Dosięgam tu na blogu szczytów lenistwa, chociaż tu sobie poleniuchuję, bo w życiu realnym coś się zawsze dzieje. Szczyt lenistwa dziś to nawet nie zwyczajne niepisanie, ale skopiowanie swojego komentarza z cudzego bloga ( Pastelowy Kurnik ) i umieszczenie go u siebie jako swojego wpisu. Patrz poniżej.
"Cześć Drobie! U nas pada, leje wieje, i w ogóle jesiennie. Ale to dobrze, że pada, bo przecież suszowe zaległości mamy od zeszłego lata.
Wczorajszy dzień spędziliśmy głównie w samochodzie oraz na izbach przyjęć przychodniowo - szpitalnych. Bo Latającemu nie chciało się szukać pewnych drewnianych elementów niezbędnych do czegoś tam i postanowił, że szybciutko zrobi nowe. Załączył piłę we warsztacie, i zaczął. Następnie słyszę wołanie:" Agnieeeeszka!" Lecę, a on z palcem w buzi, a krew się leje z tego palca, więc pytam grzecznie, czy ten palec cały, czy ucięty, bo spod krwi nie widać. Okazało się, że cały jednakowoż, chociaż ten kawałek dość luźno zwisa. Więc zdezynfekowali my, zawinęli i pojechali do wiejskiej przychodni. Pielegniarka rzuciła okiem i orzekła :"Chirurg i szycie. Jedźcie do Gryfowa, tam powinien być chirurg w przychodni albo w szpitalu." Jakkolwiek, okazało się, żę chirurga nie było w przychodni, a w szpitalu to panie na recepcji też miały wątpliwości czy będzie. "Jedźcie do Lubania.", rzekły. Więc wsiedliśmy w samochód, a krew kapała przez opatrunek, i pojechaliśmy w stronę Lubania. A jak już siedzieliśmy w samochodzie, to wysiedliśmy dopiero po niemieckiej stronie w Goerlitz przed szpitalem. Trzeba było troszkę poczekać, w Lubaniu pewnie też byśmy czekali, ale ładnie go poszyli, dali zastrzyk przeciw tężcowi, pośmiali się, że palec w opatrunku wyjątkowo dobrze się nadaje do pokazywania "fakju". No i cały dzień do tyłu. Wróciliśmy do domu. Następnie Latający zabrał się za szukanie tych dwóch kawałków drewna, co cały czas były bardzo potrzebne, nie znalazł, i zaczął kretyńsko popatrywać w stronę piły. Więc żeby go nie zabić, poszłam i znalazłam mu te dwa kawałki drewna, w miejscu, w którym podobno sprawdzał. I tak to dzień zatoczył wielkie koło, a w tym kole wiele się zdarzyło zupełnie, ale to zupełnie niepotrzebnie."
W komentarzu do komentarza Opakowana poradziła mi, żebym w ramach relaksu udała się do lasu na grzyby. Komentarza nie przeczytałam o czasie, bo udałam się już wtedy na grzyby ( telepatia działa). Strasznie lało, właściwie bez przerwy do teraz, ale nieprzemakalny płaszcz i kalosze zwyciężyły mokrą aurę. Spodnie przemokły mi tylko na kolanach. Relaks był bardzo udany, bo z powodu pogody spotkałam tylko jednego grzybiarza - szukał grzybów siedząc w samochodzie, a poza tym tylko deszcz, wiatr, szum liści i jednak trochę grzybów ale za to jakich. Prawdziwki twarde jak skała, wielkie jak góra. I inne. Wielkie jak opona, ale miętkie jak opona przebita. Czasem sobie myślę, że należy chodzić na grzybobranie z aparatem i robić portret każdego grzyba, ale potem znowu myślę, że to jednak przesada i zostawmy tym grzybom ich prywatność w lesie.
No więc wróciłam do domu i należało to dobro przerobić na żarcie, co uczyniłam. Korzystając z przepisu na zupę dyniowo -grzybową. Wyszła mi jedna z lepszych zup w życiu, nie chwaląc się aż tak bardzo.
Więc, Opakowana, Rogato, dzień się udał.
