżych kwiatów nagietka należy zalać 0,5 l wódki, zamknąć naczynie i odstawić na 3-4 tygodnie w ciemne, ciepłe miejsce. Świeże kwiaty można zastąpić suszonymi, powinno być ich jednak dwa razy więcej. Co 3 dni należy potrząsnąć naczyniem. Po 3-4 tygodniach nalewkę należy przecedzić, przez sito lub gęstą gazę i przelać do ciemnej butelki. Nalewkę należy przechowywać w chłodnym miejscu."
      https://party.pl/porady/nalewka-z-nagietka-przepis-stosowanie-i-dzialanie-103179-r1/

      Usuń
    10. Acha nielicznych może uczulać, dlatego może jako sprawdzian daj Latającemu trochu naparu z kwiatuszków, abo do jakieś surówki dołóż :)

      Usuń
  3. Pięknie, ech! Dobrze, że nie mam ogrodu, za leniwa jestem, żeby przerabiać takie ilości dobroci ;)
    Co do rabarbaru, po 21 czerwca wytwarza się w nim za dużo szczawianów, które są dla naszego organizmu szkodliwe, szczególnie dla nerek.
    U nas jabłka są, nawet niektórzy narzekają, że dużo, są też gruszki, śliwki, widziałam pigwowce i pigwę chyba też, ale przez okno w pociągu, więc nie jestem pewna. Nasze północne sady były jeszcze zbyt mało rozwinięte(?) i przymrozki im nie dokuczyły za bardzo.
    A co to jest to czerwone w dyniowej dżungli?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem corocznie zachwycona, ślinka leci, oczy uradowane od tej ilości zielonego i kolorowego. Pięknie macie Agniecho.
    Latajacdmu nieustająco życzę wszystkiego najlepszego, żeby paskudne chorobsko w końcu odpuściło.
    Rabarbaru nie można jeść
    od połowy czerwca, ponieważ już za dużo ma w sobie szczawianów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałby się na chwilkę pobyć krasnoludkiem, by się pod tymi liśćmi naprawdę poczuć jak w dżungli.

      Usuń
  5. I u nas pomidorów strasznie dużo. Babcia będzie robić przeciery. Ja już na pomidory nie mogę patrzeć. 🫣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też już jestem na granicy. Ale w zimie, kiedy kolejny słoik z sosem pomidorowym wyciągam z piwnicy, buzia mi się sama uśmiecha.

      Usuń
    2. To jest bardzo cenne, mieć wlasne jedzenie z ogródka!

      Usuń
    3. Jak dam radę - bo upał ma być dojmujący dziś - to zaczynam wykopki. :-D
      Własne ziemniaki to podstawa bezpieczeństwa żywnościowego obywatela. Ale mi nowomowa paskudna.

      Usuń
  6. Zdrowia i wytrwałości życzymy! Kociaki martwią a co mówić jak człowiek zachoruje i jeszcze jak to u nas było w szpitalu wyląduje... Po prostu miesiąc z życiorysu miałam wycięty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Kocurro, my już troszkę jakby przyzwyczajeni, bo to już 14 rok ze skorupiakiem. No i Latający leczy się w Niemczech, tam jednak lepsza jest służba zdrowia niż u nas.

      Usuń
  7. Ciesz się letnią obfitością i tym że chemioterapia dla Latającego bardziej znośna. A upały? Nie w każdym roku Dzieciątko się na Pacyfiku panoszy. Poza tym upały w pięknych okolicznościach przyrody to coś całkiem inszego niż upały w mieście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, no pewnie. Zastanawiam się, jak my jeździliśmy latem maluchem z Gorzowa Wlkp do Zakopanego ( 650 km w jedną stronę ) we czwórkę z psem i bagażem, bez klimatyzacji? Dziś wydaje mi się to absolutnie niemożliwe...

      Usuń
    2. Ach, te młode lata, jakież niewygody człek bezboleśnie znosił. ;-D

      Usuń
  8. Ależ obfitość, cuda w Twoim ogrodzie rosną ! U mnie z 2 krzaczków cukinii tradycyjnie 0 owoców, a pomidory zżarła zaraza, jak wyjechałam na urlop. Twoje wyglądają jak z katalogu! Płatki nagietków pięknie się suszą i zachowują kolor, fajnie wyglądają w zimowych herbatach. Czasznicę wielkości piłki widziałam kiedyś w naturze, robi wrażenie :-) Ponoć jest jadalna, w widzę, że Twoją chyba ktoś się częstował ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My jadamy czasznicę. Jest smaczna. Że ślimaki się do niej dobierają, to się nie dziwię, i nawet mi to nie przeszkadza, gdy nie jest obżarta wszędzie. Ale dziś zebrałam 5 owocników wielkości pomiędzy tenisem a futbolem, i wszystkie były robaczywe. Takich jeść nie będziemy.

      Usuń
    2. O, w życiu bym nie przypuszczała, że i one mogą być robaczywe, myślałam, że raczej są odporne, tak jak kurki- te bardzo rzadko trafiają się robaczywe, a jeśli już, to siedzą w nich paskudne wielkie pędraki czy drutowce. Jak przyrządzasz te grzyby ?

