A właściwie braku potrzeby ich posiadania.
Skacząc z bloga na blog, jak to mi się zdarza, doskakałam sobie do wpisu jednej pani na jej blogu.
Już nawet tego bloga nie jestem w stanie odnaleźć, ale nie szkodzi. Coś pamiętam. W tytule wpisu miał minimalizm. Minimalizm to pojęcie, które przemawia do mnie potężnym głosem. Nie żebym była minimalistką we wszystkich aspektach życia, ale w pewnych to tak, albo powiedzmy szczerzej, że bym chciała.
Skuszona tytułem, zabrałam się za czytanie i w miarę czytania oczy mi się rozszerzały coraz bardziej ze zdziwienia.
Pani wymieniała kolejne niezbędne w życiu kosmetycznej minimalistki kosmetyki. Przyznam się, że nawet w najbardziej rozbuchanym okresie konsumpcjonizmu kosmetycznego nie posiadałam na raz tylu produktów do pielęgnacji ciała i twarzy co ta pani która, sądząc z tekstu, bardzo, bardzo się ograniczyła.
Czegóż tam nie było.
Od tej pory chodzę sobie i myślę.
Czy to rzeczywiście jest konieczne? Czy to jest potrzebne?
Te wszystkie kremy, toniki, serum, hydrolaty, maseczki, szampony takie i owakie, odżywki, lakiery balsamy podkłady pudry tusze cienie kreski szminki i ch-w-co jeszcze...
I te wszystkie mazidła bezrefleksyjnie wcierają sobie kobietki przede wszystkim w najbardziej wrażliwą skórę na twarzy.
Nic dziwnego, że przeciętny starszy facet jest mniej pomarszczony niż starsza kobitka.
ściągnięte gdzieś z netu |
Gdzie w tym wszystkim naturalna równowaga i właściwe PH skóry?
No, ale pęd do bycia ( a co najmniej wyglądania ) wiecznie młodą jest wielki. No i kasę na marzeniu o młodości można zbić potężną. Tylko kup ten krem i będziesz wyglądała pięknie, młodo i bez zmarszczek. No cud. Bez religii.
Przeczytałam raz kiedyś gdzieś zdanie Kitty ( blogerki takiej, lubię ją ), że na twarz i ciało nie powinno się kłaść niczego, czego nie da się włożyć do ust. I zjeść. Bardzo to do mnie przemówiło.
A gdzieś indziej przeczytałam, że skórę najlepiej smaruje się od środka. Od strony żołądka. I jest w tym racja, moim zdaniem.
Tak właśnie od pewnego czasu staram się dbać o swoją skórę. Stosując dwie powyższe zasady bez przesady, bo przyznam się od razu, że nie jadłam jeszcze ani swojego mydła, ani kremu.
A konkretnie.
Nigdy nie byłam fanatyczką używania kosmetyków w celu upiększania się. Może za dużo książek przeczytałam w młodości, w których bohaterki czy bohaterowie nie zajmowali się tynkarstwem twarzy... lecz czymś bardziej konstruktywnym. Taka Ania z Zielonego wzgórza, czy Winnetou czy inny Tomek Wilmowski . No Indianom akurat malowanie twarzy się zdarza.
Może nie za bardzo miałam potrzebę.
Pomimo że uważałam się za dziewczynę raczej brzydką, nie motywowało mnie to do działania. Przypuszczam, że byłam i jestem zbyt leniwa, by oddawać się co rano i wieczór a i w trakcie dnia rozlicznym zabiegom i czynnościom. Już myślenie o tym wszystkim mnie męczy...
Pracy i tak dość w życiu.
Przechodząc do sedna, używam mydła, hydrolatu, olejku migdałowego oraz kremu Nivea.
Obie moje babcie używały Nivea, to i ja mogę. Babcia Jadzia w ramach luksusu smarowała się "Panią Walewską". To był szyk. Niebieskie szkło, piękny zapach...
Nie zachęcam bynajmniej, by podążać moim śladem. Każdy jest inny.