Tyle znalazłam. |
Przed zupą. |
Zupa ugotowana. |
A oprócz tego, że smaczne jedzenie, to jeszcze prawie tylko ze swoich własnych produktów. To mnie kręci bardzo - własnoręcznie wyhodowana czy znaleziona żywność.
A te białe paski to kara za kopiowanie z cudzego bloga. Za cholerę nie chcą się dać usunąć.
Już zechciały! Dzięki Ci, Marijo!
Dora, dla Ciebie poniżej przepis na zupę z dyni i prawdziwków. Ja daję tylko świeże, albo poza sezonem mrożone.
Z tej książki, w której jest masa ciekawych i zaskakujących przepisów, |
Niech się Latajacemu pieknie palec goi i jednak do takich prac niech ubiera wzmocnione rękawice! Podpowiadam prezent podchoinkowy!
OdpowiedzUsuńPiękne zbiory a zupa mnie zaciekawiła, takiej kombinacji jeszcze nie próbowałam, dobry pomysł!
Rękawiczki??? Żartujesz sobie. Nie używa.
UsuńZupa jest naprawdę zadziwiająco smaczna. Przepis jest z książki angielsko języcznej. Mogę zeskanować i dorzuć do wpisu.
Poproszę i dziękuję.
UsuńTo tak jak mój, nie zawsze pamięta o rękawicach, alecteraz, kiedy zimno to prędzej, ale sluchawki na uszy, czy maseczkę , to już zapomina, nie chce mu się itp.
UsuńPrzepis powyżej, z dodatkowymi uwagami.
UsuńDziękuję uprzejmnie.
UsuńGdzie jest masło? W lodówce. Nie ma! Jak nie ma, sama wkładałam, po lewej stronie, na drugiej półce. Nie ma. Bosz....
OdpowiedzUsuńWstałam, poszłam do lodówki, było. Po lewej stronie, na drugiej półce, tylko za majonezem...
Nie chodzę na grzyby, tylko do sadu. Siadam, oddycham i schodzi ;) Zupa wygląda super, mam nadzieję, że i palec Onego też :)
Nie pisz o maśle. Bo zaczynam się zastanawiać czy już mam Alzheimera. :-)
UsuńZupa jest super, a palec zapakowany w gruby opatrunek, do zmiany dopiero jutro wg. wskazań lekarskich, więc jutro zobaczymy, czy równo zaszyte i jak się goi.
Imponujące znalezisko, warto było przemoczyć spodnie na kolanach.
OdpowiedzUsuńZestaw w zupie ciekawy, takiego jeszcze nie próbowałam, ale ostatnio i tak mało zup gotuję.
Kopiowałaś z bloga, nie ma w tym nic złego, pisanie było Twojego autorstwa.
Dalszych pomyślnych leśnych łowów i szybkiego gojenia palca Twojej Połówki.
Dzięki!
UsuńPiękny zbiór- pogratulować. Spacer w lesie zawsze wycisza, a spacer w deszczu szczególnie. Widzę, że nie tylko mnie. Poleciałam do mapy i popatrzyłam, jak a "podróż" przebyliście w poszukiwaniu mistrza od szycia palców. Sporo kilosów:) Oby teraz zagoiło się bez problemów i nie dało szans na budzenie się w Tobie demonów.
OdpowiedzUsuńDawno już nie byłam tak długo w lesie podczas deszczu. Przyjemnie było.
UsuńBidny ten twój chop Agniecha i bidna ty, ty możne nawet bidniejsza :)
OdpowiedzUsuńGrzyby piękne, wydawało mi się, że kurki to wcześniejsze grzyby.
Co do cytatów w poście, to w pasku narzędzi jest cuś takiego, jak usuń formatowanie. Należy zaznaczyć tekst i kliknąć w usuń formatowanie i powinno się naprawić :)
Kiedy postanowiłam skorzystać z Twojej porady, nastąpiła awaria internetu. Dopiero co wrócił. Więc trochę się boję tego usuwania formatowania.
UsuńZastanawiam się, czy jestem jedyna osobą w kraju tutejszym, która nie poszła biegiem na grzyby do pobliskiego lasu i której grzyby nie podeszły pode drzwi, jak ten las szekspirowski...otóż nie mam ani jednego grzyba, to jest dopiero sztuka. ha.
