Opowiem Wam historyjkę.
Otóż, jak wiecie, mamy konie. No powiedzmy. Może jednak konie mają nas. Albo jeszcze inaczej. Zagadnienie kto kogo tu ma i czy w ogóle, jest złożone, ale ja nie o tym chciałam pisać.
No więc te konie. One sobie mieszkają w lecie i jesienią na letnim pastwisku, którego główna część wraz z wodopojem znajduje się u góry. My od naszych koni wiele nie chcemy latem, one od nas też nie, skoro żarcie i picie mają w oddali za górką, to po co miałyby przychodzić na dół. Tak więc motywację do zejścia mają żadną, a ponieważ my ostatnio jacyś jesteśmy starsi, chorzy, skontuzjowani, itp., to na górkę albo jeździmy samochodem, ( ale czasem samochodem się nie da, chociaż on niby terenowy jest, ale ten teren go pokonuje ), albo zachęcamy zwierzątka do zejścia w dół za pomocą smakołyków różnych czy też lizawki. Bo jednak warto wiedzieć, czy pogłowie się zgadza, i czy wszystkie stwory mają ciągle po cztery kończyny, po jednej głowie i ogonie.
Ostatnimi jednak czasy koniowate coś sobie ubzdurały, że na dole im się nie podoba i przychodzić za nic nie chciały. Bały się jakby. Trzeba było udać się na górę osobiście, podpierając się kijkami od nordik łoking, następnie drzeć paszczę, ewentualnie gwizdać, coby przyszły bliżej, a następnie iść z nimi na dół, cały czas zachęcając słownie, aż w końcu hrabiny i księżne z księciuniem raczyły zbiec z górki, z szybkością światła wciągnąć marchew i galopem uciec na górę. A czasem w połowie drogi zawrócić i polecieć z powrotem. Odwaliło zwierzątkom. No cóż, zdarza się. Przyznam szczerze, że z tym moim kolanem bez wiązadła, łażenie po naszych górach nie jest specjalnie bezpieczne. Unikam więc ostatnio, jak tylko mogę. Jednak konie za nikim innym nie pójdą.
A tu czas przenosin na pastwisko zimowe się zaczął zbliżać. Z Latającym postudiowaliśmy prognozę, wypadło nam, że w piątek 26.11 trzeba będzie przeprowadzić zwierzątka na pastwisko przystajenne. Zanim śniegi spadną. Pogodziłam się z faktem, że trzeba będzie pokuśtykać po te osły, zleźć z nimi na dół, modląc się do Wielkiej Klaczy Wszystkich Klaczy by stado od bramy nie poleciało z powrotem na górę.
W piątek rano wstaję więc, przez okno wyglądam, i cóż to ja widzę. Konie stoją prze dolnej bramie. Cud mniemany. A ja akurat muszę do miasta gminnego samochodem pojechać. No cóż, myślę sobie, pech jak zwykle, kiedy wrócę, śladu po nich nie będzie.
Z miasta gminnego wróciłam, z asfaltu skręciłam na naszą gruntówkę. Oczom własnym nie wierzę. One tam ciągle stoją. Przy tej bramie, na tym pastwisku dolnym, które je takim przerażeniem napawało przez ostatnie tygodnie. No to im grzecznie mówię, wystawiając głowę przez okno, że już lecę po linki, coby ich przejście zabezpieczyć, i zaraz będę z powrotem.
Wróciłam z tymi linkami i z bacikiem, zrobiłam im przejście z jednego pastwiska na drugie, otwarłam bramy. Przeszły grzecznie. Bramy zamknęłam. Powietrze z płuc wypuściłam.
I niech mi ktoś powie, że telepatia nie istnieje. Batem pogonię.
Tutaj konie zanęcone marchwią na dole. Przez chwilkę.
"Odwal się od naszej marchwi!" "Ja? Ja tylko sobie przechodzę obok." |
"Na żartach się nie znają w ogóle." |
"Ty, Oczar, czy twoja stara też tyko myśli o żarciu?" "Nooo... Niestety. Żadnych ideałów. Materializm." |
...."Filozofem zostanę. Mądrością was jeszcze zadziwię, marchwiojady..." |
A tu już zima.