Mnie tusz na rzęsach swędzi, szminka łaskocze, krem zatyka, palce mi puchną, kiedy pomaluję paznokcie, a perfumy śmierdzą chemią... Nie każdy tak ma.
A jak tam Wy, blogowe koleżanki, w kwestii makijażowego minimalizmu?
PS. Post napisałam czekając przy telefonie na rejestrację do lekarza. Trwało to 2 godziny i 4 minuty,
w międzyczasie dałam też koniom śniadanie.
Konstruktywne bardzo wykorzystanie czasu czekania. Mam nadzieję że przyczyną czekania jest coś do opanowania i wyleczenia. 🍀👊😑
OdpowiedzUsuńCo do kosmetyków to mam podobnie a nawet bardziej. Ewentualne malunki moja twarz wytrzymuje przez najwyżej trzy godziny a bywa że brzydkie po nich na wieeeele dłuuużej. Kremy też potrafią uczulać po zużyciu małej części smarowidła, więc potem upiększają półeczki łazienki. Więc nie, już prędzej olejki roślinne używane z umiarem. Z lenistwa wlewam zwykle łyżeczkę do uzywanego mydła w płynie, porządnie wstrząsam i takie coś używam. Jak dla mnie to wystarczy, a tak naprawdę, to dobrze robi masaż myjący lub tylko masaż pyszczydła.
Fajnie, że jest więcej takich osób!
UsuńPrzyczyna czekania jest zwykłą wizytą kontrolną. Alles gut mit mich.
Miło mieć tylko to, czego się naprawdę potrzebuje w łazience. U mnie zawsze stały jakieś kremy, mleczka, balsamy (co to sam człowiek kupił w porywie nadziei, albo w prezencie dostał), nie używane, lub używane rzadko, a potem, po sprawdzeniu daty ważności - srrrruuu do kosza. Już tak się nie dzieje.
Agniecho - mogę sie w zupełności podpisać pod Twoim tekstem. Naprawdę w zupełności. Minimalizm do kwadratu w wielu dziedzinach. A już w kwestii kosmetyków szczególnie. Używam mydła, szamponu, czasem olejku do wcierania we włosy i niekiedy kremu nivea. Cała reszta może dla mnie nie istnieć. To samo dotyczy też np. biżuterii. Noszę na szyi tylko łańcuszek po mamie - i to nie dlatego, że lubie coś nosić, bo nie lubię, ale dlatego, że to po mamie, z tęsknoty, z jej braku, wiesz...
OdpowiedzUsuńA jeszcze a propos kosmetyków - ostatnio juz po raz któys dostałam na maila propozycje współpracy z pewnej znanej firmy kosmetycznej, że za publikowanie tekstów na blogu o ich produktach albo za reklame tychże dostane od nich darmowo owe kosmetyki właśnie. No koń by sie uśmiał! Bo i koniu, koniowi tak samo te kosmetyki potrzebne jak i mnie!:-)))
Koń może by i chciał się kremem posmarować? Nie wiem, nie pytałam...
UsuńHehehe ja też podpisuję się pod co napisałaś :)
OdpowiedzUsuńI uważam, że najlepszym makijażem jest niebanalna osobowość, co prawda bubki nie dostrzegą, no ale przecież na takich nam nie zależy ;)
Bardzo dobry Twój tekścik, wart zapamiętania.
UsuńMoje kosmetyki - olej kokosowy do twarzy i do mycia zębów, do smażenia naleśników również ;), fusy po kawie ;),robie z nich sobie peeling, miodem smaruje usta, olej z dziurawca na wysuszona skore, paznokcie ostatnio traktuje DMSO z aloesem bo mi się rozdwajają.