OdpowiedzUsuńA teraz to skopiuje i wkleję :-))))))
upiłowanego palca żal aczkolwiek można febry dostać na służbe zdrowia. kurka wodna.
Palec się goi, chociaż krzywo. Chyba niektóre szwy puściły. Mówiłam, żeby nie walił młotem ręką z palcem, tylko tą drugą, w godzinę po zszyciu. Ale nie zrozumiał.
UsuńPodobnie zrobił kiedyś mój mąż, ale siekierą!
OdpowiedzUsuńNie ma tego złego, grzybobranie jak się patrzy i niech żyje służba zdrowia:-)
Zupa wyszła dobrze, a duszone grzyby tak sobie, niestety. A służba zdrowia niech zdrowieje.
UsuńGratuluję sukcesów leśnych i kulinarnych. Mam nadzieję, iż vulnus sanatum est.
OdpowiedzUsuńA ja nie chodzę na grzyby i nie jem ich. W ogóle nie interesują mnie Eucaryota.
Od poniedziałku jestem wolna od remontu, jakby co. A jutro probably będę w Twoim mieście gminnym na M.
Vulnus wyglądus obrzydliwum, że łaciną kuchenną pojadę.
UsuńZdzwońmy się więc jutro.
Są piękne te grzyby, aż szkoda jeść! Ja bym tam bezczelnie fociła. prywatnie w tym lesie i w ogóle, normalnie pornograf mykolubny. Co do cucurbity zwanej dynią to ja ją zdecydowanie preferuje w roli warzywka ozdobnego. ;-) A co do Latającego - schowaj siekierę, noże i może widelce też. Niektóre samce czasem przejawiają tendencje autodestrukcyjne które nazywają przygotowaniem opału na zimę, majsterkowaniem, koniecznością przycięcia konarów, zrobieniem schodów itd. . Należy zachować czujność, tym bardziej że służba zdrowia jak widać ma wychodne. ;-)
OdpowiedzUsuńJa może bym też i zdjęcie zrobić im pragnęła, ale nie chce mi się dźwigać na grzybobranie jeszcze aparatu fotograficznego, a i telefon też nie zawsze mi towarzyszy.
UsuńNie lubisz dyni konsumpcyjnie? A zupka z dyni z imbirem i papryką? A dynia w plastrach z piekarnika z ziołami? A wspaniały dyniowy chutney? A dyniowe puree zamiast puree z ziemniaków? Ach, tyle jest dobrych potraw z dyni...
Dynia jest fuj od czasu mławego dzieciństwa kiedy usiłowano mła katować zupką z dyni i mleka z dodatkiem paskudztwa zwanego kluskami żelaznymi. To była trauma i mła ma po tych przeżyciach dyniowstręt ( wzmocniony kontaktem z czymś zwanym pumpkin pie ). :-)
UsuńKluski żelazne to takie z surowych tartych ziemniaków? Uwielbiam! Ale nie w zupie dyniowo-mlecznej. Być może też miałabym uraz, ale w dzieciństwie i młodości dyni nie jadłam ani razu. A kiedy w wieku dorosłym pierwszy raz spróbowałam zupy z dyni, była pyszna. Pumpkin pie też nie znam.
UsuńGrzyby zostały zeżarte i strawione i... Dalej nie będę się wdawać w szczegóły.
OdpowiedzUsuńLatający ma tyle ostrych zabawek, że musiałabym wybudować następny budynek, by je wszystkie schować. Nie da rady. A i upilnować się nie da.
A ja mam bardzo ciekawa notke do napisania i nie wiem jak sie do niej zabrac... nie chce mi sie. A wiem, ze tym razem to notka z serii "musze":)
OdpowiedzUsuńRach ciach ciach i do dzieła!
UsuńStar, to ja jestem Scarlet o'Hara ( "pomyślę o tym jutro" ), a nie Ty. Ty działasz. Ja czekam aż się samo zadzieje.
Zrobilam rach ciach ciach:)) jak radzisz wyszlo co wyszlo. Ale generalnie historia jest intrygujaca.
UsuńAno jest. Byłam, przeczytałam. Ciekawe, czy uda się odnaleźć jakąś rodzinę?
Usuń