      Usuń
    3. Kroję je w kostkę, kropię sosem sojowym ( albo nie ), obtaczam w mące ( albo nie ) i smażę na oleju czy oliwie na patelni.

      Usuń
  9. Jaka cudna dzungla, przypelzalabym niczem bezdomy slimak i Ci wyzarla buraka lisciowego (glownie ze wzgledu na urode i kolorki oraz fakt, ze kocham buraki...ale ktorych jarzyn nie kocham? chyba tylko okry.) i pomidorki - dzienna dawka likopenu jest wskazana (czy sie jest slimakiem czy wrecz przeciwnie), nogi bym moczyla wsrod lilii wodnych i usiadla w cieniu rabarbaru...ach! rozmarzylam sie. A Latajacemu - duzo zdrowka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Ciebie nie posypałabym niebieskimi granulkami.:-)

      Usuń
    2. BBM:Piękne kwiaty, wspaniałe zbiory. Z jednej strony zachwyt, z drugiej- rodzaj przerażenia, jakiego ogromu pracy to wymaga. Szacunek!

      Usuń
    3. Wiesz, gdyby to był tylko ogród...

      Usuń
    4. BBM: A jeszcze zwierzęta! Wiem. Mój podziw wzrasta. Jesteście szalenie pracowitymi ludźmi!

      Usuń
  10. Czasznica ... piękna nazwa. Nie znałam, choć takie olbrzymy już widziałam, a jakże. Za dwa tygodnie na dosłownie cztery dni przylatujemy do Polski, ciekawe, czy załapiemy się na ten skwar ...

    OdpowiedzUsuń
  11. Obfitość w pełni. Co ty z tym wszystkim robisz? W słoiki wsadzasz czy jak? Może konie zjadają?
    Ja bezogródkowa zalewana jestem teraz pomidorami, cukinią i innymi dobrami :) Korzystam, a co :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne zieloności wokół Twojego domu:):) Gladiole niesamowite.
    Czasznica jak pieczarka- biała, bielutka... U nas potworne upały, wszystko wysycha, na drzewach jesień i mój ukochany ostrokrzew ginie od skwaru. Wody ma dosyć, ale słońca nie wytrzymuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej! Może mu zrób jakieś zacienienie? Szkoda by było, żeby zmarniał.

      Usuń
    2. To wielki krzew, teraz już prawie suchy, ale mam nadzieje, że jednak się odrodzi. Poczekam do wiosny.

      Usuń
  13. Pierwszy raz widzę taki grzyb!
    Sierpień to mój miesiąc, więc uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Znowu polubił mnie spam...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  15. No i właśnie. Jeden ma za dużo, a drugi nawet w doniczce sobie nie może wyhodować, bo nie ma balkonu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na parapetach trzymiesięczne oszołomy na czterech łapkach robią Armagedon. W każdym innym miejscu też.

      Usuń
    2. A ile tych oszołomów masz?

      Usuń
  16. Pogrzeb w spamie, znajdziesz perły :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam! I teraz się zastanawiam, czy jestem wieprzem...

      Usuń
    2. Żeby było politycznie-językowo poprawnie, to chyba wieprzowiną...

      Usuń
  17. Jest co robić...;o) Jest co jeść...;o) I serducho się raduje...;o) (Tylko odcisków przybywa...;o))

    OdpowiedzUsuń
  18. U mnie na działce też rosła czasznica ale była już bardzo duża i ją zjedliśmy XD
    Ciekawy blog, z chęcią zaobserwowałam
    Pozdrawiam i zapraszam do obejrzenia mojego nowego obrazu^^

    OdpowiedzUsuń
  19. Agniecho, jak tam u Ciebie na Pogórzu, jesteście bezpieczni ?

    OdpowiedzUsuń
  20. Agniecha co u Was czy was nie zalało?

    OdpowiedzUsuń
  21. Dzięki za troskę, dobre kobiety.
    Zalało, ale nie budynki tylko część obejścia. Poniszczyło i pozabierało ogrodzenia. Ale to nic, w porównaniu do sytuacji innych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jak to dobrze, że nie zalało was bardziej.
    Mam identyczny koszyczek jak Ty, a i tymianku wielkie ilości:)
    M

    OdpowiedzUsuń
  23. Such beautiful images.
    www.rsrue.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  24. Piękne zdjęcia. Zazdroszczę ogrodu, ale roboty w nim to już nie. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio nie mam czasu na robotę w ogrodzie. (!)
      Pozdrawiam Cię wzajemnie.

      Usuń
  25. Październik już. Mam nadzieję, że wszystko u Was dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Prawie listopad. Za dużo się dzieje. Nie mam czasu na myślenie, a co dopiero pisanie. Dzięki, że pamiętasz.

      Usuń
  26. Wiem, że wpis już archiwalny, ale... no, pogratulować zbiorów! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre i smaczne. Przekompostowany koński obornik, przegryziony dodatkowo przez dżdżownice kalifornijskie czyni cuda w ogrodzie.
      Dzięki!

      Usuń