OdpowiedzUsuńJak ktoś nie lubi moich zmarszczek to trudno, ja je lubię 😊
Orszulka
Tonik i owszem😊z mojego octu jabłkowego i jak mi się chce to czasami płuczę nim włosy 😊
UsuńWłosy natomiast farbuje, bom siwa jak gołąbek 😉
Orszulka
U Ciebie to rzeczywiście, wszystko jedno, czy na skórę, czy do żołądka. :-D
UsuńI nawet jak się pomylisz, to nic się nie stanie. No chyba że fusy zjesz, one niesmaczne. :-)
A ja chyba już nie pofarbuję. Unikam zbędnych czynności, a siwy to piękny kolor i pasuje do wszystkiego.
UsuńPodoba mi się podejscie Orszulki, ale cos kokosowy mi nie podchodzi, swędzi mnie twarz, alexna inne częsci ciała spoko.
UsuńTeż mam takie DMSO
UsuńA ja musiałam się dokształcić, bo nie miałam pojęcia, co to jest DMSO. Teraz już wiem.
UsuńKrem nivea jest uniwersalny: do twarzy, do rąk, na popękane pięty... nie znam bardziej uniwersalnego kosmetyku. I nie uczula, jak te nowości pachnące aż nos wykręca
OdpowiedzUsuńNieprawda, krem Nivea niektórych uczula. Jestem tego żywym dowodem
UsuńNotario: Krem Nivea zamiast pasty do butów. Wszechstronny produkt.
UsuńAnonimie: Lepszy żywy dowód niż martwy. :-DDD
Wiem, też tak stosuję... słowem, niezastąpiony
UsuńTomek Wilmowski :) Ach, któż go jeszcze pamięta :)
OdpowiedzUsuńOd kilku lat nie noszę makijażu, farby na włosach a szampon tylko dziecinny. Jeśli coś dokupuję, to raczej w celach zdrowotnych, ot taki szampon dziegciowy, dobry, gdy czasem skóra głowy potrzebuje wsparcia. Jeden krem na wszystko, ale nivea mnie uczula. W każdym razie razie Agniecha, minimalizm po całości w kosmetologii i pielęgnacji. Aż się sama dziwię, jak do tego doszło :)
A może to wiek? Że się człowiek nie przejmuje drobiazgami? Znaczy wyglądem swym?
UsuńTomek Tomkiem, ale Jan Smuga... To był gość. :-D
Ooo tak, Jan Smuga.
UsuńA w "Trzech muszkieterach" Atos.
Ja pamiętam Tomka Wilmowskiego. Przeczytałam wszystkie części kilka razy. I Winnetou. O Ani nie wspomnę, sczytana do imentu i jeszcze mam w domu serię, niektóre tomy z lat sześćdziesiątych..
OdpowiedzUsuńJestem trochę mniej minimalistyczna, niż Ty - krem do twarzy, jakiś, najlepiej na dzień i na noc, czasem kupuję krem pod oczy. Maluję się od wielkiego dzwonu i delikatnie, małą ilością kosmetyków.
Gdzieś czytałam, że kobiety oczekują kosmetyków osobnych, do szczegółowych, że tak powiem, zastosowań, a mężczyźni chcieliby mieć jeden do wszystkiego. To ja jak facet, wolałabym mieć np. jeden płyn do mycia twarzy, ciała i włosów, i jeszcze najlepiej z odzywką, a nie pięć różnych :)
Ale gdyby porównać ilość kosmetyków moich i córki, to ja nie mam prawie nic, natomiast ona mogłaby założyć sklep.
Moja Mama robiła porządki w domu i tak to Tomek Wilmowski trafił pod moją strzechę rok temu. Przeczytałam po latach oczywiście znowu, bo jakże by tak bez czytania odstawić na półkę.
OdpowiedzUsuńPiękny wpis, cieszę się, że nie jestem sama w tym doświadczeniu podążania za prawdą własnego ciała.
OdpowiedzUsuńTeż mnie to cieszy! W grupie raźniej. A grupa, jak widać niemała.