Na pastwisku za stajnią.
"Nic nam nie przyniosłaś? To po co tu przyszłaś?" |
A kocica zaprzyjaźniła się z jedyną myszą, którą powinna zeksterminować. Tą, co to wlazła do piwnicy i obżera mi kartofle, marchewki i pasternaki w skrzynkach. Odmawia wykonania kociego obowiązku i upolowania gryzonia. Co do innych zwierzów oporów nie ma. Ostatnio przyozdobiła nam wycieraczkę częściami łasicy.
I to by było na tyle o komunikacji między gatunkami.
Sprowadz innego kota, bo Twoj kot juz tego zadania nie wykona, przeciez nie bedzie zarl przyjaciela.
OdpowiedzUsuńA kunie? One, jak kazde inne zwierze, maja w tylkach zegarki i kalendarze. Uznaly wiec, ze czas zimowy nadszedl i pora zlazic z gor, taki wewnetrzny redyk. Pewnie telepatia tez pomogla, czworonozne cwaniaki wiedza dobrze, o czym myslimy.
Z innymi kotami ona się leje. A poza tym nie lubi zamkniętych pomieszczeń. Niestety, musiałam zastosować inne rozwiązanie.
UsuńMądre i urocze te Wasze koniki. A przybliż mi w paru słowach, bo się nie znam, Czy jak one przez pół roku są na tej górce same, to nie dziczeją?
OdpowiedzUsuńU nas dziś w nocy spadł pierwszy śnieg.
Odwiedzamy je przecież. Są głaskane i ukochiwane, może troszkę rzadziej niż kiedy są blisko domu. A poza tym znamy się już tyle lat...
UsuńNo cóż, wiedziały :) Telepatia istnieje, dwa razy usłyszałam myśli męża i na nie odpowiedziałam, budząc jego zdumienie ogromne i jakby przestrach. To było dziwne, usłyszałam jak mówi w mojej głowie. Gdyby nie zdumiał się i nie stwierdził, że nic nie mówił, bym nie zauważyła. Ale tylko dwa razy, więcej się nie zdarzyło. Ale często myślimy o tym samym. Odzywam się, a on mówi, że właśnie o tym myślał. No zsynchronizowałaś się z kopytnymi :)A kota może potrzebuje towarzystwa drugiego kota, to nie będzie się fraternizować z pożywieniem :)
OdpowiedzUsuńMnie się zdarza dzwonić do koleżanek właśnie wtedy, gdy one mają ochotę ze mną porozmawiać.
UsuńA kopytne mają różne radary.
Pałętają się tu inne koty, ale to raczej rywale niż przyjaciele. Kocia cały czas chciała się zaprzyjaźnić z naszą Kirunią, ale Kira do końca pozostała wrogiem.
Telepatia u stworów jak najbardziej, u ludzkich stworów o wiele rzadziej. Co do myszy, to Bobusiowa Fotka na zewnątrz łowi, w domu to mysi przyjaciele, na zasadzie gościa się nie bije, czym chata bogata i tak dalej. Raz widziałam jak z pobłażaniem pozwalała dwum małym myszastym potworom łazić po kuchni. Z rozczuleniem wręcz. I jest problem.
OdpowiedzUsuńLudzkie stwory nie zauważają własnej telepatii, nawet jak im się przydarzy. Nie pasuje do pewnej wizji świata.
UsuńPrzed chwilą poszłam posypać spóźnioną kolację kociornicy. Przywitała mnie na ścieżce do stajni rozgłośnym śpiewem, z ryjóweczką śliczną w paszczy. Chyba miała dylemat, co zjeść na pierwsze danie a co na drugie. W związku z tym najpierw porządnie uszkodziła myszkę, by nie uciekła, ułożyła na podłodze i zajęła się kulkami.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo ja tak sobie strawestuję znaną ludową piosenkę:
OdpowiedzUsuńCzyjeż to konisie po polu biegają?
pewnie Agnieszkowe, Agnieszki szukają.