UsuńAle jeszcze nie doszliśmy do wstydliwych ( właściwie dlaczego?) konkretów, w rodzaju: Ile razy w tygodniu/miesiącu/roku człowiek powinien się kąpać/myć? :-DDD
Znam takich, co biorą prysznic 2, 3 razy dziennie, oraz takich, co rzadziej niż raz w tygodniu. Anie jedni, anie drudzy nie śmierdzą i wyglądają na czystych. :-)
😃😃😃 nie no, prysznic zazwyczaj raz dziennie.
UsuńZ kosmetykami nie przesadzam, olejki, albo coś delikatnego na moją twarz, vegan , bio, czy tam jakis inny nie testowany na zwierzętach.
Niekiedy makijaż. Najlepiej jak mam henne , bo brwi coraz bardziej niewidoczne, ale do regulacji, wiec troche sie trzeba namęczyć z depilacją.
Permanentny tatuaż brwi? Może to jest rozwiązanie?
UsuńMusialby być to bardzo dobra kosmetyczka bo to co widzę u kobiet ,ktore sie poddały zabiegowi mnie przeraża. Za mocne, Nic nie widac tylko te czarne brwi,fuj.
UsuńChyba nie muszą być czarne? Tatuaże są we wszystkich kolorach tęczy.
UsuńBBM: Szampon do włosów, płyn do kąpieli i krem do rąk /lubię Ziaję- dobrze się wchłania!/. I całkiem mi z tym dobrze a mam tak od zawsze. Nie, czasem we wczesnej młodości robiłam sobie oko... Wiwat naturalność. ;)))
OdpowiedzUsuńOh yes!
UsuńA gdzie moja odpowiedź z wczoraj? Zaginęła.
UsuńWiwat naturalność!
A nie. Tu mój protest. Homo jest przestraszny bez obróbki. Byle z tą obróbką ani nie przesadzić, ani jej nie stosować nadmiernie oszczędnie.
UsuńMoje refleksje są dwie :
OdpowiedzUsuń1. musiałabym nie spać lub w ciągu dnia nic nie robić, by wszystkie zalecenia kosmetyczne zastosować
2. skąd brać kasę na to wszystko?
kiedyś na wycieczce tzw. pracowniczej nie poznałam w hotelu koleżanki z pracy, bo pierwszy raz rano widziałam ją bez makijażu!
jotka
1. tak samo.
Usuń2. też.
3. też. Tylko to była wychowawczyni, którą widywałam codziennie w szkole. I też na wycieczce.
Minimalizm zdecydowanie. Takie upiększanie się jest tylko na chwilę, a potem po latach wstyd makijaż zmyć, bo tam już próchnica. (Żartuję oczywiście. A może nie?)
OdpowiedzUsuńStawiam zdecydowanie na naturę.
Pewnie się kobieta przyzwyczaja do takiej ulepszonej wersji siebie. Jak zmyje te wszystkie farby i tynki, to się wydaje sama sobie bezbarwna, bezkształtna?
UsuńMakijaż makijażem, ale takich niemakijazowych kosmetyków to ja mam dwa (nie licząc szamponu i mydła): mleczko do oczyszczania twarzy i dezodorant.
OdpowiedzUsuńAmen.
Czyli makijaż jednak tak. Tak?
UsuńTaki lekki, coby ludzi po ulicach nie straszyć.
UsuńA ja mam, uzywam i lepiej sie czuje jak sie czyms pomaze i domaluje sobie zdrowie na policzkach. Kremu Nivea uzywala moja Mama, probowalam i ja, zeby ulatwic sobie zycie (cos jak z tym olejem kokosowym), ale nie wyszlo...jak wygladam szaro-buro z dziwna skora, to wole nakladac kremy z polecenia mojej Coreczki i rano nie strasze nikogo. a o rekach to nawet nie bede sie rozpisywac, bo po kremie nivea, oleju kokosowym, dalej mam zadziory i dosc wstretne rece. wiec biore parafine, miod, kremy i nakladam. Jak juz naloze i chce troche posiedziec z tym, to wlos mi wchodzi w oko, albo swedzi w nosie, wiec zabieg nie trwa dlugo. Nastepna rzecz to czasem zapyziale piety, ktore musze reanimowac, rekonstytuowac i remontowac maszyneria a potem nosic z pol dnia takie podbite guma skarpetki na grubo posmarowane stopy czyms na piety-i-nie-tylko. Rzesy czasem teraz maluje, przed pandemia - codziennie. Ale nieczesto, bo sobie rozmazuje. I tak - uczuleniowiec jestem okrutny, wiec matematyczna metoda kolejnych przyblizen mam rzeczy, ktore mnie nie uczulaja TERAZ...bo po jakims dluzszym czasie nie uzywania czegos tam, kupilam i bach! nie dalo sie zyc. Lubie za to pachniec ladnie i mam duzo perfum. Wstaje, zeby isc myc podloge - no to Dior, ide na poczte - Paul Smith Rose, jade na zakupy - Lacoste. I strasznie mnie smieszy, ze to wlasnie tak robie! samo wychodzi. Nie bede szukala jakichs ziolek do zaparzania, moczenia sie w nich, czy - bron bogini - picia. Czasem robie dezodorant, maseczki robie czesto z platkow owsianych. Zalezy czy mi sie chce :)
OdpowiedzUsuńMnie się często bardzo nie chce.
UsuńI teraz pytanie, czy lenistwo szczytnie i sprytnie podpięte po pojęcie minimalizmu przestaje być lenistwem?
W pewnym momencie mozemy je przestac nazywac minimalizmem. Brzmi wtedy modnie ;)
UsuńHmmm. Nie piłam jeszcze kawy. Niezbyt rozumiem.
UsuńTomka Wilmowskiego tez czytalam, z wypiekami.
OdpowiedzUsuńKiedy byłam piękna i młoda, używałam więcej kosmetyków. Pewnie w złudnej nadziei, że będę przez to jeszcze młodsza i jeszcze piękniejsza. Teraz stałam się wyznawczynią minimalizmu kosmetycznego. Przykładam się nieco do brwi, bo są beznadziejne, jakby wcale ich nie było i wyglądam jak zwłoki wyłowione z wody. Na większe wyjście maluję rzęsy + odrobina podkładu. Na ten starczy ślyp i tak nie da się niczego nałożyć, a już na pewno nie przytrzymać. Po pół godzinie wszystko i tak jest rozdyźdane po zmarchach. Fuj. Bez makijażu wyglądam lepiej. A jeśli komuś się nie podobam, to pfff...
OdpowiedzUsuńNo i komentarz poooszedł na... A tyle się napisałam! To w skrócie: minimum w postaci kremu do paszczy i odrobina podkładu + tusz do rzęs na wyjście.
OdpowiedzUsuńPoszedł nie poszedł. Jeśli ten anonim powyżej to też Ty, to się znalazł.
UsuńDobrych świąt Agniecha i spokojnych wiosennych. Wszystkie moje kosmetyki mogę zjeść spokojnie. a olejki i hydrolaty wypić :-)
OdpowiedzUsuńOddzielam kosmetyki do makijażu i do odżywiania skóry. Tych do odżywiania mam sporo, ale wszystkie naturalne i nie testowane, to jest warunek, tych do makijażu już dużo mniej...ale podkład z fridge i puder jedwabny, obowiązkowo. raz na sto lat kupuję cienie, pomadki. nie używam mascar a lakiery tylko do nuszek.
Teatralna
Jeśli tak to:
UsuńRównież dobrych i spokojnych.
A w sprawie kosmetyków - smacznego! :-D
Jaki miły temat i jak dużo osób podzielających poglądy autorki wpisu :). Bardzo mnie cieszy, że ja też tutaj pasuję, że nie jestem jakimś odszczepieńcem :).