Szukają na górze, szukają na dole,
przynieś nam, Agnieszko, marchewki na pole! :D:D:D
Usunęłam, bo nasadziłam literówek.
Ładnie, wręcz ślicznie, ale o wiele za kulturalnie. Kiedy moje konie rżą do mnie, to zazwyczaj jest to rżenie roszczeniowe. Choć, uczciwie przyznam, nie zawsze.
UsuńFajowski konisiowy post, piękne te wasze koniki Agniecha, szczególnie ich kolor mnie zaczwyca :)
OdpowiedzUsuńDojechałaś raz do Inkwi. Do mnie od niej tylko kilka kilometrów. Rozważ.
UsuńRozważę :)
UsuńKoniczki nie są głupie, chłodek się zrobił to sobie zeszły. Pewnie zdziwione Twoim zdziwkiem. No wiesz "Co ona sobie myśli, dlaczego nie nawołuje?!". Co do nowej przyjaciółki Pi - domowego zwierza się nie morduje, mysza mieszka podobnie jak Pi w obejściu to co kota będzie się nad zwierzęciem gospodarskim pastwić? ;-) Sama se morduj jak złapiesz. Ciekawe co będzie jak Tobie mysza spojrzy tymi małymi oczkami w oczy. Sama marchewkę z ziemniorem podrobisz coby ząbków zbytnio nie ścierała.
OdpowiedzUsuńKochana Tabaazo. Wszystkie poprzednie piwniczne myszki zostały przez kocinę załatwione bez żadnych skrupułów. Rozważam hipotezę, że Pi jakoś wyczuwa, że myszka jest chora i dlatego jej jeść nie chce. Ale i tak myślę, że myszka ząbkami ziemię gryzie. Nie jest mi z tym dobrze, ale teraz już tak uszczelnimy okienko, że żadne myszki nie wnikną do piwnicy.
Usuńuczta dla oczu! koniki i pastawisko, a jeszcze śnieg...bardzo pięknie. Konisie są mądre, kotek też, myszki są śliczne...miałam takie sliczne myszki w Andach. Te oczka jak guziczki...ale podejrzewam, ze już myszki nie ma za Twoją sprawą.
OdpowiedzUsuńTeż sobie myślę, że myszka już w krainie wiecznego podgryzania.
UsuńKolorystyka się zmieniła, dmucha ciepły wiatr i nastąpiła przewaga brązów i szarości. też się ładnie komponują.
Slowem konie Cie zaskoczyly i dobrze, okazuje sie, ze kon czy inny zwierz swoj rozum ma.
OdpowiedzUsuńZima pieknie u Ciebie wyglada. U mnie niby snieg pada, popaduje ale jakos go nie widac... nie bede z tego powodu rwac klakow z glowy bo wiem, ze bedzie i to pewnie w nadmiarze.
On ten snieg chyba jak konie swoj rozum ma:)))
Śnieg już się zmienił w błoto. Ale zapowiadają nowy opad więc znowu będzie ślicznie. Jechałam sobie dziś taką drogą niby to pomiędzy -gminną, czyli dość uczęszczaną, ale na wygwizdowie - zaspy się tworzą na tej drodze bardzo szybko, a odśnieżanie jeszcze się nie rozkręciło najwyraźniej, i leżał jeden samochód w rowie, drugi na polu, a odśnieżarka wyciągała trzeciego. Styl jazdy zimą u nas zmienia się na baaaardzo spokojny. Medytatywny wręcz. A kto nie potrafi, miewa problem.
UsuńJuz kiedys mialam awanture blogowa o opony:)) bo u nas sie nie zmienia, sa po prostu jedne opony na wszystkie sezony, a odsniezanie jest calkiem sprawne. W ubieglym roku mimo sniegu nie mialam okazji widziec nigdzie nieodsniezonych drog, we wsi nawet chodniki odsniezaja. Jedyne za co czlowiek jest sam odpowiedzialny to droga dojazdowa do garazu. Nasza ma ok 20-25 metrow i to wszystko co musimy ogarniac. Wspanialy juz w ubieglym roku bawil sie nowozakupionym snow blower jak maly chlopczyk nowa zabawka.