OdpowiedzUsuńMoże mam szczęście, że mam cerę całkiem spoko, a może właśnie cera jest spoko, bo moja mama też używała kosmetyków oszczędnie i przede wszystkim dbała o dobre odżywianie, co oczywiście mnie się też udzieliło. Miałam też przeżycie u kosmetyczki, do której mama zaprowadziła mnie w okresie nastoletnim, kiedy zaczął się pojawiać trądzik. Kosmetyczka udzieliła mi wielu mądrych rad, dotyczących głównie codziennej pielęgnacji z użyciem jadalnych składników, jak mycie twarzy płatkami owsianymi, unikanie zapychania porów niepotrzebnymi mazidłami. Przez pół wieku mojego żywota codziennie jadłam miskę surowych płatków owsianych zalanych odrobiną mleka, z dodatkiem startego jabłka, sokiem z cytryny i łychą miodu. Codziennie. Uwielbiam to. Konie wiedzą, co dobre :))). Ostatnio odkryłam kaszę jaglaną, więc teraz naprzemiennie kasza i płatki. Uwielbiam zdrowe jedzenie, kasze, polskie owoce i warzywa, miód. Piję dużo wody i herbatki ziołowe. Spaceruję. Wysypiam się. Po co mi inne kosmetyki? Z kolorowych - tylko do rzęs. Cytując Beatę Tyszkiewicz: maluję rzęsy, żeby było widać, że je w ogóle mam :). I lubię dobre perfumy, to jedyna moja słabość chemiczna, jeśli chodzi o kosmetyki.
Też mnie cieszy, że jest nas więcej takich nieotynkowanych. :-)
UsuńOj, Agniecha, a widziałaś te półki zastawione tym dobrem wszelakim, które koniecznie trzeba mieć? przecież to wszystko trzeba sprzedać:-)
OdpowiedzUsuńAno trzeba. Co sezon. W plastikowym opakowaniu, opakowanym w powlekany plastikiem papier, opakowanym w plastik.
UsuńJestem ostrożna w używaniu kremów, bo łatwo mnie uczulają. Moja skóra cierpi z powodu suszy, więc balsamy do ciała jak najbardziej i używam ciągle tego samego podkładu, bardzo szybko nakładanego (nos się mi czerwieni i nie cierpię tego). Maluję usta, bo bardzo lubię (najlepsze są dla mnie kremowe szminki L'Oreala), ale od niedawna (nie robiłam żadnego makijażu prawie do czterdziestki). Łba, jak wiesz, już nie koloryzuję. Perfumy lubię, ale takie, które nie istnieją (nie-dowcip jest taki: koleżanka z pracy w Polsce się mi pożaliła, że inna koleżanka-nauczycielka zapytała ją, ile kosztowały jej ślicznie pachnące perfumy, po czym ją zamurowało gdy usłyszała odpowiedź, po czym stwierdziła, że takich perfum za taką cenę to nie ma, bo perfumy kosztują max. 50-60 zł ... więc ja mam perfumy, które nie istnieją i proszę mnie nie pytać, ile kosztowały). Ogólnie jednak nie poświęcam nakładaniu (minimalnego) makijażu więcej niż 5 minut i nie mogłabym o tym ciągle gadać, a tym bardziej prowadzić bloga na temat mnóstwa ilości śmieci pt. denko. Pierwej dostałabym wysypki :D Skupianie się na li tylko wyglądzie, a do tego jeszcze pytanie innych kobiet o radę w tym temacie nie jest dla mnie. Najbardziej liczyłam się z opiniami innych kobiet na mój temat w liceum i szczęśliwie coraz bardziej oddalam się od tej epoki :D Reasumując: minimalistką nie jestem, stawiam na zadbaną naturalność (z krwistoczerwoną szminką na ustach, bo lubię jak starsze panie się skręcają, żeby mi nie powiedzieć, że mi nie pasuje).
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia co to za denko, tym bardziej, że kiedy spróbowałam poszukać to wyskoczyły mi jakieś różne dziwności.
UsuńPerfumy prawdopodobnie nie mają górnej granicy cenowej, nie wgłębiam się już w temat, bo nie mam cierpliwości i możliwości. Za każdym razem kiedy sobie psiknę na próbę w drogerii, to zapach "teraz" może nawet czasem jest ok, ale zapach "potem" nigdy jeszcze mi nie podpasował. Opisy perfum przez internet są czasami bardzo interesujące i intrygujące, ale kupić perfumy na podstawie opisu słownego bez powąchania? Nie.
Tak więc pozostaje mi pachnieć sobą. :-DDD
Ewentualnie stajnią.
Dzięki za wypowiedź.
@Agniecha, rzeczywiście nie da się kupować perfum na podstawie opisów w sieci, bo po kilku minutach i tak nie pachniemy perfumami tylko ... sobą. Perfumy reagują z każdym ciałem inaczej. A projekt denko to na stronach z kosmetykami, gdzie ludzie opisują jaki produkt użyli do końca. Niby pozytywnie, ale ilość i różnorodność produktów wielokrotnie pozostawia mnie z pytaniem o wiarygodność kontentu. Czasami trudno mi uwierzyć, że jedna osoba może nałożyć na siebie tyle mazideł w miesiącu i w następnym przerzucić się na kolejne 30 produktów innej firmy bez parcha na twarzy. Dobrego weekendu :D
UsuńHmmm. Może nie zużywają wszystkiego?
UsuńPoza tym, efekty działania kremów czy innych kosmetyków pielęgnujących nie zawsze widać po paru dniach.
Pozostaję przy skórze pokrytej warstwą własnocielnie wyprodukowanych lipidów.
Dobrego weekendu nawzajem.
spotkałem kiedyś minimalistkę żywieniową: "ja rano na śniadanie tylko jedną średnią pizzę, a potem przez całe dwie godziny mogę nic nie jeść", LOL, to jest ten sam motyw...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Mała pizza jest dla mnie za duża! Ale oczywiście najpierw należałoby ustalić/porównać średnice.
Usuńw PizzTopia serwują taką podłużną i rozmiarowo średnią(?), ona nam wystarcza jedna na dwoje, ale nie na godzinę, tylko do wieczora :)
UsuńTo jest chyba problem w rozumieniu słów i braku umiejętności łączenia ich w całość w zdaniu. Minimalizm w kosmetykach to jak u mnie, dezodorant, dezodorant do stóp, woda toaletowa, ostatnio krem do twarzy i nowy wynalazek 3w1 też do twarzy (jako maska, peeling i coś tam jeszcze). :) No ale co kto lubi w sumie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Co kto lubi, ależ oczywiście!
UsuńAle wolimy, by czarne było nazywane czarnym, a białe, białym. Właściwe stosowanie pojęć ułatwia proces komunikacji.
Ostatnio się dowiedziałam, że tylko szare mydło nie wysusza naszej skóry.
OdpowiedzUsuńU mnie makijaż- tak, ale delikatny. Chyba, że na wielkie wyjscia-wtedy bardziej widoczny robiony u "fachowca":)
Ja na wiele kosmetyków, czy perfum mam uczulenie.
Pozdrawiam:)
Ale skąd mam wiedzieć. które mydło jest naprawdę szare? :-)
UsuńMi koleżanka nakupiła sama kosmetyków, jak zobaczyła, że prawi ich nie używam. Od czasu do czasu coś zakupię np balsam czy kremik i nakładam kiedy czuję, że mam przesuszoną skórę (próbowałam je w smaku, więc wpisuje się w twoją teorię :P - nie pytaj, wewnętrzne dziecko mi kazało), do makijażu starczy mi kredka do oczu na 3 lata, której i tak źle używam xD. Naturalne mydełko (też polizałam), pasta do zębów (to wiadomo do buzi), szamponu nie piłam (chyba, że nie pamiętam), paznokcie miałam pomalowane kilka razy w życiu (w tym dwie hybrydy! albo żele nie odróżniam). Perfum dostałam na 18-stkę. Mam 30 lat i w końcu się kończy :p.