UsuńU mnie od odśnieżania jest Agniecha. A Agniecha lubi machać łopatą a nie dmuchać dmuchawą.
UsuńKobieto, ja tylko pomyślę, że muszę nakarmić wiecznie nienażarte futra, tak cichutko pomyślę i już słyszę tętent 36 łapeczek pędzących do kuchni z rozwianymi uszami! A mieszkając w mieszkaniu we Wro nawet najciszej nie można było pomyśleć przy psach magicznego słowa "spacerek", to Ty się koniom dziwisz?
OdpowiedzUsuńPewnie obok słów dolne pastwisko pomyślałaś marchew, siano i zima-zimno-jeszcze zimniej :)
P.S.
UsuńZawsze służę chętnie nowym łapaczem gryzoni ;)
Nie stałam obok nich. dzieliło nas co najmniej 2 kilometry. No ale telepatia działa przez cały świat.
UsuńWiem że masz wybór, ale u nas pęta się cała masa takich pół-kandydatów. A Pi goni ich wszystkich, gdzie pieprz rośnie.
Koniki -Zachwycają, post świetny ;) super piszesz ;) pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńO jejusiu! Dzięki za miłe słowa. Zwłaszcza te o super pisaniu, bo mnie się zawsze wydaje, że słów mi brakuje.
Usuńhmmm rozumiecie się bez słów. znacie wiele lat przecież a poza tym czy one nie sa troche niesforne?:-)
OdpowiedzUsuńu nas sypnęło mocno a ja na letnich oponach. jutro zmieniam. szkoda, że zoma taka ładna a taka niebezpieczna jednak.
Znamy się jak łyse konie. 😊
UsuńZmień szybko te opony bo jeżdżenie na letnich po śniegu to wyzwanie losu.
Konie na dotyk, jak w Toruniu gotyk:-)
OdpowiedzUsuńKonie mądre są i wiedza, kiedy nie przeginać!
Telepatia bywa formą komunikacji, albo to szósty zmysł!
jotka
Pozdrawiam więc, również telepatycznie.
OdpowiedzUsuńZaskakująca historia. Ja raczej stawiałabym nie na telepatię, a na końską mądrość- wiedzą, że na zimę zmieniają pastwisko, a że zima nadchodzi pewnie wyczuły prędzej, niż nam obwieściły pogodynki. Widziałam ten pierwszy śnieg w Twoich okolicach, było pięknie ! Z myszami i nornicami mam dylematy moralne- sama bym nie ubiła , ale bardzo wdzięczna jestem Kotostwu, że mnie wyręcza...
OdpowiedzUsuńTu niestety, musiałam wyręczyć kota.
UsuńJa tylko zgłaszam się, że przeczytałam - jak zwykle z uznaniem- i obejrzałam zdjęcia -jak zwykle z zachwytem- i że wciąż czasu mi brak. W zasadzie na wszystko ;).
OdpowiedzUsuńA Ty już może byś dała spokój ? że jak nie kolano to ząb?
Rabarbara
Ja naprawdę nie chciałam. Ani kolana ani zęba.
UsuńWyszły Ci te marmoladki z pigwy? Ja ciągle czekam, aż mi motywacja urośnie. Jakoś nie chce.
Bo koniki mądre są okrutnie i same wiedzą kiedy i gdzie 😉
OdpowiedzUsuńTak jak psy - w życiu bym nie wpadła, że można się relaksować na schodach.
UsuńMądre konisie, a i dorodne, sliczniutkie!
OdpowiedzUsuńUwiwlbiam Twoje podpisy pod zdjęciami😃
Mądre konisie - dlatego i podpisy pod zdjęciami do rzeczy - przecież czytam kopytnym w myślach.:-)
Usuń