OdpowiedzUsuńNielogiczna koleżanka! Skoro nie używasz, to po co Ci kupiła?
UsuńJa byłam taką straszną tapeciarą w młodości i tak sobie myślę że jest to kwestia w dużej mierze wzorców kobiecych w rodzinie, oczekiwań społecznych i samoakceptacji. Z wiekiem wyzbyłam się kompleksów, wiem już że nie muszę być doskonała zawsze i za wszelką cenę nadal lubię o siebie dbać i ładnie wyglądać ale nie mam problemu z pokazaniem się sauté😉 A co do książek to w dzieciństwie kochałam Tomka Sawyera fragmenty znałam na pamięć - więc różnie to bywa😂
OdpowiedzUsuńAgniecha, ostatnio myślałam - jak to dobrze że lata temu trafiłam na mądrych hodowców koników
Ściskam Cię mocno i pozdrowienia dla Grzegorza
Anonimowa interesująca kobieto! Kim jesteś? Pauliną? Czy kimś innym?
UsuńTak
UsuńTak to ja
OdpowiedzUsuńPróba
OdpowiedzUsuńOk teraz chyba już będzie ok to ja Paulina😂😂😂
OdpowiedzUsuńKochana, to przez moderacją komentarzy, jest włączona, bo nie cierpię tych wszystkich reklam tajskich kasyn i innych jaskiń hazardu, które usilnie usiłują się wepchać gdzie popadnie.
OdpowiedzUsuńNie wróciłabyś do blogowania? Na swoim własnym, jakby nie patrzeć, blogu?
Agniecha kochana moja to już od wielu wielu lat jest Twój blog
OdpowiedzUsuńJak już się douczę jak się zalogować jako konik polski - czyli ja z mojego konta to może od czasu do czasu pozwolę sobie na kom3ntarz Twoich wpisów😘
Albo wpis, a ja z przyjemnością pokomentuję.
UsuńBiedny blogger nie zdołał zalogować wiec anonimowo piszę po Tupajowemu- będąc młodą Tupaja, używałam i tak mniej niż koleżanki.A jednak, były balsamy, kremy, nawet bronzer! Mascara i cienie, szminki, nawet róż i puder w kamieniu....
OdpowiedzUsuńTeraz jestem raczej oszczędna. Krem, mleczko do demakijażu, bo krótkie rzęsy przedłużam mascarą, szampon. I tyle. Jak mam czas, albo nie zapomnę to sobie rozpaćkam swoje porzeczki z miodem na twarzy lub sam miód. Czasem szampon zrobię, a to z mydlnicy a to w kostce. A tak mam sprawdzone, choćby z Farmony chyba dziegciowy, kremy jak najbardziej naturalne. O, przepraszam, krem do rąk to ostatnio u mnie podstawa, bo sucha skóra od grzebania w ziemi. Oczywiście bez rękawiczek.
Też znam to powiedzenie, że czego nie możesz zjeść to na skórę nie kładź. W końcu wszystko może nas otruć lub odżywić. Porzuciłam oleje, bo mi się pory skóry zatkały, ale czasem powracam. Buziaki!
Fakt, zauważyłam kiedyś, że od kremów tłustych czy bogato odżywczych robiły mi się pryszcze. Natomiast olejek migdałowy, który można byłoby śmiało opisać jako lekko zjełczały - służy mi ( gdy go użyję, bo często się to nie dzieje ). Co skóra to inna potrzeba, najwyraźniej. Moja skóra jest jakaś prostacka.
UsuńBuziaki nawzajem! Żreboki łysieją. :-)
Jakbym widziała siebie 😊 tylko zamiast kremu nivea używam taki bezzapachowy z apteki do skóry wrażliwej. A "panią Walewską" stosowała (całkiem niedawno jeszcze) nieżyjąca już moja mama.Pozdrawiam z upalnego Wrocławia.
OdpowiedzUsuńA ja pozdrawiam z upalnego Pogórza Izerskiego - chociaż właśnie nieco się ochłodziło.
Usuń